Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Panno Delio? – Winnie wsypywała jakieś liście do dzbanka stojącego na piecu. Dłonie miała małe i zgrabne. Była cichą kobietą, wolała działać niż mówić. – Uwarzę to jak herbatę. Nie takie mocne, tylko żeby się uspokoiła.

– Zobaczymy, co tam masz. – Della podeszła do pieca i przez chwilę obie kobiety szeptały nad zawartością dzbanka. Birdie udawała, że nic nie widzi. Uważała, że żonie lekarza nie godzi się aprobować medycyny ludowej.

– Na nic więcej się tu nie przydam. – Josie wytarła ręce w ręcznik do naczyń. – Jadę jej szukać.

– Tuzin mężczyzn już to robi – powiedziała Birdie tak ostrym tonem, że Josie uniosła karcąco brwi. Ale Birdie musiała wyładować jakoś swoją frustrację.

– Mężczyźni nie zawsze wiedzą, gdzie szukać kobiety. – Josie sięgnęła po torebkę. – Sprawdzę, co z kuzynką Lulu, Delio, i zajadę do Billy'ego T.

Jeżeli coś wie, chętniej podzieli się tym ze mną niż z mężczyzną.

– Nie ma się czym przechwalać – mruknęła Della pod nosem.

– Fakt pozostaje faktem. A poza tym, jeżeli jest coś, co Happy powinna wiedzieć, lepiej niech dowie się tego od razu. Rozchoruje się, jeżeli to potrwa zbyt długo.

Na to już nikt nie znalazł odpowiedzi. Josie wyszła tylnymi drzwiami. Chwilę później rozległo się wycie silnika.

– Jeżeli Billy T. wie, dokąd prysnęła Darleen… – zaczęła Birdie.

– Jeżeli wie, Josie wyciągnie to z niego, jak amen w pacierzu. – Della podała Winnie pustą filiżankę na napój uspokajający.

– Zasnął jak aniołek – powiedziała Happy wchodząc do kuchni. Jej słynny uśmiech przypominał teraz grymas. – Nie to, co jego mama. Boże, walczyła ze snem, jakby to był diabeł, który przyszedł po jej duszę. Wydeptywałam ścieżki w podłodze, nosząc ją… – urwała, ocierając oczy.

– Usiądź, Happy. Zamartwisz się na śmierć. – Della niemal siłą posadziła Happy na krześle. – Pozwól, że my się przez chwilę pomartwimy. Nikt nie robi tego lepiej niż tuzin bab w kuchni. Winnie, daj mi tę filiżankę.

– Jest bardzo gorące, pani Fuller. Musi pani podmuchać. – Winnie postawiła przed nią filiżankę i stanęła z dłonią na oparciu krzesła. Winnie chodziła do szkoły z najstarszą córką Happy. Belle Fuller była pierwszą białą dziewczynką, która zaprosiła Winnie do siebie do domu.

– Co to jest?

– Coś, co ci pomoże – powiedziała Della i ruchem ręki nakazała Winnie odejść.

– Nie chcę żadnego magicznego napoju Winnie – powiedziała z rozdrażnieniem Happy. – Nie jestem chora, jestem tylko…

– Przerażona i nieszczęśliwa – dokończyła za nią Della. – Sądząc po tym, jak wyglądasz, nie zmrużyłaś w nocy oka. Wiesz, że Winnie nie dałaby ci nic, co mogło zaszkodzić. Wypij i trochę sobie odpocznij.

– Napiję się, ale kawy. – Winnie chciała się podnieść. Della pchnęła ją z powrotem na krzesło.

– Posłuchaj mnie chwilę. Uporem nic nie zdziałasz. Jeżeli Bóg pozwoli, twoja Darleen wróci i będzie się puszyć, że udało jej się wywołać taki raban. Ale w tej chwili masz tam na górze dziecko, które będzie cię potrzebowało. Na niewiele mu się zdasz, skrajnie wyczerpana.

– Chcę tylko, żeby wróciła. – Happy oparła głowę o wielkie piersi Delii i zapłakała. – Chcę tylko, żeby moja dziewczynka wróciła. Potraktowałam ją tak ostro.

– Nigdy nie zrobiłaś nic, co nie wyszłoby jej na dobre.

– Była zawsze taka niespokojna. Już jako dziecko. Ledwie dostała jedno, już chciała drugie. Zawsze pragnęłam dla niej jak najlepiej, ale nie bardzo wiedziałam, co to może być.

Caroline podeszła do niej i ujęła filiżankę.

– Proszę, Happy, wypij to.

Happy wzięła łyczek, potem drugi i chwyciła Caroline za rękę.

– Ona myśli, że ja jej nie kocham, ale to nieprawda. Zawsze kochamy mocniej tych. którzy sprawiają nam najwięcej bólu. Przyszła tu wczoraj, chciała, żebym poparła ją w tej historii z chłopakiem od Bonnych, a ja nie mogłam Postąpiła źle. Nigdy nie potrafiła odróżnić tego, co dobre, od tego, co złe, ale przyszła tu, szukając wsparcia u swojej matki. A ja nie mogłam tego zrobić. Skończyło się na tym, że pokłóciłyśmy się jak zwykle i ona wyszła. Nawet nie widziałam, jak odjeżdża.

