– Po czym je poznają? – spytała Dziewczynka.
– Nie potrafią ich poznać, dlatego palą na swych stosach niewinne kobiety, staruszki i młode dziewczyny. Tylko niekiedy, niesłychanie rzadko, udaje się im schwytać prawdziwą Czarownicę. Ale jednak udaje się. I dlatego, po siedmiu wiekach niewoli zostało nas już jedynie pięć. Poznałaś dwie spośród nas.
– Czy poznam wszystkie?
– Jeśli Los pozwoli – odparła ponuro Czarownica i wzrok jej zasępił się. – Niekiedy, gdy ty śpisz spokojnie, ja widzę przed oczami płonące stosy, w których traciłyśmy nasze Siostry. I modlę się co noc do naszych Bogów, aby pozostałych czterech nigdy nie dosięgły te płomienie lub przynajmniej aby nie stało się to przed Czasem.
– Przed jakim Czasem?
Czarownica uśmiechnęła się pochmurnie:
– Przed czasem skończenia naszego zadania, misji, której podjęłyśmy się. Ja miałam cię zapoznać z Księgą Mniejszą. I wykonałam to. Teraz już tak bardzo nie boję się stosu, a być może uda mi się go uniknąć, jeśli nigdy nie osłabnie moja moc i użyję jej we właściwy sposób. Bowiem nasza magiczna moc co jakiś czas słabnie, wyczerpuje się, gdy żyjemy w zbyt wielkim napięciu. Wówczas musimy na pewien czas zstąpić w Podziemne Królestwo Upiorów, królestwo Drzemiących Prastarych Mocy i nie budząc ich napić się z Krynicy Ich Prastarej Wiedzy. A teraz postaraj się spamiętać wszystko co przeczytałaś w Księdze Mniejszej, tak abyś nie tylko mogła zawsze i o każdej porze wyrecytować każdą z jej stronic, ale nieomal jakbyś sama stała się Księgą Mniejszą. Wkrótce bowiem będziemy musiały ją spalić, aby nie wpadła w niepowołane ręce…
ROZDZIAŁ VIII
… gdy różowopomarańczowe płomienie ognia najpierw liznęły łakomie pożółkłe karty Księgi Mniejszej, a potem jęły je łapczywie pożerać, rozjarzając się purpurowo – Dziewczynka czuła ten sam smutek, jak wówczas, gdy spopieliła się Księga Wielka. Coś nieuchronnie skończyło się – i równocześnie rozpoczynało. I było w tym wiele niepokoju, a mało radości. Jakby niepojęta, spoczywająca na niedużej Dziewczynce wiedza magiczna, cała prawda o dziejach Wielkiego Królestwa i niewiadoma przyczyna, dla której wychowują ją Czarownice – były cięższe, niż wydawałoby się to z pozoru. Tym cięższe, im bardziej niepojęte. Obie jej opiekunki – Czarownica Pierwsza i Druga, wszechmądre i wszechpotężne – wiedziały, że ta Dziewczynka, a wcześniej Dziecko nigdy nie miało prawdziwego dzieciństwa, nie zaznało smaku zabawy z rówieśnikami, nie zapamiętało ciepła uścisku matki i bezpieczeństwa w jej ramionach. Ale obie mimo całej swej wielkiej wiedzy – nie zdawały sobie sprawy, jak wielki jest ciężar, który obarcza ich wychowankę.
– Jutro wyruszamy – powiedziała Czarownica. – Za około trzy dni ukończysz trzynaście lat. I chyba tyleż drogi przed nami, trzy dni długiej wędrówki. W miejscu spotkania, które już znasz, tam, w Wysokich Górach, powinnyśmy być dokładnie w dniu twoich urodzin.
– … urodzin – mruknęła Dziewczynka. – Skoro się urodziłam, powinnam jak każde dziecko wiedzieć coś o swojej matce. Kim była i jaka była?
– Była… dobrze to powiedziałaś. Była i już jej nie ma odparła oschle Czarownica. – Zginęła, gdy miałaś niespełna rok. Nie żyje, tak jak nie żyje wielu niewolników swego okrutnego pana, Najeźdźcy. A jedyną ich przewiną było to, że istnieli, że ich odległymi przodkami byli wolni obywatele Wielkiego Królestwa i że znali słowa Pieśni Jedynej. Zginęli właśnie przez tę Pieśń. Ciebie, jedynie cudem, uratowała przemyślność naszych Sióstr Czarownic. W każdym razie niewiele da ci teraz wiedza, jaka była twoja matka, skoro i tak już jej nigdy nie ujrzysz. Niech ci zatem wystarczy, że była piękna, mądra, dobra. A teraz wyśpij się porządnie, bo czeka nas długa i niebezpieczna droga. Musimy znowu przechodzić koło jednego z Miasteczek i przez wiele całkiem pustych łąk, na których brak nawet drzew, by dały schronienie. Ciesz się, że przez pięć długich lat miałyśmy właściwie spokój.
