Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– I kiedy Bea robiła paznokcie Nancy Koons, ta Justine zaczęła gadać, że Willi jej powiedział, że federalny podejrzewa jakiegoś czarnego o te wszystkie morderstwa. Że wiedzą o tym ze sposobu, w jaki dziewczyny zostały zamordowane, i że znaleźli jakiś włos pubiczny. – Crystal dokopała się już niemal do dna pomidora. – Ja tam nie wiem, czy to był czarny, czy nieczarny, ale uważam, że nie powinna tego mówić przy Bei. Bea jest czarna jak smoła. Zrobiłam się czerwona ze wstydu, ale Bea zapytała tylko Nancy, jakiej długości przyprawić jej paznokcie. Josie gryzła słomkę.

– Justine jest tak zapatrzona w Willa, że gdyby jej powiedział, że żaby znoszą złote jaja, łowiłaby je w strumieniu Little Hope.

– To żadne wytłumaczenie – orzekła Crystal. – Wszyscy wiemy, że to pewnie jakiś kolorowy, ale nigdy tego nie powiem przy Bei. Rany, Bea jest moją najlepszą manikiurzystką. Więc szarpnęłam Justine porządnie za włosy a kiedy syknęła, powiedziałam słodziutko: „Och, skarbie, czy to bolało? Strasznie mi przykro. Bardzo się denerwuję, kiedy słucham o tych morderstwach. Dobrze, że nie drasnęłam cię w ucho przy strzyżeniu. Draśnięcie ucha krwawi bardziej niż zarżnięta świnia". – Crystal uśmiechnęła się. – To ją uciszyło.

– Może poproszę dzisiaj Willy'ego, żeby odwiózł mnie do domu. – Josie odrzuciła grzywę włosów. – To da Justine prawdziwy powód do utyskiwania.

Krótki śmiech Crystal zabrzmiał jak ptasi krzyk.

– Och, Josie. Ty to jesteś! – Drzwi restauracji otworzyły się i Crystal pobiegła wzrokiem w tamtą stronę. – Darleen Talbot z dzieckiem. – Parsknęła pogardliwie i wciągnęła przez słomkę resztę coli. – Zawsze powtarzam, że hołota hołocie nierówna.

Josie podniosła wzrok, kiedy Darleen przeszła obok ich stolika.

– Billy T. Bonny, co?

– Skoro mowa o hołocie – Crystal pasjami to lubiła – widziałam go pod tylnymi drzwiami Darleen z dziesięć minut po tym, jak Junior wyszedł frontowymi. Wszystko, co miała na sobie, to koronkowy różowy negliż. Widziałam ich jak na dłoni z kuchennego okna Susie Truesdale. Stałam przy tym oknie i myłam Susie głowę w zlewie. No, ta kobieta ma idealnie czystą kuchnię, mimo tej sfory dzieciaków. Gdyby jej najmłodszy nie rozchorował się na żołądek. Susie przyszłaby jak co tydzień na czesanie i nic bym nie wiedziała.

– Co powiedziała Susie?

– No cóż, głowę miała w zlewie, ale kiedy ją czesałam, napomknęła o Darleen. Z jej miny poznałam, że wie, ale powiedziała, że nigdy nie zwraca uwagi na to, co się dzieje u sąsiadów.

– A więc Darleen zdradza Juniora z Billym T. – Josie uśmiechnęła się ze słomką w zębach. W jej oczach pojawił się nieobecny wyraz, dobrze znany Crystal.

– Myślisz, Josie.

– Właśnie. Myślę, że Junior ma miłą twarz, choć jest trochę przymulony. Naprawdę go lubię.

Crystal dojadła resztki pomidora.

– Z tego co wiem, jest jedynym w tym mieście mężczyzną między dwudziestym a pięćdziesiątym rokiem życia, któremu odpuściłaś.

– Potrafię lubić mężczyznę i nie iść z nim do łóżka. – Josie przyjrzała się słomce. Czubek ubrudzony był szminką. – Ktoś powinien powiedzieć mu, co się dzieje w jego własnym domu, kiedy go tam nie ma.

– No, nie wiem.

– Ale ja wiem, i to wystarczy. – Sięgnęła do torebki po kartkę i długopis – - Zastanówmy się. Napiszę kartkę, a ty mu ją zaniesiesz.

– Ja? – pisnęła Crystal i rozejrzała się płochliwie. – Dlaczego ja?

– Ponieważ wszyscy wiedzą, że w drodze do domu jeździsz na stację, żeby kupić sobie Milky Way.

– No tak, ale…

– Więc kiedy będziesz w sklepie – ciągnęła Josie, pisząc zawzięcie – musisz tylko odwrócić uwagę Juniora, kiedy otworzy kasę, i podrzucić mu kartkę. Chleb z masłem.

– Wiesz, że się pocę, kiedy jestem zdenerwowana. – Już czuła pieczenie pod pachami.

