Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Bryght aż syknął, słysząc te słowa.

– Król mógłby jej znaleźć kogoś lepszego!

Markiz odwrócił się i z kieliszkiem w ręku podszedł do okna, za którym świecił księżyc w pełni. Przez chwilę stał, patrząc na jego tarczę.

– Niektórzy sądzą, że jest na księżycu/Bo tam co tutaj stracone jest wszystko.

– Bey, czy ty mnie słuchasz? – zaniepokoił się brat.

– Aleksander Pope – zakończył Rothgar. – Co? A tak, słucham. Wyobraź sobie, wszystkie nasze słabości i lęki, a także stracone okazje na księżycu. Obawiam się, że nie wytrzymałaby tego żadna planeta. A Ziemia jakoś wytrzymuje…

Rothgar dopił wino jednym haustem i rzuciwszy coś na pożegnanie wyszedł z gabinetu. Bryght jeszcze przez dłuższą chwilę patrzył na zatrzaśnięte drzwi, obracając w dłoni swój kieliszek.

Elf miała rację. To wszystko było bardzo dziwne i zapewne dobrze zrobili wracając wcześniej niż planowali. Tylko czy zdołają pomóc? Siostra twierdziła, że lady Diana prędzej czy później złamie postanowienie Rothgara i rzeczywiście na to się zanosiło. Muszą jedynie zdążyć, zanim król wyda ją za mąż.

Bryght podniósł swój kielich do księżyca.

– Bądź pozdrowiona, Diano – powiedział. – Zwyciężaj siły ciemności i prowadź nas wszystkich do szczęśliwego końca!

Diana wciąż stała przy oknie, a Clara pakowała łuk, kołczan i buty do pudła, w którym przyniosły te rzeczy obie panie.

– Ojej, tu jest jakiś papier – wykrzyknęła nagle, zajrzawszy do środka.

– Możesz go odłożyć, Claro. To pewnie rachunek. Służąca pokręciła głową.

– Jest zapieczętowany.

Zaciekawiona Diana podeszła do łóżka i zerknęła pokojówce przez ramię. Clara miała rację. To nie był rachunek, ale list. Diana wzięła go do ręki i stwierdziła, że nie ma na nim pieczęci, a tylko kawałek wosku.

Otworzyła go szybko

„Lady Arradale!

Musimy porozmawiać. Wiesz, o co chodzi, dlatego będę na ciebie czekał przy altance w królewskim ogrodzie dziś w nocy pół do jedenastej. Małe drzwiczki prowadzące ze wschodniego skrzydła będą otwarte.

R."

Tylko jedna litera, a tyle treści! Patrzyła z niedowierzaniem na list, nie mogąc uwierzyć, że tak zazwyczaj ostrożni ny Rothgar, chciał ryzykować w ten sposób. Gdyby ich złapano, musiałby się z nią natychmiast ożenić.

Być może zdarzyło się coś ważnego, o czym chce jej powiedzieć. Jeszcze raz przeczytała tych parę zdań. Coś jej nagle przyszło do głowy i wyjęła z kasetki poprzedni list od markiza. Wszystko się jednak zgadzało, to było pismo Rothgara.

Trochę uspokojona rozważała przez chwilę całą sytuację. W zasadzie nic jej nie groziło. Cała wina spadała na Beya. Zresztą, być może o to mu chodziło. Prawdopodobne również, że chciał z nią ustalić taktykę na jutrzejszy wieczór. Albo miał jakiś doskonały pomysł…

Musi iść! Zegar wskazywał już piętnaście po dziesiątej.

– Claro, żadnych pytań – od razu ją ostrzegła. – Przygotuj moją brązową suknię podróżną.

– Ależ, milady, w jakim…?

– Mówiłam, żadnych pytań.

– Zostań, pani – poprosiła ją służąca.

– Nie mogę. I pospiesz się.

Poruszona dziewczyna przykucnęła, żeby wydobyć suknię z najniższej części komody. Diana natomiast otworzyła swoją torbę podróżną i zabrała się do nabijania pistoletu.

Tylko jednego.

Na wszelki wypadek.

69
{"b":"91893","o":1}