Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Jazda do domu braci zajęła nam siedem minut. Pędziliśmy po śliskich, krętych uliczkach Horton Ravine. Bałam się, że zanim zdążą mnie zamordować, zginiemy wszyscy w jakimś rowie. Na ostrych zakrętach obijałam się o ściany furgonetki. Kiedy znaleźliśmy się na podjeździe, Tommy otworzył pilotem bramę garażu. Wjechał do środka i zaciągnął ręczny hamulec. Sąsiednie miejsce było puste. Za nim stał czerwony porsche Tommy’ego, a po drugiej stronie czarny, najwyraźniej należący do Richarda.

Richard otworzył drzwiczki i wysiadł z furgonetki. Drzwi zostawił otwarte. Przed drzwiami kuchni zauważyłam dwa duże pojemniki na śmieci. Nad nimi na ścianie zainstalowano parę wyłączników. Sądziłam, że Richard przyciśnie któryś, by zamknąć bramę garażu, lecz on zajrzał na tył furgonetki. Otworzył skrzynkę z narzędziami i zaczął czegoś tam szukać. Oszacowałam odległość, ale doszłam do wniosku, że nie będę miała dość czasu, by się pochylić, zatrzasnąć drzwi i zamknąć je od środka, zanim mnie dopadnie. Odwróciłam się do Tommy’ego.

– Byłeś u mnie wczoraj wieczorem. Kiedy po drodze do domu zatrzymałam się w biurze, widziałam, że ktoś u was był. Nie mogłeś opróżnić sejfu i zjawić się u mnie tak szybko.

– Co takiego? – Spojrzał na mnie zaskoczony.

– Jeśli to nie ty, to musiał być on. Przecież poza wami nikt nie zna kombinacji cytr otwierającej sejf.

Richard wyszedł zza furgonetki ze zwiniętą liną w ręce.

– Nikt cię o nic nie pyta. Wysiadaj.

– Tommy, zastanów się. Proszę.

Przez chwilę siedział nieruchomo. Wreszcie wysiadł z furgonetki i podszedł do drzwi od strony pasażera.

– Richard, co my robimy? To głupota. Powinniśmy ją byli zostawić w domu. Ona przecież nic nie wie.

Richard nie obdarzył go nawet przelotnym spojrzeniem.

– Odsuń się. Ja się tym zajmę.

– Niby czemu? Co to jest, do diabła?

– Zwiążę ją i będę bił tak długo, aż nam powie, gdzie wszystko schowała.

– Chyba odebrało ci rozum.

– Kto cię pyta o zdanie? – rzucił ostro Richard. – Mówiłem ci, żebyś się z nią nie pieprzył. To wszystko twoja wina.

– Tak? Teraz zwalasz wszystko na mnie? – Gniew Tommy’ego ustąpił, a na jego twarzy pojawił się nowy wyraz. Wsunął rękę do kieszeni płaszcza. Wiedziałam, że schował tam mój rewolwer, ale nie pamiętałam, w której kieszeni. – Ona ma rację. Ja wiem, gdzie byłem wczoraj wieczorem, dzięki niej mogę to udowodnić. Skąd mam wiedzieć, że to nie ty wyczyściłeś sejf?

– A po co miałbym to robić? – prychnął Richard. – Pamiętasz chyba, że nie mam komu sprzedać zawartości.

– Tak twierdzisz teraz. Ale mogłeś ją zabrać do Los Angeles, kiedy pojechałeś tam w piątek. Mogłeś wszystko sprzedać, zatrzymać pieniądze, a potem wrócić tutaj i upozorować włamanie. Twierdzisz, że schowałeś wszystko z powrotem. Ale ja przecież nie widziałem biżuterii po twoim powrocie.

– To bzdura.

– Bzdura? Sejf nie został rozpruty. Ktoś musiał znać tę pieprzoną kombinację. A znaliśmy ją tylko my dwaj. Wiem, że to nie ja. Pozostajesz więc tylko ty.

– Odwal się ode mnie, dobra? – rzucił Richard. Oparł rękę na fotelu i pochylił się, żeby wyciągnąć mnie z furgonetki. Zamachnęłam się mocno długopisem i wbiłam go z całych sił w wierzch jego dłoni. Richard zawył z wściekłości i bólu. Próbował mnie złapać, ale szybko przeczołgałam się na miejsce kierowcy. Wściekły odsunął oparcie fotela i próbował mnie dopaść. Zebrałam się w sobie i dwa razy mocno kopnęłam go w rękę. Udało mi się trafić dwa razy obcasem ciężkiego buta w jego palce, miażdżąc trzy.

– Kurwa mać! – wrzasnął. Cofnął rękę i rzucił bratu wściekłe spojrzenie. – Jezu, Tommy. Pomóż mi.

– Najpierw odpowiedz na moje pytanie.

– Nie bądź idiotą. Niczego nie zabrałem. A teraz wyciągnijmy ją stamtąd.

– Tylko my dwaj znaliśmy kombinację. Odpuść sobie ten kit z włamaniem. Nie było żadnego włamania.

Richard zatrzasnął drzwiczki od strony pasażera.

– No dobra, kretynie. Mówię prawdę. Ja tego nie zrobiłem. Kapujesz? Nie zrobiłbym ci czegoś takiego, ale ty mnie tak, bo kiedyś już próbowałeś. Skąd więc mam wiedzieć, że to nie ty?

