Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Nie martw się, one wrócą na swoje miejsce. Zupełnie jak podrzucona piłka. – Podniósł się. Zauważył, że Caroline puściła szczeniaka, który teraz odlewał się na buty Billy'ego T. Podniósł psa z uśmiechem. – Nieładnie, Nieprzydatny, nie należy kopać leżącego.

Caroline stała na skraju drogi z rozdziawionymi ustami i wybałuszonymi oczyma. Tucker wsadził sobie szczeniaka pod pachę.

– Chodź, złotko – zwrócił się do Caroline. – Odwiozę cię teraz do domu.

– Masz zamiar go tutaj zostawić? – Oglądała się za siebie, kiedy Tucker popychał ją w stronę oldsmobile'a.

– Taki mam plan. Myślałem, że może wybierzemy się dzisiaj do kina.

– Do kina – powtórzyła bezmyślnie. – Tucker, stałam i patrzyłam, jak kopiesz tego człowieka w…

– W kulturalnym towarzystwie nazywamy to dobrami osobistymi. Posuń się, chyba że chcesz prowadzić.

Posunęła się więc, trąc dłonią skroń.

– Ale to nie było nieczyste zagranie, prawda?

– Każda walka jest nieczysta, Caroline, dlatego właśnie robię, co mogę, by jej unikać. – Pocałował ją szybko, zanim nacisnął starter. Niedbałym gestem wyrzucił przez okno kluczyki od thunderbirda. – To co z tym kinem? Caroline odetchnęła głęboko.

– A co grają?

ROZDZIAŁ SZESNASTY

Może napiłaby się pani wody, pani Talbot? Darleen spojrzała na agenta Burnsa zapuchniętymi oczami w czarnych obwódkach tuszu. – Tak, proszę pana – powiedziała pokornie. W ciągu ostatnich czterdziestu ośmiu godzin nauczyła się pokory. – Będę wdzięczna.

Burns wstał usłużnie, poszedł do łazienki i nalał ciepławej wody do papierowego kubka. Uważał się za eksperta w dziedzinie przesłuchań, wykładał nawet ten przedmiot w akademii FBI. Warunkiem udanego przesłuchania było poznanie osoby przesłuchiwanej.

Burns był przekonany, że ma Darleen Talbot w jednym palcu. Kluczem było współczucie, pochlebstwo i stanowczość. Burns przeznaczył trzydzieści minut na przesłuchanie, cztery minuty na monolog wstępny, który miał zdobyć jej zaufanie. Wraz z kubkiem wody ofiarował jej łagodny uśmiech.

– Jestem wdzięczny, że zechciała poświęcić pani ten ranek na rozmowę ze mną, pani Talbot.

Ostrożnie podniosła kubek do nie umalowanych ust. Nie lubiła już czerwonych szminek.

– Junior powiedział, że muszę.

– Wiem, jak trudno jest młodej matce wykroić trochę czasu z jej napiętego dnia. Gdzie przebywa dzisiaj synek?

– Jest u mamy. Mama lubi z nim zostawać. – Jej oczy przesuwały się z przedmiotu na przedmiot, starannie omijając agenta Matthewa Burnsa, podczas gdy palce gmerały przy kołnierzyku kwiecistej bluzki. – Scooter to jej jedyny wnuk. Moje dwie siostry urodziły dziewczynki.

– Ładny malec – powiedział Burns, choć nie przypominał sobie, żeby natknął się wzrokiem na najmłodszego Talbota.

– Jest ładny. A włoski kręcą mu się jak u owieczki. – Cień uśmiechu rozjaśnił jej oczy. Doszła do wniosku, bardzo trafnego zresztą, że Junior nie wykopał jej z domu tylko ze względu na swoje przywiązanie do syna. – I pojętny. Żywe srebro, jak to mówią. Nie wiem, jak sobie poradzę, kiedy zacznie chodzić.

– Jestem pewien, że nie może go pani ani na chwilę spuścić z oka.

Darleen odprężyła się wyraźnie. Odstawiła nawet kubek na biurko. Ten federalny wcale nie jest taki zły, uznała. Ludzie go po prostu nie znają.

– Ma pan dzieci?

– Niestety, – I nie zamierzał mieć. Nigdy. – Obawiam się, że praca mi to uniemożliwia.

– Ściganie przestępców.

– Właśnie! – Uśmiechnął się do niej radośnie, jakby znalazła odpowiedź na bardzo złożony problem. – I właśnie tacy odpowiedzialni obywatele jak pani ułatwiają mi to zadanie. – Nie przestając się uśmiechać, wyjął miniaturowy magnetofon. – To mi pozwala wszystko zapamiętać.

Darleen zerknęła na magnetofon nieufnie. Zaczęła wyłamywać sobie palce.

– Czy nie powinnam mieć prawnika albo co?

– Jak pani sobie życzy. – Burns usiadł za biurkiem Burke'a. – Ale zapewniam panią, że to nie jest koniecznie w przypadku takiej nieformalnej pogawędki. Potrzebuję tylko paru informacji o pani przyjaciółce Eddzie Lou Hatinger. – Poklepał ją dobrotliwie po ręce. – Wiem, że to dla pani ciężkie przeżycie, Darleen. Mogę mówić do pani Darleen?

