Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Ale wciąż istnieje! – przestraszyła się. – Myślałam, że możemy być razem zupełnie nago, a wciąż nad sobą panować.

Rothgar zacisnął usta. Widziała, że przez chwilę walczył z sobą, a następnie podszedł do drzwi i przekręcił klucz w zamku.

– Tak będzie bezpieczniej – rzekł.

W jego oczach znowu pojawiły się diabelskie iskierki. Tak jakby chciał sprostać kolejnemu wyzwaniu. Być może trudniejszemu niż walka.

Rozpiął górne guziki od koszuli i ściągnął ją przez głowę. Diana aż otworzyła usta ze zdziwienia. Czyżby wziął dosłownie to, co powiedziała? Spuściła oczy chcąc się czegoś napić, sięgnęła po kieliszek. Była jednak tak stremowana, że zakrztusiła się porto.

– Mam przestać? – usłyszała pytanie Rothgara.

Nie mogąc powstrzymać ciekawości, uniosła lekko głowę. Nawet nie podejrzewała, że jego ramiona są tak szerokie. I że pod koszulą kryją się węzły muskułów. Pomyślała z pogardą o swoim ciele, gładkim i słabym.

– Nie, proszę…

Markiz skinął głową, a następnie sięgnął do tyłu i rozwiązał aksamitkę. Ciemne, niemal granatowe włosy rozsypały się po jego plecach. Teraz wyglądał na mrocznego jeźdźca. Diana nie mogła wprost oderwać od niego wzroku.

– Dalej? – upewnił się.

– Koniecznie.

Uśmiechnął się, słysząc, że nagle nabrała pewności. Ustawił krzesło naprzeciwko niej, żeby zdjąć buty z ciemnymi plamami. Następnie ściągnął pończochy i zabrał się do rozwiązywania tasiemek przy atłasowych spodniach.

– Jesteś wspaniały – powiedziała, widząc pracę jego mięśni. – Nie przypuszczałam, że aż tak.

Rothgar wstał i pociągnął w dół spodnie.

– Wolę kobiece ciało – stwierdził. – Sam sobie wydaję się za bardzo żylasty.

Z tymi słowami ściągnął spodnie i rzucił je na podłogę. Stał przed nią nagi. Diana zawsze myślała, że wie dużo o męskim ciele. Czytała o penisie i o tym, jak wygląda w stanie wzwodu i spoczynku. Widziała nawet odpowiednie ilustracje. Jednak to, co zobaczyła, przeszło jej najśmielsze oczekiwania. Nagle miała przed sobą zupełnie nagiego mężczyznę i to, co według jej wyobrażeń powinno być małe, znajdowało się przed nią, olbrzymie i kuszące.

– O Boże! – jęknęła.

– Słabo ci?

Chciał się do niej zbliżyć, ale Diana podniosła się z łóżka i wskazała mu swoje miejsce. Obawiała się, że wystarczyłoby najniewinniej sze dotknięcie, a nie potrafiłaby nad sobą zapanować. Cała była pożądaniem. Starała się oderwać oczy od Rothgara, ale bezskutecznie.

– Teraz chyba moja kolej – powiedziała ze ściśniętym gardłem.

Markiz pokręcił głową.

– Nie musisz tego robić.

– Zupełnie nadzy – przypomniała mu, nie chcąc już tłumaczyć, że cała sytuacja wynikła z nieporozumienia.

Problem polegał na tym, że w zasadzie nie miała prawie nic do zdjęcia. Kiedy kołdra zsunęła się na ziemię, została tylko w jedwabnej, sięgającej jej do pół łydki halce. Sama nie wiedziała, co dalej.

– Jeśli przesuniesz się trochę w lewo, będę lepiej widział. Przesunęła się i spuściła głowę, Czy możliwe, żeby to

był wstyd?

– Może jednak damy sobie spokój – zaproponował po raz kolejny.

– Wcale się nie wstydzę – zapewniła go, czując, że rumieni się jeszcze bardziej. – Czytałam różne książki.

Rothgar uśmiechnął się do niej.

– Mogłem się domyślić. No już, zdejmuj tę halkę i wskakuj do łóżka!

Sam położył się i przykrył, zasłaniając to, co do tej pory było odkryte. Diana przestąpiła niepewnie z nogi na nogę. Ciekawe, że w jej książkach nie było par w łóżku. W krzakach, na łące, nawet na huśtawce, ale nigdy w łóżku. Pomyślała, że to pewnie dlatego, że po pierwsze, pod kołdrą niewiele widać, a po drugie, sypialnia kojarzy się z małżeństwem. Za chwilę rozbierze się i położy przy Beyu, jak… jak żona.

No już, dosyć tego!

Schyliła się, żeby ściągnąć halkę przez głowę.

– Nie, nie. Opuść ją w dół. Najpierw powinienem zobaczyć piersi – poinstruował Rothgar.

Wyprostowała się i spojrzała w stronę łóżka. Nie będzie jej pouczał! Nagle uśmiechnęła się zalotnie, wyjęła trzy kwiatki z wazonu i włożyła je między piersi. Poczuła spływającą w dół zimną wodę. Zsunęła jedno ramiączko i przesunęła w dół, odsłaniając koniuszek piersi. Bey westchnął głucho na swoim miejscu.

– Dobrze.

Zupełnie bez wstydu zsuwała wolno halkę. Kwiaty pachniały słodko między jej piersiami. Czuła, że markiz jest coraz bardziej podniecony. W końcu stanęła przed nim zupełnie naga.

– Chodź do mnie – usłyszała jego schrypnięty głos.

40
{"b":"91893","o":1}