Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Wróciłam do siebie i raz jeszcze przeczytałam swój raport. Wydawał się w porządku, ale postanowiłam, że pozwolę mu poleżeć jeszcze jeden dzień. Będę do niego dodawać relacje z dalszych rozmów, jeśli tylko wymyślę, z kim powinnam się spotkać w następnej kolejności. Wypisałam listę nazwisk. W pierwszej piątce znaleźli się wspólnicy Purcella i jego najlepszy przyjaciel. Upewniłam się, że mam wszystkie potrzebne numery telefonów. Doszłam do wniosku, że dość już zrobiłam i najwyższy czas wracać do domu.

O drugiej zrobiłam sobie zupę pomidorową z torebki i kanapki z serem, które zanurzyłam w zupie. Połączenie czerwieni zupy i chrupiącego sera było kulinarnym symbolem pociechy z czasów dzieciństwa. Ciocia Gin zaserwowała mi to danie po raz pierwszy, gdy miałam pięć lat i opłakiwałam rodziców, którzy w maju zginęli w wypadku samochodowym. Zapach stopionego sera zawsze już będzie przywoływał wspomnienie smutku i zadowolenia mieszających się na moim języku. Dziś zrobiona własnoręcznie kanapka była gwoździem programu całego weekendu. Do tego sprowadza się życie, gdy decydujesz się na celibat.

Zaraz potem zrobiłam to, co na moim miejscu zrobiłby każdy doświadczony prywatny detektyw: przeszłam do salonu, zrzuciłam buty i ułożyłam się na kanapie. Przykryta miękkim pledem zaczęłam czytać książkę. Po kilku minutach przez magiczne drzwi przedostałam się do świata fikcji, podróżując z szybkością większą niż szybkość słów do królestwa pozbawionego dźwięku i prawa przyciągania.

Nagle rozległ się denerwująco przeraźliwy dzwonek telefonu. Tonęłam jak kamień w rzece snów i z trudem wydostałam się na powierzchnię. Po omacku sięgnęłam po słuchawkę aparatu stojącego na stoliku nad moją głową. Nawet nie wiedziałam, że zasnęłam. Uświadomiła mi to strużka śliny cieknącej z ust – na jawie raczej mi się to nie zdarza.

– Pani Millhone?

– Tak. – Jeśli ktoś będzie próbował mi coś sprzedać, to usłyszy parę naprawdę brzydkich słów.

– Mówi Blanche McKee.

Minęło parę sekund. Nazwisko nic mi nie mówiło. Przetarłam twarz dłonią i spytałam:

– Kto taki?

– Córka Fiony Purcell. O ile wiem, mama wynajęła panią do prowadzenia naszej sprawy. Chciałam tylko, żeby pani wiedziała, z jak wielką ulgą przyjęliśmy tę wiadomość. Nakłanialiśmy ją do tego od chwili zniknięcia taty.

– Ach tak. Przepraszam. W pierwszej chwili nie skojarzyłam nazwiska. Jak się pani miewa? – Usiadłam, otaczając się pledem niczym rytualną szatą.

– Dziękuję, dobrze. Mam nadzieję, że nie dzwonię w złym momencie. Chyba pani nie obudziłam?

– Ależ skąd. – Prawda wygląda tak, że mimo naszych najszczerszych zapewnień, wszyscy i tak wiedzą, że spaliśmy.

Blanche najwyraźniej wzięła moje zaprzeczenia za dobrą monetę.

– Nie wiem dokładnie, ile mama pani powiedziała… na pewno dużo… ale jeśli mogę coś dodać, to jestem do pani dyspozycji. Czy wspominała może o mojej przyjaciółce Nancy?

– Raczej nie. Nic mi to imię nie mówi.

– Tego się właśnie bałam. Mama bywa cyniczna, ale o tym chyba miała pani okazję sama się przekonać. Nancy przeniosła się niedawno do Chico, ale w każdej chwili można się z nią skontaktować telefonicznie.

– Nancy. To dobrze. Już notuję. – Kimkolwiek ta Nancy jest.

– Zakładam, że chciałaby pani usłyszeć także i moją opinię na temat tej sprawy.

– Oczywiście, bardzo chętnie.

– Tak się cieszę, że pani to mówi. Pomyślałam właśnie, że jeśli ma pani dziś po południu wolną chwilę, mogłybyśmy się spotkać i porozmawiać. Opowiedziałabym pani o moich odczuciach i niepokojach.

Zawahałam się.

– Cóż. Wie pani, w chwili obecnej bardziej interesują mnie fakty niż odczucia i niepokoje. Bez urazy.

– Wcale nie czuję się urażona. Nie chciałam bynajmniej dać pani do zrozumienia, że nie znam także i faktów.

– Hmmm. – Nie zapomniałam z trudem skrywanej pogardy Fiony dla młodszej córki, matki czwórki, a niebawem piątki dzieci. Z drugiej strony być może Fiona opowiedziała Blanche o mnie, by sprawdzić, czy rzeczywiście jestem tak dokładna i nieustępliwa, jak utrzymywałam podczas naszego spotkania.

– Jaka pora będzie pani odpowiadać? – spytała Blanche.