Rany, był tak uprzejmy jak kelner w eleganckiej restauracji. Choć Burns skrzywiłby się na to porównanie, ono właśnie skłoniło Darleen do współpracy.

– Proszę bardzo.

– Strata przyjaciela jest zawsze bolesna, a jeszcze w tak tragiczny sposób… – urwał, jakby z szacunku dla jej cierpienia. – Spróbuję sprawić pani jak najmniej przykrości. Wiem, jakie to trudne.

Było to nie tyle trudne i bolesne, ile szalenie ekscytujące. Darleen wydobyła podartą papierową chusteczkę i osuszyła oczy.

– Mówienie o tym rozdziera mi serce, ale chcę pomóc – dodała dzielnie. – Ona była moją najlepszą przyjaciółką.

– Tak. wiem. – Burns włączył magnetofon. – Agent specjalny Matthew Burns, rozmowa z Darleen Talbot odnośnie do Eddy Lou Hatinger. Dwudziesty piąty czerwca. A więc, Darleen, niech mi pani opowie o Eddzie Lou.

Darleen wydmuchała głośno nos i Burns skrzywił się boleśnie.

– Była moją najlepszą przyjaciółką – powtórzyła. – Chodziłyśmy razem do szkoły, była druhną honorową na moim ślubie. Byłyśmy jak siostry.

– I, jak to siostry, zwierzałyście się sobie z wszystkiego.

– Nigdy nie miałyśmy sekretów. Moje rodzone siostry, Belle i Starita? Z nimi nigdy nie mogłam rozmawiać tak jak z Eddą Lou. – Wycisnęła Jeszcze jedną łzę i otarła ją palcem.

– Jestem pewien, że ona darzyła panią równą sympatią. Darleen skrzywiła się lekko. – Zdaje się.

– Zwracała się zapewne do pani po radę, jako do osoby zamężnej. Po radę, pomyślała Darleen z przekąsem. Diabła tam! Edda Lou wolała pouczać niż się radzić. Ale Darleen pomyślała, że nie powinna tego mówić.

– Dużo rozmawiałyśmy. Dzwoniłyśmy do siebie codziennie.

– Czy w okresie bezpośrednio przed śmiercią Edda Lou była zaangażowana w związek z mężczyzną?

– Jasne! Wszyscy wiedzieli, że wdepnęła po uszy w Tuckera Longstreeta. Mogła mieć mnóstwo innych chłopaków. Edda Lou nosiła się naprawdę dobrze. Przeglądała zdjęcia w czasopismach, więc wiedziała, co i jak. To znaczy, jak się uczesać i co zrobić z twarzą. Nie przekroczyłaby progu swojego pokoju bez makijażu. Ale wpadł jej w oko Tucker. Umówiłyśmy się że kiedy go w końcu złapie, zostanę… chciałam powiedzieć, kiedy już ustalą datę ślubu, zostanę jej druhną honorową. Pojechałyśmy do Greenville, wybrałyśmy suknie i wszystko.

Jaka szkoda, że Edda Lou nigdy nie włoży tej ślicznej różowej organtynowej sukni z bufiastymi rękawami i wielkim dekoltem. Burns kiwał zachęcająco głową i robił notatki.

– Pan Longstreet i Edda Lou planowali się pobrać?

Darleen oblizała wargi i spojrzała na magnetofon. Była rozdarta między lojalnością a prawdą. Instynkt samozachowawczy optował za prawdą. Epizod z Juniorem nauczył ją ostrożności.

– Edda Lou była zdecydowana doprowadzić do ślubu.

– A pan Lonstreet?

– No… jakoś by go przekonała. Edda Lou nie była z tych, co to łatwo rezygnują.

– Więc uważa pani, że nakłoniłaby pana Longstreeta do oświadczyn?

– Powiedzmy.

– Zmusiłaby go? – Burns uśmiechał się łagodnie. – Czy wiedziała może o jakiejś słabości pana Longstreeta, znała sposób nakłonienia go do małżeństwa?

Darleen namyślała się przez chwilę, potem, ku rozczarowaniu Burnsa, potrząsnęła przecząco głową.

– Nie, Tucker nie z tych, co mają jakieś słabości. Mówiłam Eddzie Lou, że zerwał z nią, bo była nachalna. Mężczyźni nie lubią być popychani do małżeństwa. – Darleen czerpała z niewyczerpanego źródła własnych doświadczeń. – Weźmy mojego Juniora. Czekałam sobie spokojnie, jak prawdziwa dama, aż się zdecyduje oświadczyć. Gdybym to ja zaczęła napomykać o małżeństwie, zwinąłby żagle i tyle bym go widziała. Mężczyźni są z natury niechętni stałym związkom. Mówiłam jej, ale nie chciała słuchać. Uparła się, że zamieszka w Sweetwater. To znaczy, że będzie z Tuckerem – poprawiła się. – Edda Lou miała bzika na jego punkcie.

57
{"b":"107067","o":1}