Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

W nozdrza uderzył mnie smród fekaliów. Piwnica nie miała wentylacji. Pomieszczenie było niewielkie, jedną trzecią powierzchni zajmowało łóżko. Na łóżku z twarzą zwróconą w naszym kierunku leżał wychudły cień. Pod łóżkiem stał porcelanowy nocnik. Ogarek świecy, który dopalał się na starym zniszczonym stole, stanowił jedyne źródło światła i zarazem ciepła. Podłogę stanowiło zwykłe klepisko. Zdawało mi się, że w piwnicy było jeszcze zimniej niż na górze. Cień, przykryty kocem po uszy, leżał nieruchomo i spoglądał na mnie zgaszonym wzrokiem. Rzeczywiście starzec miał rację, niedługo już pociągnie.

– No, to ja już pójdę – powiedział Strażnik. Chyba nie mógł wytrzymać smrodu. – Możecie rozmawiać do woli. On i tak nie ma już sił, żeby się z tobą połączyć.

Kiedy wyszedł, cień odczekał jeszcze chwilę, po czym przywołał mnie gestem dłoni. – Sprawdź, czy nie podsłuchuje – wyszeptał.

Skinąłem głową, podniosłem się cicho z krzesła, otworzyłem klapę i rozejrzałem się dookoła. Strażnika już nie było.

– W porządku. Nie ma nikogo – powiedziałem.

– Mam ci coś do powiedzenia – rzekł cień. – Nie jestem taki słaby, na jakiego wyglądam. To przedstawienie. Faktycznie nie czuję się najlepiej, ale to nieprawda, że nie wstaję z łóżka. Potrafię jeszcze wstać i chodzić.

– Zamierzasz uciec?

– Oczywiście. I to w najbliższym czasie. Jeśli polezę tutaj jeszcze kilka dni, naprawdę nie będę mógł się ruszyć. W tej piwnicy każdy by się rozchorował. Jest tak zimno, że kości rozpuszczają się w stawach. Swoją drogą, jaka dzisiaj pogoda?

– Śnieg – odparłem, nie wyciągając rąk z kieszeni. – W nocy ma się jeszcze ochłodzić. Zanosi się na straszny mróz.

– Kiedy pada śnieg, ginie wiele zwierzy – powiedział cień. – Strażnik będzie miał dużo roboty. Wykorzystamy to. Kiedy pójdzie palić zwłoki do Jabłoniowego Lasu, weźmiesz klucze ze ściany, otworzysz nimi drzwi i uciekniemy.

– Przez bramę?

– Nie, to niemożliwe. Po pierwsze bramy nie można otworzyć, kiedy jest zamknięta od zewnątrz, poza tym Strażnik zaraz by nas złapał. Mur też odpada. Ponad murem przelecieć mogą tylko ptaki.

– Więc którędy?

– Zaufaj mi. Plan ucieczki mam gotowy. Zebrałem mnóstwo informacji, dokładnie przestudiowałem twoją mapę, a od Strażnika dowiedziałem się reszty. Myślał, że nigdy stąd nie wyjdę i wyjaśnił mi parę rzeczy, to wszystko dzięki tobie, uwierzył ci w stu procentach. Zajęło mi to trochę więcej czasu, niż planowałem na początku, ale wszystko przebiega zgodnie z planem. Wprawdzie nie mam już siły, żeby się z tobą połączyć, ale na pewno wyzdrowieję, jeśli wyjdę na zewnątrz. Nie będę musiał umierać w takim miejscu, a ty odzyskasz pamięć i znów będziesz sobą.

W milczeniu wpatrywałem się w płomień świecy.

– Co znowu? Co ci się stało? – zapytał.

– Znowu będę sobą? Co to znaczy? – nie wytrzymałem.

– Chyba się nie wahasz?

– A tak, waham się. Naprawdę nie wiem, co powinienem zrobić – powiedziałem. – Po pierwsze nie pamiętam, kim byłem. I czy w ogóle tamten świat i tamto ja są warte tego, żeby do nich wracać?

Cień otworzył już usta, żeby coś powiedzieć, ale powstrzymałem go ruchem dłoni.

– Poczekaj. Daj mi skończyć. Nie tylko nie wiem, kim byłem przedtem, czuję też, że coś zaczyna łączyć mnie z tym światem. Podoba mi się dziewczyna, którą poznałem w bibliotece, zaprzyjaźniłem się z pułkownikiem, lubię patrzeć na zwierze. Zima jest tutaj dosyć ciężka, ale pozostałe pory roku są naprawdę piękne. Poza tym nikt tu nikogo nie krzywdzi, nikt z nikim nie walczy. Życie jest raczej ubogie, ale każdemu wystarcza to, co ma. Nikt tu nikomu nie zazdrości ani nie złorzeczy. Wszyscy pracują, ale robią to z przyjemnością. To praca dla samej pracy, nikt tu do niej nikogo nie zmusza, ale też nikt się od niej nie uchyla. Nie ma tu nienawiści, smutku ani zmartwień.

– Nie istnieją pieniądze, majątek ani pozycja. Nie ma sądów ani szpitali – dodał cień. – No i nikt się tu nie starzeje ani nie obawia śmierci. Prawda?

