Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

– Opór trzech rogów jest zbyt duży – dodałem.

– Właśnie – powiedziała i przystawiła trzy palce do mojej piersi, udając, że usiłuje wbić je do środka. – To wady wielorożnych. Teraz jednorożne. Jeśli dwa rogi są sprawniejsze od trzech, to jeden musi być jeszcze lepszy. Ale ma wady. To się wiąże z symetrycznością budowy ciała zwierząt. Wszystkie zwierzęta zachowują równowagę, rozkładając swe siły równomiernie – po lewej i po prawej stronie. Symetryczność ciała to podstawowa reguła, która przesądza o sposobie ich zachowania. W nosie mamy dwie dziurki i tak dalej, nawet usta są symetryczne i praktycznie funkcjonują w ten sposób, jakby to były dwie oddzielne połówki. W zasadzie tylko pępek jest jeden, ale to pozostałość po zanikłym organie.

– A penis?

– Penis i wagina to też para.

– Aha.

– Najważniejsze są oczy, pełnią funkcję wieży kontrolnej, dlatego osadzenie rogu tuż przy oku jest najrozsądniejsze. Dobrym przykładem może być nosorożec. Ma strasznie słaby wzrok. To kaleka. Przeżył jedynie dzięki temu, że jest trawożerny i ma niezwykle twardą skórę. Podobnie było z trójrożnym gigantycznym gadem. Natomiast jednorożec nie pasuje do tego modelu. Nie ma grubej skóry i w ogóle jest jakiś taki…

– Bezbronny – dopowiedziałem.

– Tak. Jak sarna. Jeśli do tego byłby krótkowidzem, miałby niewielką szansę na przeżycie. Nawet gdyby miał wysoko rozwinięty zmysł węchu i słuchu. Zaatakowany, nie mógłby uciec. Poza tym posługiwanie się jednym rogiem jest bardzo niebezpieczne. To tak jak z przednimi i tylnymi zębami. Tylnymi można gryźć mocniej, prawda? To jest związane z równowagą ciała, o której mówiłam przed chwilą. Zwierzę traci równowagę, gdy posługuje się jednym ciężkim rogiem. No jak? Zgodzisz się, że jednorożec to dość wybrakowany towar?

– Rzeczywiście – odparłem. – Mówisz bardzo przekonująco.

Uśmiechnęła się i przesunęła palcami po mojej piersi. – Ale to jeszcze nie koniec. Teoretycznie jednorożec miał szansę na przeżycie. To jest w tej sprawie najważniejszy punkt. Domyślasz się, w jaki sposób?

Złożyłem ręce na piersiach i zastanowiłem się. Odpowiedź mogła być tylko jedna.

– Nie miał naturalnych wrogów – powiedziałem.

– Brawo! – Pocałowała mnie w usta.

– W takim razie wyobraź sobie sytuację, w której jednorożec nie miałby naturalnych wrogów.

– Żył w miejscu odciętym od reszty świata. Na płaskowyżu, jak w Świecie zaginionym Conan Doyle'a albo w miejscu otoczonym wysokimi górami.

– Wspaniale! Zachował się przekaz o odkryciu czaszki jednorożca właśnie w takim miejscu.

Przełknąłem ślinę. Zaczynało się robić gorąco.

– Odnaleziono ją w tysiąc dziewięćset siedemnastym na froncie rosyjskim. We wrześniu.

– A więc na miesiąc przed rewolucją październikową; trwa jeszcze pierwsza wojna światowa, rząd Kiereńskiego – zauważyłem.

– Natrafił na nią żołnierz podczas kopania rowu. Pomyślał, że to czaszka krowy albo większej sarny, i zostawił ją w tym samym miejscu. Byłaby tam leżała w zapomnieniu do końca świata, gdyby porucznik dowodzący oddziałem nie był akurat asystentem na wydziale biologii petersburskiego uniwersytetu. Porucznik czaszkę podniósł i dokładnie obejrzał. Odkrył, że nie należała do żadnego ze znanych mu zwierząt. Natychmiast skontaktował się ze swoim promotorem na uczelni i czekał na przybycie ekipy badawczej. W tym czasie w Rosji panował straszny zamęt, na front nie docierała żywność, amunicja, leki, co rusz wybuchały strajki, więc oczywiście żadna ekipa nigdy do niego nie dotarła. A gdyby nawet dotarła, nie miałaby czasu na badania, bo armia rosyjska cofała się właśnie w pośpiechu i wkrótce tereny te należały już do Niemiec.

– A co się stało z porucznikiem?

– Zginął. W listopadzie powieszono go na słupie telegraficznym. Na linii telegraficznej łączącej Ukrainę z Moskwą powieszono wtedy wielu oficerów wywodzących się z burżuazji. Nie miał co prawda nic wspólnego z systemem politycznym, był tylko zwykłym studentem biologii.

Wyobraziłem sobie rząd słupów telegraficznych, biegnących przez rozległe rosyjskie pole i oficerów wiszących po jednym na każdym słupie.