Noc przeszła szybko. O chłodnym i rosistym poranku Dziewczynka ze swoją Opiekunką raz na zawsze opuściły wygodną i bezpieczną pieczarę. Nim wyszły z Lasu, Czarownica rozejrzała się bacznie wokół i jęła nasłuchiwać szumu wysokich drzew, których konary, wspinające się ku słońcu, umiały dojrzeć na odległym horyzoncie zarysy najbliższych domów Miasteczka.
– Nie jest bezpiecznie – westchnęła Czarownica.
– Tam jest cały, duży oddział Najeźdźców – dodała Dziewczynka, także wsłuchując się w szumiący śpiew konarów.
– I nieprędko sobie pójdą. W każdym razie nie w tym tygodniu, a my nie mamy czasu. Moja Siostra zacznie się niepokoić, jeśli opóźnimy nasze przyjście. Musimy więc ryzykować. Gdyby Los nas rozdzielił, czy potrafisz sama dojść w Wysokie Góry, tam gdzie spotkałaś mnie po raz pierwszy? – spytała Czarownica.
– Jeśli wskażesz mi kierunek, to chyba tak – odparła Dziewczynka.
– Musisz tam trafić. Cały czas będziesz kierować się na północ. Gwiazdy ci w tym pomogą. Przebędziesz parę mniejszych, zalesionych gór i od razu znajdziesz się w znajomym ci dzikim królestwie przyrody, skąd już z daleka widać najwyższą skałę, u której stóp będzie czekać nasza Siostra Trzecia. A teraz ruszajmy dalej…
I zaczęły schodzić w dół, łagodnie opadającą ku najbliższej Wsi łąką.
– We wsi nie ma chyba nikogo obcego, prócz jej mieszkańców – powiedziała Czarownica, wpatrując się w małego kolorowego ptaszka, który siedział na niewielkim krzewie. Schowaj włosy pod kapturem i pamiętaj, że jesteś głupią, małą żebraczką, która wespół ze swoją ciotką wędruje do miasteczka. Nie patrz nikomu w oczy, twoje spojrzenie mówi zbyt wiele. Małe żebraczki nie są ani tak dumne, ani tak pewne siebie, ani nie ufają żadnym przechodniom…
Wieś wyglądała jak umarła. Gdzieniegdzie tylko ktoś z mieszkańców stał na progu swego domu i bez zbytniej ciekawości spoglądał na przybyłe. Czarownica szła zgarbiona, ledwie wlokąc nogi, a jej twarz – gdy Dziewczynka zerknęła na nią ukradkiem – stała się nagle twarzą starej kobiety.
– Żebrzecie, matko? – zagadnęła je jakaś Wieśniaczka, bez szczególnego zainteresowania. – Niewiele tu nażebrzecie, my sami głodni i biedni. Kawałek chleba bez omasty, dzbanek wody, to wszystko czego możecie się spodziewać…
Czarownica bez słowa skinęła głową i wymamrotała coś niezrozumiale.
– A ta Dziewczynka, to wasza córka? – zagadywała dalej kobieta z pewną ospałością, bardziej z nudów niż z ciekawości.
– To niemowa, pani – wyszeptała Czarownica. – Przygarnęłam ją po śmierci siostry. Zmarła biedaczka na dżumę…
Wieśniaczka cofnęła się z mimowolnym lękiem.
Podróżne szły dalej, nie zaczepiane już przez nikogo. Dopiero na skraju wsi zagadnął je mały, pasący krowy pastuszek:
– Idziecie do Miasteczka?
– Tak – odparła Czarownica starczym, schrypniętym głosem.
– Lepiej nie idźcie – doradził chłopiec. – Wczoraj spalono na Rynku Czarownicę i do dziś tkwi tam duży oddział Najeźdźców. Nie sądzę, byście się im spodobały…
– Spalono Czarownicę? – spytała Opiekunka, ściskając dłoń swej wychowanki. – A cóż takiego uczyniła? Jakie czary ją zdradziły?
– Ponoć zauroczyła konia pana Burmistrza, tak że dosiadając spadł z niego i złamał nogę…
Dziewczynkę dobiegło ledwie słyszalne, stłumione westchnienie ulgi swej” towarzyszki.
– Musiała to być doprawdy wielka Czarownica – wymamrotała i przyśpieszyła kroku. Gdy minęły już Wieś, Dziewczynka spytała:
– Nie płaczesz nad swoją spaloną Siostrą?
– Płaczę w głębi duszy, ale nie nad moją Siostrą, lecz nad biedną niewinną kobietą – odparła Czarownica. – Moje Siostry nie czynią takich bzdur i wcale nie pragną zdradzać swego magicznego talentu lub trwonić go na zauroczenie czyichś koni. Koń Burmistrza zapewne spłoszył się sam z siebie, a ta biedna kobieta, która poniosła tak okrutną śmierć, musiała mieć tego pecha, że znajdowała się gdzieś w pobliżu. Mimo to musimy uważać, bowiem oznacza to, iż Najeźdźcy nie tylko są w Miasteczku, ale na dodatek pragną krwi i węszą obecność Czarownic tam, gdzie ich wcale nie ma…