Wszyscy zebrani w pokoju znali historię milionera Milesa Grahama. Należał do najsławniejszych i najbogatszych przedsiębiorców spośród wszystkich kapitalistów zastrzelonych w Moskwie w ostatnich latach. Ten sprytny i energiczny biznesmen zginął, ponieważ odmówił zapłacenia pewnym osobom wystarczająco dużych łapówek.
Dar odchrząknął. Nie miał ochoty się odzywać, poczuł się jednak zmuszony.
– Twierdzisz, że Yaponchik i Zuker działali w Afganistanie – spytał cicho – jako dwuosobowy zespół snajperski? Wiemy, że Amerykanie i Anglicy używają zespołów dwuosobowych, ale wydaje mi się, że Sowieci w Afganistanie preferowali trzyosobowe.
Sydney spojrzała na agenta specjalnego Warrena. Człowiek z Federalnego Biura Śledczego kiwnął głową. Zerknął w swój notatnik elektroniczny.
– Ma pan rację – przyznał. – Regułą były tam oddziały trzyosobowe, ci dwaj pracowali jednak jako para, czyli bardziej w stylu amerykańskim.
– Który z nich był strzelcem, a który obserwatorem? – spytał Dar.
Agent specjalny Warren wystukał coś na klawiaturze notatnika i przez kilka sekund patrzył na ekran.
– Według raportów polowych CIA obu wyszkolono jako strzelców wyborowych, tyle że Yaponchik był oficerem – porucznikiem armii. Potem dostał awans w KGB. Zuker natomiast był zaledwie sierżantem.
– Zatem Yaponchik był głównym snajperem – zadumał się Minor. W myślach dodał: „Tylko że to Zukera, czyli człowieka numer dwa, wysłano, aby mnie zlikwidował”. – Macie przypadkiem dane na temat broni używanej przez nich w Afganistanie?
– Notatki, które dostałem, wzmiankują, cytuję: „Przyjmuje się, że używano wyborowych karabinów snajperskich SWD, zarówno w Afganistanie, jak i podczas szkolenia serbskich snajperów w pobliżu Sarajewa”.
Darwin pokiwał głową.
– Stara, ale godna zaufania broń. Snajperskaja Wintowka Dragunowa.
Syd odwróciła szybko głowę.
– Nie wiedziałam, że mówisz po rosyjsku, Dar.
– Nie mówię – odparł. – Przepraszam, że przerwałem. Proszę kontynuować.
– Nie, nie – odparowała Sydney. – Ty mów. Powiedz nam wszystko, co na ten temat wiesz.
Darwin potrząsnął głową.
– Kiedy ten amerykański biznesmen… Graham… został zamordowany w Moskwie, pamiętam, co czytałem. Padły wtedy dwa strzały, oddane z odległości sześciuset metrów. Z raportu gazety wynikało, że wydobyte z ciała kule to kryzowane 7,62 x 54 milimetry. Z SWD strzela się właśnie tego typu nabojami i przy takim zasięgu jest to bardzo dokładny karabin. Bardzo.
Syd gapiła się na niego bez słowa.
– Myślałam, że nie lubisz karabinów.
– Bo nie lubię – odparł Dar. – Nie lubię też rekinów, lecz potrafię wskazać różnicę między żarłaczem białym i rekinem młotem.
