Литмир - Электронная Библиотека

– Tak, to jest Dziewczynka.

– …Panienka – poprawiła ją Czarownica Trzecia. Nasza Siostra Pierwsza wychowała Dziecko do ósmego roku życia, ale tobie przekazała Dziewczynkę. Ja z kolei przejmuję Panienkę. Ma już przecież ukończone trzynaście lat. Mam nadzieję, że jest pojętna?

– Pojętna w nadmiarze – rzekła z naciskiem Czarownica Druga. – Owoc gdy przedwcześnie dojrzeje… Sama wiesz, moja Siostro…

Czarownica Trzecia nadal wpatrywała się uważnie w Panienkę, ta zaś, udając niczym nie onieśmieloną, przyglądała się jej również z leciutko kpiącym wyrazem szaroniebieskich oczu.

– Zostań tu przez chwilę – powiedziała Czarownica Trzecia do Panienki i wzięła swą Siostrę pod ramię. Odeszły ścieżką wśród skał, by za wielkim głazem szeptać coś do siebie długo i ze zmarszczonymi brwiami.

Panienka wzruszyła ramionami i podrzuciła w górę mały kamyczek, zamieniając go na ułamek sekundy w ptaka – by ten, nim zdoła rozprostować skrzydła do lotu, opadł z powrotem jako kamień na skaliste podłoże.

Gdy Siostry powróciły, Panienka leżała niedbale, oparta plecami o gładki kamień. Jej włosy połyskiwały złociście w jaskrawym słońcu.

– Włosy… – powiedziała z namysłem Trzecia Czarownica.

– Tak. Z ich powodu o mało cc a byłybyśmy schwytane w Miasteczku.

– Wystarczy, że umyje je w gęstym wywarze kory dębu. Jednak jej oczu nie zmienimy. Musi wśród ludzi trzymać je opuszczone ku ziemi. Zresztą tak właśnie przystoi małej żebraczce – uśmiechając się dodała Siostra Trzecia.

– Zostawiam cię już… Dziewczynko – szepnęła Czarownica Druga.

– Panienko – poprawiła ja wychowanka. – Podobno już jestem Panienką. No to żegnaj – dorzuciła, nie zmieniając wyprostowanej sylwetki.

– Nie uściśniesz na pożegnanie tej, która cię wychowywała i chroniła przez pięć lat? Tej, która oddała ci swój najcenniejszy dar, choć nic o tym nie wiesz? – spytała Czarownica Trzecia.

– Oczywiście – Panienka grzecznie nachyliła się i z pewną sztywnością objęła Czarownicę Drugą. Ręka Czarownicy w łagodnym geście uniosła się ku delikatnej twarzy wychowanki, jakby w chęci pogłaskania – i zawisła nieruchomo w powietrzu. W błękitnych oczach Panienki Czarownica ujrzała tylko chłodny rozsądek. Westchnęła bezgłośnie i odwróciła się.

– Żegnaj, Siostro – powiedziała jeszcze na pożegnanie. Może znowu spotkamy się o Czasie, jeśli będzie nam sprzyjać szczęście. Może nigdy nie ogarną nas płomienie stosu. Życzę ci tego równie mocno jak sobie, a nawet bardziej, bo moje zadanie mam za sobą, a ty jeszcze swego nie wykonałaś. I wybacz, że nie wiem jakie błędy popełniłam.

– Jeszcze para Sióstr przed nami – odparła mgliście Czarownica Trzecia. – Jedna z nich, ostatnia, jest szczególnie biegła w wyszukiwaniu skaz, więc nie martw się przedwcześnie. I żegnaj, droga Siostro…

Czarownica Trzecia długim i smutnym wzrokiem odprowadzała znikającą wśród skał ciemną sylwetkę swej Siostry. Panienka w tym czasie przyglądała się jej z chłodnym zaciekawieniem, zwrócona cała sobą ku przyszłości – i uznając przeszłość, wraz z Czarownicą Drugą za rozdział zamknięty, nieomal nie istniejący już materialnie, tak jak spopielała Księga Mniejsza.

Stojąca obok niej Czarownica przypominała do zbudzenia swe poprzedniczki. Tu, w odległej od ludzkich spojrzeń krainie, była zdrową, silną, ciągle młodą kobietą o bystrym, choć nieruchomym spojrzeniu szarych oczu, wyrazistych brwiach i wąskich ustach. A jednak wystarczył jakiś drobny ruch, by te proste plecy zgarbiły się, gładka twarz przyoblekła w zmarszczki, a ostrość wejrzenia została przymglona starczym bielmem. Ta iście kameleonia zdolność przeobrażania się kolejnych Sióstr nieodmiennie frapowała Panienkę.

Gdy Siostra Druga nieodwołalnie zniknęła wśród skał, nowa Opiekunka zwróciła się wreszcie do swej wychowanki:

– Idziemy…

Panienka, omijając zręcznie skalne występy, szła swobodnie obok niej.

– Czego będziesz mnie uczyć? – spytała z ciekawością.

– Szacunku dla Matki Natury, sensu ludzkiej pracy i wielu innych podobnych rzeczy.

– Och, to będzie strasznie nudne! Miałam nadzieję, że dalej będziesz mnie uczyć magii! – odparła z rozczarowaniem Panienka.

