Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Uwielbiam twój sprzęt – wymruczała, biorąc go w dłonie. – Opowiedz mi, jak tego dokonałeś, Matthew. To mnie przyprawia o dreszcz.

Oddech zaczął mu się rwać.

– Przede wszystkim musisz zrozumieć psychikę masowego mordercy Wzory zachowań, statystyka. Większość morderstw popełniana jest pod wpływem impulsu, z paru typowych powodów.

– Mów dalej. – Przycisnęła usta do jego brzucha. – To mnie podnieca.

– Namiętność – wykrztusił. Czerwona mgła zasnuła mu oczy. – Zazdrość, zemsta. Ale to nie są motywy masowego mordercy. Jemu chodzi o panowanie, o pościg. Samo zabójstwo nie jest tak ważne jak oczekiwanie na nie, osaczanie.

– Tak. – Polizała go delikatnie po wewnętrznej części uda. Ona również osaczała, a oczekiwanie rosło jak poziom rzeki podczas wiosennej powodzi. – Mów dalej.

– Planuje, żyje tym. Wybiera ofiarę i rozpoczyna polowanie. Jednocześnie może prowadzić normalne życie. Może mieć rodzinę, karierę zawodową, przyjaciół. Ale kieruje nim potrzeba zabijania. Potrzeba ta zaczyna narastać już w chwili, gdy zniszczy ofiarę. Potrzeba panowania nad innymi, nad sytuacją. – Zagarnął dłońmi jej włosy, kiedy wzięła go do ust. – Szydzi z policji, często ją wykorzystuje. – Zaczął dyszeć. – Może nawet… pragnąć, by go schwytano, może cierpieć… wyrzuty sumienia, ale jego głód… przeważa wszystkie inne pragnienia.

Otarła się o niego całym ciałem.

– Więc znowu zabija. Dopóki go nie powstrzymasz.

– Tak.

– I zatrzymasz go również tym razem?

– Już to zrobiłem.

Podniosła ręce do góry i odgarnęła włosy, wyginając się ku niemu.

– Jak?

– Jeżeli nie wyjdą na jaw nowe okoliczności, zamknę tę sprawę. Austin Hatinger nie żyje.

Josie uniosła biodra i przyjęła go w siebie.

– Jesteś bohaterem, agencie specjalny. Moim bohaterem. Odrzuciła głowę i rozpoczęła wyczerpujący bieg do raju.

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIERWSZY

Nadchodziła burza. Po raz pierwszy od wielu dni prawdziwy wiatr zaszeleścił w koronach drzew i przyniósł zapach deszczu. Słońce skryło się za ołowianymi chmurami i zmierzch zapadł szybciej niż zwykle.

Della odetchnęła z ulgą, mimo że burza zapowiadała się groźnie, mogła pozrywać linie wysokiego napięcia i wezbrać rzeki.

Darleen Fuller Talbot pożegnała matkę w kiepskim humorze. Happy uśmiechała się, tuliła Scootera i jednocześnie zmywała głowę córce za historię z Billym T.

Wypisz wymaluj ojciec, pomyślała Happy, kiedy Darleen wyszła trzasnąwszy drzwiami. Wszystko, co potrafił, to potrząsnąć głową i wyjść z pokoju. Darleen ze swej strony odcierpiała w milczeniu dwudziestominutowy wykład o dobroci Juniora, który nie zasługiwał na to, by go zdradzać w jego własnym domu.

Cóż, był to również jej dom. Wydęła usta i otarła łzy gniewu, po czym uruchomiła samochód. Nikt zdawał się o tym nie pamiętać. Biedny Junior to, biedny Junior tamto. Nikt nie wiedział, że biedny Junior traktuje ją gorzej niż śmiecia.

Czy można jej się dziwić, że tęskni za Billym T. do szaleństwa? Jej własny mąż nie chce już nawet spać z nią w jednym łóżku. Nie żeby przedtem robił coś poza spaniem. Ale teraz szła co wieczór do łóżka sfrustrowana, niby jakaś stara panna.

No, zajmie się tą sprawą. Kiedy pierwsze duże krople deszczu rozbiły się o przednią szybę, Darleen podjęła decyzję. Happy rozpoznałaby ten wyraz twarzy i choć mogłoby to wywołać zdumienie Darleen, poparłaby córkę całym sercem.

Scooter zostanie na noc u babci. A ona, Darleen, dopilnuje, by jej mąż spełnił dziś swój obowiązek.

Był już po temu najwyższy czas. Czuła się jak zakonnica.

To źle wpływa na moje nerwy, pomyślała Darleen, włączając wycieraczki Junior przerwał Billy'emu T. w kulminacyjnym momencie. Żyła w celibacie od przeszło tygodnia. To nie może być zdrowe.

