Литмир - Электронная Библиотека

– Tak.

– Mecenasie, mógłby mi pan wyjaśnić, dlaczego pana syn nosił inne nazwisko niż pan? – Głos Syd był niski, towarzyski i przyjazny.

– Czy pani mnie przesłuchuje, pani oficer śledcza?

– Ależ naturalnie, że nie, panie mecenasie.

– To dobrze – powiedział Dallas, rozpierając się w fotelu i ponownie kładąc buty na krawędzi biurka. – Przez chwilę się bałem, że może będę musiał wezwać mojego prawnika. – Sydney czekała na ciąg dalszy. – Mój syn, Richard – podjął w końcu Trace – wybrał nazwisko swego ojczyma, niejakiego Kodiaka. – Richard jest… to znaczy był… moim dzieckiem z pierwszego małżeństwa, z Elaine. Rozwiedliśmy się w roku 1981, a potem Elaine wyszła powtórnie za mąż. – Syd pokiwała głową, lecz nic nie powiedziała. Dallas Trace wykrzywił wargi, przybierając smutny uśmiech. – Nie jest dla nikogo sekretem, pani Olson, że mój syn i ja pokłóciliśmy się kilka lat temu. No i wtedy Richard oficjalnie przyjął nazwisko ojczyma. Przypuszczam, że zrobił to również w celu zranienia mnie.

– Czy pokłóciliście się z powodu… hm… stylu życia pańskiego syna? – spytała Sydney.

Uśmiech Trace’a nieco przygasł.

– Cóż, nie jest to oczywiście pani sprawa, śledcza Olson. Ponieważ pragnę jednak okazać pani dobrą wolę, odpowiem na pani pytanie, mimo iż dotyczy intymnej sfery mojego życia, jest wścibskie i dość aroganckie. Odpowiedź brzmi: „Nie”. Fakt, że Richard odkrył w sobie odmienną orientację seksualną nie miał nic wspólnego z naszą kłótnią. Gdyby pani zasięgnęła informacji na temat mojej osoby, pani Olson, nie umknęłoby pani uwagi moje poparcie dla praw gejów i lesbijek. Richard jest… był… upartym młodzieńcem. Może w naszej rodzinie nie było miejsca dla dwóch uparciuchów.

Syd znów kiwnęła głową.

– Jak określiłby pan swoją reakcję na ten film wideo, panie Trace?

– Byłem nim oburzony – odparł bez namysłu adwokat. – Tyle że widziałem go już wcześniej. I to parę razy.

Dar aż zamrugał, słysząc tę wiadomość.

– Doprawdy? – spytała Sydney. – Mogę spytać gdzie?

– Detektyw Ventura pokazał mi go w trakcie śledztwa – odpowiedział prawnik.

– Porucznik Robert Ventura? – upewniła się Syd. – Z Wydziału Zabójstw Departamentu Policji Los Angeles?

– Zgadza się – przyznał Trace. – Zarówno porucznik Ventura, jak i kapitan Fairchild zapewnili mnie jednak… zapewnili, pani Olson, bez najmniejszych wątpliwości… że ta animacja została oparta na błędnych i kompletnie niemiarodajnych danych.

Darwin odchrząknął.

– Panie Trace, wydaje się pan pewny, że wideo nie pokazuje we właściwy sposób śmierci pańskiego syna – rzekł. – Mogę spytać, z czego wynika pańskie przekonanie?

Adwokat wpatrzył się w niego lodowato.

– Naturalnie, doktorze Minor. Po pierwsze, szanuję profesjonalizm detektywów prowadzących dochodzenie w sprawie, o której mówimy…

– Czyli panów Ventury i Fairchilda z Wydziału Zabójstw – wtrąciła Sydney.

Prawnik ani na moment nie spuścił wzroku z Dara.

– Tak – potwierdził – detektywów Ventury i Fairchilda. Ci ludzie poświęcili tej sprawie setki godzin i wykluczyli możliwość zabójstwa…

– Rozmawiał pan z kimś z Wydziału Ruchu Drogowego Departamentu Policji Los Angeles? – zapytał Dar. – Na przykład z sierżantem Rote’em? Albo z kapitanem Kapshawem?