Sydney wróciła do głównego tematu spotkania, mówiąc wyraźnym, niespiesznym głosem:
– Panowie, Jeanette, Trudy. Otrzymaliśmy oficjalną zgodę na rozszerzenie i przyspieszenie naszego śledztwa. Mamy sensowne powody wierzyć, że mecenas Dallas Trace ma związek z ostatnim dramatycznym wzrostem pozorowanych wypadków na autostradach południowej Kalifornii, szczególnie tych śmiertelnych, i że jest zaangażowany w nową sieć wyłudzania odszkodowań. Powołał ją do życia sam pan Trace i inni wybitni prawnicy, jak dotąd niezidentyfikowani. – Sydney wywołała kolejne zdjęcie. Przedstawiało uśmiechniętego, starszego duchownego w koloratce. – Oto ojciec Roberto Martin. Ojciec Martin jest już na emeryturze, ale przez wiele lat był pastorem kościoła pod wezwaniem świętej Agnieszki w Chavez Ravine… czyli latynoskiej dzielnicy położonej niedaleko stadionu Dodgersów. Ojciec Martin jest człowiekiem miłosiernym, a przedmiotem jego troski pozostają głównie jego latynoscy parafianie. Już w latach siedemdziesiątych marzył o założeniu organizacji dobroczynnej, która pomagałaby biednym imigrantom z Meksyku i innych państw Ameryki Łacińskiej. Pomagał zbierać fundusze poprzez diecezję, zabiegał też o wsparcie u różnych firm z Los Angeles, skłonnych przekazywać pieniądze jego organizacji, którą nazwał: Pomocnicy Bezbronnych… Po pomoc w założeniu fundacji zwrócił się do tego człowieka… – Na ekranie projektora ukazała się fotografia pulchnego mężczyzny o latynoskim wyglądzie, doskonałej fryzurze i uśmiechu równie szerokim jak ojca Martina. Osobnik nosił wyraźnie kosztowny garnitur i krawat. – Oto prawnik, do którego udał się ojciec Martin ze swoim marzeniem – ciągnęła Syd. – Mecenas William Rogers… Prawdopodobnie znacie jego nazwisko, gdyż jest ważnym adwokatem, który posiada kilka kancelarii we wschodnim Los Angeles, a jego układy polityczne są bez zarzutu. Rogers jest dobrze znany ze swych umiejętności zbierania funduszy na różne cele, poza tym popierał elekcyjne wysiłki obecnego burmistrza Los Angeles. Ojciec Martin miał nadzieję, że mecenas Rogers pokieruje Pomocnikami Bezbronnych, a gdy on sam przejdzie na emeryturę, zajmie się także zdobywaniem funduszy.
– Czy mecenas Rogers wyraził zgodę? – spytał Lawrence.
– Nie całkiem – odparła Sydney. – Prawnik powołał dwuosobowy zarząd, który składał się z jego żony Marii oraz społecznego aktywisty, a równocześnie własnego detektywa, Juana Barrigi. – Zdjęcie Barrigi pojawiło się obok fotografii Rogersa w rzędzie piramidy POMOCNICY. Mężczyźni i kobiety wokół stołu pokiwali głowami. Wszyscy wiedzieli, że detektywi pracujący dla adwokatów, którzy specjalizują się w sprawach o odszkodowanie, aż nazbyt często ulegali pokusie popełniania oszustw ubezpieczeniowych. Ich życie i kariera kręciły się wszak wokół wywiadów z ofiarami sfingowanych wypadków na budowach i w miejscach pracy, ekspertami od przygotowanych uprzednio kolizji drogowych, naganiaczy, oszustów z kręgu zajmujących się biedotą przedstawicieli służb pomocy medycznej, gangów ulicznych, nieetycznych lekarzy, ofiar symulujących uszkodzenie kręgosłupa i wszelkiego rodzaju innych oszustów ubezpieczeniowych. Co ważniejsze, detektywi ci niezmiennie widzieli, że większość firm ubezpieczeniowych ze strachu przed kosztownym procesem sądowym zazwyczaj niezwykle szybko zawiera ugodę z osobami zgłaszającymi roszczenie. – Barriga spędził ostatnie trzy lata na tworzeniu prawdziwej sieci składającej się z adwokatów i lekarzy, skłonnych zajmować się ludźmi przysyłanymi przez Pomocników Bezbronnych. Ochotników na Pomocników osobiście testują Bill i Maria Rogers, a kierują tam swoich obywateli same konsulaty: meksykański, kolumbijski, salwadorski, kostarykański, panamski i inne. No i parafie z całego stanu, zarówno katolickie, jak i różnych Kościołów protestanckich.
