Литмир - Электронная Библиотека

– Możemy podejść, Wysoki Sądzie? – spytał adwokat powódki, starając się zachować spokój, a równocześnie nie zmarnować zdobytej już przewagi. Odbyła się krótka narada, podczas której obrońca pozwanego tłumaczył coś z emfazą, pełnomocnik powódki gestykulował i upierał się przy czymś natarczywie, sędzia Williams natomiast słuchał w milczeniu, z nachmurzoną miną i na wpół przymkniętymi oczyma.

Po chwili sędzia nakazał obu adwokatom powrót na miejsca i skierował wzrok na spłonioną powódkę.

– Pani Maxwell – powiedział. – Rozumiem pani niechęć do powtórzenia propozycji, którą scharakteryzowała pani jako nieprzyzwoitą, skoro jednak wniosła pani sprawę przeciwko panu Strubbinsowi, musi pani poinformować sąd i ławę przysięgłych o słowach i zachowaniu pani pracodawcy. Może opisze nam pani tę sytuację na kartce?

Powódka znieruchomiała, potem skinęła głową, wciąż straszliwie zarumieniona. Widzowie jęknęli i rozsiedli się wygodniej w twardych ławkach. Dar obserwował, jak urzędnik sądowy przynosi długopis i notes stenografki. Pani Maxwell pisała, a czas wlókł się niemiłosiernie. W końcu urzędnik sądowy wydarł z notesu zapisaną przez nią kartkę i wręczył ją sędziemu, który przeczytał tekst, nie zmieniając wyrazu twarzy, po czym skinieniem przywołał do siebie obu adwokatów. Po przeczytaniu żaden nie wypowiedział nawet słowa komentarza. Urzędnik sądowy wziął kartkę i zaniósł ją przysięgłym. Ławie przysięgłych przewodniczyła, siedząca jako pierwsza po prawej, ubrana w czarny elegancki kostium i białą bluzkę, wysoka i szczupła kobieta, choć z zaskakująco wydatnym przy jej figurze biustem. Podobnie jak powódka, nosiła okulary i włosy upięte w kok.

– Proszę podać notatkę przewodniczącemu ławy przysięgłych – polecił sędzia.

– Przewodniczącej – poprawiła go kobieta z wydatnym biustem, prostując się jeszcze bardziej niż wcześniej.

– Słucham? – spytał sędzia, unosząc głowę znad ręki, na której wspierał podbródek.

– Ta ława ma przewodniczącą, a nie przewodniczącego, Wysoki Sądzie – oświadczyła feministka i zacisnęła wąskie usta tak mocno, że niemal przestały być widoczne na jej twarzy.

– Ach tak – odrzekł sędzia Williams. – Oczywiście. Proszę zatem przekazać kartkę przewodniczącej ławy przysięgłych. Pani… hm… przewodnicząca, proszę przeczytać tekst, a następnie przekazać kartkę pozostałym sędziom przysięgłym, których również proszę o zapoznanie się z notatką.

Oczy wszystkich zebranych w sali rozpraw skoncentrowały się na przewodniczącej, która odczytała notatkę, po czym wydęła usta i wykrzywiła je, jak gdyby nagle zjadła coś bardzo, bardzo kwaśnego. Potrząsnęła głową, a następnie wręczyła kartkę przysięgłemu po swojej lewej stronie.

Dar zauważył wcześniej, że przysięgły numer dwa – przytęgawy osobnik w bawełnianej sportowej marynarce w paski – lekko przysypiał. Teraz siedział ze spuszczonym wzrokiem i rękami założonymi na piersi nad wielkim brzuszyskiem. Niemal pochrapywał. Minor wiedział, że drzemiący przysięgli nie stanowią niezwykłego zjawiska na salach sądowych, szczególnie w gorące, letnie dni. Widywał takich wiele razy, nawet podczas procesów, w których sam zeznawał, a które zazwyczaj omawiały sprawę morderstwa.

