Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Pomyślałem, że na pewno się pani przyda – powiedział, stawiając kieliszek na stoliku obok mnie.

– Dzięki. Właśnie miałam wyruszyć na poszukiwanie gościa z chardonnay.

Wyciągnął rękę.

– Harry Broadus.

– Kinsey Millhone – powiedziałam, ściskając mu dłoń. Spojrzałam na jego talerzyk. Piernik, kawałek tartoletki z owocami i ciasto kokosowe. – Wygląda smakowicie.

– To moja słabostka. – Usiadł i ostrożnie postawił talerzyk na kolanie. Zdecydował się najpierw na ciasto kokosowe. – Zauważyłem panią już wcześniej. Siedziała pani na schodach.

– Nie przepadam za tłumem, a poza tym nie znam tu nikogo. A pan? Jest pan przyjacielem Crystal czy Dowa?

– Obojga. Prowadziłem z Dowanem interesy.

– Pacific Meadows?

– Zgadza się. A pani czym się zajmuje? – Zjadł szybko kawałek piernika.

– Głównie poszukiwaniami – odparłam. Ugryzłam duży kawałek bułki, żeby uniknąć rozwijania tematu.

– To bardzo smutny dzień – powiedział. – Strasznie mi przykro z powodu Dowana, choć nie byłem tym zaskoczony. Parę tygodni przed zniknięciem był bardzo niespokojny i przygnębiony.

O mój Boże. Plotki o zmarłym na stypie. Niezły bal.

– Biedak. Co go gryzło? – spytałam.

– Nie chciałbym się w to teraz zagłębiać… powiem tylko, że pozostawił w klinice straszliwy bałagan.

– Coś o tym słyszałam. Ma to związek z Medicare, prawda? – Zjadłam odrobinę sałatki, podczas gdy on w mgnieniu oka pochłonął tartoletkę.

– Słyszała pani o tym?

Skinęłam głową.

– Z kilku różnych źródeł.

– Wszystko się więc rozniosło. To niedobrze.

– A na czym polega problem?

– Podejrzewamy, że to wynik zwykłego błędu, ale może już nigdy się nie dowiemy.

– Lekarze czasami fatalnie radzą sobie z interesami – rzuciłam, małpując Penelope Delacorte.

– Coś o tym wiem. Byliśmy wstrząśnięci.

– Nie rozumiem, co się stało. O ile wiem, klinika nie zajmuje się rachunkami. Robi to inna firma.

Skinął głową.

– Genesis Financial Management Services. Mają swoje biuro w centrum miasta. Razem z Joelem… Zna pani Joela?

– Tak, ale spotkałam się z nim tylko raz. Lepiej znam jego żonę.

– Dana to wspaniała kobieta. Mam bzika na jej punkcie. Razem z Joelem jesteśmy właścicielami domu opieki w ramach firmy o nazwie Century Comprehensive. Zajmujemy się głównie nieruchomościami, choć nie jest to jedyna dziedzina naszej działalności. Genesis dzierżawi od nas klinikę. Zajmuje się też wszystkimi rachunkami, fakturami, Medicare, Medicaid i tak dalej.

– Jakim więc sposobem Dow mógł coś spaprać?

– Tego właśnie próbujemy się dowiedzieć.

– Pomyślałam sobie… wiem, że na mocy prawa wasza firma i firma kierująca działalnością domu opieki muszą być zupełnie odrębnymi podmiotami.

– To prawda. Ale Genesis musi polegać na informacjach otrzymywanych z Pacific Meadows. Nie mają tam na miejscu żadnego pracownika. Jeśli Dow księgował rachunki i przekazywał je dalej, musieli mu ufać na słowo.

– Mógł więc powiedzieć, co tylko chciał.

– Mógł i zrobił to.

– Jak go przyłapano?

– Nie jesteśmy pewni. Opiekun lub jeden z krewnych pacjenta mógł zauważyć jakieś rozbieżności i zadzwonić ze skargą.

– Do was?

– Do Medicare.

– Kapuś. Ale to jego problem. W każdym razie do gry wkroczyli inspektorzy i zaczęli śledztwo.

– Mniej więcej. Na tym etapie nie wiemy jeszcze, co udało im się znaleźć.

– A jeśli się okaże, że to nie Dowan?

– Jego reputacja i tak jest już zrujnowana. W tak małym mieście jak nasze, jeśli raz staniesz się obiektem plotek, trudno ci odzyskać dobre imię. Ludzie będą nadal traktować cię uprzejmie, ale wyrok już zapadł.

– Z perspektywy Dowana sprawa była więc beznadziejna, bez względu na wynik śledztwa.

– Mniej więcej.

– A jeśli się okaże, że jest niewinny? – spytałam.

– Tak czy owak, zostaliśmy z całym tym bałaganem. – Spojrzał na zegarek, odstawił talerzyk i wstał. – Lepiej poszukam żony. Miło się z panią rozmawiało. Mam nadzieję, że spotkamy się jeszcze w bardziej radosnych okolicznościach.