Zaczęła szlochać i Della kołysała ją w ramionach. Susie otoczyła Marvelle ramieniem.

– Te inne dziewczęta. – Palce Happy zacisnęły się konwulsyjnie na dłonie Caroline. – Och, słodki Boże, nie mogę przestać o nich myśleć.

– Cicho, cicho. – Della podniosła filiżankę do ust Happy. – Mówią przecież, że to Austin, a on jest martwy jak kłoda. Caroline przestrzeliła mu głowę i każda kobieta z Innocence jest jej za to wdzięczna. Może z wyjątkiem Mavis Hatinger, ale ona nigdy nie mogła się poszczycić rozumem. No, chodź ze mną, kochana. Poleżysz sobie przez chwilę.

– Tylko przez chwilę. – Powieki zaczęły jej opadać i Happy pozwoliła Delii wyprowadzić się z kuchni.

– Och, mamo! – Marvella wtuliła głowę w ramię Susie i wybuchnęła płaczem.

– No, no, tylko ty nie zaczynaj. – Susie poklepała ją po plecach. – Może nic się nie stało.

– Musimy zachować wiarę – powiedziała Winnie. – A tymczasem przygotuję coś do jedzenia, na wypadek gdyby tu jeszcze ktoś przyszedł. Upiekę kurczaki.

– Dobrze – Susie odsunęła delikatnie Marvellę. – Złotko, obierz ziemniaki na sałatkę ziemniaczaną. Nie ma potrzeby, żeby wszyscy chodzili głodni. Nie wiadomo, jak długo będziemy musieli czekać.

Tucker stał nad brzegiem Gooseneck Creek i ocierał chustką mokrą od potu twarz. Temperatura skoczyła do czterdziestu stopniu, powietrze sprawiało wrażenie gęstej zawiesiny. Niebo, rozjaśnione bezlitosnym słońcem, było niemal białe.

Wyobraził sobie, że zanurza się w chłodną, orzeźwiającą toń. Wizja przyniosła chwilową ulgę. Tucker poprzestał na zmoczeniu chustki i ochłodzeniu twarzy i szyi.

Przypomniał sobie, że brat Darleen znalazł w tym miejscu Arnette. Odmówił krótką modlitwę.

Nie pozwól, Boże, żebym to ja ją znalazł.

Ktoś to zrobi, nie miał cienia wątpliwości. Odrzucił pocieszającą teorię, że Darleen uciekła z mężczyzną. Było to bez sensu. Darleen nie miała czasu, by znaleźć sobie nowego kochanka po Billym T., a on twierdził stanowczo, że nic nie wie.

Tucker mu wierzył. W grę wchodziła męska duma. Billy T. nie związałby się z kobietą, której mąż zaprawił go w głowę patelnią. Darleen nie była dla Billy'ego T. nikim wyjątkowym. Nie odróżniał jednej kobiety od drugiej.

Nasunęło mu się nieuchronne porównanie z niejakim Tuckerem Longstreetem. Poczuł gorycz w ustach.

Darleen nie pozostawiłaby własnego samochodu na skraju drogi podczas burzy po to, by wskoczyć do wozu kochanka. Junior twierdził, że z jej ubrań nic nie brakuje, a pieniądze na gospodarstwo leżą nadal w puszce po kawie.

Ktoś ją znajdzie, pomyślał znowu Tucker. I pomodlił się, żeby to nie był on.

Wszedł w trzciny. Jego grupa posuwała się brzegiem strumienia, brodząc po kolana w błocie. Szukali, nie tracąc nadziei, że jedynym znaleziskiem okażą się puszki po piwie i zużyte prezerwatywy.

Wszyscy byli uzbrojeni, co napawało Tuckera lekkim niepokojem. Junior rozwalił już wodnego węża. Ponieważ sprawiło mu to wyraźną ulgę, nikt się nie poskarżył.

Zresztą, prawie nie rozmawiano. Mężczyźni pracowali w milczeniu jak żołnierze organizujący zasadzkę. Jeden z helikopterów przysłanych przez policję okręgową przelatywał im co jakiś czas nad głowami, bełtając gorące powietrze, krótkofalówka pobzykiwała u paska Burke'a. FBI nie kwapiła się, by przejąć sprawę. Ale federalni nie znali przecież Innocence i jej mieszkańców. Burns był przekonany, że ma do czynienia z kolejną niezadowoloną żoną, która wyruszyła na poszukiwanie szczęścia i bardziej soczystych pastwisk.

Zdaniem Tuckera, Burns nie chciał przyznać, że popełniono morderstwo tuż pod jego nosem.

Usłyszał przeciągły gwizd lokomotywy i pożałował, że nie znajduje się w pociągu. Byle jakim pociągu jadącym w dowolnym kierunku.

Kiedy skończył obchód wyznaczonego mu terenu, przyłączył się do Burke'a. Juniora i Toby'ego, którzy pracowali w górze strumienia.

82
{"b":"107067","o":1}