Литмир - Электронная Библиотека

– Tak.

– Do mnie zaś będzie należało maksymalne zwiększenie pańskich zysków, czy tak?

Crispin pochylił się lekko do przodu.

– Tak.

– A więc dobrze. Dopomogę panu w maksymalnym pomnożeniu okazji do inwestowania po tym, jak pan na to zapracuje. Nie służyłbym jednak dobrze pańskim interesom, gdybym nie podpowiedział przy okazji, w jaki sposób może pan zwiększyć profity.

Crispin zmrużył oczy.

– Nie bardzo rozumiem – przyznał.

– Win! – wtrącił Zuckerman.

Win zignorował go.

– Byłoby z mojej strony niedbalstwem, gdybym, jako pański doradca finansowy, nie udzielił panu rady: potrzebuje pan dobrego agenta.

Crispin przesunął wzrok na Myrona. Myron ani drgnął, wpatrując się w niego bacznie.

– Wiem, że współpracuje pan z panem Bolitarem – rzekł Crispin do Wina.

– Tak i nie. Jeśli skorzysta pan z jego usług, nie zarobią na tym ani centa. Chociaż nie, niezupełnie. Jeśli skorzysta pan z usług Myrona, zarobi pan więcej, a ja, inwestując więcej pańskich pieniędzy, też dzięki temu zyskam.

– Dzięki, ale nie jestem zainteresowany – odparł Crispin.

– Pańska wola. Pozwoli pan jednak wyjaśnić sobie, co rozumiem przez „tak i nie”. Zarządzam kapitałem wartości około czterystu milionów dolarów. Do klientów Myrona należy niecałe trzy procent tej sumy. Nie jestem pracownikiem jego RepSport MB. Myron Bolitar nie jest pracownikiem Lock-Horne Securities. Nie tworzymy spółki. Nie zainwestowałem w jego firmę ani on w moją. Myron nigdy nie wglądał w dokumenty moich klientów, nie pytał o ich sytuację finansową, ani nie omawiał jej ze mną. Działamy całkiem niezależnie od siebie. Z jednym wyjątkiem.

Wszyscy wpatrywali się w Wina. Myron, który nie słynął z trzymania gęby na kłódkę, tym razem zrozumiał, że powinien milczeć.

– Jestem doradcą finansowym wszystkich jego klientów. Wie pan dlaczego? – spytał Win.

Crispin pokręcił głową.

– Ponieważ nalega na to.

– Nie rozumiem. – Crispin wyraźnie się pocił.

Bolitar nie ma z tego nic.

– Tego nie powiedziałem.

– Ale powiedział pan, że… Ma z tego dużo.

– Myron też był sportowcem. Wie pan?

– Coś słyszałem.

– Zna los sportowców. Wie, jak ich oszukują. Jak trwonią ich zarobki, nie przyjmując do wiadomości faktu, że ich sportowe kariery mogą się w okamgnieniu skończyć. Tak więc zdecydowanie odmawia, podkreślam, odmawia, zajmowania się ich finansami. Z tego powodu zrezygnował z kilku klientów. Upiera się, bym zajmował się nimi ja. Dlaczego? Z tego samego powodu, dla którego pan mnie wybrał. Wie, że jestem najlepszy. Brzmi to nieskromnie, ale tak jest w istocie. Myron nalega również, żeby jego klienci spotykali się ze mną osobiście co najmniej raz na kwartał. Nie porozumiewali się ze mną przez telefon. Nie za pośrednictwem faksów, e-maili, listów. Domaga się, bym omawiał z nimi każdą pozycję na ich koncie.

Win odchylił się do tyłu i złożył palce. Uwielbiał je składać. Było mu z tym do twarzy. Przydawało aury mędrca.

– Myron Bolitar to mój najlepszy przyjaciel – ciągnął. – Wiem, że oddałby za mnie życie, a ja za niego. Lecz gdyby powziął podejrzenie, że nie działam w najlepszym interesie jego klientów, bez wahania odebrałby mi ich pieniądze.

– Piękna przemowa, Win – pochwalił Norm. – Walnęła mnie tu.

Wskazał żołądek.

Win zmroził go wzrokiem. Norm przestał się uśmiechać.

– Sam zawarłem umowę z panem Zuckermanem – rzekł Crispin. – Mogę zawrzeć inne.

– Nie skomentuję pańskiej umowy z firmą Zoom – odparł Win. – Ale coś panu powiem. Jest pan inteligentnym młodym człowiekiem. Inteligentny człowiek zna swoje mocne strony, i, co równie ważne, zna też swoje słabości. Ja, na przykład, nie umiem negocjować kontraktów reklamowych. Co prawda znam podstawy, lecz nie jest to mój fach. Nie jestem hydraulikiem. Jeżeli w moim domu pęknie rura, sam jej nie naprawię. Pan jest golfistą. Jednym z największych talentów, jakie widziałem. Dlatego radzę skupić się na golfie.

