Литмир - Электронная Библиотека

Tamten tylko się uśmiechnął.

– Dokładnie to samo mu powiedziałem, doktorze Minor – oświadczył szef Santany, Bob Gauss. – Tom jednak zdaje się sądzi, że kryminaliści mają krótką pamięć. Niestety, ponieważ jest dowódcą oddziału specjalnego, nie mogę mu zabronić takiej akcji.

Dar chciał coś odpowiedzieć, ale się powstrzymał. Zerknął na Sydney. Kobieta popatrywała na Santanę i wyglądała na zmartwioną tym niemniej ten fakt nie powstrzymał jej przed stwierdzeniem:

– Tom przeniknie zatem do Pomocników. Spróbujemy też pójść śladem rosyjskim, czyli za zamachami na życie Dara Minora. Tymczasem doktor Minor oraz państwo Stewartowie użyczą nam swojej wiedzy specjalistycznej, dzięki czemu udowodnimy, że kilka spośród tych śmiertelnych wypadków zostało wcześniej ukartowanych i przygotowanych, a w innych doszło wręcz do morderstwa. Otrzymamy od tej trójki informacje, analizy, raporty z przeprowadzonych inwigilacji oraz rekonstrukcje niektórych wypadków drogowych. Wszelkie dowody przekażemy Narodowemu Biuru do Spraw Przestępstw Ubezpieczeniowych, a następnie prokuraturze i sędziom przysięgłym. – Na stojącej w rogu przenośnej szafce ze sprzętem audio-wideo znajdowały się między innymi odbiornik telewizyjny i magnetowid. Sydney wzięła ze stołu drugiego pilota, uruchomiła nim najpierw telewizor, potem odtwarzacz wideo. Dźwięk pozostał wyłączony. Kaseta pokazywała ostatni z cotygodniowych programów Dallasa Trace’a nadawanych na CNN. Program nazywał się „Sprzeciw podtrzymany”. – Czasami Trace nagrywa w Nowym Jorku – oznajmiła Sydney Olson – zazwyczaj jednak dogodniej jest mu kręcić w jego biurze w Los Angeles. Przed końcem tego roku chciałabym, żeby nasi ludzie na oczach kamer aresztowali tego wyniosłego sukinsyna. Moim marzeniem jest zakończenie jego telewizyjnej serii pokazem wyprowadzania faceta w kajdankach. – Sięgnęła po poprzedni pilot i na ekranie komputera pojawiły się twarze nieżyjących dzieci Gomeza. A w telewizorze wciąż milcząco śmiał się Dallas Trace.

***

Po zebraniu Dar pragnął porozmawiać z Syd, lecz mu się nie udało. Śledcza zaplanowała już wcześniej spotkanie z Poulsen i Warrenem. Niepocieszony wszedł więc wraz z Lawrence’em i Trudy do starej części Centrum Sprawiedliwości. Stewart nadal zeznawał w jakimś procesie o wymuszenie odszkodowania, którego kolejna sesja zaczynała się za kilka minut, Trudy natomiast musiała wrócić do biura w Escondido.

Zanim się rozstali, Darwin spytał:

– Jesteście pewni, że chcecie wchodzić w skład specjalnej ekipy dochodzeniowej?

– Już do niej przynależymy – odparł Stewart. – Znaleźliśmy się w niej z powodu śledztwa w sprawie Esposito i Richarda Kodiaka. Równie dobrze możemy dalej w niej działać.

– Poza tym Narodowe Biuro do Spraw Przestępstw Ubezpieczeniowych wypłaciło nam już zaliczkę – dodała Trudy.

– Jestem zaskoczony, że zmieniłeś zdanie, Dar – powiedział Lawrence. – Widziałeś już wcześniej dzieci zabite w wypadkach.

– Więcej, niż potrafię zliczyć – mruknął Minor. – Tyle że to nie był żaden wypadek, a nie mogę przejść obojętnie obok wielokrotnego morderstwa, szczególnie że widziałem ofiary tej zbrodni.

