Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– To o ciebie należy się martwić – powiedziała i Caroline wyobraziła ja sobie przy różanym biureczku w wytwornym salonie, jak odfajkowuje imię córki na długiej liście spraw do załatwienia.

Zamówić kwiaty. Pójść na obiad organizacji charytatywnej. Pomartwić się o Caroline.

– Nie ma powodu do zmartwienia – powiedziała Caroline.

– Tak sądzisz? Byłam dzisiaj na proszonym obiedzie u Fullbrightów i to Carter musiał mi powiedzieć, że moja córka została napadnięta.

– Nic mi się nie stało – powiedziała Caroline szybko.

– Wiem – rzuciła Georgia, niezadowolona z tego, że jej przerwano. – Carter powiedział mi wszystko to, czego ty nie raczyłaś. Ile razy ci powtarzałam, że nie ma po co tam jechać, ale ty nie chciałaś słuchać. A teraz dowiaduję się (nawiasem mówiąc, wolałabym nie wysłuchiwać takich opowieści przy zupie) że jesteś zamieszana w śledztwo o morderstwo.

– Przepraszam. – Caroline zamknęła oczy. Przeprosiny były nieodłącznym elementem jej rozmów z matką. – To stało się tak szybko. Zresztą już po wszystkim.

Podniosła wzrok słysząc ruch na schodach. Zobaczyła Tuckera i odwróciła się, znużona.

– Carter dał mi jasno do zrozumienia, że to dopiero początek. Wiesz, że jest właścicielem filadelfijskiej NBC. Powiedział, że dziennikarze podchwycili tę historię i wybierają się do Innocence, żeby nadawać bezpośrednie relacje. Naturalnie, kiedy pojawiło się twoje nazwisko, wiadomość weszła na pierwsze strony gazet.

– Chryste!

– Słucham?

– Nic. – Przesunęła dłonią po włosach. Bądź rozsądna, nakazała sobie, ktoś musi być rozsądny. – Przykro mi, że usłyszałaś to od kogoś innego. Wiem, że tego rodzaju popularność cię irytuje. Nic nie poradzę na prasę, mamo. Nie odpowiadam za to. Przykro mi z twojego powodu.

– Czy nie dość, że musieliśmy zatuszować skandal, kiedy trafiłaś do szpitala, odwołałaś letnie tournee i publicznie zerwałaś z Luisem?

– Tak – powiedziała Caroline sucho. – To musiało być dla ciebie bardzo trudne. To bardzo nieodpowiedzialne z mojej strony, że załamałam się w ten sposób.

– Proszę nie mówić do mnie takim tonem. To by się w ogóle nie stało, gdybyś nie rozdmuchała drobnego nieporozumienia z Luisem. A teraz Wyjeżdżasz do tej dziury, zagrzebujesz się…

– Nie jestem zagrzebana.

– Marnujesz talent. – Georgia jakby nie słyszała protestów Caroline. – Upokarzasz siebie i swoją rodzinę. Nie przespałam spokojnie jednej nocy, wiedząc, że jesteś tam sama, nie chroniona.

Carolina przyłożyła dłoń do skroni.

– Byłam sama od lat. Georgia w ogóle nie usłyszała.

– A teraz… Mogłaś zostać zamordowana albo zgwałcona.

– O tak, to dopiero byłaby sensacja. Nastąpiła krótka cisza.

– Caroline, nie zasłużyłam na to.

– Przepraszam. – Przycisnęła palce do powiek i wyrecytowała zwykłą litanię. – Przepraszam. Zdaje się, że jeszcze nie przyszłam do siebie po wstrząsie.

„Zapytasz, co się stało, mamo? Zapytasz, jak się czuję, co czuję, czy tylko, jak się będę zachowywać?”

– Rozumiem. I oczekuję, że ty ze swej strony postarasz się zrozumieć mnie. Nalegam na twój bezzwłoczny powrót do domu.

– Jestem w domu.

– Nie bądź śmieszna. Nie przynależysz do tego miejsca, podobnie jak ja. Stworzyliśmy ci z ojcem wspaniały start w życiu. Nie pozwolę ci tego zmarnować przez jakiś kaprys.

– Kaprys? To interesujące podejście do sprawy, mamo. Żałuję, ale nie mogę postępować tak, jak sobie życzysz. Być kimś, kogo chcesz we mnie widzieć.

– Nie wiem, skąd w tobie ten upór, ale to brzydka cecha. Bez wątpienia Luis podziela moje zdanie w tej kwestii, choć jest o wiele bardziej tolerancyjny. Bardzo się niepokoi.

– Co?! Chcesz powiedzieć, że do niego zadzwoniłaś? Że wbrew moim wyraźnym życzeniom zadzwoniłaś do niego?

– Życzenia dziecka nie zawsze pokrywają się z jego interesami. Chciałam porozmawiać z Luisem o twoim wrześniowym występie w Białym Domu.

Caroline przycisnęła rękę do żołądka, który zmienił się w twardy węzeł.