Prawnik wzruszył ramionami.

– Rozmawiałem z wieloma osobami zaangażowanymi w sprawę, doktorze Minor, więc prawdopodobnie także z tymi dwoma policjantami. Na pewno rozmawiałem z funkcjonariuszem Lentile, który napisał raport z wypadku, a także z funkcjonariuszem Clanceyem, funkcjonariuszem Berrym, sierżantem McKayem i innymi, którzy znajdowali się na miejscu zdarzenia tamtej nocy. – Mocne mięśnie wokół cienkich warg Trace’a znowu się napięły, ale mimo uśmiechu oczy mężczyzny pozostały smutne. – Nie jestem całkowicie pozbawiony jako takich zdolności. Umiem prowadzić przesłuchanie, skłaniać ludzi do zwierzeń i brać ich w krzyżowy ogień pytań.

– Bez wątpienia – zgodziła się Syd, czym przyciągnęła do siebie spojrzenie adwokata – ale czy rozmawiał pan z dwiema bezpośrednio zamieszanymi w wypadek osobami, które wysunęły żądania ubezpieczeniowe, czyli panem Bordenem i panną Smiley?

Adwokat potrząsnął głową.

– Przeczytałem ich zeznania. Nie miałem ochoty z nimi rozmawiać.

– Podobno przeprowadzili się do San Francisco – kontynuowała Sydney – tamtejsza policja nie potrafi jednak wskazać ich aktualnego miejsca pobytu. – Trace nie odezwał się. Zerknąwszy na zegarek, dał im obojgu do zrozumienia, że marnują jego cenny czas. Dar popatrzył z ciekawością na przyjaciółkę. Skąd wzięła tę ostatnią informację? – Wiedział pan, że pański syn używał jeszcze innego nazwiska, panie Trace? Miał dokumenty na nazwisko doktor Richard Karnak i pracował w klinice medycznej California Sure-Med.

– Tak – odparł prawnik. – Dowiedziałem się o tym.

– Czy pański syn zdobył tytuł doktora, panie Trace?

– Nie – odrzekł adwokat. W jego głosie nie było chyba ani napięcia, ani obronnego tonu. – Mój syn był wiecznym studentem… Miał po trzydziestce i wciąż nie zdołał skończyć żadnych studiów. Przez rok uczył się na medycynie.

– Jak pan się dowiedział o fałszywym nazwisku swojego syna i jego związkach z kliniką Sure-Med, panie Trace? – spytała Syd. – Od porucznika Ventury albo kapitana Fairchilda?

Dallas przecząco poruszył głową.

– Nie. Wynająłem prywatnego detektywa.

– I wie pan, że klinika California Sure-Med wystawiała fałszywe zaświadczenia, stanowiąc prawdziwe źródło symulowanych żądań ubezpieczeniowych? I że pański syn pogwałcił stanowe i federalne prawa, udając lekarza i wydając takie właśnie sfingowane zaświadczenia o uszkodzeniach ciała i ranach? – ciągnęła Sydney.

– Teraz już wiem, oficer śledcza Olson – odparł Trace płaskim głosem. – Zamierza pani oskarżyć mojego syna? – mruknął. Kobieta wytrzymała jego ostre spojrzenie. Adwokat westchnął i opuścił nogi na podłogę. Przygładził palcami zaczesane w tył siwe włosy i poprawił rzemyk przytrzymujący kitę. – Śledcza Olson – podjął – obawiam się, że wiem o tej sprawie więcej niż pani. To, czego nie powiedziała mi policja, ustalił mój prywatny detektyw. Odkryłem fakty i wiem, że mój syn wystawiał fałszywe zaświadczenia i był związany z siecią oszustów ubezpieczeniowych. Grupą kierował zdaje się… naganiacz.

– Tak.

– Naganiacz ubezpieczeniowy nazywa się Jorge Murphy Esposito. – Dallas Trace wypowiedział ostatnie trzy słowa takim tonem, jakby miały smak czystej żółci.

– Który zmarł w ten weekend – dodała Syd.

– Właśnie – przyznał adwokat. Uśmiechnął się. – Chciałaby pani spytać o moje alibi na czas wypadku, oficer śledcza?

