Литмир - Электронная Библиотека

Gdy Woodou ocknął się w swej komnacie, jeszcze zanim zjawił się nadworny lekarz – brama była już zamknięta, a strażnicy daremnie przyzywali kogoś z rycerzy. Opici winem rycerze zataczali się i nie pojmowali mówionych do nich słów.

– Otwierajcie bramę, wołajcie żołnierzy, wzywajcie naszego króla! – krzyczał daremnie Woodou, gdy słaniając się dotarł wreszcie na dziedziniec.

Otwarta z powrotem brama ukazała jeszcze gęstszą mgłę niż poprzednio. Gdy Woodou zebrał wreszcie parunastu jako tako trzymających się na nogach żołnierzy – ci odmówili opuszczenia Zamku. Wpatrywali się w opary mlecznej mgły z osłupieniem i obezwładniającym lękiem. I choć każdy domyślał się, że to czary – nikt, nawet Woodou nie domyślił się, że Czarownica do mlecznej, gęstej barwy swych oparów dodała też aromat strachu, którego zapach rozsnuwał się teraz, podwajając jeszcze naturalny strach oglądających to zjawisko.

– Każdy, kto tam wejdzie, udusi się – mruczeli żołnierze.

– Istne mleko, nie widać nawet na krok, tylko szalony by tam polazł…

Wezwany pośpiesznie Urgh najpierw wylał sobie na głowę wiadro lodowatej wody, by otrzeźwieć od nadmiaru wypitego wina. Gdy wreszcie, nadal otumaniony, dotarł do bramy, najpierw zaryczał gniewem i donośnie wzywał swoją gwardię, ale potem widok przeraźliwej mgły i jego wystraszył.

– To czary – wyszeptał z właściwym swemu plemieniu lękiem przed wszystkim co niezwykłe. – A te czary uczyniła Czarownica, którą niedbale pozostawiłeś w Ardżanie, zamiast schwytać także i ją! – zwrócił się z furią do Woodou. Twoja to wina i doprawdy zapłacisz tym razem głową!

Woodou stał przerażony i bezradny. Cały aż dygotał z niecierpliwości, aby gonić uciekinierów, a zarazem strach przed czarami był w nim równie silny jak u żołnierzy Urgha. Zdradzając swój naród – Woodou utracił naturalny wśród jego rodaków szacunek i miłość do Czarownic i zaczął ich bać się wręcz nieporównanie więcej niż sami Najeźdźcy. Główne i najcenniejsze ogniwo Pieśni Jedynej, które jemu, Woodou, udało się rozerwać, zazębiło się znowu z pozostałymi, tworząc złowróżbny łańcuch, zaciskający się na szyi władcy podbitego Imperium, Urgha XIII i wszystkich jego sług.

– Panie – rzekł patrząc jadowicie na władcę, dla którego zdradził swój naród. – Jeśli ta przeklęta Pieśń się spełni, a istnienie tej dziewczyny potwierdza jej wiarygodność, wówczas obaj stracimy wszystko, i to wkrótce. Więc póki co, korzystaj jeszcze z mojej głowy, bowiem jest lepsza od głów wszystkich twoich rycerzy razem wziętych. Tylko ja czuwałem tej nocy, gdy wszyscy wokół się opili, a ja sam dla Istoty, która zna magię, to trochę za mało. Nie masz teraz zresztą nikogo na świecie poza mną, bo twój jedyny syn także uciekł. Któż pozostanie ci wierny, gdy mnie zabijesz? Twój czyhający na koronę brat…?

Urgh nic nie odparł. Jego wielka, lwia twarz była purpurowa z gniewu i strachu. Wszyscy – król i jego słudzy – stali zmartwiali, wpatrując się w skłębioną, gęstą mgłę, która kotłowała się tuż, tuż za zamkową bramą, nie przekraczając jej jednak ani o metr.

– Ta mgła pochłonęła moją ostatnią nadzieję – rzekł ponuro król. – Teraz pozostaje mi tylko czekanie na własny koniec.

– Nadzieję, panie, należy mieć do ostatka – odparł Woodou uniżenie, wcielając się znowu z dumnego Pierwszego Ministra w gorliwego i niepozornego sługę.

ROZDZIAŁ XXIV

Ajok i Luelle byli we mgle bezradni jak dzieci. Po przekroczeniu zwodzonego mostu zapadli w nią jak muchy w mleko i gdyby nie trzymali się cały czas za ręce, nigdy by się nie odnaleźli.

– To sprawka mojej Opiekunki – powiedziała Luelle z dumą. Ajok ledwie dosłyszał jej słowa, choć był tuż obok. Mleczny pył tłumił i pochłaniał wszelkie dźwięki. – Gdyby nie ta mgła, jeźdźcy schwytaliby nas w ciągu parunastu minut.

– Ale teraz nie wiemy, gdzie iść. Kto wie, może kręcimy się w kółko i wcale nie oddalamy od Zamku? – odparł bojaźliwie Ajok.

– Ja wiem, prowadzi mnie Głos Czarownicy – rzekła chełpliwie Dziewczyna.

