WALTER FROMMER
Walter Frommer cicho zamykał drzwi, kiedy wychodził z domu. Nie chciał budzić siostry.
Głęboko wdychał na ulicy świeże, chłodne powietrze. Skręcał w prawo i przez most Piaskowy wchodził na Ritterplatz, skąd Ursulinenstrasse dochodził do domu Eltznerów. Cała ta droga zajmowała mu niewiele ponad dziesięć minut, dlatego czasem, złakniony spaceru, szedł jeszcze nad Odrę, a potem wracał koło uniwersytetu.
Uważał, że jest osobiście odpowiedzialny za Ernę. Może ze względu na jej matkę. A może dlatego, że przypominała mu młodą Teresę. Erna ziszczała jego głębokie pragnienia, była potwierdzeniem jego życia. Frommer nie uświadamiał sobie tego jasno, ale zaczynał ją traktować jak córkę. Zajmował miejsce wiecznie nieobecnego pana Eltznera. Tak, musi dbać o Ernę. Powinna zostać jego uczennicą. Zaproponował pani Eltzner, że będzie się widywał z Erną trzy godziny tygodniowo. Pani Eltzner oczywiście się zgodziła.
Erna wcale nie wyglądała na zainteresowaną; po prostu była grzeczna, tak jak jej przykazała matka. Siedziała na kanapie z rękami złożonymi porządnie na kolanach, a gdy się trochę rozluźniała w czasie wykładu, zaczynała majtać nogami. Patrzyła na poruszające się usta Frommera wzrokiem, który on nazywał “kocim”, bo wyrażał tak niewiele Nawet nie był pewien, czy go słucha. Dlatego każdą trudniejszą kwestię kończył pytaniem:
– Rozumiesz?
Kiwała potakująco głową.
Wykłady przygotowywał sobie w domu. Nie mógł mówić bez planu, z pamięci. Popadałby wtedy w dygresje, w rozważania, przytaczałby ścierające się stanowiska różnych szkół, tradycji. Musiał wyjaśniać Ernie skomplikowane, prawie filozoficzne tematy w sposób najprostszy, zniżając się do jej wieku. Systematyzował całą wiedzę okultystyczną i spirytystyczną w tabele i wykresy, które potem podsuwał pod “koci” wzrok Erny.
Na jednym z tych rysunków były trzy koła, jedno w drugim. To najmniejsze, w środku, symbolizowało świat materialny; większe było światem wyobrażeń, przeżyć; największe zaś przedstawiało świat myśli. Przestrzeń poza kołami, reszta kartki – miała ukazywać ogrom świata duchowego, który zawiera wszystkie pozostałe, a jednocześnie poza nie wykracza. Frommer przyglądał się okręgom, dumny z pomysłu prostego graficznego ujęcia tak skomplikowanego problemu, ale szybko zrozumiał, że Erna szybciej je weźmie za bransolety niż reprezentację światów. Poza tym, jak wyjaśnić dziecku, czym się różnią uczucia od wyobrażeń, a wyobrażenia od myśli? Przyjął więc inny podział. Narysował schody. Najpierw stopnie podzielił na trzy strefy. Tę dolną zakreskował czarnym atramentem i to było ciało, drugą – atramentem zielonym, i to była dusza. Najwyższe stopnie zamalował na niebiesko – i to był duch. “Czy nie jest to jednak zbyt proste?” – zastanawiał się. Nieporadnie dorysował u stóp schodów postać małego człowieczka, którego jednak zaraz zamazał. Sugerowałoby to zewnętrzność człowieka wobec samego siebie. Zastąpił go abstrakcyjnym kółkiem. Napisał obok niego “monada”. Przy czarnych schodach napisał: “plan fizyczny”, przy zielonych – “plan eteryczny”, przy niebieskich – “plan astralny”, a nad schodami – “plan myślowy”. Potem zawahał się, zabrakło mu słów.
– Świat duchowy nigdy nie może zostać wyrażony, z braku odpowiednich terminów – powiedział potem Ernie. – Rozumiesz?
Podniosła wzrok znad kartki i popatrzyła na niego.
– Spróbuj spojrzeć na wszystko, co nas otacza, z tej właśnie perspektywy. Zobaczysz domy, kamienie, czyli przedmioty martwe. One istnieją tylko na płaszczyźnie materialnej, są tylko materią fizyczną, ubraną w formę za pomocą siły eterycznej, która daje materii kształt. Potem są rośliny, wszystkie drzewa, trawy, kwiaty… One są materialne i posiadają formę – czyli działa na nie siła eteryczna – ale różnią się przecież od martwej skały. Jak myślisz, czym różni się drzewo od kamienia?
Wzrok Erny powędrował ku oknu i zaraz wrócił.
– Że są żywe? – zapytała niepewnie.