Tad Crispin pociągnął łyk herbaty. Założył nogę na nogę. Nawet skarpetki miał żółte.

– Chce pan drogo sprzedać usługi przyjaciela – powiedział.

– Myli się pan. Zabiłbym dla niego, lecz co do finansów nic mu nie jestem winien. Natomiast w przypadku pana, jako mojego klienta, ciążą na mnie bardzo poważne powinności finansowe. Mówiąc wprost, zlecił mi pan powiększenie kapitału. W związku z tym zaproponują panu kilka inwestycji. Najlepszą z nich jest kontrakt z panem Bolitarem.

Crispin obrócił się w stroną Myrona i zlustrował go badawczym wzrokiem. Myron uśmiechnął się szeroko, żeby golfista mógł ocenić jego zęby.

– W opinii pana Lockwooda jest pan znakomity – rzekł Crispin.

– Jestem dobry – przyznał Myron. – Nie chciałbym jednak, żeby Win wprowadził pana w błąd. Nie jestem aż takim altruistą, jak wynikałoby z jego słów. Nie polecam go klientom dlatego, że taki ze mnie brat łata. Dobrze wiem, ile znaczy dla mojej agencji fakt, że im doradza. Zwiększa wartość moich usług. Dba o zadowolenie klientów. Dla mnie to czysty zysk. Owszem, nalegam, żeby klienci sami decydowali w sprawach finansowych, nie tylko z uwagi na ich bezpieczeństwo, lecz i moje własne.

– Jak to?

– Z pewnością słyszał pan niejedno o menedżerach i agentach okradających sportowców.

– Tak.

– A czy wie pan, dlaczego zjawisko to jest tak nagminne?

Crispin wzruszył ramionami.

– Z powodu chciwości?

Myron przekrzywił głowę w odpowiedzi „tak i nie”.

– Głównie z powodu bierności. Braku zaangażowania sportowców. Są leniwi. Wolą, popełniając błąd, całkowicie zawierzyć agentowi, bo tak jest wygodniej. Niech on płaci moje rachunki, powiadają. Niech inwestuje pieniądze. I tak dalej. W agencji RepSport to jest niemożliwe. Nie dlatego, że ja czuwam nad finansami. Nie dlatego, że czuwa nad nimi Win. Ale dlatego, że czuwa nad nimi pan.

– Teraz też czuwam – odparł Crispin.

– Czuwa pan nad pieniędzmi, owszem. Śmiem jednak wątpić, czy nad resztą.

Crispin trawił to przez chwilę.

– Doceniam pańskie argumenty, ale radzę sobie całkiem dobrze.

– Ile dostaje pan za tę czapkę? – spytał Myron, wskazując na jego głowę.

– Słucham?

– Nosi pan czapkę bez znaku firmowego – wyjaśnił Myron. – Dla gracza pańskiej klasy to strata ćwierć miliona rocznie.

Crispin zaniemówił.

– Będę współpracował z Zoom – powiedział.

– Czy wykupili od pana prawa na czapkę?

– Chyba nie – odparł Crispin po chwili.

– Jej przód jest wart ćwierć miliona. Można też sprzedać boki. Są tańsze. W sumie da się wyciągnąć ze czterysta tysięcy. Kolejna sprawa to koszulka.

– No nie, chwileczkę! – wtrącił Zuckerman. – Tad będzie nosił koszulki Zoom.

– Jasne, Norm – rzekł Myron. – Ale wolno mu na nich nosić znaki firmowe. Na piersi i rękawkach.

– Znaki firmowe?

– Co chce. Logo Coca-Coli. IBM. Nawet Home Depot.

– Znaki firmowe na mojej koszulce?

– A jak. Co pan pije na polu?

– Co piję? Podczas gry?

– Tak. Mógłbym panu załatwić kontrakt z Powerade albo inną firmą napojów gazowanych. Co powiedziałby pan na reklamę wody Poland Spring? Niezła marka. A co z workiem na kije? Musi pan wynegocjować kontrakt na worek golfowy.

– Nie rozumiem.

– Jest pan chodzącą planszą reklamową, Tad. Pokazują pana w telewizji. Ogląda pana mnóstwo kibiców. Pańska czapka, pańska koszulka, pańska torba na kije to gotowe miejsca na reklamę.

– No nie, sekundę! – wtrącił Zuckerman. – Tad nie może tak po prostu…

Zagrała komórka, ale tylko raz, bo Myron dosięgnął palcem wyłącznika z taką z szybkością, że niech się schowa szeryf Wyatt Earp. Szybki refleks. Raz na jakiś czas się przydaje.

Ale i tak krótki sygnał ściągnął gniew siedzących w pobliżu członków klubu. Myron rozejrzał się. Wbili w niego – włącznie z Winem – kilka spojrzeń ostrych jak sztylety.

– Szybko za dom klubowy – rzekł z naciskiem Win. – Niech nikt cię nie widzi.

13
{"b":"101683","o":1}