Литмир - Электронная Библиотека

– Dziękuję, zachowaj jadła siebie. Chciałabym jeszcze cię spotkać i wiesz dobrze kiedy – odparła Kobieta. Mówiąc, cały czas nie spuszczała z Dziecka ciężkiego, nieruchomego wzroku.

– A zatem to jest Dziewczynka – powiedziała po chwili z powagą. – Uważasz, że naprawdę ona? Mimo, że jest dziewczynką?

– Tak – kiwnęła głową Czarownica. – Można by rzec, że nawet bardziej, niż należało oczekiwać. W każdym razie ja już niczego więcej nie mogłabym jej nauczyć. Teraz twoja kolej, Siostro. Czy mogę już odejść, czy też jestem ci jeszcze potrzebna?

– Możesz iść w swoją stronę, byłeś wróciła o Czasie odparła Kobieta i wyciągnęła rękę do Dziewczynki. Ta ręka, podobnie jak jej poprzedniczki, była również duża i ciepła. Dziewczynka z wahaniem spoglądała to na jedną, to znowu na drugą Siostrę.

– Mam od ciebie odejść? – spytała wreszcie Czarownicy Pierwszej.

– Tak. Musimy się rozstać… Dziewczynko. Dziewczynka bez słowa kiwnęła głową i nie oglądając się ruszyła za nową Opiekunką. Czarownica Pierwsza pomyślała, z rzadkim u siebie smutkiem, że jej podopieczna nie obejrzała się ani razu za siebie. Gdy Dziewczynka już nieodwołalnie zniknęła jej z oczu wśród skał, stojąca nadal na ścieżce Czarownica wyszeptała do siebie perswadujące:

– No cóż, miałam jej także nauczyć sztuki opanowania… Tymczasem Dziewczynka szła lekko, skacząc z kamienia na kamień za nową Opiekunką. Droga powoli zaczynała opadać. Dziewczynka pomyślała, że pewnie z powrotem schodzą w doliny. Gdy zostawiły już za sobą dzikie Wysokie Góry i okolica zaczęła się stawać bardziej przyjazna dla człowieka, Dziewczynka po raz pierwszy spytała:

– Jesteś również Czarownicą, tak?

– Tak – odparła jej nowa Opiekunka. – A ja?

– Ty? Ty jesteś teraz Dziewczynką. Ukończyłaś siedem lat, wkraczasz w rok ósmy. Dziś właśnie są twoje urodziny. Urodziłaś się, o dziwo, w samo Święto Zakopywania Broni. Co prawda dziś nikt go już nie czci, a wszyscy przeklinają…

– Jak mam na imię?

– Jeszcze nie masz imienia. Musisz poczekać.

– Nie mam, czy też nie chcesz mi go powiedzieć? – spytała z uporem Dziewczynka.

– Może masz, a może nie masz. Nie wiadomo, czy na nie zasłużyłaś – odparła wymijająco Czarownica Druga.

– Czy zobaczę jeszcze kiedyś tamtą Czarownicę, twoją Siostrę?

– Być może. Jeżeli i ty, i ona będziecie mieć trochę szczęścia. Jeżeli ona uniknie stosu i dotrze do nas na Czas, i jeżeli będzie się wypełniał Czar. Więcej nie mam nic do powiedzenia. I nie musisz aż tyle mówić – odparła niedbale Czarownica Druga, a Dziewczynka zrozumiała, że zadaje pytania, na które jej nowa Opiekunka nie chce odpowiadać, choć prawdopodobnie zna odpowiedzi na wszystkie.

W ten oto sposób Dziewczynka, mając skończone siedem lat, znalazła nową Opiekunkę. Odkryła też po raz pierwszy, co to jest smutek rozstania, lecz nie okazała go, bowiem nikt nigdy nie uczył jej, by ujawniała swoje uczucia. Wręcz przeciwnie. Zatem cichy żal po utracie Czarownicy Pierwszej, z którą była tak długo, Dziewczynka stłumiła w sobie szybko i skutecznie, nie dając swojej pierwszej Opiekunce choćby satysfakcji w formie odwrócenia głowy i nikłego uśmiechu.

ROZDZIAŁ V

Długą drogę odbyła Dziewczynka z Czarownicą Drugą, nim zatrzymały się na zboczu jednej z gór, porośniętej ogromnym Lasem. Był to Las jeszcze nie znany Dziewczynce, w innej niż do tej pory części dawnego Wielkiego Królestwa.

– Tam zaczynają się znowu ludzkie siedziby – powiedziała Czarownica, wskazując ręką rozłożystą dolinę. – My jednak pozostaniemy na razie tu. W Lesie. Tak będzie bezpieczniej. Znam pewną suchą i głęboką Pieczarę, doskonale nadającą się na tymczasowe zamieszkanie.

Po chwili, wędrując cały czas zboczem gęsto zalesionej góry, znalazły się koło potężnej skały. Wejście do jaskini było ukryte wśród gęstych kłujących krzewów i bez pomocy Czarownicy Dziewczynka nie dojrzałaby go. Pieczara była rzeczywiście sucha, wygodna, z dnem wysypanym miękkim, żółtym piaskiem. Już po chwili, ledwo Czarownica zakrzątnęła się, w jednym z załomów skalnych znalazły się dwa szerokie leża z suchych liści, przykryte czystym lnem; duży, owalny kamień jął pełnić rolę stołu, a od płonącego małego ogniska bił ciepły blask, rozjaśniając wnętrze różowawym światłem.