– No właśnie. Są żywe. A co znaczy “być żywym”? To czuć i doznawać. To rosnąć i rozwijać się. To jest właśnie cecha ciała astralnego. Plan astralny jest planem życia. Z ulotnej substancji naszych przeżyć zbudowane jest ciało astralne. Nie jest ono tak gęste jak materia, jest dużo rzadsze, rzadsze od wody i od powietrza… Teraz wyobraź sobie zwierzę. Zwierzę to materia, jej forma i uczucia, instynkty. Jest więc zarówno fizyczne, eteryczne jak i astralne. Ale zwierzę jest także, w pewnym sensie, myślące. Wprawdzie nie tak jak człowiek, ale jest na swój sposób mądre. Potrafi przewidzieć pewne rzeczy. Oprócz ciała astralnego ma wiec również ciało mentalne, myślowe. I w końcu jest człowiek, taki jak ja i ty…
– Ja? – zdziwiła sie Erna, wyrwana z zamyślenia.
Frommer przystanął w swojej wędrówce od stołu do kredensu i z powrotem. Spojrzał na nią chłodno.
– Uważaj, proszę… Wszystkie te cztery poziomy, od fizycznego po mentalny, są śmiertelne. Prędzej czy później ulegają rozkładowi. Ale człowiek jest pierwszym stopniem rozwoju, w którym tkwi już ziarno nieśmiertelności. Człowiek jest ukształtowaną w formę materią, ulega poza tym instynktom, uczuciom i afektom, myśli konkretnie, ale także myśli abstrakcyjnie… Jak to powiedzieć? Człowiek ma zdolność dotykania swoim umysłem przyczyn i sensu świata. Te przyczyny i ten sens, z grubsza rzecz biorąc, to idee. Więc człowiek umie się w swoim umyśle posługiwać ideami. Kształci ponadto w sobie etykę – czyli wiedzę o dobru i złu. Bez tych dwóch rzeczy człowiek tkwi na poziomie zwierzęcia, gdyż zwierzę też można nauczyć posługiwania się narzędziami czy wykonywania pewnych czynności. Ale żadne zwierzę nie wie, co dobre, a co złe.
Erna zareagowała na słowa, które niejednokrotnie słyszała:,,co dobre, a co złe”.
– Jak w Biblii, drzewo wiadomości dobrego i złego – powiedziała szybko.
– Właśnie. Cieszę się, że teraz uważasz… Od tego momentu zaczyna się poziom duchowy. To, co duchowe, nie daje się opowiedzieć. Nasze słowa są mało doskonałe, bo same pochodzą z niższego poziomu… – Frommer zamilkł na moment, jakby kontemplował tę niedoskonałość słów. – Ponad człowiekiem są aniołowie, postacie, które nie są zbudowane z materii, dużo doskonalsze od ludzi. Nie mając w sobie materii fizycznej, posiadają jednak formę. To trudno wyjaśnić… Ale chodzi mi o to, żebyś miała świadomość hierarchiczności światów. To znaczy, że są one jakby drabiną ku niebu. Istnieją oczywiście byty jeszcze doskonalsze, które jednak ciężko jest zrozumieć i opisać. Nie mają one ani postaci fizycznej, ani formy, mają za to ciało astralne.
– Czy to są duchy?
– Ogólnie mówiąc, tak – powiedział Frommer po chwili zastanowienia. – Ale nie zawsze są to te istoty, z którymi rozmawiasz. Na razie opowiedziałem ci pokrótce, jak zbudowany jest świat. Uprościłem wszystko, żebyś mogła łatwiej zrozumieć. Teraz powinienem opowiedzieć ci o śmierci, bo to, o co pytasz, zaczyna się tam, gdzie jest śmierć. Śmierć jest końcem ciała fizycznego, niczym innym. Dlatego nie powinna być dla nikogo przerażająca. Prawda?
Erna bez przekonania kiwnęła głową.
– Nieśmiertelna dusza opuszcza ciało fizyczne, ale przez jakiś czas pozostaje jeszcze w swoich innych, niematerialnych ciałach: eterycznym i astralnym. Niedługo po śmierci fizycznej rozkłada się ciało eteryczne, czyli znika forma. Teraz zmarły istnieje jako ciało astralne; to stadium trwa, dopóki nie wyczerpią się jego afekty, żądze i przywiązania. Czasem krócej, czasem dłużej, to zależy, kim był zmarły, co robił, jak myślał, jak żył. Nazywamy ten czas przebywania w ciele astralnym “czasem czyśćca”. Po rozpadnięciu się ciała astralnego człowiek istnieje nadal jako ciało mentalne. Istnieje tak długo, aż dojrzeje do powtórnego przejścia w życie fizyczne.
Frommer westchnął, jakby to, co teraz miał powiedzieć, było szczególnie ciężkie.
– Duch wyszukuje sobie takie warunki życia, które byłyby najlepsze do zebrania nowych doświadczeń. Kiedy już wybierze ciało swojej przyszłej matki, wciela się w nie i przychodzi na świat, rodzi się. Powstaje nowy człowiek. Ze starego zostaje tylko duch, a ciała fizyczne, eteryczne i astralne są zupełnie nowe. A ponieważ pamięć dawnych doświadczeń mieści się w ciele astralnym, nowy człowiek nie pamięta już tego, kim był przedtem. Rozumiesz, Erno?