Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Otworzyłam drzwi. Kiedy weszłam do środka i powoli je zamykałam, ktoś popchnął je z zewnątrz tak mocno, że poleciałam bezwładnie przed siebie. Moja torba uderzyła głucho o podłogę, a breloczek z brzękiem wylądował na podłodze. Wyciągnęłam przed siebie ręce, próbując złagodzić siłę upadku. Uderzyłam o podłogę i przetoczyłam się, lecz w tej chwili Tommy Hevener chwycił mnie za włosy i pociągnął do tyłu. Gdy wpadłam na niego, osunął się niespodziewanie na podłogę, a ja wylądowałam na jego kolanach. Przewrócił mnie na plecy jak bezbronnego żółwia. Poły jego płaszcza przeciwdeszczowego rozsunęły się, ale i tak stanowiły niezłą ochronę przed moim ciosem.

Jedną ręką chwycił mnie za gardło, a palcami drugiej siłą otworzył mi usta. Kiedy się nade mną nachylił, poczułam na ustach jego oddech.

– Henry podał ci nazwisko jubilera w Los Angeles. Okazuje się jednak, że nie ma tam takiego faceta, więc może mi powiesz, o co w tym wszystkim, do cholery, chodzi.

Drzwi otworzyły się z hukiem raz jeszcze i odbiły od ściany. Krzyknęłam i spróbowałam spojrzeć w tamtą stronę. W drzwiach stał Richard w czarnym przeciwdeszczowym płaszczu. Zamknął je za sobą, patrząc obojętnie, jak Tommy zacieśnia palce na moim gardle.

– Odpowiadaj.

– Nic nie wiem. Nigdy nie miałam z nim żadnych kontaktów. Ktoś wspomniał o nim Henry’emu, a on tylko przekazał mi informację. Byłeś przy tym.

– Nie. – Potrząsnął moją głową, ciągnąc mnie mocniej za włosy.

Chwyciłam go za rękę, próbując oderwać jego palce od gardła. Ból był nie do zniesienia.

– Puść mnie. No, puszczaj. Nic więcej nie wiem. Nigdy nie dzwoniłam do tego faceta. Przysięgam.

– Powiedz mi, że nie znalazłaś sejfu i nie opróżniłaś go do czysta.

– Jakiego sejfu?

– Tego w biurze. Przestań odgrywać idiotkę. Dobrze wiesz, o co mi chodzi. Włamałaś się tam. Okradłaś nas, a my chcemy teraz odzyskać to, co do nas należy.

– Co odzyskać? Nie mam pojęcia, o czym mówisz.

– Podnieś ją – rzucił Richard.

Tommy nie poruszył się. Ciągnął mnie za włosy tak mocno, że bałam się, iż mnie oskalpuje. Nie mogłam ruszyć głową. Ze strachu zrobiło mi się niedobrze. Co się tu, do diabła, dzieje? Czy to Marian mnie wystawiła?

– Tommy – powiedział Richard.

Tommy niechętnie zwolnił uścisk. Odwróciłam się na bok i odsunęłam od niego. Podniosłam się na czworaki i potrząsając głową, próbowałam złapać oddech.

– Nic nie wiem o żadnym sejfie. Nigdy go nie widziałam. – Przyłożyłam dłoń do gardła, próbując wciągnąć powietrze. – Musiałabym być totalną idiotką, żeby się tam włamywać. Mam przecież klucz. Nadal go noszę na breloczku.

Poszukałam kluczy na dywanie i podałam mu kółeczko.

– Popatrz tylko i zastanów się. Gdybym to zrobiła, zamknęłabym spokojnie biuro. Dlaczego miałabym zostawiać drzwi otwarte?

– Skąd wiesz, że drzwi były otwarte? – spytał Richard.

Był spokojniejszy od Tommy’ego, ale równie niebezpieczny. Wziął ode mnie breloczek. Znalazł klucz do biura i zdjął go z kółeczka. Breloczek rzucił bratu. Odpowiadając na jego pytanie, patrzyłam to na jednego, to na drugiego.

– Bo moje biuro znajduje się tuż obok. Po drugiej stronie muru. – Richard milczał, a ja paplałam dalej. – Mówię prawdę. Zeszłego wieczoru wpadłam na chwilę do biura. Spojrzałam na wasz dom i zauważyłam, że drzwi są otwarte.

– O której to było?

– Koło siódmej.

– Dlaczego nie zadzwoniłaś na policję? – spytał Tommy.

– Pomyślałam, że to Richard pokazuje komuś biuro.

Tommy siedział z kolanami podciągniętymi pod brodę. Potrząsnął głową.

– Jezu. Nawet nie wiesz, w jakich jesteśmy tarapatach. Chryste, wszystko przepadło. Każda cholerna…

– Zamknij się, Tommy. Ona nie musi nic wiedzieć. Lepiej zabierzmy ją stąd, zanim ktoś tu przyleci.

– Przykro mi bardzo, że wasze cenne rzeczy zniknęły, ale to na pewno nie ja. Przysięgam.

– I tak już po nas. To koniec.

– Uspokój się – warknął Richard i podniósł mnie z podłogi – Zabieraj ją. Ja poprowadzę.

– Nie, ja. To moja furgonetka.

– Dobra. – Richard objął mnie mocno ramionami, przyciskając mi ręce do boków. Podniósł mnie z podłogi i na wpół ciągnąc, poprowadził do drzwi.