– Przestałam być dzieckiem w chwili, gdy wypchnęłaś mnie na scenę. I nie potrzebuję rad Luisa.

– Nie jestem zaskoczona twoim podejściem. Od dawna karmisz mnie niewdzięcznością.

Caroline wyobraziła sobie matkę, jak bębni starannie wymanikiurowanymi paznokciami o wypolerowany blat biurka.

– Mam tylko nadzieję, że kiedy Luis do ciebie zadzwoni, będziesz trochę grzeczniejsza. Obie wiemy, że Luis to najlepsze, co ci się przytrafiło w życiu. On rozumie twój artystyczny temperament…

– Wykorzystuje moją żałosną naiwność. Nie robi ci to żadnej różnicy, że zastałam go pieprzącego się z flecistką w garderobie?

– Twój język jest tak niewyszukany jak twoje otoczenie. – To dopiero wprawki.

– Dość tych bzdur. Nalegam, żebyś wróciła do domu. Zostało nam zaledwie parę tygodni na przygotowanie występu w Białym Domu. Oczywiście nie pomyślałam nawet o sukni. Musiałam znaleźć czas, by skonsultować się z twoją krawcową. Rozgłos w sprawie tego morderstwa jest naprawdę szkodliwy.

Cios nożem w serce też, pomyślała Caroline.

– Mamo, naprawdę nie musisz przejmować moich obowiązków – powiedziała ostrożnie. – Ustaliłam już wszystko z Francesem. Przylecę do Waszyngtonu na występ, odlecę następnego dnia. A jeżeli chodzi o kostium, stan mojej garderoby jest więcej niż zadowalający.

– Straciłaś rozum?! To jeden z ważniejszych etapów w twojej karierze. Już zaczęłam organizować wywiady, sesje zdjęciowe…

– Więc je odwołaj – powiedziała Caroline krótko. – Zapewniam cię, mamo, że przeżyłam i czuję się dobrze. Mężczyzna, który na mnie napadł, nie żyje. Wiem o tym na pewno, bo sama go zabiłam.

– Caroline…

– Pozdrów ode mnie tatę. Dobranoc. – Delikatnie odłożyła słuchawkę na widełki. Odczekała pełną minutę, chcąc zyskać pewność, że nie zacznie krzyczeć.

– Lody się roztopiły – powiedziała spokojnie.

Zabrała miseczki ze stolika, wróciła do kuchni i ustawiła je w zlewie.

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DRUGI

Wyglądało na to, że jest to dzień na wyciszenie jego emocji i złagodzenie poczucia winy. Tucker zastanawiał się, jak to się mogło stać, że człowiek, który przez całe życie ślizgał się po powierzchni wzburzonych wód, wpadł w nie po uszy.

Gniew Caroline zdawał się wibrować w powietrzu. Tucker miał wrażenie, że kuchnia została podłączona do prądu.

Bardzo chciało mu się zapalić, ale papierosy znajdowały się na górze, prawdopodobnie w kieszeni mokrej koszuli.

Spojrzał w górę pogrążonych w mroku schodów, nie bez tęsknoty za ciszą i spokojem sypialni, potem w dół w stronę kuchni, gdzie migotała lampa i czekały kłopoty.

Kiedy tam wszedł, stała przy zlewie i patrzyła w okno, zupełnie tak samo jak podczas wizyty Burnsa. Ale teraz miała przed sobą ciemność.

Tucker nie chciał, żeby patrzyła w nią samotnie. Skulił się w sobie, kiedy Caroline zesztywniała pod jego dotknięciem.

– Wiesz, co zwykłem robić w towarzystwie zamyślonej kobiety? Opowiadałem dowcip i próbowałam zaciągnąć ją z powrotem do łóżka. Jeżeli to nie podziałało, znikałem z horyzontu. – Nie zważając na opór Caroline, zaczął rozmasowywać jej ramiona. – Ale zwykłe metody jakoś nie sprawdzają się na tobie.

– Nie miałabym nic przeciwko dowcipowi.

Wsparł czoło o czubek jej głowy. Cholerna szkoda, pomyślał, że żaden nie przychodzi mi do głowy.

– Porozmawiaj ze mną, Caroline.

Niecierpliwym ruchem odkręciła wodę, żeby umyć zlew. – Nie ma o czym.

Kiedy podniósł głowę, zobaczył ich zamglone odbicie w szybie. Był pewien, że ona widzi je także, ale zastanawiał się, czy zdaje sobie sprawę z ulotności tego obrazu, z łatwości, z jaką można go zetrzeć.

– Kiedy zeszłaś na dół przed paroma minutami, czułem cię ciągle przy sobie, taką miękką i rozluźnioną. Teraz jesteś kłębkiem nerwów. To mnie boli. – To nie ma nic wspólnego z tobą.

Szybkość, z jaką odwrócił ją ku sobie, zaskoczyła oboje. Nie starał się nawet stłumić gniewu.

77
{"b":"107067","o":1}