Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Z nieprzytomnym uśmiechem, Tucker wyciągnął rękę i natknął się na Nieprzydatnego.

– Zawsze… – Przesunął dłonią po grzbiecie psa aż do rozhuśtanego radośnie ogona. Powoli uniósł powieki i przyjrzał się owłosionej psiej mordzie. – Niezupełnie ciebie miałem na myśli.

Nie zniechęcony tym Nieprzydatny wlazł cały na kanapę. Tucker podrapał go z roztargnieniem po łbie, po czym zamknął znowu oczy. : – Czy mi się zdaje, czy cię wypuściłem?

– Chciał wejść z powrotem.

Tucker otworzył oczy, odsunął na bok łeb Nieprzydatnego, i spojrzał na Caroline. W jednej chwili stracił zaspany wygląd, stwierdziła, a teraz patrzy na mnie jak na ciekawy przypadek chorobowy.

– Cześć!

– Dzień dobry. – Tucker przesunął się trochę na kanapie, a ona przyjęła zaproszenie i usiadła.

– Przepraszam, że cię zbudziliśmy.

– 1 tak miałem zamiar dzisiaj wstać. – Przesunął palcem po jej policzku. – Jak się czujesz?

– W porządku. Naprawdę. Chcę ci podziękować za to, że ze mną zostałeś. Skrzywił się lekko, prostując szyję.

– Mogę spać wszędzie.

– Właśnie widzę. – Wzruszona, odgarnęła mu z czoła kosmyk włosów. – Jestem ci bardzo wdzięczna.

– Powinienem pewnie powiedzieć, że to sąsiedzka przysługa. – Chwycił jej rękę, kiedy chciała ją cofnąć. – Ale prawda wygląda tak, że porządnie mnie przestraszyłaś. Kiedy w końcu zasnęłaś, byłaś blada jak śmierć.

– Już mi lepiej. – Pożałowała, że nie ma lustra, w którym mogłaby to sprawdzić. – Mogłeś skorzystać z któregoś łóżka na górze.

– Myślałem o tym. – Ale kiedy zajrzał do niej, czwarty albo piąty raz w ciągu nocy, myślał głównie o tym, by skorzystać z jej łóżka. Po to tylko, by ją przytulić, napawać się myślą, że jest bezpieczna. Wtedy wstrząsnęła nim świadomość, że chce by sobie wszystko powiedzieli, wyłożyli kawę na ławę. teraz pragnął po prostu bliskości.

– Chodź tutaj.

Po chwili wahania uległa potrzebie zwinięcia się w kłębek u jego boku. Westchnęła, z głową wtuloną w jego ramię, z psem rozciągniętym w poprzek ich nóg.

– Cieszę się, że tu jesteś.

– Tak żałuję, że nie okazałem się szybszy.

– Niepotrzebnie, Tucker. Musnął wargami jej włosy.

– Muszę ci to powiedzieć, Caroline. Miałem w nocy parę przykrych godzin. On nie napadłby na ciebie, gdyby nie chodziło o mnie. Chciał zabić mnie, to ja postawiłem cię na jego drodze.

Położyła dłoń na jego sercu, myśląc, że nigdy nie czuła się tak bezpieczna.

– Ja też podchodziłam do życia w ten sposób. Uważałam, że jestem w centrum, że cokolwiek pójdzie nie tak, ja ponoszę za to odpowiedzialność. Myślę, że to niesłychany egocentryzm. Coś takiego wypala dziury, które' trzeba zalepiać proszkami i terapią. Nie zawiedź mnie, Tucker. Właśnie zaczęłam uczyć się od ciebie, jak żyć dniem dzisiejszym.

– Przeraziłem się, – Kiedy objął ją mocniej, przytuliła się całym ciałem, żeby pocieszyć i uzyskać pociechę. – Nic nie przeraziło mnie tak jak te strzały i świadomość, że jestem za daleko.

– Ja bałam się już wcześniej, tyle razy. Ale po raz pierwszy spróbowałam temu zaradzić. – Spokojnie, świadomie rozprostowała zaciśniętą dłoń. – Nie cieszę się, że to się stało, Tucker, i pewnie nigdy nie zapomnę, jak to jest pociągnąć za spust, Ale mogę z tym żyć.

Patrzył na okruchy pyłu tańczące w smudze światła. On również nie zapomni pewnych rzeczy. Tępej grozy, jaką odczuwał gnając przez puste pola z echem strzałów w głowie. Szklistych oczu Caroline, kiedy wyminęła go i poszła do domu z bezwładnym psem w ramionach.

– Nie jestem bohaterem, Caroline. Bóg wie, jak bardzo nie chcę nim zostać, ale dopilnuję, żeby już nigdy nie przytrafiło ci się nic złego.

Uśmiechnęła się.

– Masz wielkie ambicje – zaczęła i uniosła głowę, żeby na niego spojrzeć. Ale w jego oczach nie było uśmiechu. Ujął ją mocno za podbródek.

– Jesteś dla mnie ważna – powiedział wolno, jakby sam chciał zrozumieć te słowa. – Nikt nigdy nie był dla mnie taki ważny i to jest bardzo trudne do przyjęcia.

