– A kim byłaś?
– Najpierw wychowanką Jill Thuer. Tutaj pewnie nazwalibyście ją wiedźmą. – Podniosła na niego połyskliwe zielone oczy. – Potem zostałam kochanką Dumenerga. Miałam piętnaście lat i chciałam, aby nie odsyłał mnie więcej do Jill Thuer i jej upiornej wieży. Nie przewidziałam, że Dumenerga również zabiją.
– Kto?
– Diominarth.
Ale to imię również nic mu nie mówiło. Słyszał kiedyś, jak Szarka strofowała jadziołka w języku norhemnów, ale był pewien, że miano Diominartha nie pochodzi ze stepów. Brzmiało zbyt obco. Jak język bogów.
– Jego przodkowie walczyli z moim rodem od trzech pokoleń – mówiła dalej. – Zmusił mnie, żebym poślubiła jego syna, ale weselna uczta zamieniła się w rzeź. Ider, jeden z najemników Dumenerga, znalazł mnie na schodach donżonu, całą pokrytą krwią. Uciekłam na zachód, za góry. Jak Alienor, kilka pokoleń wcześniej.
Wiedział o Alienor – był synem żalnickiego kniazia i jako dziecko siadywał u stóp Bad Bidmone. Pamiętał wszystkie siedem strażniczek bram prowadzących do piekieł. Także Alienor Która Jest Iskrą. Nie słyszał jednak, aby ośmielono się nazwać jej imieniem śmiertelną kobietę.
Powiedział to. Szarka roześmiała się.
– Istnieją miejsca poza Krainami Wewnętrznego Morza – odparła. – Wiesz przecież. Dla mnie były nimi stepy. Żyłam na nich kilka lat, jak ty pomiędzy ludźmi pustyni. Ale wróciłam. Tak samo, jak ty. Ider czekał na mnie z Zakonem Gwiazdy.
Przyszły mu na myśl gwiazdki, którymi wozacy Twardokęska ozdabiali swoje przyodziewki.
– Tak samo jak…? – urwał, w nagłym skurczu strachu przeczuwając już, dokąd zmierza.
– Poczekaj. – Poderwała się płynnym gestem i położyła mu dłoń na ustach. Jej palce były zimne jak ostrze Sorgo. – Pozwól mi opowiedzieć do końca. Mieliśmy stawić czoło Kurzawie Birghidyo i pierwszy raz w życiu byłam dziedziczką królestwa, nie przeklętym bękartem, naznaczonym imieniem zabójczyni bogów. Nie mieliśmy szansy powstrzymać najazdu. Ale potem zdarzył się cud. Przybył Eweinren.
Wymówiła jego imię z mieszaniną tęsknoty i goryczy. Koźlarz drgnął. Nie, nie był zazdrosny. Wcześniej, zanim Szarka znikła na całą zimę pośrodku Wewnętrznego Morza, nieodmiennie rozwścieczał go ten nieistniejący mężczyzna. Ale teraz już nie. Zbyt wiele rzeczy zmieniło się na Przychytrzu i zazdrość wydawała się dziwnie nieistotna.
– Eweinren z Karuat – powiedziała, wciąż z dłonią na jego ustach i nie odrywając wzroku od jego twarzy.
– Bogowie – wyszeptał, wstrząśnięty i nagle bardzo ostrożny. – Czy to możliwe?
– Słowa mają wiele różnych znaczeń – odparła równie cicho. – Wysłuchaj mnie do końca. Mieliśmy bronić Wąwozu Ivrett, wąskiego przesmyku, który otwierał drogę do królestwa. Nigdy nie dowiedziałam się, jak Eweinren zdołał przeprowadzić przez pogranicze uciekinierów z Karuat. Nie umiem sobie nawet wyobrazić. Chciał dowodzić twierdzą. Roześmiałam mu się prosto w twarz. Powiedziałam, że najpierw musi mnie pokonać. Wyjął miecz. Wiał suchy, południowy wiatr, a my tańczyliśmy w wielkiej sali, jakbyśmy w tym jednym pojedynku uczyli się swoich ciał na pamięć. Jakby to była miłość. Nie umiem tego wytłumaczyć…
Koźlarz walczył z nią jeden raz, kiedy ocaliła mu życie na Przełęczy Skalniaka, i nie było w tym ni cienia miłości. Ale powstrzymała go, choć miał w rękach Sorgo, koronacyjne ostrze żalnickich kniaziów. Zastanawiał się później, czy miecz postanowił ocalić swego pana, wyczuwszy, że potwór w skale usiłuje go pożreć, czy też Szarka istotnie zdołała go pokonać. Długo nie opuszczała go myśl, aby kiedyś zmierzyć się z nią naprawdę i przekonać się raz na zawsze. Ale bał się. Kiedy przychodziło do walki, Sorgo niełatwo dawał się poskromić. Któreś z nich mogło zginąć. Jeśli nie oboje.
