Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Doszli do schodów i zaczęli schodzić w dół. Po chwili znaleźli się w jaśniej oświetlonym korytarzu. Cztery duże sale były wypełnione gośćmi, a służba podawała przekąski. Niektórzy siedzieli, ale większość przechadzała się i wymieniała uwagi na temat wydarzeń wieczoru. Rothgar ogłosił więc oficjalnie ich zaręczyny w pierwszej sali i chciał przejść do drugiej.

– Hej, Rothgar, masz narzeczoną po złej stronie! – zauważył ktoś z tłumu.

Diana natychmiast się zreflektowała i przeszła na jego prawą stronę. Musi pamiętać, w jakim świecie żyje. I tak powinna się cieszyć, że Bey ją akceptuje. Niewielu mężów pozwoliłoby żonom na strzelanie z pistoletu czy szermierkę.

W następnej sali Rothgar powtórzył swój komunikat i ruszyli dalej. Do trzeciej, w której znajdował się król. Diana poczuła ukłucie strachu na widok monarchy. Wiedziała, że nie może już zabronić im ślubu, ale bała się, że Bey owi bardzo będzie brakować dworu, jeśli popadnie w niełaskę.

Zerknęła w bok. Żaden muskuł nie drgnął na twarzy markiza. Skłoniła się głęboko królowi, który nie wyglądał na uszczęśliwionego jej widokiem.

– Aa, lady Arradale. Jesteś, pani, bardzo niezwykłą kobietą, co?

– Obawiam się, że tak, najjaśniejszy panie.

– Pamiętasz, pani, rozmawialiśmy kiedyś o niebezpieczeństwach czyhających na kobiety, które robią to, co mężczyźni.

– Pamiętam, sire.

Król zmarszczył brwi, a Diana pomyślała, że powinna spodziewać się najgorszego. Jerzy III mógł ją nawet wtrącić do Tower za użycie broni w jego obecności. Każdy powód był dobry.

– Wspomniałaś wówczas, pani, że kobieta potrafi bronić swoich dzieci, co? A ja się zgodziłem.

– Istotnie, Wasza Królewska Mość.

– To samo dotyczy chyba męża, co?

Na sali rozległ się szmer aprobaty, a Diana odetchnęła z ulgą. To oznaczało pokój. Królowi zapewne nie było łatwo zdobyć się na taki gest.

– Tak, sire. – Ponownie skłoniła się głęboko, wciąż trzymając Beya za rękę.

Monarcha wskazał gestem, że może się wyprostować.

– Mam nadzieję, pani, że będziesz miała dwóch synów -rzekł, kładąc nacisk na przedostatnim słowie.

– A jeśli tylko jednego, najjaśniejszy panie? – wtrącił Roth-gar. – Czy drugi tytuł będzie mógł pozostać w rodzinie?

Ścisnęła dłoń markiza. To jednak zbyt wiele, żądać od Jerzego III, by uznał kolejną hrabinę Arradale. Bey posunął się chyba za daleko.

Król zastanawiał się przez chwilę nad odpowiedzią.

– Jeśli Bóg tak zdecyduje, wypadnie nam zgodzić się z Jego wolą – odparł w końcu chłodno.

Diana nie mogła uwierzyć własnym uszom. Czyżby udało im się odnieść następne zwycięstwo? Tym razem to Rothgar pochylił się w ukłonie.

– Stokrotne dzięki, Wasza Królewska Mość. Pozwól, najjaśniejszy panie, że odpłacę ci małym prezentem.

– Prezentem? – Młoda twarz króla natychmiast się rozjaśniła.

– Lady Arradale podarowała mi automat, przedstawiający ją w dzieciństwie. Był zepsuty, ale go naprawiłem. Przyjmij go, najjaśniejszy panie, jako znak mojego oddania i dozgonnej lojalności. Może przejdziemy do holu, żeby wszyscy go mogli zobaczyć? – zaproponował na koniec Rothgar, wiedząc, że król uwielbia takie pokazy.

Monarsze nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Ruszył pierwszy, wraz ze swoją obstawą, a za nim pozostali goście. Markiz natychmiast wydał polecenia służbie, nie chcąc, by król czekał zbyt długo. Po chwili wszyscy znaleźli się znów tam, gdzie zaczął się bal maskowy, pod księżycem w pełni. Dla większego efektu Rothgar kazał ustawić więcej świateł tylko koło miejsca, gdzie miał stanąć automat.

Służba wniosła zakrytą jasnym płótnem maszynę i ustawiła ją na podwyższeniu, tuż przed wyściełanym krzesłem, na którym spoczął monarcha.

Rothgar odsłonił dobosza.

– Na Boga, lordzie! Piękna rzecz! – wykrzyknął Jerzy III.

Ciekawe, co powie król, kiedy zobaczy wszystkie możliwości automatu? pomyślała Diana. Bey zrobił efektowną przerwę, wszyscy się uciszyli, a on puścił maszynę w ruch. Po chwili rozległy się śpiewy ptaka.

Po pierwszym pokazie nastąpił następny, a potem jeszcze jeden. Zebrani domagali się też czwartego, ale król kazał zabrać automat, zapowiadając jednocześnie kolejną prezentację w Buckingham Palące.

Diana z przyjemnością patrzyła, jak służba wynosi zakrytego chłopca. Wraz z nim odchodziła od niej gorsza część jej życia. Sama przez ostatnie dni czuła się jak automat, który może wykonywać określone czynności i teraz miała wrażenie, że odzyskała wolność. Towarzyszyło temu jednak ogromne zmęczenie.

Goście powoli zaczęli się rozchodzić. Na szczęście nie musiała jeszcze grać roli gospodyni i żegnać się ze wszystkimi. Rothgar wyszedł, żeby odprowadzić króla. Żegnał się też z innymi wychodzącymi. Ona natomiast mogła stać w kątku, do niczego się nie mieszając.

Jednak jedna osoba podeszła do niej, żeby się z nią pożegnać. Na miłej buzi znajdowała się tylko wąziutka maska, a różowa bufiasta suknia odsłaniała krągłe ramiona.

Zanim Diana zdążyła się przedstawić i spytać nieznajomą o nazwisko, pojawił się Rothgar.

– Monsieur D'Eon? Przykro mi, panie, jeśli nie bawiłeś się zbyt dobrze!

84
{"b":"91893","o":1}