– Rozmawiałam z Tomem Suttonem – oświadczyła Trudy. – Jeszcze dzisiaj będziemy mogli pomówić z kierowcą ciężarówki przewożącej mercedesy, chociaż przesłuchano go już dość dokładnie. Mężczyzna nie mógł zmienić pasa, ponieważ równolegle do niego jechały trzy inne pojazdy, odbierając mu możliwości manewru. Niestety nie zapamiętał żadnego z kierowców ani tablic rejestracyjnych, gdyż za bardzo się skupiał na próbie uniknięcia zderzenia z jadącym przed nim pontiakiem Gomeza.

– Otaczały go aż trzy samochody? – upewnił się Dar. Już dwa pojazdy w takiej sytuacji należały do rzadkości.

Trudy kiwnęła głową.

– Dwa po bokach, trzeci przed Gomezami. Kierowca ciężarówki zapamiętał jedynie, że wszystkie blokujące go pojazdy były produkcji amerykańskiej, ten po prawej stronie to prawdopodobnie chevrolet. Wszystkie samochody prowadzili jego zdaniem biali faceci i wszystkie były dość stare, przynajmniej dziesięcioletnie.

– Do tej pory zapewne już je gdzieś porzucono albo zdemontowano – mruknął Minor. – Kierowca powiedział, że prowadzili je biali faceci? Czyli może nasi Rosjanie, a nie naganiacze czy ich latynoscy pomocnicy.

– Zadzwonimy do ciebie później – uciął Lawrence i każde z nich poszło w swoją stronę.

***

Darwin miał parę rzeczy do zrobienia, odkrył jednakże, że nogi same go niosą korytarzami starego budynku sądu. Szedł przez chwilę i zastanawiał się, czy nie zajść do którejś z sal sądowych i oddać się swoim ulubionym „operom mydlanym”. Szczególnie że Sydney miała być wolna dopiero o dziesiątej.

W tym samym momencie dostrzegł W.D.D. Du Boisa, radcę prawnego Stewart Investigations, który szedł szybko ku niemu. Du Bois chodził o lasce, mimo to poruszał się wielkimi krokami i całkiem żwawo.

– Dzień dobry, panie mecenasie.

– Dzień dobry, doktorze Minor – odparł prawnik.

– Właśnie z panem chciałem się spotkać. Musimy porozmawiać na osobności.

Wprowadził Darwina do pustej poczekalni dla świadków i zamknął drzwi na klucz. Usiadł na końcu stołu i przez chwilę ustawiał laskę, a później starannie układał przed sobą starą sponiewieraną aktówkę i kapelusz. Minor zajął krzesło po lewej stronie Du Boisa.

– Czy mam jakieś kłopoty z prawem? – spytał w końcu.

– No cóż, o niczym takim nie wiem. Poza tym, że Dickweed wciąż chce pana oskarżyć o zabójstwo drogowe – odparł prawnik. – Chodzi o coś innego. Jest pan w niebezpieczeństwie, mój przyjacielu! – Darwin milczał. Czekał. – Zanim dołączy pan do specjalnej ekipy dochodzeniowej śledczej Olson – kontynuował Du Bois – mam dla pana radę, Darwinie… nie tylko jako pański adwokat, ale także jako pański przyjaciel… że to bardzo niebezpieczna zabawa. Bardzo niebezpieczna.

Minor usiłował nie okazać zaskoczenia. Był jednak zdumiony. Zebranie u Syd skończyło się zaledwie dwadzieścia minut temu, a już rozeszła się informacja o podjętych tam ustaleniach? I na cóż się zdały prośby i ostrzeżenia porucznika Barra z Wydziału Wewnętrznego? Dar nie powiedział jednak tego na głos.

– Te dranie dwa razy usiłowały mnie zabić – stwierdził. – Co jeszcze mogą mi zrobić?

– Może im się udać – odciął się mecenas Du Bois. Na jego mocno pomarszczonej twarzy zwykle gościł uśmiech lub przynajmniej ironiczne rozbawienie, dziś wszakże oblicze sławnego prawnika pozostało ponure.

– Wie pan na temat tego spisku coś, co mogłoby pomóc specjalnej ekipie dochodzeniowej? – spytał Dar.

Adwokat powoli pokiwał głową.