– Dwie sekundy i po bólu. – Zobaczyła, że Crystal się waha, więc wytoczyła największą armatę. – Mówiłam ci już, co Darleen opowiada. Że farba, którą jej nałożyłaś, wyblakła, i że odtąd będzie sama robiła sobie kolor? Powiedziała, że to kryminał, że każesz sobie płacić siedemnaście pięćdziesiąt za coś, co kosztuje w sklepie pięć dolców.

– Ta mała suka miała czelność powiedzieć coś takiego przy moich klientkach. – Crystal była wściekła. – Ma włosy jak siano. Mówiłam jej raz, mówiłam tysiąc razy, że musi farbować je w zakładzie albo zaczną wyłazić garściami. – Parsknęła gniewnie. – Czego jej szczerze życzę.

Josie uśmiechnęła się i pomachała kartką. Crystal pochwyciła ją błyskawicznie.

– Spójrz tylko na nią – ciągnęła. – Siedzi i maluje sobie usta, a dzieciak packa się w lodach.

Niedbałym ruchem Josie odwróciła głowę. Zaczęła już mówić, że samej Darleen przydałoby się też trochę lodów malinowych, ale urwała w pół słowa. Pochwyciła błysk złotej oprawki szminki.

– Dziwne – szepnęła.

– Co?

– Nic. Zaraz wracam. – Josie wstała i podeszła wolno do stolika Darleen. – Cześć, Darleen. Ten twój mały rośnie jak na drożdżach.

– Ma osiem miesięcy. – Zdziwiona i mile połechtana zainteresowaniem Josie, Darleen odłożyła szminkę na stolik i wytarła buzię dziecka papierową serwetka. Rozeźlony Scooter ryknął płaczem. Podczas gdy Darleen próbowała go przekrzyczeć, Josie przyglądała się szmince.

Nie pomyliła się. Kupiła tę szminkę w Jackson w sklepie Elizabeth Arden. Złota oprawka przyciągnęła jej wzrok, no i ten niezwykły odcień czerwieni.

Jej własna zniknęła, kamień w wodę. Zgubiła ją w dniu, w którym odwiedziła wraz z Teddym Rubensteinem salę do balsamowania w zakładzie Palmera. Wróciła do domu i wysiadając z samochodu upuściła torebkę. Wszystko się wysypało.

A następnego dnia Tucker rozbił samochód, ponieważ ktoś zrobił dziury w jakichś linkach.

– Ładną masz szminkę, Darleen. Do twarzy ci w niej.

Oczy Josie rozbłysły jak oczy myśliwego na tropie zwierzyny, ale Darleen tego nie zauważyła.

– Uważam, że czerwona szminka jest seksowna. Mężczyźni lubią widzieć usta kobiety.

– Sama lubię czerwone szminki, a nigdy nie widziałam takiego odcienia. Gdzie ją kupiłaś?

– Och! – Darleen zaczerwieniła się lekko, ale zainteresowanie Josie bardzo jej pochlebiło. Podniosła szminkę i obróciła ją w palcach. – To prezent.

Josie uśmiechnęła się jowialnie.

– O rany, uwielbiam prezenty. A ty?

Odwróciła się, nie czekając na odpowiedź, i wyszła z restauracji mijając bez słowa osłupiałą Crystal.

Piętnaście minut później Tucker, który odpoczywał po trzech ciężkich partiach warcabów, został obudzony brutalnie przez Josie i zalany potokiem słów.

Mrużąc oczy przed ostatnimi promieniami słońca, próbował wyłapać sens opowieści.

– Zwolnij, Josie, na litość boską, jeszcze się nawet nie obudziłem.

– Więc się obudź, do cholery! – Potrząsnęła nim tak, że omal nie zleciał z hamaka. – Mówię ci, że to Billy T. Bonny babrał przy twoim samochodzie i chcę wiedzieć, co masz zamiar z tym zrobić.

– Twierdzisz, że użył szminki, by przekłuć linki w moich przewodach hydraulicznych?

– Nie, baranie! – Wzięła głęboki oddech i zaczęła od początku.

– Słonko – powiedział Tucker, kiedy skończyła. – Fakt, że Darleen ma taką samą szminkę…

– Tucker! – Cierpliwość nie należała do zalet Josie. Uderzyła brata pięścią w ramię. – Kobieta pozna swoją szminkę, tak samo jak pozna swoje dziecko.

Roztarł sobie ramię.

– Mogłaś ją zgubić wszędzie.

– Nie zgubiłam jej wszędzie, tylko upuściłam na naszym własnym podjeździe. Używałam jej na randce z Teddym, a następnego ranka już śladu po niej nie było. Po lusterku w perłowej ramce też nie. – Gniew zabłysnął w jej oczach. – Ma je pewnie ta suka.

Tucker wstał z westchnieniem. Wiedział, że na drzemkę nie ma już co liczyć. Nie był zły, choć teoria Josie wydała mu się mocno naciągana.

– Dokąd idziesz?

– Muszę opowiedzieć to Burke'owi.

Josie oparła ręce na biodrach.

– Tata poszedłby tam i wsadził Billy'emu T. lufę karabinu w tyłek.

52
{"b":"107067","o":1}