Powietrze zdawało się dławić jej płuca, jak wtedy gdy stała na ciemnej scenie, czekając, aż odnajdzie ją snop reflektora.

– Wiem. To jest trudne dla nas obojga.

Ujrzał cień strachu w jej oczach, choć nie spuściła wzroku. A ponieważ była dla niego ważna, ponieważ wszystko w niej nabrało nagle żywotnego znaczenia, nadał głosowi lżejsze brzmienie.

– Dla mnie przede wszystkim nowe. – Pogłaskał ją po policzku. – Oto leżę na jednej kanapie z kobietą i nawet nie próbuję pozbawić ją ubrania. Jeżeli to się rozniesie, stracę reputację.

– Więc może spróbuj. Zamarł z palcem na jej policzku.

– Co?

– Pozbawić mnie ubrania. – Z oczami pełnymi lęków, wątpliwości i pragnień, zbliżyła wargi do jego ust.

Poczuł, że się w niej zatapia, i to także było coś nowego. Powolne, urocze zapadanie się w słodycz. Nie było gwałtownego przypływu pożądania, który witał zawsze z zadowoleniem. Teraz doznawał łagodnego natężenia uczuć, tak subtelnego, jak przejście nocy w dzień.

Kiedy tak tuliła się do niego, mieszając ich oddechy, zrozumiał, że ona ofiarowuje mu coś więcej niż namiętność. Zaufanie. To go niepokoiło. Nie należała do kobiet, które oddają coś mężczyźnie ot tak sobie. A on? On zawsze brał od kobiety tyle tylko, ile chciała mu dać. Brał z uśmiechem i nigdy nie oglądał się za siebie. – Caroline! – Przeczesał pakami jej włosy. – Chcę ciebie. Czuła przy sobie dudnienie jego serca. Powaga, z jaką to powiedział, kazała się jej uśmiechnąć, choć błądził już ustami po jej twarzy. – Wiem.

– Chcę powiedzieć, że naprawdę cię pragnę. – Szlafrok zsunął jej się z ramion i Tucker wtulił usta w ciepłe zagłębienie jej szyi. – Pragnąłem cię już w trzydzieści sekund po tym, jak cię zobaczyłem.

Drżała pod nim z pożądania. Dlaczego rozmawiają? Po co im słowa, skoro ona chce tylko czuć?

– Wiem.

– Tylko że… – Jej szyja była taka biała, taka gładka. – Dotąd nie byłem specjalnie stały w sprawach z kobietami.

Przesunęła dłońmi po jego nagich plecach, badając intrygującą falistość mięśni.

– Powiedz mi coś, czego jeszcze nie wiem.

– Nie chcę. żebyś żałowała. – Otarł się policzkiem o jej policzek, potem odsunął twarz. W jego pociemniałych oczach malowały się uczucia, nad którymi wolała się nie zastanawiać. – Nie zniósłbym, gdybyś żałowała.

– Kto by pomyślał, że zaczniesz komplikować tę sprawę.

– Wierz mi, też się czuję zaskoczony. – Wplątał dłonie mocno w jej włosy. – Z tobą nic nie jest proste, Caroline. Chciałbym ci to jakoś wyjaśnić.

Nie musiał nic wyjaśniać. Jego oczy powiedziały jej wszystko. Poczuła liźnięcie strachu.

– Nie chcę żadnych wyjaśnień. – Rozpaczliwie przyciągnęła go do siebie. – Chcę czuć, że żyję. Chcę tylko czuć.

Jej pożądanie uniosło go, wchłonęło. Chciała od niego tego, czego on chciał zawsze od kobiety: zwykłej, naturalnej przyjemności. Jeżeli tkwił w tym okruchu żalu, postara się o nim zapomnieć. Jednym szarpnięciem rozchylił poty szlafroka i napawał się widokiem jej białego, smukłego, gładkiego jak atłas ciała. I jeżeli nawet nie różniła się od tamtych kobiet, które znał, odsunął od siebie niepokojące myśl i po prostu brał, co mu ofiarowała.

Rzuciła się w ten wir bezrozumnie, chłonęła jego pożądanie, jak wygłodniały człowiek połyka kęs chleba. Ona szukała tylko przyjemności w ciele drugiego człowieka. Żadnych myśli, przysięgła sobie. Żadnych uczuć.

Potrzebowała jedynie wyzwolenia, jakie daje dobry, oczyszczający seks.

Krzyknęła z ulgi, kiedy doprowadził ją do ostrego, rozdzierającego orgazmu.

Słyszała jego przerywany oddech, kiedy swoimi dłońmi zaczął koić, uciszać. Wyszeptał coś i choć nie zrozumiała słów, słodki ton głosu omal nie doprowadził jej do łez. Siłą woli powstrzymała się, by nie uczepić się go i nie zapłakać.

Przeraziły ją uczucia, które wkradły się w nią jakoś tak niepostrzeżenie. Nie chciała ich i zniszczyła je w zarodku, brutalnie i pewnie. Tucker szeptał coś jeszcze z ustami na jej ustach, kiedy zaczęła ściągać mu dzinsy. Zesztywniał, kiedy go dotknęła, objęła gorącą, pożądliwą dłonią. Pokój zakołysał się, ona już owijała się wokół niego.

68
{"b":"107067","o":1}