Była pewna, że dlatego właśnie stała się ostatnio taka nerwowa, skłonna do irytacji. Nieustannie miała wrażenie, że ktoś ją obserwuje. Nie chodziło tu o zgorszone spojrzenia, jakimi obrzucały ją lokalne świętoszki od czasu, gdy wieść o zdradzie rozeszła się po mieście. Czuła się raczej tak, jakby ktoś trzymał ją na muszce. No i te głuche telefony. Podnosiła słuchawkę, ale nikt się nie odzywał.

Prawdopodobnie Junior ma ją na oku. Pewnie ustawił któregoś ze swoich kumpli przed domem na wypadek, gdyby Billy T. wrócił.

Jakby w ogóle chciał z nią rozmawiać!

To była okropna niesprawiedliwość. Straciła kochanka, męża i musiała wysłuchiwać pouczeń matki tylko dlatego, że chciała się trochę zabawić.

Samochód zatańczył na śliskiej szosie i Darleen zwolniła jeszcze bardziej.

Nie będzie tego dłużej znosiła. Płacz nie pomógł, a wypłakała parę wiader. Pucowanie domu i serwowanie co wieczór gorącej kolacji odniosło równie mizerny skutek. Junior zjadał, co przed nim postawiła, i szedł bawić się ze Scooterem.

No, dzisiaj zabawi się ze swoją żoną.

Wiedziała, jak przygotować scenerię. Miała nową koszulę nocną, zamówioną z katalogu na użytek Billy'ego T., ale to szczegół bez znaczenia. Spędziła całe popołudnie u fryzjera i odcierpiała nawet wyrównanie woskiem brwi i usunięcie puszku nad górną wargą.

Ze Świąt Bożego Narodzenia została jej jaśminowa świeca, płyta Randy Travisa i butelka dżinu. Junior robił się zdecydowanie romantyczny po paru szklaneczkach dżinu.

A kiedy już zaciągnie go do łóżka, Junior zapomni o Billym T. i swojej męskiej dumie. Ona zaś będzie pełną poświęcenia żoną. J jeżeli jeszcze kiedyś weźmie sobie chłopaka, zachowa większą ostrożność.

W ostatniej chwili nacisnęła hamulec. Ściana deszczu ograniczała widoczność i Darleen nie dostrzegła samochodu stojącego w poprzek drogi. Wpadła w poślizg. Pisnęła, kiedy samochodem zarzuciło. Wozy zetknęły się błotnikami i Darleen opadła na siedzenie trzymając się za serce.

– Cholera! – Próbowała dojrzeć coś przez deszcz, ale widać było tylko porzucony samochód. – No, pięknie! – Otworzyła drzwi i wyszła na deszcz. W jednej chwili włosy przylgnęły jej do czoła i oczu. – Dwadzieścia dwa dolce siedemdziesiąt pięć centów diabli wzięli! – krzyknęła w ciemność. – Chryste, jak mam odzyskać męża, skoro wracam do domu i wyglądam jak utopiony kot!

Przemyślała to sobie i uznała, że godny pożałowania wygląd może zadziałać na jej korzyść. Wzbudzić współczucie. Ale jeżeli chciała, żeby Junior jej współczuł, ponieważ zmokła, musi się najpierw dostać do domu. Wsparta pod boki, kopnęła oponę samochodu blokującego drogę.

– Jak niby mam objechać tę kobyłę? – Perspektywa powrotu do matki była tak przerażająca, że Darleen podeszła do samochodu, by poszukać innego rozwiązania.

Zaglądała właśnie przez przednie okienko w nadziei, że ujrzy kluczyki w stacyjce, kiedy usłyszała za sobą jakiś dźwięk. Serce podeszło jej do gardła i wróciło na swoje miejsce na widok znajomej postaci wyłaniającej się z mroku.

– Tak myślałam, że to twój samochód – zawołała. – Drogi są takie śliskie, że omal w niego nie wjechałam. Junior obdarłby mnie żywcem ze skóry, gdybym rozbiła mu wóz.

– Oszczędzę mu kłopotu.

Darleen nawet nie zobaczyła lewarka, który pozbawił ją przytomności.

Światło zamigotało parę razy, zanim w końcu zgasło podczas wyjątkowo silnego grzmotu. Caroline przygotowała się na taką ewentualność, rozstawiając świece i lampy naftowe we wszystkich pokojach.

Nie przeszkadzała jej ciemność ani burza. Prawdę mówiąc, błogosławiła i jedno, i drugie. Miała nadzieję, że uszkodzone zostaną również linie telefoniczne i nie będzie musiała odbierać więcej telefonów. Ludzie dzwonili przez cały dzień, z ciekawości lub z troski o nią. Nie, burza jej nie przeszkadzała, ale nie chciała obijać się w ciemności po domu i ryzykować spotkania z uśmiechniętym duchem Austina Hatingera.

Patrzyła na burzę z werandy, podczas gdy Nieprzydatny popiskiwał w progu. Widowisko było wspaniałe. Wiatr przetaczał się po równinie wstrzymywany tylko przez drzewa, targał skrzydłami okien, kładł trawy.

75
{"b":"107067","o":1}