Литмир - Электронная Библиотека

– A ta mała? Gdzie jest ta mała żebraczka o włosach jak zboże i oczach jak niebo przed burzą?! Idioci! Kretyni! Czy dalej niczego nie pojmujecie?! To musiała być ta istota, a Czarownica ją tylko osłaniała! Za nią!!!

Gdy dzikie czarne konie zatętniły po moście i przekroczyły go – koło najbliższych gęstych krzaków minęły małą, szarą kotkę, która dziwnie niebieskimi oczami patrzyła na jadących. Żaden z Najeźdźców nawet nie zwrócił na nią uwagi.

– Uratowała mnie, łamiąc święte prawa magii – mruczała kotka do siebie, liżąc jedną z łapek. – Czy zdoła teraz powrócić na ziemię? Mogę już jej nigdy nie ujrzeć…

Kotka wolno weszła głębiej, w krzaki i skryła się wśród nich. Po niecałej godzinie most znów zadudnił pod kopytami koni. Najeźdźcy wracali z niczym.

– Durnie! Idioci! Ona może jeszcze być w mieście! – wrzeszczał jadący na przedzie. Przeszukać każdy dom! Natychmiast! Vfyprowadzic na Rynek wszystkie dziewczynki o jasnych włosach! Ale to już!

– W samą porę – mruknęła Kotka i przeciągnęła się, a z każdym płynnym, miękkim kocim ruchem przeobrażała się z powrotem w Dziewczynkę. – Święte prawa magii nie pozwalają żadnemu człowiekowi przebywać w zaczarowanej skórze zwierzęcia dłużej niż do zachodu słońca – mruczała do siebie. – Jeszcze chwila i mogłabym na całe życie zostać Kotką. Ona też już ma niewiele czasu. Słońce za chwilę schowa się za tą górą…

Nagle z łopotem wielkich skrzydeł tuż koło niej opadł na ziemi potężny orzeł. W jego wypukłych oczach Dziewczynka dostrzegła lęk. Spojrzeniem swych oczu dodała orłowi odwagi.

– Nie masz już czasu – szepnęła. – Za trzy, cztery minuty zajdzie słońce… śpiesz się…

Orzeł zatrzepotał bezradnie skrzydłami raz… i drugi… i jeszcze raz… Czas uciekał, a jego skrzydła biły bezsilnie w powietrz:…

– Nie możesz – szepnęła Dziewczynka. – Chyba jednak muszę ci pomóc…

– Nie ma sposobu – odparły jej chłodne, szare oczy orła, zasnuwając się mgiełką smutku.

– Ale może być, trzeba tylko spróbować… – szepnęła Dziewczynka i wyciągnęła przed siebie ręce.

W szarych oczach dostrzegła przerażenie, ale teraz oczy te nie tkwiły już w dumnej głowie króla ptaków – orła, ale w nieco mniejszej główce myszołowa… Kolejny ruch ręki Dziewczynki i myszołów przeobraził się w kuropatwę… Nim w oczach kuropatwy błysnął strach i błagalna prośba – już przed małą mistrzynią magii dreptała w miejscu nieduża, czarna kura.

– Wolałam być orłem – powiedziały smutne oczy kury. Ten królewski ptak mieszka w Wysokich Górach… Fruwa wysoko, wysoko…

– … a kura, jak człowiek, chodzi po ziemi i rzadko się od niej odrywa – dodała Dziewczynka chytrze. – Masz teraz tylko trzy sekundy, by wrócić do swojej postaci!

Kura zatrzepotała skrzydłami – i nagle przed Dziewczynką stanęła Czarownica w swej dawnej postaci. Od razu opanowana i powściągliwa, zwróciła chłodne spojrzenia na swoją podopieczną:

– A gdybym musiała już na zawsze zostać kurą? Pomyśl, o ile bardziej byłoby to niebezpieczne dla mnie niż bycie orłem! Jako orzeł mogłabym przebywać z dala od ludzkich siedzib, a jako kura…

– Kurę mogliby Najeźdźcy włożyć do garnka! – zaśmiała się Dziewczynka, ale widząc surowość w oczach swej Opiekunki natychmiast spoważniała: – Mówiłaś, że kto odrywa się od ziemi, może na nią nie wrócić, prawda? Ale przecież kura, choć także jest ptakiem, przebywa właśnie na ziemi! Dlatego dokonując tych kilku przeobrażeń, coraz bardziej zbliżałam cię do ziemi, aż wreszcie ułatwiłam powrót do własnej skóry! A ty, zamiast mi podziękować, narzekasz, jesteś niezadowolona…!

– A gdyby twój pomysł zawiódł? Bo mógł zawieść, wiesz jak to bywa z magią. W dodatku ty nie jesteś prawdziwą Czarownicą…

– Wtedy zostałabyś kurą – odparła z jeszcze większym, niż Czarownica, chłodem jej podopieczna.

W szarych oczach Czarownicy na sekundę błysnęła jakaś niespokojna myśl, ale nim Dziewczynka zdołała ją odczytać – zniknęła.

– Pomyślałaś teraz o mnie coś złego – powiedziała wychowanka ponuro. – Ale nie zdążyłam odczytać twych myśli. Zręcznie je chronisz przede mną.

