Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Amando, czy nie mówiłam ci, że nie wolno skarżyć? Josh świetnie sam da sobie radę. A teraz zajmij się swoimi sprawami i przestań gadać, bo doprowadzisz mnie do szału.

Kołysząc się lekko, Blanche weszła do holu. Jej brzuch był tak duży, że wyglądał jak ogromny księżyc utrzymywany na orbicie przez nieznane astronomom siły grawitacji. Miała na sobie bladoszare szerokie spodnie i tunikę pełną zakładek i ukrytych zapięć. Domyśliłam się, że po przyjściu na świat dziecka będzie je mogła w każdej chwili odpiąć i bez trudu nakarmić niemowlę. Jej długie, lśniące blond włosy sięgały niemal do pasa. Porcelanowa cera nosiła ślady delikatnego makijażu, a w twarzy dominowały niebieskie oczy i łagodnie zarysowane łukowate brwi. Wyglądała jak zamorska królewna z baśni braci Grimm, z tą tylko różnicą, że oczekiwała dziecka.

Pochyliła się, podniosła z podłogi wyjącego malucha i oparła go na biodrze. Chwyciła Heather za ramię i odciągnęła ją od brata, po czym lekko popchnęła w stronę korytarza.

– Dzieci na podwórko. Amanda zrobi wam krakersy z masłem orzechowym. Możecie zjeść na zewnątrz. Byle nie za dużo. Za chwilę będzie kolacja. No, zmykać stąd. Już. Wszyscy na podwórko.

– Mamoooo, jest ciemno.

– Zapalcie światło na werandzie.

– Ale my chcemy oglądać kreskówki!

– Trudno. Róbcie, co mówię. I bez biegania – ostrzegła swoją gromadkę.

Heather i Josh pędzili już korytarzem, lecz zaraz zwolnili, popychając się i poszturchując nawzajem. Psy ruszyły za nimi, szczekając przeraźliwie, a Amanda weszła do kuchni, by tam bez wyraźnego protestu zająć się przygotowaniem krakersów dla rodzeństwa. Na oko siedmioletniej dziewczynce już teraz powierzano rolę zastępczej mamy.

Wydając polecenia, Blanche zdołała też uspokoić wrzeszczącego malucha. Odwróciła się i ruszyła w stronę salonu. Szłam za nią, torując sobie drogę między rozrzuconymi zabawkami. Były dosłownie wszędzie. Próbując uniknąć zmiażdżenia plastikowych elementów, odsuwałam stopą klocki lego rozsypane po całej podłodze. Przy prowadzących na górę schodach zamontowano małą bramkę. Drzwi do piwnicy zamknięte były na haczyk, co miało ustrzec dzieci przez wpadnięciem w ciemną otchłań.

– Twoja matka wspominała o opiekunce do dzieci. – Zawsze wychodzi ze mnie niepoprawna optymistka.

– Nie przychodzi w weekendy, a Andrew wyjechał z miasta.

– Czym się zajmuje?

– Jest prawnikiem. Prowadzi sprawy fuzji i sprzedaży firm. Do środy będzie w Chicago.

– A kiedy ma się urodzić dziecko?

– Teoretycznie za trzy tygodnie, ale chyba przyjdzie na świat wcześniej. Z poprzednimi też tak było.

W salonie stała otwarta wielka skrzynia pełna zabawek, które przewalały się przez wszystkie brzegi: lalki, misie i jasnożółty autobus szkolny wypełniony plastikowymi figurkami dzieci o okrągłych główkach. Była tam też drewniana ławeczka i młotek do wbijania drewnianych kołków, kredki, książeczki do kolorowania, małe metalowe samochodziki i drewniany pociąg. Na samym środku stał duży kojec. Zauważyłam też poruszaną mechanicznie huśtawkę, chodzik z gumowymi ochraniaczami, wysokie krzesełko, leżaczek dla niemowląt i przenośną kołyskę. Każdy kontakt w ścianie był specjalnie zabezpieczony plastikowymi przykrywkami. Wszystkie przedmioty znajdujące się w zasięgu małych rączek starannie pochowano, jakby spodziewając się nadciągającej powodzi.

Nagle usłyszałam dobiegający z zewnątrz przenikliwy krzyk, o częstotliwości znacznie wyższej niż wcześniejsze wrzaski w holu.

– Mamo! Mamo! – krzyknęła Amanda. – Heather zepchnęła Josha z drabinki i krew mu leci z nosa!

– O Boże – szepnęła Blanche. – Weź go, proszę.

Bez chwili wahania podała mi malca i poszła do kuchni. Quentin był zaskakująco ciężki, a jego kości przypominały kamienie. Popatrzył za odchodzącą matką, po czym przeniósł wzrok na mnie. Choć nie potrafił jeszcze mówić, czułam, że w jego małym mózgu powoli rodzi się pojęcie „Potwora”. Nagle zdał sobie sprawę z trudnej sytuacji, w jakiej się znalazł, i ułożył małe usteczka do porażającego wrzasku.

