Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Myśli, że jestem zmęczony, i niestety ma rację – wyznał Trigg. – Jeszcze kiedyś porozmawiamy.

– Mam nadzieję.

21

Po wyjściu Trigga i Susan odstawiłam kieliszek i znalazłam najbliższą łazienkę. Kiedy przekręciłam gałkę, okazało się, że drzwi są zamknięte od wewnątrz. Czekałam oparta o ścianę, upewniając się, że jestem pierwsza w kolejce. Wreszcie usłyszałam szum spuszczanej wody. Chwilę potem drzwi otworzyły się i ze środka wyszedł siwowłosy mężczyzna z wąsami. Uśmiechnął się do mnie miło i ruszył w stronę salonu.

Zamknęłam się w łazience i skorzystałam z toalety. Wciągnęłam rajstopy niczym flagę na maszt, wyszłam i zajęłam miejsce na schodach, siadając na trzecim stopniu od góry. Był to doskonały punkt obserwacyjny. Widziałam, jak Rand obchodzi zebranych z Griffem opartym o biodro. Malec miał na sobie błękitny strój marynarski, a Rand tłumaczył wszystkim jego mało zrozumiały monolog. Nigdzie nie było za to widać Leili, ale doszłam do wniosku, że musi być w domu. Crystal za nic by nie pozwoliła, by zbojkotowała przyjęcie.

Dostawcy skończyli już przygotowywanie zimnego bufetu. Na stole znalazły się filety z kurczaka, trzy rodzaje sałatek, marynowane szparagi, faszerowane jajka i koszyczki ze świeżymi bułeczkami. Zebrani zaczęli zbliżać się grupkami do stołu, lecz widać było, że każdy próbuje uniknąć sięgnięcia do półmisków pierwszy. Normalnie wyszłabym z przyjęcia już dawno, ale byłam bardzo ciekawa, kim jest siwowłosy mężczyzna. Widziałam, jak wrócił do salonu, tym razem w towarzystwie ponurej brunetki, która w jednej ręce trzymała kieliszek, a drugą wsunęła pod ramię swego towarzysza. Miała na sobie czarne body z długimi rękawami i obcisłe czarne skórzane spodnie z szerokim srebrnym paskiem. Szpilki jej butów przypominały dziesięciocentymetrowe wykałaczki. Strój ten nadawał się bardziej do wystawania na rogu ulicy w oczekiwaniu na potencjalnych klientów niż na stypę. Poza tym nie była dość szczupła, by w ten sposób prezentować swoje wątpliwe wdzięki. Jej specjalista od odsysania tłuszczu mógłby się bardziej postarać i nadać lepszy kształt biodrom swej klientki.

Kobieta sprawiała wrażenie niezwykle czujnej, raz po raz przebiegała spojrzeniem po zebranych w salonie gościach. Rzadko pojawiający się na jej wargach uśmiech był bardzo nieśmiały i nigdy nie odbijał się w oczach. Nie przepadam za tego typu określeniami, ale roztaczana przez nią „aura” była niezwykle mroczna i posępna; można było niemal dostrzec otaczające ją szczelnie obronne pole magnetyczne. Była niespokojna, gotowa do walki. O co tu chodzi? Jej towarzysz najwyraźniej znał sporo zebranych w salonie osób. Odprężony rozmawiał to z jedną, to z drugą grupką, a ona stale tkwiła uwieszona u jego ramienia. W przeciwieństwie do jej wyzywającego stroju, mężczyzna miał na sobie świetnie skrojony garnitur w konserwatywnym granatowym kolorze, błękitną koszulę i o ton ciemniejszy krawat. Uznałam, że przekroczył pięćdziesiątkę, ale czas obszedł się z nim łaskawie. Był w świetnej formie. Doszłam do wniosku, że na pewno jest lekarzem. Co innego mógł robić o północy w Pacific Meadows, pomijając oczywiście szybki numerek z Pepper Gray.

Szepnął coś do kobiety, po czym zajął miejsce w kolejce do bufetu, biorąc do ręki talerzyk i owinięte w serwetkę srebrne sztućce. Choć kobieta stanęła za nim, nie odzywali się do siebie ani słowem. Patrzyłam, jak mężczyzna napełnia talerzyk po brzegi, podczas gdy ona nałożyła sobie odrobinę sałatki i cztery szparagi. Mężczyzna zajął jedyne wolne miejsce na kanapie. Postawił kieliszek i talerzyk na niskim drewnianym stoliku i zabrał się do jedzenia. Dla kobiety zabrakło już miejsca. Stała przez chwilę obok kanapy, najwyraźniej mając nadzieję, że jej towarzysz trochę się przesunie. On był jednak pochłonięty jedzeniem i nie zwracał na nią uwagi. Była więc zmuszona zająć miejsce na krześle w pewnym oddaleniu od niego. Pragnąc pokryć zmieszanie, szybko zajęła się sałatką, choć nikt z obecnych nie zwrócił na całą tę scenę uwagi. Obok niej przeszedł kelner z butelką chardonnay. Rzuciła mu ostre spojrzenie i wyciągnęła kieliszek, który napełnił niemal po same brzegi.