Przewodnicząca ławy szturchnęła łokciem przysięgłego numer dwa, który gwałtownie podniósł głowę i otworzył oczy. Nieświadom, że wzrok wszystkich osób na sali sądowej skupia się na nim, przyjrzał się biuściastej, wziął od niej kartkę i przeczytał. Oczy otworzyły mu się szeroko, po czym znów przeczytał tekst. W końcu powoli skłonił głowę ku przewodniczącej, mrugnął do niej, skinął głową, złożył kartkę i wsunął sobie do kieszeni marynarki.

W sali rozpraw zrobiło się cicho jak makiem zasiał. Wszystkie głowy zwróciły się ponownie ku sędziemu i urzędnikowi sądowemu. Urzędnik ruszył w stronę przysięgłych, lecz zatrzymał się i spojrzał w kierunku sędziego Williamsa. Ten chciał coś powiedzieć, ale przerwał i otarł usta. Stojąca za barierką dla świadków powódka wyglądała na tak słabą, że w każdej chwili mogła się osunąć na ziemię z czystego wstydu.

– Sąd ogłasza dziesięciominutową przerwę – oświadczył stanowczo sędzia Williams, uderzył młotkiem w stół, po czym zerwał się z miejsca i ruszył do wyjścia, powiewając połami togi. Większość widzów stała w bezruchu, niektórzy staruszkowie szturchali się nawzajem łokciami i cicho chichotali. Członkowie ławy przysięgłych wymaszerowali jeden za drugim. Przysięgły numer dwa wciąż uśmiechał się głupkowato i mrugał do przewodniczącej, która raz po raz oglądała się na niego przez ramię, toczyła oczyma i przyspieszała kroku, aż w końcu zniknęła Darowi z oczu.

***

Gdy zjawił się ponownie w stanowiącym biuro oficer śledczej pokoju przesłuchań, znalazł Sydney pogrążoną w pracy. Sekretarz gdzieś wyszedł. Przenośny wentylator i otwarte drzwi łagodziły straszliwą duchotę, Minor odnosił jednak wrażenie, że lata bliskich spotkań trzeciego stopnia pomiędzy pocącymi się przestępcami i równie mocno spoconymi prowadzącymi przesłuchanie policjantami pozostawiły w małym pomieszczeniu paskudną woń.

– Dzięki, że na mnie poczekałeś – zagaiła Syd. – Zastępca prokuratora i Dickweed pokazali mi poranne gazety. Chyba reporterzy przestali cię nazywać Drogowym Zabójcą.

Darwin nalał sobie policyjnej kawy.

– To dobrze – odparł. – Teraz jestem dla nich Tajemniczym Detektywem.

– Sprawdźmy zatem twoje zdolności detektywistyczne – odparowała Sydney i wskazała na mapę z czerwonymi, niebieskimi, zielonymi i żółtymi pinezkami. – Potrafisz mi objaśnić, co oznaczają kolory na mapie mojego małego taktycznego centrum dowodzenia?

Dar wyjął z kieszeni sportowej kurtki okulary do czytania, nałożył je, lecz zsunął nisko na nos i przyjrzał się mapie bez nich.

– Czerwone i niebieskie znajdują się na drogach – zaczął – głównie na autostradach, nie zaś na zwykłych dwupasmówkach. Zdaje się, że chodziło ci prawdopodobnie o zaznaczenie sfingowanych stłuczek.

Syd skinęła głową. Jego domyślność jawnie zrobiła na niej wrażenie.

– Głównie tak. A potrafisz znaleźć różnicę między czerwonymi i niebieskimi?

– Nie – odparł Dar. – Chociaż widzę, że czerwonych jest znacznie więcej niż niebieskich… Czekaj chwilę, pamiętam ten wypadek na I-5. Niestety była wtedy jedna ofiara. Stare błękitne volvo. Prowadził je bezrobotny emigrant, legitymujący się zieloną kartą. Wszystkie elementy kraksy wskazywały na wcześniej przygotowaną stłuczkę, tyle że kierowca stukniętego pojazdu zmarł.

– Rozumiesz już zatem. Wszystkie czerwone pinezki oznaczają sfingowane wypadki ze skutkiem śmiertelnym – powiedziała Sydney.

Minor cicho gwizdnął.

