Литмир - Электронная Библиотека
A
A

On również ujrzał kształt na wodzie, ale nie pomylił go z butelką. Z otwartymi do krzyku ustami, obezwładniony strachem patrzył na białą rękę.

– Jezu! Słodki Jezu!

– Zębacze nie są groźne, skubną cię co najwyżej – powiedział Dwayne spokojnie. Zaklął, kiedy Tucker chwycił go za ramię. – Co w ciebie wstąpiło?

– Chyba znaleźliśmy Darleen – wykrztusił, po czym zamknął oczy. Bóg po prostu nie odpowiada na pewne modlitwy.

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY CZWARTY

Dwayne dobrnął z trudem do brzegu. Był kompletnie trzeźwy. Opadł na czworaki i walczył z mdłościami.

– Chryste, Tuck! Słodki Jezusie! Co my teraz zrobimy? Tucker nie odpowiedział. Leżał na plecach, gapiąc się w niebo. Było mu tak zimno, tak strasznie zimno, że skupiał cały wysiłek na oddychaniu.

– Do stawu – powiedział Dwayne i przełknął ślinę. – Ktoś wrzucił ją do stawu. Byliśmy tam razem z nią. Pływaliśmy razem z nią.

– Na pewno nie czuje się tym urażona. – Tucker zakrył sobie ramieniem oczy, licząc na to, że odpędzi w ten sposób obraz ręki wystającej z ciemnej wody, zakrzywionych palców. Jakby po niego sięgała. Jakby chciała go pochwycić i wciągnąć w głąb.

Musiał się upewnić, że to Darleen Talbot, musiał się upewnić, że już nie można jej pomóc.

Więc zacisnął zęby, chwycił za sztywny, martwy przegub i pociągnął. Wyskoczyła głowa. Zobaczył… Boże, zobaczył dzieło rozpoczęte przez mordercę, zakończone już prawie przez ryby.

Istota ludzka jest taka krucha, myślał teraz. Taka bezbronna. Tak łatwo zmienić ją w coś ohydnego.

– Nie możemy jej tak zostawić, Tuck. – Dwayne wzdrygnął się na myśl o wejściu z powrotem do stawu i dotknięcia tego, co niegdyś był Darleen Talbot. – To nieprzyzwoite.

– Musimy ją zostawić. – Tucker pomyślał z żalem o butelce, którą wrzucił do stawu. Byłaby teraz jak znalazł. – Przynajmniej dopóki nie przyjdzie tu Burke. Idź do domu i zadzwoń do niego. Jeden z nas powinien tu zostać. Zadzwoń do Burke'a i powiedz mu, co znaleźliśmy. Powiedz mu. żeby zawiadomił agenta Burnsa. – Tucker usiadł i ściągnął mokrą koszulę. – I przynieś mi suche fajki, dobrze? Piwem też nie pogardzę… – Zaklął, zobaczywszy Caroline idącą w ich stronę. W trzech susach znalazł się przy niej.

– Tak się cieszysz, że mnie widzisz? – zaśmiała się Caroline i uścisnęła go mocno. – Postanowiliście popływać? Della mnie przysłała…

– Wróć do domu z Dwayne'em. – Chciał tylko, żeby znalazła się jak najdalej od śmierci i cierpienia. – Wróć i poczekaj tam na mnie.

– Dobrze, poczekam. – Wiedziała już, że stało się coś złego. Przeniosła wzrok z Tuckera na jego brata. Warga Dwayne'a zaczęła znowu krwawić, krew wydawała się czarna na tle jego zbielałej twarzy. – Biliście się? Dwayne, masz rozbitą wargę.

Dwayne schował głowę w ramiona. Della da mu popalić!

– Zadzwonię po Burke'a.

– Po Burke'a? – Caroline chwyciła za ramię Tuckera, który próbował odciągnąć ją w stronę domu. – Po co wam Burke? – Poczuła dziwny ciężar w piersiach. – Tucker?

Dowie się prędzej czy później, lepiej, żeby usłyszała to od niego.

– Znaleźliśmy ją. W stawie.

– O, Boże! – Instynktownie spojrzała w stronę wody, ale Tucker zasłonił jej widok.

– Dwayne idzie zadzwonić po Burke'a. Pójdziesz z nim.

– Nie, zostanę z tobą. – Potrząsnęła głową, zanim zdążył zaprotestować. – Zostaję, Tucker.

Ponieważ Tucker wzruszył tylko ramionami, Dwayne pobiegł w stronę domu. Lelek zaczął nawoływać, słodko i natarczywie.

– Jesteś pewien? – Caroline wiedziała, że to głupie pytanie.

– Aha. – Odetchnął głęboko. – Jestem pewien.

– Biedna Happy. – Musiała jeszcze o coś zapytać, ale słowa nie chciały przejść jej przez gardło. – Tak jak te inne? – Ujęła go mocno za rękę i czekała, żeby zwrócił na nią wzrok. – Chcę wiedzieć.

– Jak inne. – Stanowczym ruchem odwrócił ją plecami do stawu, słuchali pokrzykiwań nocnych ptaków i patrzyli na światła Sweetwater.