– Ale zanim władzę przejęli bolszewicy, zdążył przekazać czaszkę zaufanemu żołnierzowi. Ten, jako ranny, został ewakuowany wcześniej. Porucznik obiecał mu większą sumę za dostarczenie czaszki na uniwersytet. Żołnierz, po zwolnieniu ze szpitala, pojechał do Petersburga, ale dotarł tam dopiero w lutym następnego roku. A uniwersytet był już wtedy zamknięty. Licząc na nagrodę w przyszłości, żołnierz powierzył pudło z czaszką szwagrowi, który prowadził w Petersburgu sklep z końską uprzężą, sam natomiast wrócił do rodzinnej wsi, oddalonej od Petersburga o trzysta kilometrów. Nie wiadomo dlaczego, ale nigdy nie zgłosił się po depozyt i czaszka długie lata przeleżała zapomniana w składzie. Ujrzała światło dzienne dopiero w tysiąc dziewięćset trzydziestym piątym. Petersburg nazywał się już Leningrad, Lenin umarł, Trocki został wypędzony, a władzę dzierżył Stalin. Niewielu ludzi jeździło wtedy konno, więc szwagier sprzedał połowę sklepu, a w pozostałej części zaczął sprzedawać kije hokejowe.

– Kije hokejowe? – zdziwiłem się. – To w latach trzydziestych w Rosji była moda na hokej?

– Nie wiem. Tylko tyle tu jest napisane. Ale Leningrad po rewolucji miał duże aspiracje do nowoczesności, może gra w hokeja należała do dobrego tonu?

– Być może – zgodziłem się.

– W każdym razie podczas porządkowania składu szwagier otworzył pozostawione tam przed laty pudlo. Na wierzchu znalazł list, który napisał młody porucznik do swojego profesora: „Proszę szczodrze wynagrodzić człowieka, który narażając życie, dostarczy panu ten okaz". Oczywiście, szwagier udał się zaraz na uniwersytet – był to już wtedy Uniwersytet Leningradzki – i zażądał widzenia z profesorem. Niestety profesor był Żydem i wraz z wydaleniem Trockiego zesłano go na Syberię. Szwagier straci! Okazję na większy zarobek, ale doszedł do wniosku, że dalsze przechowywanie czaszki też nie przyniesie mu zysku, więc poszukał innego profesora biologii, wyjaśnił okoliczności i sprzedał mu czaszkę za marne grosze.

– Ale wreszcie, po osiemnastu latach czaszka dotarła na uniwersytet – powiedziałem.

– Profesor – ciągnęła dziewczyna – przebadał czaszkę i doszedł do takiego samego wniosku, co kiedyś młody porucznik – to znaczy, że czaszka nie należała do żadnego ze zwierząt żyjących obecnie ani w przeszłości. Przypominała czaszkę sarny, ze względu na kształt szczęki profesor zaklasyfikował zwierzę do trawożernych torbaczy. Od sarny zwierzę różniło się bardziej wystającymi kośćmi policzkowymi. Ale najważniejsza różnica to pojedynczy róg, który wyrastał z czoła. Krótko mówiąc, był to jednorożec.

– Miała róg? Czaszka?

– Tak. Oczywiście nie cały. Raczej ślad po rogu. Róg był ułamany w odległości trzech centymetrów od czoła, ale z tego, co pozostało, można było ustalić, że miał około dwudziestu centymetrów długości, był prosty i przypominał kształtem róg antylopy. Średnica u podstawy wynosiła… zaraz… dwa centymetry.

– Dwa centymetry – powtórzyłem. Średnica nierówności na czaszce, którą dostałem od starca, też miała dwa centymetry.

– Profesor Pierow, tak właśnie nazywał się profesor, zebrał kilku asystentów i studentów, wyruszył na Ukrainę i przez miesiąc prowadził badania w miejscu, gdzie przed laty młody porucznik polecił kopać rów. Niestety, nie odnalazł drugiej takiej samej czaszki. Odkrył natomiast coś innego, co dotyczyło historii tego terenu. Miejsce to, zwane płaskowzgórzem Wrutafił, będąc jednym z nielicznych wzniesień na Równinie Zachodnioukraińskiej, stanowiło ważną naturalną twierdzę. Dlatego też zostało dokładnie przeorane przez wojska niemieckie, austriackie i rosyjskie w bitwach podczas pierwszej wojny światowej, a od bomb podczas drugiej wojny zmieniło nawet swój kształt. No, ale to późniejsza historia. Kiedy profesor Pierow prowadził badania na płasko-wzgórzu Wrutafił, jego uwagę zwróciły kości innych zwierząt; wszystkie znacznie różniły się od kości tych samych gatunków, znajdywanych gdzie indziej. Wysunął hipotezę, że wzgórze w dalekiej przeszłości przypominało kształtem krater wulkanu.

23
{"b":"101013","o":1}