– Ja nie otworzyłem sejfu. Ty to zrobiłeś. Chciałeś jechać do Los Angeles sam. Nalegałeś. A teraz biżuteria zniknęła i…

Richard rzucił się do przodu i chwycił brata za płaszcz. Pociągnął go z całych sił, a potem odepchnął. Tommy zachwiał się, ale szybko odzyskał równowagę i ruszył do ataku. Widziałam, jak Richard zaciska pięść i wymierza mu ostry cios w szczękę. Tommy runął na ziemię, uderzając o pojemniki na śmieci, które odskoczyły jak kule bilardowe. Schyliłam się, sięgając do dźwigni, która opuszcza oparcie fotela. Otworzyłam drzwiczki od strony kierowcy. Wysunęłam się ze środka, przykucnęłam i schowałam się za błotnikiem. Słyszałam przerażające odgłosy walki i jęki, gdy ciosy trafiły w cel. Wysunęłam głowę zza błotnika. Tommy z trudem podnosił się z podłogi, próbując wyjąć davisa z kieszeni płaszcza. Nogi jednak odmówiły mu posłuszeństwa i opadł z powrotem na ziemię. Z nosa ciekła mu krew. Jęknął i oszołomiony spojrzał na brata. Richard kopnął go z całych sił. Pochylił się i wyjął rewolwer z dłoni brata. Odsunął się i wycelował. Tommy podniósł powoli rękę w obronnym geście.

– Nie, Richie, nie – szepnął.

Richard wypalił. Kula przeszyła pierś Tommy’ego. Dopiero po chwili pojawiła się plama krwi.

Richard spojrzał na ciało brata pustym wzrokiem i lekko je kopnął.

– Zasłużyłeś sobie na to, draniu. Nigdy mnie o nic nie oskarżaj.

Odrzucił broń. Usłyszałam, jak davis odbija się od podłogi i wpada pod furgonetkę. Richard przycisnął guzik otwierający drugą bramę garażu. Spokojnym krokiem obszedł czerwonego porsche i wsiadł do czarnego. Włączył silnik i wrzucił wsteczny bieg. Wyjechał z garażu i zniknął na podjeździe.

Na czworakach wyszłam zza furgonetki. Podeszłam do Tommy’ego, żeby sprawdzić jego puls. Nie żył. Dostrzegłam leżący na podłodze rewolwer. Już miałam go podnieść, kiedy nagle się opamiętałam. Ręka zawisła mi w powietrzu. Za nic nie chciałam zatrzeć pozostawionych przez Richarda odcisków palców. Wstałam i weszłam do domu kuchennymi drzwiami, zamykając je za sobą na zasuwę. Szukając telefonu, drżałam ze strachu, że Richard zmieni zdanie i wróci się ze mną rozprawić.

Wykręciłam numer 911. Trzęsącym się głosem opowiedziałam dyżurującej pod nim kobiecie o całym zajściu. Powiedziałam, kto strzelał, podałam nazwisko Richarda, opisałam jego porsche i podałam rejestrację: H-E-V-N-E-R-1. Wyrecytowałam dwukrotnie adres w Horton Ravine. Kobieta kazała mi zostać na miejscu aż do przybycia policji.

– Jasne – odparłam i odłożyłam słuchawkę. Zaraz potem wykręciłam numer Lonniego.

24

O północy znalazłam się wreszcie w łóżku. Detektywi Paglia i Odessa zjawili się w domu braci Hevener tuż po przybyciu Lonniego. Przesłuchując mnie, starali się udawać współczucie, więc nie było tak źle. Potraktowali mnie jak świadka, a nie jak podejrzaną o zabójstwo Tommy’ego, co znacznie wpłynęło na ich postawę. Lonnie trwał dzielnie na straży i chronił moje prawa za każdym razem, gdy jego zdaniem posuwali się za daleko. Czynności śledcze na miejscu zbrodni zdawały się nie mieć końca: zdejmowanie odcisków palców, szkice, zdjęcia, nieustanne przesłuchiwanie, podczas którego opowiadałam wszystko z najmniejszymi szczegółami. Mój davis trafił do plastikowej torebki jako dowód. Minie chyba rok, zanim znów go zobaczę. Richarda Hevenera ujęto po upływie godziny, gdy jechał autostradą 101 do Los Angeles. Nadal istniało prawdopodobieństwo, że to jednak on zabrał biżuterię, ale nie byłam do końca przekonana. W końcu Lonnie odwiózł mnie do domu.

W poniedziałek rano odpuściłam sobie bieganie i siłownię. Bolało mnie całe ciało pokryte malowniczymi sińcami. Byłam też zupełnie rozbita psychicznie. Pojechałam jednak do biura. Samochód musiałam zostawić jakieś sześć przecznic od budynku, więc resztę drogi przebyłam piechotą. Kiedy wysiadłam z windy i weszłam do kancelarii, Jennifer siedziała przy biurku, malując sobie paznokcie. Tym razem jednak Ida Ruth i Jill jakoś nie zwracały na nią uwagi. Stały na korytarzu i rozmawiały. Na mój widok zamilkły i rzuciły mi pełne współczucia spojrzenie.

76
{"b":"102018","o":1}