Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Na drugim brzegu też już prawie kończą – odezwał się Burke. Nie spuszczał z oka Juniora, gotowy do działania, na wypadek gdyby mąż Darleen chciał uspokoić nerwy strzelając do czegoś poza wodnymi wężami. – Singleton i Carl dzwonili znad stawu McNairów. Tam też nic.

Toby March wrzucił swój karabin do półciężarówki szeryfa. Pomyślał o swojej żonie i córce. Choć wstydził się tego, ogarnęło go uczucie wdzięczności do zabójcy, że najwyraźniej preferuje białą skórę.

– Mamy jeszcze dobrych sześć godzin do zmroku – powiedział do nikogo w szczególności. – Może ktoś z nas wybrałby się do Rosedale i Greenville, popytał ludzi?

– Kazałam Barbarze Hopkins dzwonić po motelach, szpitalach i posterunkach policji. – Burke wyjął Juniorowi z ręki karabin i wrzucił go do samochodu. – Okręgowi rozsyłają jej zdjęcie.

– No widzisz! – Will Shiver grzmotnął Juniora w plecy. – Znajdą ją w jakimś motelu, malującą sobie paznokcie i gapiącą się w telewizor.

Junior bez słowa strząsnął jego rękę i odszedł na bok.

– Zostawcie go w spokoju – szepnął Burke. Mężczyźni odwrócili z zażenowaniem oczy. Toby zsunął daszek czapki mocniej na oczy i patrzył pod słońce na drogę.

– Ktoś jedzie. Upłynęło kilkanaście sekund, zanim inni dostrzegli blask metalu poprzez fale gorąca unoszące się z asfaltu.

– Macie wzrok, wy czarni – powiedział Will Shiver dobrodusznie. – Ten samochód jest trzy kilometry stąd. – Oczy to jeden z organów – zauważył Toby z tak nieuchwytnym sarkazmem, że Tucker musiał przygryźć policzek od wewnątrz, aby się nie uśmiechnąć. – Wiesz, co mówią o naszych organach. Willy poderwał głowę, bardzo zaintrygowany.

– No, słyszałem coś niecoś od akuszerek.

– No właśnie – powiedział Toby łagodnie. – Każda akuszerka to potwierdzi.

Tucker zakaszlał i odwrócił się, żeby zapalić papierosa. Nie wypadało się śmiać w obecności cierpiącego Juniora, choć śmiech był mu w tej chwili bardzo potrzebny.

Już po chwili rozpoznał samochód po kolorze i prędkości, z jaką się posuwał.

– To Josie. – Zerknął na Burke'a. – Zdaje się, że wypracowuje sobie kolejny mandat za przekroczenie prędkości.

Josie zahamowała, pryskając żwirem spod kół i machając dłonią przez okno.

– Barbara powiedziała, że tu was znajdziemy. Przywiozłyśmy wam z Earleen coś na ząb.

Wysiadła, świeża i niezwykle pociągająca w szortach i bluzeczce nie zakrywającej brzucha. Włosy miała związane szyfonową przepaską, która przypominała Tuckerowi matkę.

– To bardzo ładne z waszej strony, drogie panie. – Will posłał Josie uśmiech, za który otrzymałby siarczysty policzek od swojej narzeczonej.

– Lubimy się troszczyć o naszych panów, prawda, Earleen? – Josie odpowiedziała Willy'emu uśmiechem i zwróciła się do Burke'a. – Złotko, jesteś wykończony. Chodź, dostaniesz od Josie kubek mrożonej herbaty. Przywiozłyśmy dwie bańki.

– Mamy również stos kanapek z szynką. – Earleen wytaszczyła z samochodu kosz. Ustawiła go na poboczu i podniosła wieko. – Musicie podtrzymywać siły.

– Proszę panów, podano do stołu. – Josie dalej trajkotała beztrosko. – Uwinęłyśmy się z Earleen tak zgrabnie, że chyba wejdziemy w branżę gastronomiczną. Junior, chodź po kanapkę albo zranisz moje uczucia.

Nawet się nie odwrócił, więc Josie skinęła na brata.

– Tucker, nalej kubek herbaty. – Sama rozwinęła kanapkę i położyła ją na papierowej serwetce. – Earleen, tylko dopilnuj, żeby chłopcy zostawili coś dla innych, słyszysz? – Wzięła kubek z rąk Tuckera i obeszła ciężarówkę.

Junior nadal gapił się na drogę. Josie widziała, jak drga mu mięsień w policzku. Położyła kanapkę na masce samochodu, po czym wcisnęła Juniorowi w rękę kubek z herbatą.

– Wypij to. Juniorze. Ten upał potrafi wysuszyć na wiór. Człowiek wypija galon wody i nawet nie chce mu się sikać. No, już. – Pogłaskała go po plecach. – Nie pomożesz Darleen, jeżeli padniesz tu na atak serca.

– Nie znaleźliśmy jej.

– Wiem, skarbie. Wypij to. – Przysunęła kubek do jego warg. – Byłam u Happy. Kiedy wychodziła, twój chłopak spał jak aniołek. Słodki jak ten twój syn, i zdaje się, ma twoje oczy.

