Литмир - Электронная Библиотека

– Potrafię zrozumieć, co cię tam ciągnęło – szepnęła Sydney. – Stała konieczność myślenia.

– Facet, który założył i prowadził moją szkołę snajperską, był kapitanem marines i nazywał się Jim Land – kontynuował Darwin. – Po wojnie wietnamskiej napisał coś w rodzaju podręcznika instruktażowego dla snajperów pod tytułem: Jeden strzał - jedna śmierć. Chcesz posłuchać kilku instrukcji dla strzelców wyborowych?

– Tak – odparła cicho. – Poproszę co ciekawsze.

Minor uśmiechnął się.

– Kapitan Land pisze tak: „Samotna walka wymaga szczególnego typu odwagi. Człowiek jest sam ze swoimi lękami, sam ze swoimi wątpliwościami. Nie ma wokół siebie nikogo, od nikogo więc nie może czerpać siły i wsparcia. Jest skazany wyłącznie na siebie. Męstwo żołnierza walczącego w pojedynkę musi mieć charakter wyjątkowy i nie może – jak to bywa najczęściej – wynikać jedynie z przypływu adrenaliny i naturalnego na polu walki strachu”.

– Katalepsja – wtrąciła Sydney. – Mówiłeś mi o tym wcześniej.

– Tak – przyznał Darwin, po czym podjął: – Land pisze, że: „Snajper nie odczuwa nienawiści do wroga i choć uważa go za coś w rodzaju zwierzyny, na którą poluje, żywi do niego szacunek. W aspekcie psychologicznym jedyny motyw, jaki towarzyszy wyborowemu strzelcowi, to wiedza, że musi on wykonać swoje zadanie. Powinien mieć również przekonanie, że jest najlepszym kandydatem do wykonania owego zadania. Na polu bitwy nienawiść może zniszczyć każdego człowieka, a w szczególności snajpera. Zabijanie dla zemsty w ostatecznym rozrachunku może pozbawić człowieka zdrowych zmysłów. Kiedy patrzysz przez lunetę karabinu, pierwsze, co widzisz, to oczy wroga. Istnieje spora różnica między strzelaniem do cienia, do zarysu sylwetki i strzelaniem prosto w oczy. Zdumiewające, że gdy w kogoś wycelujesz, natychmiast dostrzegasz jego oczy. Wielu doskonałych podczas szkolenia strzelców nie potrafi wtedy oddać strzału…”.

– Ale ty potrafiłeś – podsumowała Sydney. – W Dalat. Patrzyłeś ludziom w oczy i nie przeszkadzało ci to pociągnąć za spust. Na tym polegał twój sekret. Dzięki temu przeżyłeś wszystkie te lata.

– Tak sądzisz? – spytał Dar.

– Tak, to kontrola, opanowanie – odrzekła. – Walka z lękiem, narzucanie sobie spokoju… za wszelką cenę.

– Być może – przyznał. Nie lubił psychoanalizy i tego typu wniosków. – Po prostu zawsze mi się udawało.

– Z wyjątkiem jednego strzału pociskiem kaliber.410 – wytknęła mu Syd.

– Niewypał – zgodził się Darwin. – Było to w jedenaście miesięcy po śmierci Barbary i dziecka. Wtedy coś takiego wydawało mi się… logiczne.

– A teraz?

– Mniej logiczne – mruknął. Odwrócił się i wziął kobietę w ramiona. Przez długą chwilę całowali się. Potern Sydney odsunęła się na tyle daleko, aby skupić spojrzenie na jego twarzy.

– Zrobisz coś dla mnie jutro, Dar? Coś szczególnego… tylko dla mnie?

– Tak – odparł bez wahania.

– Zabierzesz mnie w powietrze?

Zastanawiał się, ponownie zagryzając wargę.

– Polecisz szybowcem Steve’a… Wiesz, że mój ma tylko jedno siedzenie i…

– Spytam jeszcze raz: zabierzesz mnie jutro w powietrze, Dar?

– Tak – odrzekł.

80
{"b":"96997","o":1}