Литмир - Электронная Библиотека
* * *

Czarownica leży nieruchomo na jednej z ław kamiennej tronowej Białej Sali. Ma zamknięte oczy, jej twarz pobladła, rysy dziwnie wyciągnęły się. Ktokolwiek by ją teraz ujrzał, sądziłby, że umarła. Lecz ona żyje, tyle że Duchem jest daleko, daleko stąd. Jej Duch błądzi teraz w Królestwie Podziemi, blisko tajemniczych i groźnych Prastarych Mocy. I choć One ciągle drzemią, jednak z samej ich bliskości duch Czarownicy czerpie siłę, odnawia swoje cudowne właściwości i dary. Bowiem dary magii i czarów pochodzą właśnie stąd, z serca ziemi, z drzemiącej Potęgi Prastarych Mocy w swym podziemnym Królestwie – a nie z jakichkolwiek królestw nadziemnych.

Powieki Czarownicy drgają leciutko. Jej Duch, przebywający już głęboko pod ziemią, zaczyna się niepokoić. Zdaje mu się, że go ktoś woła. Kto? Prastare Moce? Nie, One przecież drzemią. Więc kto? Człowiek. Gdzie jest ten człowiek i dlaczego woła? Woła niecierpliwie, ze strachem i z niesamowitą siłą telepatyczną. Brzmienie tego Głosu zdolne jest uszkodzić delikatny mózg Czarownicy, ma tak niezwykłe wręcz natężenie. A zatem to nie jest Głos żadnej ze Sióstr. One umieją posługiwać się darem telepatii, czynią to delikatnie i cicho. Powieki Czarownicy drgają coraz szybciej. Jej Duch jeszcze nie zdążył napić się z Krynicy Mądrości Prastarych Mocy, ale czuje, że musi wracać i to jak najszybciej. Taki gwałtowny powrót jest niebezpieczny – i dla Ducha, i dla ciała Czarownicy. Duch jest osłabiony wyczerpującą i straszną podróżą do Królestwa Podziemi, a jeszcze nie zdążył odnowić swych sił. Czarownica otwiera oczy. Jest tak słaba, że nie może wstać. Nie wolno bezkarnie przywoływać jej Ducha, błądzącego pod ziemią. Zbyt szybki i gwałtowny powrót powoduje, że Czarownica w pierwszej chwili nie wie, gdzie jest. Z jej twarzy spływa pot, czuje dreszcze. Jest chora. I nie słyszy już żadnego wołania. Czy zatem zdawało się jej tylko, że ktoś wołał? Że jej mózg odebrał tak potężny i rozpaczliwy krzyk człowieka, iż do tej pory ból tkwi we wszystkich jego komórkach? Jeśli ten pełen lęku krzyk istotnie miał miejsce – mogła krzyczeć tylko Dziewczyna. Jedynie jej mózg mógł przesłać z telepatycznym brakiem wprawy ten zbyt silny, niepokojący sygnał. Ale przecież teraz panuje cisza. Nic nie słychać, Dziewczyna zapewne biega swobodnie po ruinach i nieprędko powróci. I bawi się tą nową zabawką, jaką jej dała Czarownica Czwarta – telepatią. Nie bacząc na jej prośby, by nie czyniła tego przez jakiś czas. Tak to do niej pasuje – pokazać Opiekunce, że jej nie posłucha.

Czarownica jest teraz chora i wie, że tylko jedno może ją uratować. W tej chwili słabe jest nie tylko jej ciało, słabe i chore; osłabiony jest jej Duch, który utracił swoje dary. T i\ k a Czarownica będzie bezużyteczna dla swej wychowanki. Co będzie jeśli wychowanka nagle wróci i znowu obudzi ją z jej cennego snu i wędrówki Ducha? Nie wolno do tego dopuścić. Za żadną cenę. Dziewczynie nic się nie stanie, gdy pobędzie trochę sama w bezpiecznej Ardżanie – a ona, Czarownica, wyśle swego Ducha z powrotem do Podziemnego Królestwa, ale tym razem na dłużej. Inaczej bezpowrotnie utraci swój czarodziejski dar.

Więc teraz Czarownica z najwyższym trudem zwleka się z kamiennej ławy i niemal czołgając, wlecze swe osłabione ciało w stronę kamiennego tronu Luilów. Tylko jej wiadomo, że pod nim znajduje się schowek, ukryte wejście do tajnego pomieszczenia, gdzie nikt i nic nie przerwie jej magicznego snu. Czarownica wczołguje się tam blada, spocona i zapada niemal natychmiast w stan letargu. Obudzi się z niego dopiero wówczas, gdy jej Duch da znać, że już czas, że jest gotów, że na nowo się narodził, potężniejszy niż kiedykolwiek. Dziewczyna poczeka, bo gdzież mogłaby iść…?