Skinąłem głową. – Więc właściwie dlaczego miałbym opuścić to Miasto?

– Hm… – wysunął rękę spod koca i potarł palcami spierzchnięte wargi. – Rozumiem, o co ci chodzi. Jest to świat prawdziwego szczęścia, jeśli istnieje gdzieś taki świat. Nie powinienem ci go zabraniać. Nie mam powodu, żeby to robić. Przeciwnie, powinienem odejść, spokojny o twój los. Ale zapominasz o paru rzeczach, o kilku bardzo ważnych rzeczach. – Cień rozkaszlał się w tym momencie. Czekałem w milczeniu, aż się uspokoi.

– Kiedy widzieliśmy się po raz ostatni, powiedziałem ci, że Miasto jest nienaturalne i błędne. I że jest doskonałe w swojej nienaturalności. To, o czym teraz mówiłeś, potwierdza tylko moją teorię. Ale posłuchaj, po pierwsze – to zresztą podstawowy problem – nie istnieje na świecie rzecz absolutnie doskonalą. Tak jak z zasady nie istnieje perpetuum mobile. To niemożliwe ze względu na kumulację entropii. No, a jak myślisz, w jaki sposób pozbywa się jej Miasto? Rzeczywiście, nikt – poza Strażnikiem – nikogo tutaj nie krzywdzi, nie czuje nienawiści ani pożądania. Wszyscy są zadowoleni i żyją w spokoju. Jak myślisz, dlaczego? Bo nie mają serca!

– Wiem o tym – powiedziałem.

– Na tym właśnie polega doskonałość tego Miasta. Pozbawiwszy ludzi serca, umieszcza ich w rozciągniętym do nieskończoności czasie. Dlatego nikt się tutaj nie starzeje ani nie umiera. Najpierw oddziela się ludzi od cieni i czeka, aż umrze ta najważniejsza część osobowości. Kiedy umrze cień, nie ma już problemu. Wystarczy od czasu do czasu wymieść tę odrobinę piany, jaka z biegiem lat rodzi się w miejscu serca.

– Wymieść pianę?

– O tym powiem ci później. Najpierw skończę z jednym. Mówisz, że tutaj nie ma nienawiści, walki ani pożądania. Pięknie. Gdybym miał więcej siły, chętnie bym ci zaklaskał. Ale to oznacza, że nie ma tutaj również przeciwieństw tych rzeczy. Czyli radości, szczęścia i miłości. Tylko z rozpaczy, utraty złudzeń i smutku może narodzić się radość. Nie istnieje prawdziwe szczęście bez rozpaczy. To naturalna kolej rzeczy. Oczywiście z miłością jest tak samo. I z twoją dziewczyną z biblioteki też. Ty może rzeczywiście ją kochasz. Ale ona nigdy nie odwzajemni twojego uczucia. Ludzie bez serca to jakby senne mary. Pogoń za nimi jest bez sensu. Czy chcesz takiego życia, i to na wieczność? Czy sam chcesz zamienić się w marę? Jeśli umrę tutaj, będziesz już tylko jednym z nich i nigdy się stąd nie wydostaniesz.

Ciężkie chłodne milczenie wypełniło na chwilę piwnicę. Cień odkaszlnął jeszcze parę razy.

– Ale ja nie mogę jej zostawić. Czymkolwiek by była, kocham ją. Nie mogę dłużej okłamywać serca. Jeśli ucieknę, na pewno będę żałował, a drugi raz już tu nie wejdę.

– Aha – cień usiadł na łóżku i oparł się plecami o ścianę. – Znam cię od dawna i wiem, że masz trudny charakter, ale żeby stwarzać takie problemy, i to w chwili, gdy sprawa stoi na ostrzu noża! No to co ty właściwie chcesz zrobić? W trójkę przecież nie uciekniemy. Ludzie bez cienia nie mogą wyjść na zewnątrz.

– Wiem – powiedziałem. – Dlatego proponuję ci, żebyś uciekł sam. Pomogę ci oczywiście.

– Nie wiesz jeszcze wszystkiego – powiedział cień, opierając o ścianę również głowę. – Jeśli ja zdołam uciec, a ty pozostaniesz, znajdziesz się w beznadziejnej sytuacji. Strażnik był łaskaw mi to wyjaśnić. Cienie muszą umrzeć tutaj. Nawet te, które wydostały się na zewnątrz, wracają tutaj przed śmiercią. Śmierć w tamtym świecie to śmierć niepełna. Będziesz żył tutaj wiecznie napiętnowany sercem. I to w Lesie. Tam właśnie żyją ludzie, których cieni nie udało się zabić. Będziesz się błąkał po Lesie i nigdy nie zaznasz spokoju. Wiesz, jaki jest Las, prawda? Skinąłem głową.

– A jej do Lasu ze sobą nie weźmiesz – ciągnął dalej. – Ona jest doskonała. Nie ma serca. Doskonali mieszkają w Mieście. Nie mogą mieszkać w Lesie. Będziesz sam. Czy nadal chcesz tu zostać?

– A co się dzieje z sercami?

– To przecież ty jesteś Czytelnikiem Snów – odparł z ironią w głosie. – Nie wiesz?

78
{"b":"101013","o":1}