Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Głos pastora wznosił się i opadał, przemykając melodyjnie przez frazesy o zbawieniu, życiu wiecznym i woli boskiej.

Ciekawe, co by się stało, myślał Cyr, gdybym wystąpił naprzód j wyrwał Biblię z rak wielebnego Slatera?

Przepraszam bardzo, mógłby powiedzieć, ale to wszystko są gówniane brednie. Bóg nie miał nic wspólnego z tym, że Edda Lou została posiekana na kawałki. Dlaczego mamy zawdzięczać to Jemu, że ona idzie do piachu?

Jak to się dzieje, że zwalamy winę na Boga, skoro wszyscy wiemy, że nóż trzymał w ręku człowiek?

Wściekało go, że usprawiedliwiano w ten sposób całe zło. Przyjdzie grad, wbije bawełnę w ziemię, i to też będzie wola boska.

Wiedział mniej więcej, skąd bierze się grad. Gorące powietrze spotyka się z zimnym i deszcz zmienia się w twarde kulki lodu. Cyr nie mógł sobie wyobrazić Boga, jak siedzi spokojnie na złotym tronie i nagle postanawia wybić gradem żałosne zbiory Austina Hatingera.

Podobnie jak nie potrafił sobie wyobrazić, by Bóg zaplanował zarżnięcie Eddy Lou i wrzucenie jej do stawu.

Chciał to wszystko powiedzieć. Słowa niemal paliły go w język. Wiedział, że jeżeli się odezwie, matka rozpłacze się jeszcze głośniej, Ruthanne będzie go uciszać, śmiertelnie zawstydzona, a Vernon da mu takiego kuksańca, że zadzwoni mu w uszach. Inni po prostu wybałuszą na niego oczy. W pogrzebie uczestniczyły głównie kobiety odziane w czarne suknie na każdą okazję.

Pani Fuller i pani Sahys stały w grupce z panią Larsson i panią Koons. Była wśród nich Darleen. Zanosiła się takim płaczem, że pani Fuller podeszła do niej w końcu i wzięła dziecko, które Darleen przyciskała kurczowo do siebie.

Były również inne panie, niektóre z nich przyjaźniły się z Eddą Lou, inne przyszły wypełnić chrześcijańską powinność. Mężczyzn było niewielu. Szeryf Truesdale trzymał za rękę swoją żonę. Federalny stał na uboczu w uroczystej postawie, z pochyloną głową, ale Cyr wiedział, że on patrzy, patrzy, patrzy.

„Ja jestem drogą, prawdą i światłem" – zaintonował Slater i Mavis gibnęła się gwałtownie, potrącając Vernona, który oparł się o żonę, uruchamiając reakcję domina wśród żałobników. Przez chwilę wszyscy chwiali się i podrygiwali, a wielebny ciągnął niewzruszenie swój monolog.

– „A kto we Mnie wierzy, dostąpi Królestwa Niebieskiego…”

Cyr chciał krzyknąć, że jedyną rzeczą, w jaką wierzyła Edda Lou, była ona sama. Że cały ten modlitewny cyrk pogarsza tylko i tak kiepską sprawę. Ale milczał i trzymał głowę spuszczoną na piersi, ponieważ w pogrzebie uczestniczył człowiek, którego Cyr bał się bardziej, niż bał się Boga pastora Slatera.

Jego ojciec.

Austin Hatinger stał wyprostowany jak struna w swoim niedzielnym ubraniu. Ręce i nogi miał skute kajdankami, dwaj posępni policjanci stali u jego boków.

Słuchał słowa Bożego. Patrzył, jak trumna schodzi do swego mrocznego wilgotnego domu. I obmyślał plan.

Słyszał zawodzenia swojej żony. Podniósł na nią oczy i ujrzał zniszczenia jakich dokonała na jej twarzy nieustanna rozpacz.

Bóg dał, Bóg wziął, pomyślał. Patrzył szeroko otwartymi oczami w dół który wykopano dla jego córki. W efekcie oczy zaczęły mu łzawić. Niech myślą, że się załamał. Niech myślą, że jest słabym, złamanym człowiekiem.

Czekał. Czekał, aż skończy się modlitwa, czekał, aż kobiety podejdą do jego żony z durnymi kondolencjami.

Kiedy zaczęły się rozchodzić do samochodów, jeden z policjantów trącił go łokciem.

– Hatinger.

– Proszę. – Skupił całą uwagę na dziurze w ziemi i głos mu zadrżał. – Muszę się pomodlić. Razem z moją żoną.

Wiedział – ze sposobu, w jaki przestępowali z nogi na nogę – że policjanci są poruszeni modlitwą i łzami kobiet. Starannie maskując swe prawdziwe uczucia podniósł głowę. Na jego twarzy malowała się jedynie beznadziejna rozpacz ojca, który utracił swoje dziecko.

– Proszę – powtórzył. – To była moja córka. Moja jedyna córka. To nie jest naturalne grzebać swoje dziecko. Wiecie, co on jej zrobił, prawda? – Spuścił wzrok, żeby nie dostrzegli nienawiści. – Muszę pocieszyć żonę. Jest słaba, to ją zabije. Pozwólcie mi przytulić żonę. – Wyciągnął skute ręce. – Człowiek ma prawo przytulić żonę nad grobem córki, prawda?