Ajok leciutko się wzdrygnął. To jednak coś całkiem innego – zachwycać się Czarownicami z Pieśni Jedynej, istotami utkanymi z poezji i czarów, a czymś całkiem innym iść na spotkanie jednej z nich. Dziewczyna wyczuła jego lęk i roześmiała się:

– O tak, ona zamieni cię w małą myszkę, gdy tylko zechce. A zamiast palców ma taaakie potężne szpony!

Wyczuła jednak, że jej towarzysz jest naprawdę przerażony i ścisnęła go uspokajająco za rękę.

– Jesteśmy ci przecież dłużne, pomogłeś nam. Nie musisz się obawiać ani mnie, ani jej, mojej Opiekunki. I nie ma szponów. Jest nawet w jakiś sposób ładna…

Mimo wszechogarniającej mgły, Luelle szła teraz szybko i lekko, wiodąc Ajoka za sobą. Chłopiec jednak potykał się co krok, drżał z lęku i zimna.

– Nie bądź taka ciamajda – rzekła niecierpliwie Luelle, za którymś kolejnym potknięciem się Ajoka, spowalniającym ich marsz. Chłopiec zawstydził się i aby to ukryć, zaczął na nowo rozmowę.

– Nie pojmuję, co się stało Woodu? Jeden jego okrzyk i natychmiast by nas zatrzymano. A on tymczasem runął na ziemię bez czucia!

– Ja to uczyniłam – odparła zadowolona Dziewczyna. Raniłam go moim wewnętrznym Głosem. Mój Głos, jak powiedziała Czarownica, mógłby zabijać!

– Ale chyba go nie zabiłaś! – zawołał przerażony Ajok. Gęsta mgła, pochłaniająca dźwięki, stłumiła panikę w jego tonie.

– A jeśli nawet? – spytała lekceważąco Luelle.

– Jak możesz mówić to tak spokojnie! Przecież wówczas złamałabyś jedno z Praw Pieśni! Ona wyraźnie mówi, że nikt nikogo nie będzie zabijał, że nastąpi kres zabijania, a wyzwolenie przyjdzie za sprawą Czaru, nie śmierci!

I chłopiec mimo woli wyrecytował odpowiednie słowa:

“I sczezną prawa wojen okrutne za sprawą Czaru.

Śmierci nie zada ani brat bratu ni wróg wrogowi.

Życie się stanie dobrem najwyższym, większym niż złoto

Życie zrodziło Istotę z Czaru i słowa Pieśni…”

Luelle pobłogosławiła mgłę, która uniemożliwiła Ajokowi dostrzec rumieniec wstydu na jej twarzy.

– Nie zabiłam go – powiedziała wreszcie ze ściśniętym gardłem. Obezwładniłam tylko i chyba na krótko.

Ale równocześnie cicha złość zapanowała w jej sercu. Zatliła się w niej malutka zazdrość, że on, ten wątły chłopiec zna słowa Pieśni Jedynej i zamiast tego żeby ona sama mogła ustrzec się od błędu, on musi ją pouczać. Uczucie to jednak tylko drasnęło jej serce i zaraz zniknęło. Zaś Luelle zawstydziła się znowu i pojęła potrzebę obecności Czarownic. Do tej pory to one ją strzegły przed błędami – teraz na szczęście ma u swego boku tego chłopca, który tak bardzo kocha Pieśń, że zna jej każde słowo.

– Jak wiele brakuje mi do doskonałości – powiedziała z żalem.

– Och, nie, ty jesteś doskonała – zaprzeczył chłopiec gorąco. – Nie może nie być doskonałym ten, kogo zrodziła Pieśń Jedyna!

Luelle z wdzięcznością przyjęła jego słowa i uznała, że są prawdziwe. Szli w tej mgle już kilka godzin. Ajok nareszcie oswoił się z nią i prowadzony pewną ręką swej towarzyszki przestał potykać się co chwila. Jednak w pewnym momencie oboje poczuli takie zmęczenie, że wiedzeni jedną myślą, ułożyli się na ziemi i przytuleni do siebie usnęli.

Obudziło ich słońce, którego promienie topiły śnieg dookoła. Ku swemu zdziwieniu nie byli wcale przemarznięci, gdyż okrywał ich gruby, bury płaszcz Czarownicy. Ona sama siedziała na kamieniu obok.

– Pora iść dalej – powiedziała. – Im szybciej wejdziemy do najbliższego Lasu, tym lepiej. Choć mgła jeszcze kotłuje się wokół Zamku Urgha, nie utrzymam jej już dłużej i zaraz opadnie. A wtedy ruszy pościg. W Lesie będziemy bezpieczni.

Ajok zdumiał się. Żadne ze słów Pieśni nie opisywało Czarownic – tylko ich czyny. A z czynów wynikało, że obdarzone były potężną mocą. Tymczasem na kamieniu siedziała stara kobieta. Miała zwykłą – najzwyklejszą, sympatyczną twarz i przygarbione plecy. Tylko oczy w tej śniadej od wędrówek twarzy były dziwne: szare, głębokie, chłodne. Wąskie wargi Czarownicy uśmiechnęły się do Ajoka.

59
{"b":"100385","o":1}