Chwyciłam dłońmi framugę i udało mi się postawić stopy na podłodze. Usztywniając kolana, zmusiłam go, żeby się na chwilę zatrzymał.

– Pozwól mi zabrać torbę – rzuciłam. Czułam się jak dziecko błagające o ukochanego misia. Tommy pochylił się i podniósł torbę z podłogi. Zajrzał do środka i szybko zbadał zawartość. Znalazł davisa, sprawdził magazynek, wsunął broń do kieszeni i odrzucił torbę na bok. Musiałam się więc pożegnać z ostatnią nadzieją. Obejrzałam się za siebie. Patrzyłam, jak gasi światło i starannie zamyka drzwi, po czym dołącza do nas.

Jego furgonetka stała zaparkowana za rogiem. Richard trzymał mnie za lewe ramię, wbijając palce w ciało tak mocno, że mogłam liczyć na spore siniaki. Szli po obu moich stronach tak blisko, że z trudem truchtałam między nimi. Co zamierzają ze mną zrobić? Zgwałcić, okaleczyć i zabić? Co im to da? Jeśli zabiorą mnie do siebie do domu, będę mogła krzyczeć ile sił w płucach, ale i tak nikt mnie nie usłyszy.

Dotarliśmy w końcu do furgonetki. Richard otworzył drzwiczki od strony pasażera. Odsunął siedzenie i wepchnął mnie na tył. Uderzyłam głową o sufit.

– Hej! – krzyknęłam.

Zaczęło mnie to już wkurzać. Wciskając się na miejsce za fotelami, zdołałam trochę rozmasować bolącą głowę. Tommy usiadł za kierownicą. Drzwi po obu stronach trzasnęły niczym wystrzał z rewolweru. Tommy wsunął kluczyk do stacyjki i włączył silnik. Ruszył z piskiem opon, które prawdopodobnie zostawiły ślad gumy na asfalcie. Trzymałam się oparcia jego fotela, próbując szybko ocenić sytuację.

Na razie byłam bezpieczna. Tommy był zbyt zajęty prowadzeniem samochodu, by zwracać na mnie uwagę, a Richard nie bardzo mógł się odwrócić, żeby mnie zaatakować. Przednią szybę furgonetki zalewały strugi deszczu. Tommy włączył wycieraczki.

– Gdzie zainstalowaliście sejf? – spytałam. – Biuro zawsze wyglądało na puste.

– W podłodze garderoby pod wykładziną – powiedział Tommy.

– Przestań się zgrywać. – Richard był wyraźnie znudzony.

– Kto poza wami wiedział o sejfie?

– Nikt – rzucił Tommy.

– Co to jest, gra w dwadzieścia pytań? – prychnął Richard. – Skończ z tym.

– Kto go otwierał ostatni?

– Jezu, Tommy, to gówno. Słuchasz jej?

– On. Mieliśmy tam coś, co chcieliśmy sprzedać. Richard pojechał w piątek do Los Angeles, ale nie znalazł tam faceta, o którym wspominałaś. Pomyślał, że go wystawiłem, strasznie się wkurzył.

– Kiedy wrócił? Było już późno?

– Nie – rzucił Richard. – Była piąta. Pojechałem do biura i schowałem to coś z powrotem do sejfu.

– Cała reszta nadal tam była?

– Oczywiście. A teraz zamkniesz się już, do cholery?

– Może ktoś cię widział i potem śledził. Jeśli zauważył, gdzie ukryliście sejf, mógł na ciebie poczekać, a potem wszystko zabrać.

– Zamknij się, powiedziałem! – Podniósł lewą rękę, odwrócił się na fotelu i uderzył mnie w twarz wierzchem dłoni. Cios nie był zbyt mocny, ale i tak zabolało jak diabli. Czułam, że łzy napływają mi do oczu. Przyłożyłam dłoń do nosa w nadziei, że mi go nie jednak nie złamał. Chyba wszystko było w porządku.

– Hej! Daj spokój! – krzyknął Tommy.

– Co? Teraz ty tu rządzisz?

– Zostaw ją w spokoju.

– Dlaczego? Bo ją pieprzysz?

– Nie! – zaprotestowałam. Kto chciałby zostać oskarżony o zadawanie się z facetem, którego ledwo toleruje? Na moment zapadła cisza. – A tak z ciekawości: jak im się udało otworzyć sejf? Rozpruli go? – zapytałam w końcu.

– Zamkniesz się w końcu czy nie?

Uznałam swoje pytanie za całkiem rozsądne, ale na razie postanowiłam nie drążyć tematu. Odsunęłam się do tyłu, by posiedzieć przez chwilę spokojnie poza zasięgiem ciosów Richarda. Miejsce, w które mnie wcisnęli, było bardzo ciasne, z wytartą wykładziną na podłodze. Rozejrzałam się w nadziei, że znajdę tam jakąś broń – klucz do opon albo śrubokręt. Niestety, na próżno. Przesuwając palcami wzdłuż uszczelki przy podłodze, znalazłam jednak plastikowy długopis. Na niewiele mógł się przydać, ale lepsze to niż nic. Ścisnęłam go w dłoni, zastanawiając się, co się stanie, jeśli wbiję go Richardowi w ucho.

75
{"b":"102018","o":1}