Литмир - Электронная Библиотека

– Powinien wtedy wyjść – zauważyła Trudy ze smutkiem.

– Nie byłoby to uprzejme – warknął jej małżonek.

– Poza tym zapłaciłem za całą godzinę. No i chciałem pokazać, że pani Dibbs bez trudu potrafi ćwiczyć całą godzinę.

– No cóż – mruknęła jego żona. – Bez wątpienia to udowodniłeś.

Wcisnęła guzik na pilocie i przewijanie dwukrotnie przyspieszyło. Aerobik zmienił się w szaleńcze machanie odzianych w lycrę ramion i nóg, wypychania pośladków, poruszania ud, czyli prawie erotyczny taniec spoconych kobiet. Tłusty, wąsaty mężczyzna w okularach przeciwsłonecznych zawzięcie usiłował dotrzymać im kroku. Lawrence na ekranie oddychał teraz przez usta, a właściwie straszliwie sapał, twarz zaś miał okropnie zarumienioną. Wciąż na przyspieszeniu Syd i Dar obejrzeli jeszcze trzy przerwy i trzy wyprawy Lawrence’a do źródła wody pitnej. Potem była jeszcze czwarta, ostatnia przerwa. Według cyfrowego czytnika grupa ćwiczyła już czterdzieści osiem minut.

Podczas tej przerwy kobiety się rozproszyły. Jedne biegały w miejscu, inne gawędziły po dwie, trzy lub więcej; pani Dibbs należała do tych pierwszych. Lawrence ciężkim krokiem podążył do korytarza i ruszył przed siebie. Na moment jego odbicie znów pojawiło się w tafli wody w fontannie. Bluzę Stewart miał kompletnie przepoconą, wręcz mokrą, a twarz ciemną – jak gdyby popękały mu wszystkie naczynia krwionośne. Później kamera odwróciła się od fontanny z wodą pitną i sali gimnastycznej, przemieściła dalej wyłożonym lustrami korytarzem, pokazała otwierane drzwi ze znaczkiem męskiej toalety i wtargnęła przez nie do pomieszczenia…

Syd zaczęła się śmiać.

– Okej, Trudy – wrzasnął Lawrence z jadalni. – Możesz już wyłączyć nagranie. Nasi goście wiedzą, o co chodzi.

Trudy jednak utrzymała film na szybkim przewijaniu. Obraz kamery popędził ku jednemu z pisuarów, pokazał zdejmowane szorty gimnastyczne, potem widok przeniósł się na kafelki ponad pisuarem, wreszcie znów się podniósł, po czym ponownie opadł, poruszył się w pionie i poziomie, aż znalazł się nad zlewem, a w lustrze pojawiło się odbicie Lawrence’a, wciąż w ciemnych okularach, w których kojarzył się z Jackiem Nicholsonem. Zegar nadal pędził, szaleńczo odliczając sekundy. Wreszcie kamera wróciła do sali gimnastycznej na ostatnie kilka minut ćwiczeń. Lawrence poszedł za panią Dibbs na parking. Powódka wyglądała na ożywioną treningiem i prawie wskoczyła do hondy. Obraz kamery co rusz przechylał się niebezpiecznie, raz zatrzymał się przy słupku płotu, gdzie pojawiła się ręka wyraźnie słaniającego się na nogach Lawrence’a, który schwycił się słupka prawdopodobnie dla zachowania równowagi. Syd ciągle się śmiała.

– To nic… nic osobistego – zdołała powiedzieć, podnosząc głos, aby mógł ją usłyszeć Stewart, który wycofał się już z jadalni do kuchni.

– Rozumiesz zatem, w czym tkwi problem – zwróciła się do niej Trudy.

Śledcza potarła policzki.

– Jeśli chcecie pokazać film w sądzie, nie możecie go pociąć – powiedziała w końcu. Głos jej się trząsł, choć starała się przemawiać poważnym tonem. – Trzeba pokazać całość albo nic.

– Cholera, zapomniałem! – krzyknął Lawrence z kuchni.

– Możecie ją nagrać jeszcze raz – zauważył Dar.

– Zdaję mi się, że pani Dibbs wyczuła intencje Larry’ego – stwierdziła Trudy.

– Lawrence’a, nie Larry’ego – poprawił ją z kuchni Lawrence. – I możesz sobie, cholera, sama iść na ten aerobik.

Trudy potrząsnęła głową.

– To ja przesłuchiwałam panią Dibbs. Dlatego nie mogłam zarejestrować jej ćwiczeń.

– No cóż… – zaczęła Syd.

– Ja bym pokazał tę kasetę – powiedział Minor. – Licząc razem z kasetą z furgonetki inwigilacyjnej, minie prawie godzina, zanim dojdziecie do części… dla dorosłych. Nie sądzę, żeby ława przysięgłych albo adwokaci powódki pozwolili pokazać aż tak dużo. Zechcą przerwać pokaz najszybciej, jak to będzie możliwe.

– Dokładnie – zgodziła się z nim Sydney. – Po prostu napiszcie w aktach, że macie jeszcze czterdzieści minut zapisu. Myślę, że jesteś bezpieczny, Lawrensie.

– Łatwo wam mówić – dobiegł ich z kuchni jego głos.

Syd i Dar wymienili spojrzenia.

– Skoro mamy dotrzeć przed nocą do Julian i twojego domku – powiedziała śledcza – chyba powinniśmy już się zbierać.

Darwin pokiwał głową. Po drodze do wyjścia zaszedł do kuchni i poklepał Lawrence’a po plecach.

– Naprawdę nie masz się czego wstydzić, amigo.

– Co masz na myśli? – odburknął tamten.

– Umyłeś po wszystkim ręce – odparł wesoło Minor. – Tak jak nas uczyły nasze mamy. Cała ława przysięgłych będzie z ciebie dumna.

Lawrence nie odpowiedział mu, za to wbił wzrok w żonę. Jego oczy miotały błyskawice gniewu.

Dar i Sydney wsiedli do land cruisera i ruszyli ku wzgórzom.

28
{"b":"96997","o":1}