– Czy mogę go włożyć do kojca?

– Nie, nie znosi tego – krzyknęła Blanche, przechodząc przez drzwi na tyłach domu. Na podwórku rozległy się krzyki drugiego dziecka, najwyraźniej domagającego się w ten sposób poświęcenia mu równej uwagi. Jakby w odpowiedzi Quentin otworzył buzię tak szeroko, że początkowo nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Zbierając siły, zwinął się jak pierożek. Nagle, bez ostrzeżenia, wyprężył się niczym skaczący do tyłu nurek. Gdybym go mocno nie trzymała, wyśliznąłby mi się z rąk i uderzył głową o podłogę.

– Gu gu gu – zagruchałam, jakbyśmy się świetnie bawili. Niestety, wyraz jego buzi obwieszczał coś zupełnie przeciwnego.

Próbowałam go pohuśtać, jak przed chwilą robiła to Blanche, ale to tylko pogorszyło sprawę.

Teraz byłam nie tylko Potworem, ale Potworem Huśtającym Dzieci, gotowym zahuśtać go na śmierć. Chodziłam w kółko, szepcząc: „No już, już”, ale malec nie chciał się uspokoić. W ostatnim akcie desperacji wsadziłam go do kojca, zmuszając, by ugiął sztywne nóżki i usiadł wygodnie. Podałam mu dwa klocki z literkami i kawałek na wpół zjedzonego ciasteczka. Wycie natychmiast ucichło. Cuentin wsunął ciasteczko do buzi i zaczął walić klockiem o plastikową podłogę kojca. Wstałam i poklepując się z ulgą po piersi, poszłam do kuchni zobaczyć, co się tam dzieje.

Blanche ukazała się właśnie w drzwiach z czteroletnim Joshem opartym o biodro. Jego nogi dyndały gdzieś w okolicach jej kolan. Na czole chłopca widniał guz wielkości jajka, a z rozciętej wargi ciekła krew. Jedną ręką Blanche otworzyła zamrażarkę i wyjęła parę kostek lodu, które zawinęła w ścierkę i przyłożyła do czoła chłopca. Zaraz potem ruszyła do saloniku i ciężko usiadła w fotelu. W tej samej chwili chłopiec szybko odpiął klapkę w tunice i zaczął ssać jej pierś. Zaskoczona odwróciłam wzrok. Byłam przekonana, że dzieci w jego wieku dawno już powinny zapomnieć o takiej formie odżywiania. Blanche wskazała mi stojący obok fotel, nie zwracając najmniejszej uwagi na syna uczepionego przy prawej piersi.

Spojrzałam na fotel i usunęłam niedojedzony krakers z masłem orzechowym. Usiadłam niepewnie na samym brzeżku. Kontuzja Josha najwyraźniej zachęciła pozostałe dzieci do ucieczki przed chłodem i zmrokiem panującymi na zewnątrz. W następnej chwili telewizor ryczał już na cały regulator, a na ekranie migały kreskówki. Heather i Amanda siedziały ze skrzyżowanymi nogami na podłodze. Zaraz też dołączył do nich Josh, trzymając przy czole ścierkę z zawiniętymi w nią kostkami lodu.

Próbowałam się skoncentrować na tym, co mówiła do mnie Blanche, lecz nie dawała mi spokoju myśl, że nawet w moim wieku podwiązanie jajowodów nie byłoby wcale takim złym rozwiązaniem.

8

Spojrzałam na zegarek, co nie uszło uwagi Blanche.

– Wiem, że się spieszysz, więc natychmiast przechodzę do sedna. Czy mama opowiadała ci o przeszłości Crystal?

– Mówiła, że przed ślubem z twoim tatą była striptizerką.

– Nie o to mi chodzi. Czy wspominała, że jej czternastoletnia córka jest nieślubnym dzieckiem?

Przez chwilę przetrawiałam tę rewelację. Pochyliłam się do przodu, nie dlatego że byłam tym szczególnie zainteresowana, lecz łomot, gwizdy i krzyki dobiegające z telewizora mogły u każdego wywołać trwałe uszkodzenie słuchu. Patrzyłam na poruszające się wargi Blanche, która składała zdania niczym aktorka dubbingująca obcojęzyczny film.

– Nie jestem nawet pewna, czy Crystal wie, kto jest jej ojcem. Potem wyszła za tego Lloyda jak mu tam i miała z nim jeszcze jedno dziecko. Chłopczyk utonął, mając zaledwie półtora roku jakieś cztery czy pięć lat temu. To był wypadek.

Zmrużyłam oczy.

– I uważasz, że jest to w jakiś sposób powiązane ze zniknięciem twojego ojca?

Wyglądała na zaskoczoną.

– No cóż, nie, ale powiedziałaś mi, że chcesz poznać wszystkie fakty. Chciałam ci wszystko opowiedzieć, żebyś wiedziała, z czym masz do czynienia.

22
{"b":"102018","o":1}