Dalsze postępowanie przebiegało sprawnie i bezdusznie, jakby nie dotyczyło ludzkiej istoty. Mężczyźni stali nad brzegiem, z twarzami zbielałymi w ostrym świetle reflektora umieszczonego na dachu terenowca Burke'a. Zrobiono zdjęcia.

– W porządku. – Burns skinął w stronę wody. – Trzeba ją wyciągnąć. Nikt się nie odezwał. Burke zacisnął wargi i odpiął pas z bronią.

– Ja to zrobię. – Tucker usłyszał własny głos i sam się zdumiał.

– To do ciebie nie należy, Tuck. – Burke rzucił pas na ziemię.

– To moja ziemia. – Tucker ujął Caroline za ramiona. – Idź do domu.

– Pójdziemy razem, kiedy to się skończy. – Pocałowała go w policzek. – Jesteś dobrym człowiekiem. Tucker.

Nie wiedział, czy jest dobry. Ale kiedy już zanurzył się w wodę, pomyślał, że głupi z pewnością. Burke miał rację, to do niego nie należało. Nie płacą mu za to, by uczestniczył w tym horrorze.

Płynął przez zimną, ciemną wodę w stronę ręki, białej jak kość o zakrzywionych palcach.

Dlaczego uważa, że jego obowiązkiem jest wyciągnąć z wody tę martwą kobietę? Nic dla niego nie znaczyła za życia, czy nie powinna być dla niego niczym po śmierci?

Ponieważ staw należy do Sweetwater, uświadomił sobie. A on jest Longstreetem.

Po raz drugi zacisnął palce wokół martwego przegubu. Kiedy wyłoniła się głowa, zobaczył jej włosy wypływające wachlarzem na powierzchnię. Żołądek podjechał mu do góry. Poczuł kwaśny smak w ustach i z trudem opanował mdłości. Owinął ramię dookoła ciała.

Na brzegu panowała cisza tak głęboka, że można było usłyszeć bzyczenie komarów. Cmentarna cisza, pomyślał, próbując uwolnić Darleen od czegoś, co ściągało ją w dół.

Wyślizgnęła mu się i kiedy pochwycił ją ponownie, jej głowa opadła mu na ramię. Tucker zesztywniał, ale nic czuł obrzydzenia. Jedynie litość.

Spojrzał w stronę brzegu. Dwayne stał otaczając ramieniem Josie. Ich oczy wydawały się ogromne w powodzi światła. Burke i Carl już się pochylali, gotowi przejąć ciężar, który ciągnął Tucker. Caroline trzymała rękę na ramieniu Cyra. Cholera, co robi tu ten chłopak?! Burns stał trochę z tyłu i patrzył, jakby to była średnio interesująca sztuka teatralna.

– Ma coś przywiązane do nóg – zawołał Tucker. – Potrzebny mi nóż.

– To jest ślad, Longstreet – Burns wystąpił naprzód. – Chcę to mieć nietknięte.

– Ty sukinsynu! Wleź tu sam i zbierz swoje kurewskie ślady!

– Ja panu pomogę, panie Tucker! – Cyr był już po kolana w wodzie, kiedy Burke go pochwycił i oddał Caroline.

– Chryste! – jęknął Tucker i szarpnął Darleen z całej siły. Popłynęła.

– Zabierzcie stąd chłopaka! – krzyknął. Podciągnął się na brzeg i siedział tak przez chwilę z nogami w wodzie.

– Dwayne, daj mi fajkę.

Ale to Josie podała mu już zapalonego papierosa.

– Zasłużyłeś sobie na całego. – Przytuliła policzek do jego twarzy. – Przykro mi, że to musiałeś być ty. Tuck.

– Mnie też przykro. – Zaciągnął się z rozkoszą. – Burke, nie masz jakiegoś koca, żeby ją zakryć. Tak nie można.

– Osoby postronne proszę o powrót do domu – odezwał się Burns. – Teren zostanie zabezpieczony, aż do chwili zakończenia śledztwa.

– Cholera, my ją znaliśmy – powiedział Tucker ze znużeniem. – Ty nie. Mógłbyś ją chociaż zakryć.

– Idź, Tuck. – Burke pomógł mu wstać. – Musimy zrobić parę rzeczy. Lepiej, żeby cię przy tym nie było. Uwiniemy się raz dwa.

– Widziałem, co jej zrobiono – powiedział Tukcer chrapliwym głosem.

– Proszę, żebyście byli do mojej dyspozycji – wtrącił Burns. – Ty i twój brat. Będę was musiał przesłuchać.

Bez słowa Tucker odwrócił się i dołączył do Caroline i Cyra.

Caroline nie była mistrzynią kuchni, ale udało jej się odgrzać zupę z puszki i podać ją razem z rostbefem Delii, Zupa zawsze wydawała jej się kojącą nerwy potrawą. Patrząc, jak pochłaniała ją Cyr, uznała, że fasolówka spełniła swoje zadanie.

Dwayne wyskrobał talerz do czysta i zawstydził się swoim apetytem.

85
{"b":"107067","o":1}