– Idziemy – powiedziała Opiekunka spokojnym głosem Przed zapadnięciem nocy musimy dotrzeć do Lasu na tamtej górze. Znajdziemy tam sobie jakiś nocleg. Dalsza droga powinna już być spokojna. Pojutrze twoje urodziny. Sadze ze zdążymy akurat.

ROZDZIAŁ IX

Bez większych przeszkód, chroniąc się wśród drzew na widok jakichkolwiek podróżnych – skądinąd nader rzadkich na drogach dawnego Wielkiego Królestwa – dotarły do stóp pierwszej z dwu lesistych gór, jakie dzieliły je od miejsca spotkania. Tam też zanocowały w Lesie, a że wczesne wiosenne noce nie były już tak zimne i mroźne, jako posłanie wystarczył im mech, a za przykrycie ich długie i ciepłe, choć zniszczone płaszcze.

W Lesie, który gęsto porastał górę, znów poczuły się jak u siebie w domu. Nazajutrz, skoro tylko wstał nowy dzień, jęły piąć się między drzewami ku szczytowi. Dopiero tu, po paru godzinach żmudnej wędrówki, przysiadły na odpoczynek.

– Tam jest gniazdo orła? Widzisz? – spytała Czarownica. Dziewczynka nie widziała, ale wyczuła od razu obecność Króla Ptaków.

– Poprosimy go, by dowiedział się, co słychać w Miasteczku po naszej ucieczce – powiedziała Czarownica i magicznym ruchem ręki przywołała królewskiego ptaka. Zjawił się niechętny, dumny, patrząc na nie z góry.

– Wiesz, że nie lubię słuchać rozkazów ludzi – wyczytały obie w jego wypukłych oczach.

– Nie jesteśmy zwykłymi ludźmi – odparła z równą dumą, choć życzliwie Czarownica. – Ja na przykład jestem Czarownicą, ostatnią z Pięciu Sióstr, jakie zostały jeszcze w tym kraju. Chyba słyszałeś, że ongiś było nas Trzynaście?

– A ty? – spytał orzeł spojrzeniem, spoglądając na Dziewczynkę.

– Ja? – zapytana wzruszyła gniewnie ramionami. – Nie wiem. I nikt mi tego nie chce powiedzieć. Jestem po prostu Dziewczynką.

– Nie jest Czarownicą, ale też i nie jest całkiem zwykłym ludzkim dzieckiem – wyjaśniła zwięźle jej Opiekunka. Chcemy cię prosić, byś przyniósł nam wieści z Miasteczka, skąd wczoraj tylko cudem udało się nam ujść z rąk Najeźdźców.

– Spróbuję się czegoś dowiedzieć – obiecał łaskawie wielki ptak. – Nie będzie to jednak proste, bo nie znam się na waszych ludzkich sprawach i staram się o nich wiedzieć jak najmniej. To nie są moje sprawy… Czy mi się zdaje, czy też ty, Czarownico, byłaś wczoraj w skórze orła? Czuję od ciebie nasz zapach…

– Wybacz, ale rzeczywiście pozwoliłam sobie pożyczyć na krótko wasze wspaniałe pióra. Gniewasz się o to?

– Nie, ale twoje szczęście, że w porę wróciłaś do ludzkiej postaci. Obawiam się, że wiele z napotkanych orłów uznałoby cię, mimo piór, za wroga i zatłukłoby cię dziobami. Nie lubimy obcych. Tym bardziej obcych, którzy udają swoich. A teraz lecę po wieści…

– Jest niezwykle dumny – powiedziała Dziewczynka, śledząc lot ogromnego ptaka.

– Jego duma jest dumą władcy – odparła Czarownica. – Ale nie powinna to być jedyna cecha tego, który włada.

Orzeł wrócił po niecałych trzech godzinach i przysiadł na omszałym głazie.

– Do Miasteczka przybyły nowe oddziały zbrojnych na wielkich czarnych koniach. Są źli i niespokojni. Pełno ich też na drogach i w okolicznych Wsiach. Zapędzili się nawet pod ten Las, lecz nie poważyli się do niego wejść, bowiem ich zdaniem jest to Las Straszny. Czy ty, Czarownico, dostrzegasz w tym Lesie Coś Strasznego?

– Nic ponad to, co powinno się w nim znajdować, jak przystoi porządnym, prawdziwym Lasom – odparła uprzejmie zagadnięta. – W prawdziwym, dużym Lesie, oprócz zwierząt, ptaków, krzewów, mchów i drzew, powinny być jeszcze żyjące w spróchniałych dziuplach Strzygi, trzymające się bagien Latawice, udające na przemian to leśny wietrzyk, to znowu pajęczynę, choć naprawdę są to dusze zmarłych, żyjących tu niegdyś zwierząt i ptaków.

– Cieszę się, iż nie obawiasz się tego, co po prostu stanowi część leśnego królestwa – rzekł łaskawie orzeł. – Nie ukrywam jednak, że od paru setek lat nasze strzygi, elfy, latawice, a nawet upiory robią co mogą, żeby Lasy wyglądały strasznie, aby nie wjechali do nich ci dzicy barbarzyńcy na swych złych koniach. Nie powinni się tu pętać, prawda? Nic im do nas.

19
{"b":"100385","o":1}