– Proszę pamiętać, Darwinie, że jestem przedstawicielem sądu. Gdybym poznał jakiekolwiek pewne szczegóły, natychmiast przekazałbym je FBI albo pani Olson. Słyszałem jedynie pogłoski. Ale to brzydkie, paskudne pogłoski.

– Co dokładnie pan słyszał? – spytał Minor.

Du Bois obrzucił go niespokojnym spojrzeniem brązowych oczu.

– Mówią że sytuacja zrobiła się naprawdę bardzo poważna i że ci nowi naganiacze ubezpieczeniowi to mordercze kanalie. Podobno wchodząc im w drogę, człowiek naraża się gorzej niż starym kolumbijskim baronom narkotykowym. Słyszałem, że nadeszła w naszym kraju nowa epoka oszustw i że ci nowi przepędzą dawnych, tak jak wielki market doprowadza do zamknięcia wszystkie małe rodzinne sklepiki w okolicy.

– Przepędzą w taki sposób, w jaki pozbyli się mecenasa Esposito? – spytał Dar.

Du Bois rozłożył pomarszczone, zdeformowane ręce w wyrazistym geście.

– Wszystkie stare reguły straciły już zastosowanie – odparł. – Tak się w każdym razie mówi na ulicach.

– Kolejny powód, ażeby przyszpilić drani – odparował Darwin.

Prawnik westchnął, wziął laskę i aktówkę, włożył na głowę filcową fedorę. Gdy obaj wstali, zacisnął mocno palce na ramieniu Minora.

– Niech pan będzie ogromnie ostrożny, Darwinie. Ogromnie ostrożny.

***

Dar wrócił do biura Sydney, akurat kiedy kończyło się jej spotkanie z Poulsen i Warrenem.

– Właśnie pana chcieliśmy zobaczyć – rzucił agent FBI.

Minora zaczęło powoli denerwować tego rodzaju powitanie.

– Rozmawialiśmy wcześniej z kapitanem Hernandezem – wyjaśniła Syd. – Żalił się nam, że policja San Diego musi cię pilnować przez całą dobę, przez co funkcjonariusze zostają po godzinach, my zaś narzekaliśmy na jakość tej ochrony.

Darwin czekał na puentę.

– Dlatego od tej pory te obowiązki przejmie Federalne Biuro Śledcze – podsumował agent specjalny Warren. Mówił cicho, lecz miał w głosie charyzmę. – Wyznaczymy co najmniej tuzin ludzi, którzy będą się panem zajmować przez cały czas, toteż ochrona stanie się znacznie intensywniejsza, a równocześnie o wiele bardziej subtelna.

– Nie – powiedział Minor. Syd, Jeanette Poulsen i Jim Warren popatrzyli na niego ze zdziwieniem. – Będę z wami współpracował, ale mam właśnie ten jeden jedyny warunek – ciągnął, zwracając się bezpośrednio do Sydney. – Nie będzie dwudziestoczterogodzinnej ochrony. Macie odwołać wszystkich goryli. Zgoda?

– Nie wspomniałeś, że dołączysz do ekipy dochodzeniowej jedynie wtedy, jeśli spełnimy jakieś twoje warunki – zauważyła Sydney.

– Teraz o tym mówię – odciął się Darwin. – I mam tylko jeden warunek. Czyżby nie był możliwy do spełnienia?

Warren potrząsnął głową.

– Musi nam pan zaufać w tej sprawie, doktorze Minor. Mamy wprawę w ochronie świadków i…

– Nie – powtórzył Dar. – Mówiłem poważnie. Jeśli mamy razem pracować, potrzebuję tyle samo wolności, co reszta z was. Poza tym, wszyscy wiemy, że żadna ilość ochroniarzy nie powstrzyma dobrze wyszkolonego snajpera czy innego wynajętego zabójcy.

Zapadła cisza, którą w końcu przerwała Syd.

– Będziemy musieli uszanować twoje… żądanie, Darwinie. Ale tylko dlatego, że zgadzamy się z tym, co mówisz. Kto to powiedział? Chyba prezydent Kennedy, nieprawdaż? „Jeśli XX wiek czegoś nas nauczył, to tego, że każdego można zabić”.

59
{"b":"96997","o":1}