Zdjęcia kilku spośród tych adwokatów i lekarzy ukazały w odpowiednim rzędzie schematu. Niektóre nazwiska prawników brzmiały znajomo, na przykład Esposito i Abraham Willis, inne natomiast kojarzyły się z osobami ogromnie szanowanymi. Choćby Robert Armann, były zastępca prokuratora okręgowego, obecnie znany jako jeden z najskuteczniejszych i najpopularniejszych członków rady miejskiej Beverly Hills. Albo Hanop Semerdjian, zasłużony adwokat, działacz praw obywatelskich i rzecznik społeczności ormiańskiej w południowej Kalifornii. A także Harry Elmore, początkowo słynny gracz futbolowy Uniwersytetu Południowokalifornijskiego, niemal sportowy bohater narodowy, który po ukończeniu studiów medycznych otwierał darmowe kliniki w najgorszych dzielnicach San Diego i Los Angeles. Twarze tych osób mocno skonsternowały i zaszokowały uczestników zebrania. Przez chwilę panowała pełna napięcia cisza.
– Czy pani ekipa dochodzeniowa nie posunęła się za daleko w swoich podejrzeniach, śledcza Olson? – spytał otwarcie kapitan Tom Sutton z CHP. – Bardziej mi się to kojarzy z haczykiem dla mediów niż z poważnym śledztwem.
Syd odwróciła się od ekranu i spokojnie, bez cienia urazy w oczach wytrzymała spojrzenie rosłego kapitana stanowej policji drogowej.
– Tak to może wyglądać na pierwszy rzut oka, prawda, Tom? Niestety wszystkie nasze dane zostały sprawdzone. Sprawa toczy się od trzech miesięcy i prawdopodobnie niedługo przedstawimy oficjalne akty oskarżenia… wszystkim, łącznie z mecenasem Dallasem Trace’em.
– Dlaczego zatem teraz o tym rozmawiamy? – spytał Frank Hernandez.
Sydney wyłączyła projektor i niespodziewanie włączyła górne światła. Nadal stała.
– Ponieważ nasze śledztwo nabrało obecnie znaczącego przyspieszenia i wchodzimy na panów teren. Potrzebujemy zatem panów pomocy. Ta informacja jest poufna…
– Toczy się kilka śledztw i to nie tylko w Departamencie Policji Los Angeles – wtrącił porucznik Barr z Wydziału Wewnętrznego. – Każdy przeciek tej informacji byłby… bardzo niekorzystny.
Wszyscy przedstawiciele organów ścigania przez moment przeszywali porucznika wzrokiem pełnym nienawiści.
– To… Przymierze – ciągnęła tymczasem Syd – wspierane przez Yaponchika, Zukera i innych zabójców z rosyjskiej Organizaciji… szybko stworzyło oparty na oszustwach biznes, potężny niczym kolumbijska mafia narkotykowa, rosnąca w naszym kraju w siłę od ponad dwudziestu lat. Ten biznes to potężna organizacja, ogromne dochody i prawie nieprawdopodobny poziom przemocy.
– Czego zatem oczekuje pani od nas? – spytał Hernandez. – Posiada pani wsparcie agencji stanowych i państwowych… takich jak Narodowe Biuro do Spraw Przestępstw Ubezpieczeniowych czy Federalne Biuro Śledcze. Co my, zwyczajni gliniarze, możemy zaoferować?
– Współpracę – odparła Sydney. – Kontakt, w razie potrzeby. Dostęp do laboratoriów, pomoc poszczególnych funkcjonariuszy i przedstawicieli personelu technicznego, ilekroć ze względu na miejsce i konieczność szybkiej reakcji będziemy potrzebować pomocy miejscowych organów ścigania. Zrozumienia i współpracy, dzięki której nie zaczniemy działać przeciwko sobie nawzajem… albo strzelać do siebie.
Hernandez wyjął papierosa z paczki w kieszeni sportowej marynarki, zerknął z niechęcią na wszechobecny ostatnio napis ZAKAZ PALENIA, umieszczony w pobliżu drzwi, i wsunął w usta nie zapalonego papierosa.
– No dobrze. Jaki jest pani plan?
– Ja znów zacznę działać jako tajniak – wtrącił Tom Santana. – Stworzę sobie nową przykrywkę przestępcy lub oszusta i wcisnę się do fundacji poprzez jeden z ośrodków zdrowia. Sprawdzę tych Pomocników Bezbronnych od środka.
Darwin spytał, nieco wbrew sobie:
– Czy to mądre posunięcie, Tom? Po rozgłosie wokół dokonanych przez ciebie aresztowań tego azjatyckiego gangu kilka lat temu…