Ciało Czarownicy nieruchomieje i nawet nie czuje, jak do skrytki wpełza zielonozłota żmija i szukając ciepła wtula się w jej ciało. Również zasypia. Ta śpiąca nie jest zwykłym człowiekiem, ale Czarownicą. Żmija to czuje i nie przeszkadza jej nawet silny zapach karadormu. Najważniejsze jest to ciepło w zimowym chłodzie i dziwne impulsy, które wstrząsają tym ciałem i dają żmii prawdziwą przyjemność. Kto wie, może ona, żmija, stanie się teraz żmiją – czarownicą i będzie istotą znaczną wśród innych żmij…?

ROZDZIAŁ XXI

Dziewczyna dwukrotnie odzyskiwała przytomność w czasie nużącej wędrówki przez ruiny Ardżany – i dwukrotnie ją traciła. Gdy odzyskała ją już w pełni i otwarła oczy, właśnie zapadł zmrok. Dopiero teraz poczuła, że całe jej ciało obezwładnia silna i gęsta sieć, przez którą nawet mysz by się nie przecisnęła.

Teraz już nieśli ją żołnierze, silni, brutalni, hałaśliwi. Ludzie Woodou dotarli bowiem do skraju ruin, rubasznie witani przez gwardię Urgha.

– Do króla, szybko! – rozkazał Woodou, przekazując im bezcenny ciężar. Jeden z żołnierzy wrzucił ją na konia i sam pogalopował na przedzie. Za nim jechał drugi, mając w siodle Woodou. Zaś dokoła, na wszelki wypadek, otaczała ich niemal cała armia. Na Zamku jarzyły się wszystkie światła, a sam Urgh stał w jednym z okien. Długo i niecierpliwie, przez kilka dni i nocy, niemal nie śpiąc, wypatrywał powrotu swego sługi, aż wreszcie usłyszał z oddali nerwowy tętent wielu koni. Opadł zwodzony most, aby za moment podnieść się z powrotem, zamykając szczelnie jedyne wejście na zamkowy dziedziniec. Jeźdźcy już zdejmowali z konia swoją brankę.

– Macie go?! – ryknął Urgh, oszalałym z niepokoju głosem.

– Mamy ją – powtórzył Woodou butnie. Jego pokręcona figurka tym razem była wyprostowana na całą, skądinąd też niewielką wysokość, a oczy spoglądały prosto w twarz Urgha, z ponurą radością i dumą. To on, Woodou, był bohaterem dnia. On, uważany zawsze za chytrego, zdradzieckiego tchórza, w przeciwieństwie do stających twarzą w twarz z wrogiem rycerzy – był teraz prawdziwym herosem.

– Jak to j ą? – zdziwił się Urgh dotykając dziwnie bojaźliwie oplataną w sieć postać. – Dlaczego j ą? Myślisz o Czarownicy? A gdzie ta Istota z rodu Luilów, która nam przecież bardziej zagraża?

– To właśnie ona – odparł z satysfakcją Woodou, widząc zdziwienie swego władcy.

– Niemożliwe!!! – zaryczał nagle Urgh. – Jakaż dziewczyna mogłaby mi zagrozić?! Mnie?! Rycerzowi?! Co ty mówisz Woodou! Znowu popełniłeś jakąś, tym razem straszliwą, pomyłkę! Jeśli to nie jest Czarownica, to w takim razie i c h służąca, ale nie ten ktoś.

Woodou pobladł. Jego mózg pracował teraz intensywnie. Skoro zgodnie z Pieśnią Jedyną ktoś, za czyją sprawą miało runąć Imperium Urgha, przebywał w Ardżanie pod opieką Czarownicy, to nie mógł to być nikt inny, tylko wskazana przez Pieśń Istota. A może jednak Urgh miał rację? Może w Pałacu Królów przebywały trzy osoby: ta Istota, jej Opiekunka i ich służąca…? Lub jakakolwiek przypadkiem zaplątana tam dziewczyna? Skoro tak, to wszystko stracone, gdyż nieudane porwanie jedynie ostrzegło Czarownicę, która już drugi raz nie da się zaskoczyć…

– Panie, twój syn zna dobrze Pieśń Jedyną – odparł po chwili, kryjąc swój strach przed pomyłką. – Zdradził się z tym przed nami. Jego zapytaj, czy t o może być dziewczyna!

Ajoka nie trzeba było szukać daleko. Drżący i przerażony stał tuż obok, w tłumie rycerzy i żołdaków, wpatrując się w nieruchomą postać, której – prócz kształtów – prawie nie było widać. Jego serce przepełniała rozpacz. Czyż nie stało się bowiem tak, że to za jego, Ajoka, zbędnym gadulstwem przerwany został wieszczy czar Pieśni Jedynej? Teraz Urgh – ojciec odbierze życie tej Istocie, przewidzianej przez Los do przyniesienia wolności ciemiężonemu krajowi jego matki. Kto tę Istotę zastąpi? Przecież nie on, tchórzliwy i słaby. W dodatku ta Istota musi pochodzić z prastarego rodu Luilów, prawowitych władców Wielkiego Królestwa.

– Ajok! – usłyszał nagle surowy, groźny głos ojca. – Czy t o może być dziewczyna?

– Nie rozumiem… – wyjąkał Ajok, wyrwany nagle ze swych myśli.

50
{"b":"100385","o":1}