Zaklęłam bezgłośnie pod nosem, dodając parę ciekawych epitetów z mojej bogatej kolekcji.

– Proszę chwileczkę poczekać. Muszę sprawdzić terminarz. – Przyłożyłam słuchawkę do piersi i spojrzałam na zegarek. 16:06. Jeszcze przez chwilę udawałam, że przeglądam listę moich licznych zajęć zaplanowanych na sobotnie popołudnie. Nie miałam szczególnej ochoty spotykać się z Blanche, zwłaszcza za cenę smacznej drzemki, i nie chciałam opuszczać mojej przytulnej dziupli, szczególnie w tak paskudne, deszczowe popołudnie. Za oknami już zapadał szary, listopadowy zmrok i widziałam, jak z gałęzi uderzających w szyby opadają krople deszczu. Raz jeszcze spojrzałam na zegarek. 16:07.

Słyszałam, jak Blanche oddycha do słuchawki, a kiedy się odezwała, jej głos zabrzmiał ostro i nieprzyjemnie.

– Kinsey, jest pani tam?

– Tak. Wygląda na to, że dziś nie uda nam się spotkać. Może jutro o dziesiątej rano?

– Niestety, zupełnie mi to nie odpowiada, a poniedziałek w ogóle nie wchodzi w grę. Czy naprawdę nie może pani wpaść choć na chwilę? Czuję, że to bardzo ważne.

Ja ze swej strony poczułam falę złości. W wyobraźni widziałam już wracającą z San Francisco Fionę, wściekłą, że nie znalazłam czasu, żeby spotkać się z Blanche. Tysiąc pięćset dolarów i nawet nie pofatygowała się pani do mojej córki?

– Mogę przyjechać o wpół do szóstej, ale najwyżej na pół godziny. Tylko tyle mogę zrobić.

– Świetnie. Mieszkamy przy Edenside na rogu Monterey Terrace. Numer 1236. To dwupiętrowy dom w stylu hiszpańskim. Na podjeździe stoi duży granatowy samochód.

Edenside Road stanowiła część małego osiedla sprytnie wbudowanego w zbocze wzgórza: pięć krętych uliczek zbiegających się na końcu w mały placyk. Architekci najwyraźniej poszli po linii najmniejszego oporu. Uliczki pięły się po wzgórzu niczym małe asfaltowe strumyki płynące z najwyższego wzniesienia. Jechałam pod górę z trudem, co sześćdziesiąt metrów zwalniając przy specjalnych progach. Okolica była wprost idealna dla dzieci, których obecność znaczyły wózki, domki do zabaw, huśtawki, rowerki, samochody i deskorolki poustawiane na niemal każdym podwórku. Wyglądało to tak, jakby w okolicy eksplodował wielki sklep z zabawkami.

Dom stojący na rogu Edenside i Monterey Terrace rzeczywiście zbudowano w stylu hiszpańskiej hacjendy z dużym dziedzińcem od frontu. Nawet w zapadającym szybko zmroku nie mogłam nie zauważyć garażu na trzy samochody, stojącego obok domu niczym złowieszcze szczęki. Kiedy się zbliżałam, na dziedzińcu zapłonęły blade światła, oświetlając fasadę domu. Otynkowano go na bladoróżowo, a ceramiczne, pomarańczowe dachówki ułożone na kształt litery S pochodziły z masowej produkcji. Oryginalne dachówki na dachach starszych domów przybrały barwę ciemnej czerwieni porośniętej gdzieniegdzie mchem. Te miały kształt litery C w miejscu, gdzie robotnicy kładli miękką jeszcze glinę na udzie, by nadać im ostateczną formę.

Zgodnie z zapowiedzią na podjeździe stał duży granatowy samochód. Zaparkowałam przy krawężniku, wysiadłam i żwirowaną ścieżką ruszyłam w stronę domu. Okolica ucierpiała zdecydowanie w wyniku suszy: wszystko pokrywał żwir i beton, a tu i ówdzie posadzono kaktusy różnego rodzaju i inne sukulenty. Przez metalową furtkę weszłam na wyłożony płytkami dziedziniec. Na środku stała szemrząca fontanna w stylu hiszpańskim, zasilana wodą z pompy.

Zadzwoniłam do drzwi. Natychmiast usłyszałam krzyki, szczekanie psów i tupot małych stóp. Cała gromadka maluchów walczyła o pierwszeństwo otwarcia mi drzwi. Kiedy te wreszcie się otwarły, mniej więcej pięcioletnia dziewczynka odwróciła się, żeby uderzyć stojącego za nią czterolatka. Po kilku sekundach w ruch poszły pięści, a zaczerwienione ze złości dzieci z potokami łez na policzkach walczyły o klamkę, pomagając sobie stopami obutymi w brązowe buciki na twardych podeszwach. Obok nich dwa nadaktywne teriery podskakiwały, jakby miały w łapach sprężyny. Potrąciły przy tym stojącego z tyłu malucha, który natychmiast zaczął wyć. Jeszcze jedna dziewczynka szła przez duży hol, krzycząc „Mamo! Maaamoooo!!! Heather bije Josha, a psy przewróciły Quentina”.

21
{"b":"102018","o":1}