– Będzie nam tu dobrze – westchnęła Czarownica przeciągając się leniwie. – Teraz możemy spokojnie odpocząć, a nawet przespać się po tej drugiej i męczącej drodze z Wysokich Gór. Na pewno jesteś zmęczona, moja Mała…

Dziewczynka ziewnęła szeroko i poczuła ogromną senność. Zasnęła niemal w jednej chwili, wtulając się w miękkie lniane płótno, pod którym usypiająco szeleściły suche liście.

Z twarzy Czarownicy natychmiast zniknęła senność. Przykucnęła nad posłaniem Dziewczynki i jęła się jej uważnie przyglądać.

– Hm… sok z orzecha chroni te rysy, ale nie – dość dobrze, bowiem ona nie jest już Dzieckiem, ale Dziewczynką i twarz jej robi się coraz bardziej wyrazista – mruczała do siebie Czarownica. – Zbyt wiele w tej twarzy inteligencji i dumy.

Powinna między ludźmi chodzić ze spuszczoną głową, a to harde spojrzenie skrywać częściej powiekami. Te włosy… coś potem trzeba będzie z nimi zrobić, jeszcze nie wiem co. W każdym razie skrywać je stale pod kapturem… Dotkniemy twojej głowy i zbadamy, czy rzeczywiście, tak jak wspominała moja Siostra, jest ona dwakroć pojemniejsza, niż można było oczekiwać…

Czarownica delikatnymi, lecz silnymi palcami objęła głowę spokojnie śpiącej Dziewczynki i chwilę trwała nieruchomo, jakby nieobecna duchem. Po chwili szepnęła:

– Masz mózg pojemny i wrażliwy, moja Mała, bardzo wiele można w nim zmieścić, nawet bez twojej wiedzy. Widzę tu także coś więcej, choć nie wiem co to jest, drobna wypukłość, kryjąca nie wiadomo co… Masz, moja Mała, duże i niezwykłe możliwości, kto wie, może naprawdę zesłały cię dobre Bogi, choć jesteś tylko Dziewczynką. Oby tylko żadnej niespodzianki nie sprawiła ta dziwna, drobna wypukłość z tyłu czaszki…

Dziewczynka obudziła się z głębokiego snu, z apetytem zjadła trochę chleba z suszonym mięsem i popiła źródlaną wodą.

– Co będziemy robić? – spytała rzeczowo swej Opiekunki, gdy syta i rześka usiadła na dużym kamieniu u wejścia do pieczary. Wiosna panoszyła się coraz szybciej, z całą swą bezczelną i młodą nachalnością. Słońce, choć właśnie zachodziło, nadal wysyłało ciepłe promienie, a śniegi już wszystkie stopniały. Mimo to młode, zielone gałązki drzew i krzewów stulały z powrotem malutkie listki, w oczekiwaniu nadchodzącej, chłodnej jeszcze nocy.

– Będziesz się nadal uczyć. Jeszcze niewiele umiesz odparła Czarownica.

– Znam na pamięć całą Wielką Księgę – obruszyła się Dziewczynka. – Można by nawet powiedzieć, że teraz to j a jestem tą Księgą!

– Wielka Księga to dopiero początek twej nauki. Niemal elementarz.

– Jak powstała Wielka Księga? – zainteresowała się Dziewczynka.

– Nie wiem tego dokładnie, gdyż jest to dziedzina Czarownic Pierwszych. Niestety, moja Siostra jest ostatnią z nich. Twarz Czarownicy na chwilę spochmurniała, ale zaraz zaczęła mówić dalej: – Sądzę jednak, że Księga Wielka powstała podobnie jak Księga Mniejsza, którą spisywały Czarownice Drugie. Zaczęły ją spisywać z górą 1500 lat temu. Kiedyś, za czasów króla LuilaXIII i wszystkich późniejszych królów, takie Księgi stanowiły podstawę nauki dla uzdolnionych dziewczynek w Akademii Magicznej. Przy czym zawsze, w miarę upływu czasu, gdy nasza wiedza rozwijała się i doskonaliła, dopisywano do nich nowe rozdziały, bądź też przepisywano stare z uwzględnieniem nowszej wiedzy.

– Więc te Księgi nie mają końca? – zdziwiła się Dziewczynka.

– Nie miałyby końca – poprawiła Czarownica. – Wraz z nadejściem Najeźdźców Akademia Magiczna została zniszczona, a te Czarownice, które nie zdołały uciec, zostały spalone na stosie…

… oczy nowej Opiekunki znieruchomiały i Dziewczynka pomyślała, że rozpamiętuje ona teraz straszliwy los swych Sióstr. Czarownica jednak nie rozpamiętywała go, ale w i działa. Jeszcze raz miała przed oczami płonące stosy, uwiązane u wysokich pali swoje Siostry i pierwsze języki ognia liżące ich stopy. Widziała, albowiem była przy tym, skryta w tłumie, zanim uciekła w Wysokie Góry. A było to dokładnie 765 lat temu.

9
{"b":"100385","o":1}