– Nie, dziękuję, panie Trace – odrzekła Sydney. – Wiem, że w niedzielne popołudnie uczestniczył pan w aukcji charytatywnej w Beverly Hills. Kupił pan tam rysunek Picassa za sześćdziesiąt cztery tysiące dwieście osiemdziesiąt dolarów.

Uśmiech Dallasa zgasł.

– Jezu Chryste, kobieto! – mruknął. – Naprawdę podejrzewa mnie pani o wykończenie tego gnojka?

Syd pokręciła głową.

– Po prostu próbuję zebrać informacje na temat jednej z najbardziej dochodowych tego typu klinik w południowej Kalifornii – odparła. – Pański syn, który uczestniczył w tych machlojkach, zmarł w tajemniczych okolicznościach…

– Nie zgadzam się z panią w tej kwestii – przerwał jej ostro prawnik. – Mój syn zginął w wypadku podczas wyprowadzki z wynajmowanego mieszkania. Towarzyszyła mu para przyjaciół, dwoje pomniejszych złodziejaszków, z których jedno nie potrafiło prowadzić furgonetki, czym doprowadziło do bezsensownego zakończenia w dużej mierze bezużytecznego życia Richarda.

– Rekonstrukcja zdarzenia dokonana przez doktora Minora… – zaczęła Sydney.

Adwokat zwrócił wzrok na Dara. Na jego twarzy nie było teraz nawet cienia uśmiechu.

– Doktorze Minor, kilka lat temu widziałem w kinie pewien popularny film o wielkim dużym statku, który zatonął prawie dziewięćdziesiąt lat temu…

– O Titanicu – wtrącił Darwin.

– Tak, zgadza się – przyznał prawnik, a jego zachodnioteksaski akcent stał się nieco bardziej wyrazisty.

– No i w tym filmie widziałem na własne oczy, że statek stanął na rufie, przełamał się na dwoje, a płynący nim ludzie zaczęli wypadać do wody jak żaby z kubła. Ale wie pan co, doktorze Minor? – Dar słuchał. – Nic z tego nie było prawdziwe. Widziałem jedynie efekty specjalne. Cyfrowo stworzoną historię. – Dallas Trace niemal wypluł ostatnie słowa. Darwin milczał. – Gdybym postawił pana na miejscu dla świadków, doktorze Minor, a pańską cenną animację komputerową przedstawił ławie przysięgłych, wystarczyłoby mi trzydzieści sekund… nie, cholera, nawet dwadzieścia… i udowodniłbym, że w tej epoce obróbki cyfrowej i komputerowych efektów specjalnych nie możemy już zaufać niczemu, co widzimy na taśmie.

– Tylko że Esposito nie żyje – przerwała mu Syd.

– A Donald Borden i Gennie Smiley, która jako panna nazywała się Gennie Esposito… o czym jestem pewna, że wynajęty przez pana detektyw pana poinformował… zniknęli. I nadal nie widzi pan w tej sprawie niczego podejrzanego?

Dallas Trace przeniósł na kobietę złowieszcze spojrzenie.

– Ależ, pani Olson, w tej sprawie podejrzane wydaje mi się dosłownie wszystko. Zawsze byłem podejrzliwy wobec wszystkiego, co robił Richard, wobec każdego jego przyjaciela i każdych tarapatów, z których musiałem go wyciągać. No cóż, w końcu wpakował się w historię, z której nikt nie potrafił już go wyrwać. Jestem jednak przekonany, pani Olson, że mój syn zginął w wypadku, choć z drugiej strony uważam, że jego śmierć za diabła nie ma już znaczenia! Gdyby Richard nie umarł tamtej nocy na Marlboro Avenue, siedziałby teraz prawdopodobnie w więzieniu. Pani Olson, mój syn był biednym, zakłopotanym, słabym gówniarzem, którym łatwo było manipulować, toteż nie zaskoczyło mnie ani trochę, że skończył w towarzystwie takich przegranych ofiar losu jak Jorge Esposito, Donald Borden czy Gennie eks-Esposito Smiley.

– A ich zniknięcie? – spytała Sydney.

Adwokat roześmiał się i po raz pierwszy jego śmiech zabrzmiał szczerze.

43
{"b":"96997","o":1}