– Nie jesteś Czarownicą – pokręciła głową nowa Opiekunka. – To, co już wiesz o magii, stanowi o wiele za dużo. Najwyższy czas, żebyś poznała teraz to, co winni wiedzieć ludzie, zwykli ludzie.

– Podobno nie jestem zwykłym człowiekiem – odparła z urazą Panienka.

– Jesteś – powiedziała dobitnie Czarownica Trzecia. Jesteś zwykłym człowiekiem, tyle że obdarzonym większymi talentami i darami niż reszta ludzi. Ale to nie tylko nie powinno wzbijać cię w pychę, lecz wręcz przeciwnie! Bowiem równocześnie ciąży na tobie odpowiedzialność o wiele większa niż na innych ludziach, a to nigdy nie może być powodem do dumy, lecz wyłącznie do poczucia ciężkiego doprawdy obowiązku i odpowiedzialności za spełnienie go. Jeśli zawiedziesz, to nie tylko siebie…

– … także was, Czarownice – mruknęła Panienka.

Lecz Czarownica z dziwnym smutkiem, niepojętym dla Panienki, odparła:

– Zapewniam cię, że my tu jesteśmy najmniej ważne…

ROZDZIAŁ X

Minęły dwa dni i dwie noce, nim Czarownica z Panienką opuściły górskie, dzikie okolice, zbliżając siew stronę ludzkich siedzib. Podobne niebu przed burzą oczy Panienki jeszcze raz spojrzały z tęsknotą za siebie, ku krainie wolnej od Najeźdźców i ciekawych, obcych spojrzeń. Nim jednak zbliżyły się do pierwszej Wsi, Czarownica starannie umyła długie, złociste włosy swej wychowanki w mocnym wywarze kory dębu. Po tej kąpieli jasne jak zboże pasma zbrązowiały, tracąc rzucający się w oczy złoty połysk.

Tuż koło Wsi znalazły opuszczony, choć jeszcze nadający się do zamieszkania dom. Panienka zaczęła już kojarzyć, że te, tak liczne opustoszałe domy są dawnymi siedzibami tych, których Najeźdźcy – w imię bliżej nie określonych przewin zawlekli do swych ponurych więzień, z których nigdy nikomu nie udało się wyjść, a jeśli nawet, to tylko na śmierć. I ptaki, i drzewa, i smutne oczy jej Opiekunek, Czarownic, mówiły o tym, że w tej kwitnącej niegdyś krainie więcej ludzi umiera co roku gwałtowną śmiercią, niż się rodzi.

Nauka u nowej Opiekunki rozpoczęła się niepostrzeżenie. Gdy wiosna rozkwitła już w pełnym, gorącym blasku słońca, przez otwarte okno domu wleciała pierwsza, złocista pszczoła i brzęcząc jęła fruwać wokół głowy Panienki. Ta wykonała gwałtowny ruch ręki, pragnąc pozbyć się złośliwego natręta. I wtedy gdy już, już jej dłoń z impetem sięgała małego stworzenia – nagle zawisła nieruchomo w powietrzu, wstrzymana mocą magicznego wzroku Czarownicy.

– Nie zabijaj – powiedziała ta ostatnia. – Pszczoła nie zrobi ci nic naprawdę złego, nawet jeśli użądli, a jest pożyteczna. Nie wolno bez potrzeby zabijać niczego co żyje.

Gdy na drugi dzień Panienka biegła przez ogród, nagle poczuła, że jej nogi stają się jak z kamienia i nie może nimi poruszać. Nie zlękła się, lecz spojrzała pytająco w stronę siedzącej na progu domu Czarownicy.

– Schyl się i spójrz na ziemię, między trawy – powiedziała Opiekunka.

… i Panienka ujrzała, że jej stopy, magiczną wolą Czarownicy, zatrzymały się niemal na skraju wąziutkiej, prawie niewidocznej ścieżki, którą mrówki wędrowały ze swego mrowiska na pracowite wyprawy i powracały, dźwigając ciężary większe od siebie: martwe owady, pasemka suchych traw, nieżywe dżdżownice.

– Nim stąpniesz, zawsze najpierw spójrz, czy nie rozdepczesz jakiegoś żywego stworzenia. Mrówka, choć tak malutka, jest częścią Matki Natury, więc należy ją uszanować. Pomyśl, że państwo mrówek, znajdujące się w wielkim, usypanym przez nie kopcu, jest najczęściej zorganizowane o wiele lepiej i mądrzej niż te, które stworzyli ludzie.

Zmęczona słońcem Panienka położyła się w wysokiej trawie i wtedy usłyszała szept Czarownicy:

– Przyłóż ucho do Matki Ziemi i słuchaj…

I Panienka uczyniła to, a jej słuch po raz pierwszy w życiu uwrażliwił się na ciężkie westchnienia Matki Ziemi, na jej bardzo powolną, prastarą mowę, starszą od mowy wszelkich żywych istot, na radość, z jaką wydawała z siebie życie – w postaci roślin, krzewów, kwiatów, drzew. Usłyszała też Panienka srebrzystą mowę podskórnych żył wodnych i podziemnych potoków, mozolne drapanie się rozłożystych korzeni drzew wśród twardych grud ziemi i ciche dźwięki ryjących swe podziemne korytarze kretów.

21
{"b":"100385","o":1}