– Aż tyle? Coś takiego nie ma jednak szczególnego sensu. Do sfingowanych stłuczek z wymuszeniem pierwszeństwa dochodzi zwykle na zwykłych szosach, a nie na drogach szybkiego ruchu. Na autostradzie taka akcja bywa zbyt niebezpieczna. Ażeby odebrać odszkodowanie, trzeba przecież kraksę przeżyć. Syd pokiwała głową.

– A co powiesz o zielonych pinezkach? – spytała.

Darwin przyjrzał się liczniejszym zielonym kropeczkom. Dwie dostrzegł w okolicach portu San Diego, trzy inne natomiast skupiły się w tak nieprawdopodobnym miejscu jak bezdrzewne wzgórza położone na wschód od Del Mar. Jeszcze inne rozproszyły się wokół Los Angeles i San Diego, a także na obszarze pomiędzy nimi. Żadna nie znajdowała się na drodze.

– Wypadki na budowach – ocenił Dar. – Te dwa w zatoce wyglądały na pierwszy rzut oka jak próby wymuszenia wysokiego ubezpieczenia, tylko w obu przypadkach doszło do upadku z wysokiego rusztowania i obie sprawy skończyły się śmiertelnie. Paskudne.

– A jednak były to próby oszustwa ubezpieczeniowego – powiedziała Sydney.

Minor popatrzył na nią z powątpiewaniem.

– Badałem ten wypadek w pobliżu lotniskowca – wyjaśnił. – Pracujący dla cywilnego kontrahenta malarz miał wcześniej na swoim koncie sporo wymuszeń ubezpieczeniowych, w tym wypadku jednak zaliczył skok z dwudziestu metrów na stos stalowych rur. Jego rodzina nie potrzebowała aż tak bardzo pieniędzy. Wszyscy nieźle sobie żyli z odszkodowań związanych z kraksami samochodowymi i tymi na budowach.

Śledcza uśmiechnęła się i założyła ręce na piersi.

– A co powiesz o żółtych pinezkach?

– Widzę na mapie tylko jedną – zadumał się Darwin. – Inne leżą na boku i czekają na swoją kolej.

– No i?

– Ta na mapie znajduje się ponad Lake Elsinore, blisko restauracji Lookout, więc przypuszczam, że żółty kolor ma coś wspólnego ze mną.

– Zgadza się. Dokładnie mówiąc, żółte pinezki oznaczają punkty, w których ktoś próbował cię zabić. – Dar uniósł brwi i popatrzył na brzeg mapy, gdzie leżał ich dodatkowy tuzin. – Muszę pojechać do mieszkania Lawrence’a i Trudy – powiedziała nagle Syd, zbierając ogromną torebkę i pakując laptop do przenośnej torby.

– Wiem z grubsza, że mieszkają gdzieś w kierunku na Escondido, wolałabym jednak pojechać z tobą.

Darwin potrząsnął głową.

– Mogę cię podrzucić do Escondido, tyle że nie wracam dziś na noc do siebie. Media…

– A tak – przyznała Sydney z uśmiechem. – Widziałam o siódmej rano w lokalnych wiadomościach, że zaczaili się na ciebie. Wciąż nie zdołali cię nakręcić, co ich doprowadza do prawdziwej pasji.

– Do pasji – powtórzył Dar i potarł podbródek.

– Jak zdołałeś wyjść dziś rano niezauważony?

– Policjant, który pełnił służbę za budynkiem, zatrzymał ich na głównej ulicy poniżej – wyjaśnił Minor.

– Wjechałem land cruiserem w boczną drogę i przejechałem kilka alejek, a później zjechałem ze wzgórza.

– Reporterzy znają prawdopodobnie także numer rejestracyjny twojej toyoty – zadumała się Syd.

Tym razem Darwin kiwnął głową.

– Tak, ale zaparkowałem na tyłach Gmachu Sprawiedliwości – odparł. – Tuż pod oknami tutejszej izby wytrzeźwień. – Śledcza skrzywiła się. – Tak, wiem – przyznał Dar. – Jutro na pewno umyję auto. Nie sądzę jednak, ażeby media je tam wykryli.

– No dobrze – mruknęła Syd. – Ale dlaczego nie możesz mnie zawieźć do mieszkania Stewartów?

24
{"b":"96997","o":1}