– Słuchaj, Hatinger, naprawdę mi przykro, ale…

– Daj spokój, Lou – powiedział drugi policjant, który miał córkę. – Przecież ci nie ucieknie ze skutymi nogami. Możemy mu dać minutę.

Austin stał ze spuszczoną głową i z radością w sercu patrzył, jak klucz obraca się w kajdankach.

– Ale będziemy musieli przy tobie stać – powiedział policjant o imieniu Lou. – 1 masz tylko pięć minut.

– Niech Bóg was błogosławi. – Kątem oka Austin zobaczył, że Burke odjeżdża. Nieliczna grupka kobiet rozproszyła się po cmentarzu, korzystając z okazji, by odwiedzić dawniejsze groby i własnych zmarłych. Austin postąpił krok i otworzył ramiona. Mavis padła w nie bezwładnie.

Trzymał ją przez chwilę, czekając. Widział jak policjanci odwracają oczy. pełni zażenowania i szacunku dla cudzego cierpienia. W naturze ludzkiej leży zapewnienie prywatności głównym żałobnikom.

Austin wykonał ruch tak szybki, że Cyr, który nigdy nie widział obejmujących się rodziców, odruchowo odskoczył w tył.

Hatinger cisnął żoną w policjanta z taką siłą, że oboje wpadli do świeżego grobu. Kiedy drugi policjant sięgnął po broń. Austin natarł na niego głową jak szarżujący byk i zwalił go z nóg. Błyskawicznie przechwycił broń, podczas gdy unieruchomiony w grobie Lou próbował uwolnić się od wrzeszczącej Mavis.

Austin uderzył policjanta rękojeścią pistoletu w głowę pozbawiając go przytomności, po czym chwycił osłupiałą Birdie Shays i opasaj jej szyję ramieniem.

– Zabiję ją – wrzasnął. pełen gniewu bożego. – Zabiję ją tak, jak zabili moją córeczkę, słyszysz mnie, glino? Rzuć mi broń i kluczyki albo wywiercę jej laką dziurę w "głowie, że przejedzie przez nią traktor.

Birdie popiskiwała i czepiała się jego ramienia. Ruthanne zaczęła płakać, pewna, że nie przeżyje tego nowego upokorzenia.

– Dokąd uciekniesz, Hatinger – Lou podjął próbę dialogu, głęboko sfrustrowany faktem, że siedzi okrakiem na trumnie z łkającą kobietą uczepioną jego pleców. Chłopaki nie dadzą mu żyć, kiedy się o tym dowiedzą. – Przemyśl to, Hatinger. Dokąd pójdziesz?

– Pójdę tam, dokąd mnie Bóg zaprowadzi! – O tak, czuł już tę siłę, którą dawał mu Bóg, Oczy mu płonęły. – Panie, pójdę za tobą! – wrzasnął w ucho Birdie, zaciskając mocniej ramię wokół jej szyi. Zaczęła się dusić. – Dziesięć sekund i załatwię ją. A potem wypełnię ołowiem tę dziurę, w której siedzisz.

Wściekły, spocony Lou rzucił kluczyki, – Pistolet też.

– Niech cię diabli!

– Pięć sekund. – Ruchem głowy nakazał Vernonowi rozpiąć kajdanki.

– Powinieneś ich zabić, tato – powiedział Bernon przez zaciśnięte zęby. Na tę myśl krew napłynęła mu do twarzy. – Zastrzel tych antychrystów i jedźmy do Meksyku.

– Nigdzie nie jadę, dopóki wszystkiego nie załatwię.

Lou wychylił się z grobu w nadziei, że uda mu się oddać przynajmniej jeden strzał i schował się błyskawicznie, kiedy pocisk wystrzelony z trzydziesiątkiósemki wyrył bruzdę parę centymetrów od jego głowy. – Musiałbym być pierdolonym czubkiem, żeby dać sobie przestrzelić – Lou wyrzucił pistolet.

Austin popchnął pochlipującą Birdie w stronę grobu. Przez chwilę balansowała na jego skraju, ze skupionym wzrokiem i ramionami wyciągniętymi jak do skoku z trampoliny. Wylądowała płasko na Lou.

Zanim towarzystwo na cmentarzu zdołało dojść do siebie, Austina Hatingera już nie było. Odjechał buickiem Birdie Shays, uzbrojony w dwie trzydziestkiósemki i potężny ładunek nienawiści.

Jim March stał cierpliwie w holu, pogwizdując przez zęby i czekając, aż Caroline zejdzie z góry i powie mu, czy chce, żeby zreperować spoiny na tylnej werand/je.

I Jego tata pojechał do miasta po więcej farby, a Jim ofiarował się zostać. [Powinien malować, ale zauważył wyciętą belkę na starej werandzie i pomyślał, że Bato byłby zadowolony, gdyby namówił pannę Waverly na dodatkową robotę.

47
{"b":"107067","o":1}