– Też mam taką nadzieję – odparłam. Uniosłam kieliszek. – Dzięki za wino.

– Polecam się.

Patrzyłam, jak przechodzi przez salon, szukając Celine.

Co za kiciarz. Joel Glazier rozmawiał z nim przez telefon w dniu, w którym go odwiedziłam. Nie zdążyłam jeszcze na dobre wyjść z jego gabinetu, a on na pewno zaczął już relacjonować nasze spotkanie. Broadus powtórzył niemal słowo po słowie to, co o ich wspólnych interesach opowiedział mi Joel.

Kiedy wróciłam do domu, dzwonił właśnie telefon. Dwa dzwonki. Trzy. Podniosłam słuchawkę, zanim włączyła się automatyczna sekretarka. Tommy Hevener. Kiedy usłyszałam jego głos, uświadomiłam sobie, że powinnam najpierw sprawdzać, kto dzwoni.

– Cześć, malutka. To ja – powiedział. Jego ton był jednocześnie bardzo intymny i pewny siebie, jakbym przez cały dzień siedziała przy telefonie w nadziei, że wreszcie do mnie zadzwoni. Na dźwięk jego głosu wzdrygnęłam się, gotowa ślinić się ze strachu jak pies. Musiałam szybko przypomnieć sobie w duchu, że choć nie mam ochoty go więcej oglądać, mogę potrzebować jego pomocy w uspokojeniu Richarda.

– Cześć. Jak się masz? – spytałam, ignorując jego uwodzicielskie zapędy. Postanowiłam podejść do całej sprawy spokojnie i bezosobowo.

– Co zrobiłaś Richardowi? Jest na ciebie wkurzony jak diabli.

Mój żołądek wykonał gwałtowne salto.

– Wiem i jest mi bardzo przykro z tego powodu.

– A co się stało?

– Co się stało? No cóż.

Myśl, myśl, myśl, myśl, myśl. Z moich ust spłynęło nagle gładkie kłamstwo.

– Lonnie chce, żeby została u niego, więc obniżył mi czynsz o połowę.

– Dlaczego mu o tym nie powiedziałaś? Richard na pewno by to zrozumiał.

– Nie miałam okazji. Był tak wściekły, że bałam się odezwać.

– A dlaczego nie powiedziałaś o tym mnie? Mogliśmy coś razem wymyślić. Jezu. A potem się dowiedział, że wycofałaś czek. Powinnaś go była zobaczyć. Wrzeszczał jak opętany. Nie masz pojęcia, do czego gotów się posunąć w takim stanie.

Chyba znam możliwości Richarda w tym względzie.

– Nie możesz z nim porozmawiać w moim imieniu?

– Próbowałem. Pomyślałem, że jeśli poznam twoją wersję wydarzeń, uda mi się jakoś przemówić mu do rozumu. Paskudnie to spaprałaś.

– Masz rację. Wiem, ale próbowałam to przecież jakoś wytłumaczyć… Doszłam do wniosku, że będzie lepiej, jeśli do niego napiszę. Nie chciałam mu tego powiedzieć prosto w twarz.

– Popełniłaś poważny błąd. To go właśnie najbardziej wkurzyło.

– To już wiem. Jak myślisz, co się teraz stanie?

– Trudno wyczuć. Może wszystko jakoś ucichnie. Zawsze trzeba mieć nadzieję – powiedział. – No, ale dość już o tym. Kiedy możemy się spotkać? Stęskniłem się za tobą. – Niby żartował, ale słychać było, że to tylko gra. Mogłam albo zgodzić się od razu na spotkanie, albo dopuścić do tego, by zaczął tak długo nalegać, aż w końcu ulegnę. Powoli budził się we mnie upór i gniew. Próbowałam mówić łagodnym i uprzejmym tonem, ale wiedziałam doskonale, że nie pogodzi się łatwo z tym, co miałam mu do powiedzenia.

– Posłuchaj, nie sądzę, żeby ten związek miał jakąś przyszłość. Lepiej dajmy sobie z tym wszystkim spokój.

Po drugiej stronie słuchawki zapadła martwa cisza. Słyszałam tylko jego oddech. Nie przerywałam milczenia.

– Tak to zawsze rozgrywasz, co? – powiedział w końcu. – Trzymasz wszystkich na dystans. Nigdy nie pozwalasz nikomu za bardzo się do siebie zbliżyć.

– Może. Chyba masz rację. Rzeczywiście mogłeś dojść do takiego właśnie wniosku.

– Wiem, że ktoś kiedyś cię skrzywdził, i bardzo mi przykro z tego powodu. Daj mi jednak szansę, proszę. Nie odpychaj mnie. Zasłużyłem sobie chyba na coś lepszego.

– To prawda. Zasługujesz na więcej, niż ja mogę ci dać. Z całego serca życzę ci wszystkiego najlepszego. Przykro mi, że nic z tego nie wyszło.

69
{"b":"102018","o":1}