Junior wypił herbatę w dwóch haustach. Zabrała mu kubek i podsunęła kanapkę. Jadł machinalnie, patrząc przed siebie oczami zmętniałymi ze zmęczenia i niepokoju. Josie otoczyła go ramieniem, wiedząc, że nic nie przynosi większej ulgi w cierpieniu niż kontakt z drugim człowiekiem.

– Wszystko będzie dobrze, Juniorze. Obiecuję. Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz.

Łzy wypełniły mu oczy i spłynęły po policzkach, żłobiąc korytarze w kurzu. Junior nie przestał jeść.

– Myślałem, że przestałem ją kochać. Kiedy zobaczyłem ją w kuchni z Billym T., zupełnie jakby serce mi się zamknęło dla niej. Teraz już tego nie czuję.

Poruszona jego cierpieniem, Josie pocałowała go w policzek.

– Wszystko się ułoży, kochanie. Zaufaj Josie.

– Nie chcę, żeby mój syn rósł bez matki.

– Nie będzie musiał. – Oczy Josie pociemniały, kiedy ocierała łzy Juniora papierową serwetką. – Tylko uwierz w to. Juniorze, a wszystko będzie dobrze.

Szukali aż do chwili, gdy zapadły kompletne ciemności. Tucker dotarł w końcu do domu i został powitany przez wykończonego Bustera, który spędził dzień w towarzystwie szczeniaka.

– Przejmę go z twoich łap. – Tucker poklepał Bustera po łbie i wziął na ręce Nieprzydatnego. Szczeniak wierzgał, szczekał i kręcił się jak piskorz.

Dziwię się, że moje stare psisko nie padło na zawał – pomyślał. Skierował się do domu, marząc o piwie, zimnym prysznicu i widoku Caroline. W kuchni Della kroiła rostbef, a kuzynka Lulu stawiała pasjansa.

– Co ty wyprawiasz?! Przynosisz mi do kuchni tego psa?!

– Ratuję życie Busterowi. – Tucker postawił szczeniaka, który natychmiast wlazł pod krzesło Lulu. – Jakieś wiadomości od Caroline?

– Dzwoniła dziesięć minut temu. Zostanie z Happy, dopóki Singleton albo Bobby Lee nie wrócą do domu. – Della ułożyła starannie kolejny kawałek pieczeni. Widząc zmęczenie Tuckera, nie skarciła go, kiedy podkradł go z talerza. – Przyjdzie tu po ten worek pcheł.

Tucker wymruczał coś z ustami pełnymi mięsa i wyjął z lodówki piwo.

– Ja też się napiję – powiedziała Lulu, nie podnosząc oczu. – Gra w karty potęguje pragnienie.

Tucker zerwał kapsel z drugiej butelki i postawił ją przed Lulu.

– Nie możesz położyć czarnej trójki na czarnej piątce. Musisz mieć czerwoną czwórkę.

– Wsadzę ją tam, kiedy ją dostanę. – Lulu podniosła butelkę do ust, przechyliła głowę i przyjrzała się Tuckerowi.

– Wyglądasz jakby cię przeciągnęli przez bagno. – Trafna uwaga.

– Tej dziewczyny Fullerów ciągle nie ma? – Lulu wyłuskała nieznacznie czerwoną dziesiątkę z talii. – Della pół dnia przesiedziała z Happy. Mnie pozostaje tylko pasjans.

– Mam obowiązki… – zaczęła Della, ale kuzynka Lulu zbyła ją machnięciem ręki. – Mówiłam, że wychodzę. – Della wbiła nóż w deskę do krojenia.

– Co ani na jotę nie zmieniło sytuacji. W tym domu ludzie kręcą się jakby mieli owsiki. Josie znika na całe godziny, we dnie i w nocy. Tuckera nie ma cały boży dzień. Dwayne wraca, bierze butelkę wild turkey i wychodzi.

Della otworzyła usta, żeby powiedzieć coś dosadnego, ale natychmiast je zamknęła.

– Kiedy Dwayne wrócił?

– Pół godziny temu. Tak samo zabłocony i skonany jak Tucker. W podobnym stanie wyszedł.

– Wziął samochód?

– Próbował, ale mu nie wyszło. – Lulu wydobyła z kieszeni kluczyki. – Wziął butelkę, więc ja zabrałam to.

Della skinęła z aprobatą głową.

– Jak myślisz, dokąd poszedł? – zapytał Tuckera, który próbował wymknąć się chyłkiem z kuchni.

– Muszę wziąć prysznic.

– Nie umarłeś od tego brudu przez cały dzień, nie umrzesz jeszcze przez chwilę. Idź i sprawdź, czy Dwayne nie poszedł nad staw.

– Cholera, Delio! Przeszedłem już dzisiaj ze dwieście kilometrów.

– Więc przejdziesz jeszcze jeden. Nie pozwolę, żeby wpadł do wody i się utopił. Przyprowadź go do domu, żeby mógł się umyć i najeść. Będą go rano potrzebowali tak samo jak ciebie.

83
{"b":"107067","o":1}