– Nie musisz. – Miał nadzieję, że nie wyczuła w głosie goryczy. – Nie musisz tłumaczyć.
– Mimo to chciałabym spróbować. – Uśmiechnęła się. – Zakochałam się. Byliśmy młodzi, mieliśmy umrzeć. Ale udało się nam odepchnąć Kurzawę Birghidyo. Zrobiliśmy coś więcej. – Potrząsnęła głową, jakby dziwiła się samej sobie. – W jednym z obozowisk Birghidyo pojmaliśmy brzemienną żonę ich wodza. Przyjęłam jej syna na świat i nadałam mu imię. Moje własne. I z głupiej brawury odesłałam go ojcu. Nic nie wiedziałam o Birghidyo.
Ale Koźlarz znał obyczaje południowych plemion, więc umiał zgadnąć.
– Przyszedł do ciebie?
– Tej samej nocy, kiedy oddałam mu pierworodnego. Nie rozumiałam, czego chce, nie znałam jego języka. Stał pod murami twierdzy, samotnie, i wykrzykiwał moje imię. Zeszłam na dół, choć Mokerna usiłowała mnie zatrzymać. A on po prostu naciął dłoń i pokazał, żebym zrobiła to samo. Potem odszedł bez słowa. Rankiem zaś okazało się, że znikła cała armia. Wszyscy Birghidyo. Co do jednego.
– To zaszczyt. Zaskoczyłaś go i uznał, że masz honor.
Nie pamiętał, kiedy wodzowie Karuat uwierzyli, że on również ma honor. Może po pierwszej zwycięskiej bitwie z norhemnami. Może jeszcze później.
– Eweinren mi to wytłumaczył, ale dużo później. Nienawidził Birghidyo. Zniszczyli jego królestwo, zamordowali ojca. Ale dzięki jego wiedzy mogłam wykorzystać nawet dziecko, któremu włożyłam na szyję sierp bogini.
Znów ogarnęła go niejasna groza. Słyszał przecież, jak po ucieczce z władztwa księcia Evorinth Szarka rozmawiała z Servenedyjkami o dziecku, urodzonym pośrodku Krwawego Spichrzańskiego Karnawału z grudką matczynej krwi w dłoni. Pamiętał też, jakim imieniem je nazwała.
– Przerażające, prawda? – Widać wyczytała strach z jego twarzy. – Są takie chwile, kiedy wydaje mi się, że cały świat wokół rozpada się na drobne okruchy z mojej pamięci. W każdym razie wróciliśmy do donżonu. Byłam władczynią, a Eweinren dowodził armią. Przez jakiś czas sądziłam, że mogę być szczęśliwa. Tak zwyczajnie, po babsku szczęśliwa. – Jej twarz skurczyła się w dziwnym grymasie. Odwróciła się ku morzu. – Ot, urodzę tuzin dzieciaków, które będą pełzać po wielkiej sali donżonu i bawić się kośćmi z psami. Postarzejemy się razem w tym zimnym zamczysku o ścianach pokrytych rdzawą ochrą. Mogłam to mieć. Ale wówczas nie wypełniłabym przepowiedni. Nie pokonałabym Mokerny. A to było ważniejsze od całej reszty. – Przygryzła dolną wargę.
– Skąd wiesz, co było ważniejsze? – zapytał cicho.
– Zobaczyłam w Zwierciadle. Nie! – Potrząsnęła głową, gdy chciał przerwać kolejnym pytaniem. – Uwierz mi, proszę. Zobaczyłam przyszłość, a raczej jej drobny odłamek. Dosyć jednak, abym zrozumiała, kim jest Mokerna i w co może mnie zmienić.
Nieoczekiwanie zapragnął ją pocieszyć. Lecz cokolwiek naznaczyło ją tak dogłębnie, wydarzyło się dawno temu i nie mógł tego odmienić ani wymazać.
– Ale nie zdołała, prawda?