Nagle usłyszałam za sobą szelest i odwróciłam się. Po schodach schodziła Anica. Zatrzymała się na chwilę, by spojrzeć w dół przez poręcz. Jak zwykle wyglądała bardzo elegancko w białej jedwabnej koszuli z długimi rękawami, czarnych szerokich spodniach i czarnych skórzanych mokasynach. Na rude włosy nałożyła sporo pianki i starannie je upięła.

– Niezłe miejsce – powiedziała. – Jadłaś już?

– Poczekam, aż zmniejszy się kolejka do bufetu. Obserwuję gości. Kim jest ten siwowłosy pan w granatowym garniturze, który siedzi na kanapie?

Podążyła wzrokiem za moim spojrzeniem.

– To Harvey Broadus. Musieli podzielić się z Joelem obowiązkami. Joel i Dana pojechali do klubu country, gdzie Fiona wydaje przyjęcie. Harvey przyjechał tutaj. W ten sposób nie można ich oskarżyć o faworyzowanie którejś ze stron.

– A ta pani w skórzanych spodniach?

– To Celine, żona Harveya od jakichś dwudziestu lat. Odszedł od niej przed ośmioma miesiącami, a teraz wrócił cały skruszony.

– Ach, tak. Crystal wspominała coś o przykrym rozwodzie.

– To już przeszłość. Walka stała się zbyt ostra. Doszedł do wniosku, że lepiej mu będzie z Celine u boku, niż żyć w wolnym stanie, lecz bez sporej części majątku. To świr, ale czasami żal mi go. Celine pije na umór. Najczęściej albo się instaluje w klinice Betty Ford, albo właśnie z niej wychodzi. Resztę czasu spędza w jakimś luksusowym kurorcie – La Costa albo Golden Door. Musi mieć wszystko co najlepsze.

– Czy ludzie nigdy nie są szczęśliwi w małżeństwie?

– Ależ tak. Nie mogą tylko znaleźć szczęścia u boku osoby, którą poślubili. – Przebiegła wzrokiem po zebranych. – Powinnam chyba zejść na dół. Porozmawiamy później.

Minęła mnie z wdziękiem i zeszła po schodach. Spojrzałam na drzwi frontowe, gdzie pojawiła się nagle Pepper Gray. Anica też ją dostrzegła i ruszyła w jej stronę. Przywitały się uprzejmie, po czym Anica wzięła jej płaszcz i skinęła na kelnera, który podszedł do nich z szampanem. Bez białego czepka i mundurka pielęgniarki Pepper wyglądała łagodniej i ładniej. Nie sprawiała wcale wrażenia kobiety gotowej świadczyć usługi pozamałżeńskie. Spojrzałam na mojego siwowłosego przyjaciela, ciekawa, czy zauważył ją w tej samej chwili co ja. Pepper właśnie weszła do salonu. Musieli doskonale zdawać sobie sprawę ze swojej obecności, lecz żadne z nich nie dało tego po sobie poznać – żadnego skinienia głowy, żadnego powitania.

Celine podniosła głowę i znieruchomiała z widelcem uniesionym nad talerzykiem. Anica ujęła Pepper pod ramię i przez oszklone drzwi wyprowadziła ją na taras. Celine odwróciła głowę, obrzucając je uważnym, lodowatym spojrzeniem. Obserwowała Pepper niczym zając, który wyczuwa w pobliżu lisa. Albo wiedziała doskonale o mężowskich skokach w bok, albo też miała w głowie niezwykle czuły radar. Prawdopodobnie i jedno, i drugie. Nie trzeba było geniusza dedukcji, by się zorientować, o co w tym wszystkim chodzi. On pieprzył wszystkie chętne babki, a ona za to jego pieprzenie pocieszała się alkoholem. Teraz wstała i wyszła z pokoju.

Czekałam na schodach do chwili, gdy w jednym końcu stołu ustawiono desery, po czym stanęłam grzecznie w kolejce, która zdążyła się już zmniejszyć. Nie byłam szczególnie głodna, ale u boku Harveya Broadusa właśnie zwolniło się miejsce i nie mogłam przepuścić takiej okazji. Szybko napełniłam talerzyk i podeszłam do kanapy. Kiedy podchodziłam, podniósł wzrok. Miał ładne niebieskie oczy.

– Czy ktoś tu siedzi?

– Nie, bardzo proszę. Dojrzałem już do deseru, więc może mi pani zająć miejsce.

– Bardzo proszę.

Gdy odszedł, zjawiła się kobieta w fartuszku, by pozbierać brudne talerzyki. Skoncentrowałam się na jedzeniu, które było naprawdę pyszne. Pochłaniałam je z typowym dla mnie zwierzęcym entuzjazmem, próbując nie wąchać tych smakowitości, nie bekać i nie plamić przy tym sukienki. Broadus wrócił po chwili z talerzykiem pełnym słodyczy i świeżo napełnionym kieliszkiem wina.

68
{"b":"102018","o":1}