– Ty mi powiedz, mój książę. – Nie odrywała wzroku od morza. Koźlarz nie był pewien, czy spostrzegła, że dwie noce wcześniej tak samo mówiła do Warka. – Jeśli kogoś udajemy tak długo, że przestajemy pamiętać, kim naprawdę jesteśmy, czyż nie stajemy się nim po trochu? A ja miałam oszukać Mokernę, sprawić, aby uwierzyła, że wypełniam przepowiednię w kształcie, który usiłowała mi narzucić. I udało mi się. Nie chciałbyś usłyszeć, jakim sposobem.
Wielka błękitna ryba przeskoczyła nad dziobem łodzi. Kropelki wody upadły Szarce na twarz i popłynęły po policzkach.
– Chcę – rzekł książę. – Chcę wszystkiego.
Dopiero wtedy odwróciła się do niego i roześmiała przez łzy.
– Nie wiem, czy Wewnętrzne Morze jest dość szerokie, aby starczyło nam czasu na tę opowieść – odparła i czuł, że z rozmysłem postanowiła zrozumieć jego słowa na ten jeden spośród wszystkich innych sposobów. – I odkąd jadziołek zaczął przywoływać ją z moich wspomnień, coraz mniej jestem pewna, czy chcę ją pamiętać. Nie zmuszaj mnie do tego.
– Dobrze. Jeśli milczenie cokolwiek zmieni.
– Nie, nie zmieni – zgodziła się. – Po prostu byłoby łatwiej. Ale masz rację. Nie ma powodu, aby było.
Uniósł dłoń, aby ją powstrzymać, świadom, że po raz kolejny podczas tej rozmowy popełnił błąd. Ale Szarka nie odwróciła się do niego. Choć widział jeszcze ślady łez, jej oblicze znów stało się zacięte i obce.
– Wiek wcześniej przepowiedziano, że Sharkah zniszczy swoją krainę, a w Zwierciadle Nekromantki zobaczyłam własną śmierć – podjęła twardym głosem. – Konałam pośrodku zrujnowanego donżonu, samotna, pokonana i opuszczona przez wszystkich. Siedziałam na tronie, w wielkiej sali o ścianach czerwonych od ochry, a ogień szedł ku mnie poprzez ciemne korytarze. Potem mnie pochłaniał. Nic nie można było zmienić. – Podniosła się gwałtownie i odsunęła na sam skraj łodzi, jak najdalej od niego. – Oglądałam to we śnie nieskończoną ilość razy. Od dziecka. Noc po nocy.
Milczał. Wiedział, że powinien ją powstrzymać, bo pragnęła zachować tę opowieść dla siebie i każde słowo wypowiada teraz przeciwko niemu. Ale nie potrafił.
– Powiedziałam twojej siostrze, że przepowiedni nie można zmienić – podjęła Szarka. – Można ją jednak obejść. Wypełnić we własnym czasie i w sposób, który wybierzemy. Właśnie tak śmiertelnik może oszukać bogów. I nieodmiennie płaci wszystkim, co posiada.
Zastanawiał się, czy był częścią jej kary.
– Panowałam siedem lat – mówiła. – Niedobrze. Wystarczająco źle, aby Mokerna uwierzyła w moją przemianę i by rozwiała się pamięć o złotej księżniczce, która w Wąwozie Ivrett pokonała Kurzawę Birghidyo. Zaczęły się bunty. Za większością z nich stał Diominarth, pan Południowej Strażnicy, którego syna poślubiłam i zamordowałam. Nazywał mnie plugastwem. Wiedźmą zrodzoną na zgubę własnych poddanych.
Odgarnęła z twarzy włosy. Koźlarz miał wrażenie, że sińce pod jej oczami stały się jeszcze głębsze.
– Sądzę, że miał rację – powiedziała niedbale. – Odsunęłam Eweinrena, ale wciąż prowadził naszą armię. I zwyciężał, zwyciężał bez końca. Miał taki dar, że wojownicy podążali za nim w bitwie, jakby nic nie mogło ich powstrzymać. Nigdy nie zdołałam tego zrozumieć. Potrafiłam go pokonać, ale nigdy nie budziłam w ludziach tego, co on. – Morze odbijało się w jej oczach. – Byłam córką dawnych władców, zrodzoną we krwi i nazwaną imieniem zabójczyni bogów. Ale ludzie lękali się mnie. Moi przodkowie zbyt często parzyli się z przedksiężycowymi i miałam w żyłach krew Iskier, unlinedd i wiedźm. Eweinrena mogli po prostu kochać. Chyba nigdy nie przestali. Pomimo wszystkiego, co zrobiłam – jej głos załamał się na moment – i co kazałam mu zrobić.