Литмир - Электронная Библиотека

“Gdzie jesteś?! Odpowiedz?!”

Śpiąca na posłaniu z futer w swym zamkowym więzieniu Dziewczyna drgnęła. Jej powieki otwarły się, zamknęły, otwarły na nowo.

– Ktoś mnie woła – pomyślała wpółprzytomnie. – Ajok? Strażnicy? Sam wielki Urgh?

Wołanie znowu dosięgnęło jej mózgu. Dziewczyna nagle zerwała się ze swego posłania. Pojęła, że wzywają Opiekunka. Mimo woli podeszła do okna, jakby widok ruin Ardżany zbliżał ją do Czarownicy i koncentrując wszystkie swoje siły, bezgłośnie odparła:

– Jestem. Żyję. Znajduję się w niewoli Urgha…

Czarownica zwinęła się w kłębek z bólu. W jej mózg, niby ostry sztylet, wwiercał się głos jej wychowanicy.

– O Bogowie – jęknęła wiedźma. – Ona nie zdaje sobie sprawy ze swojej mocy. Jej Głos może zabić…

Trzymając dłonie przy kołatającej od ostrego bólu głowie, Czarownica zawołała bezgłośnie:

– Mów cicho! Mów spokojnie! Zabijasz mnie! Twój Głos ma ostrość sztyletu!

Mimo bólu jej oczy uśmiechały się. Dziewczyna żyła, a to było najważniejsze. W dodatku posiadała jeszcze jeden dar, o którym do tej pory obie nie wiedziały – dar Głosu, i to najpotężniejszego o jakim kiedykolwiek Czarownica słyszała. “Przyda się jej kiedyś, gdy spełni się Pieśń” – pomyślała. – “O ile się spełni…”

– Jestem w niewoli Urgha – powtórzyła Dziewczyna ciszej, ale jej Głos i tak ranił mózg Czarownicy. – Chcą mnie wydać za jego syna, lub spalą na stosie. Innego wyboru nie mam.

– Nie wolno wychodzić ci za mąż, w dodatku za syna Urgha! – przesłała wezwanie. – Przerwie się wówczas ogniwo Pieśni. Nie wolno!

– Nie chciałaś mi mówić o Pieśni, nie chciałaś mi mówić kim jestem – powróciła odpowiedź wwiercając się z całych sił w uszy Czarownicy. Ból tym razem był tak ogromny, że Czarownica zwinęła się w kłębek i upadła na kamienną posadzkę.

– Zabijesz mnie – powtórzyła mimo to łagodnie. – Ścisz swój Głos.

Przez myśl przebiegło jej podejrzenie, że Dziewczyna świadomie chce jej zadać ból – z zemsty za to, że nie uświadomiła ją wcześni ej, kim jest i jakie jest jej przeznaczenie.

– Więc już wiesz – mówiła Czarownica dalej łagodnym, ściszonym Głosem. – Wcześniej wiedzieć nie powinnaś. Najpierw byłaś na to zbyt mała, to by cię tylko przeraziło. A teraz… zbyt prędko wbijasz się w dumę. Ta wiedza jest kamieniem u twej szyi, a nie powodem do pychy.

Przez chwilę odpowiadała jej tylko wibrująca niemym, choć gwałtownym gniewem cisza. Potem gniew rozpłynął się w drgających falach Głosu.

– Nie wyjdę za mąż, nie obawiaj się – przyszła wreszcie odpowiedź. – Ten chłopiec też tego nie chce i pomoże mi uciec.

– Dobrze – odparła Czarownica. – Powiadom mnie o terminie i sposobie ucieczki, wtedy pomogę wam. A teraz kończę, jestem zmęczona. Dopiero wróciłam z Królestwa Podziemi.

Opadła na kamienną ławę i koiła przerażający ból głowy. Po chwili wyszła na pałacowy dziedziniec. Tonął w mroku bezksiężycowej nocy. Było zimno, ale rześko. Wiedźma otuliła się szczelnie swym grubym płaszczem i patrząc w granatowe niebo zaczęła rozmyślać nad swoją wychowanką. Na jej ustach to błąkał się ledwie widoczny półuśmiech, to znowu zastygały one w gorzkim niepokoju.

– Siostro Piąta – szepnęła sama do siebie. – Czeka cię trudne zadanie. O tym, iż jest królewną, nasza uczennica dowiedziała się zbyt wcześnie…

ROZDZIAŁ XXIII

Cały Zamek żył zbliżającym się ślubem jedynego syna UrghaXIII z ostatnią potomkinią królewskiego rodu Luilów. Rozbrzmiewały wszędzie rubaszne żarty i donośne śmiechy. Wróżba nadchodzącego coraz szybciej upadku Imperium Urghów wydawała się oddalać, aż niemal znikła.

– Przerwiemy najważniejsze ogniwo Pieśni Jedynej – tłumaczył wszystkim Woodou, ubrany w niezwykle zdobny, błyszczący strój Pierwszego Ministra. Sam zresztą obmyślił każdy szczegół tego ubioru. Jego figurka była już teraz zawsze wyprostowana, na całą niedużą wprawdzie wysokość, a oczy po raz pierwszy, zamiast błądzić niespokojnie w różnych kierunkach, spoglądały władczo na rozmówców. Nawet brat wielkiego Urgha, Grhdak, musiał pogodzić się z porażką swych ambitnych planów osadzenia na tronie swego syna – które i tak przecięłaby brutalnie wieszcza Pieśń. Teraz jej groza oddaliła się, a Grhdak szybko uznał za zyskowną najnowszą propozycję Woodou: jego syn otrzyma tytuł wicekróla i ogromne włości do samodzielnego władania. Chytry Woodou wiedział, jak obezwładnić największego wroga – a zarazem zapewnić mocną władzę, gdyby Ajok i Luelle, osadzeni na tronie, poczęli czynić jakieś głupstwa.

– Masz głowę nie od parady! – powtarzał zadowolony Urgh. – Nie wiem co bym bez ciebie zrobił. Chybabym umarł z lęku przed tą przeklętą Pieśnią lub też zjadłoby mnie to moje własne stado wilków.

Jego radość przybierała co prawda formy kłopotliwe dla Woodou. Władca klepał go po wątłych plecach tak, że Woodou wzdrygał się z bólu – lub zmuszał do wypicia ogromnego kufla piwa, po którym wiernemu słudze kręciło się w głowie. Był jednak gotów znieść te drobne niedogodności dla utrzymania nowej, tak wysokiej pozycji.

Dwanaście niewolnic szyło suknię ślubną dla panny młodej. Zgodnie z obyczajem Urghów, szyta ona była z najcieńszych, białych, jagnięcych skórek, wyprawionych jak najdelikatniejsza materia i obszytych ozdobami ze srebra, drogich kamieni i złota. Gdy wartownicy wpuszczali je do komnaty narzeczonej, aby mogła zrobić kolejną przymiarkę – ich oczy z uwielbieniem wpatrywały się w piękną królewnę, ale Dziewczyna dostrzegała w nich także smutek.

– Dlaczego jesteście ponure, choć ślub to wesoła uroczystość? – pytała chytrze niewolnic, swoich współrodaczek. Wraz z Ajokiem umówili się, że dla dobra ucieczki będą udawać pogodzenie z nieuniknionym losem.

– O pani – szepnęła jedna z dziewcząt. – Przerywasz Łańcuch Pieśni w jego samym sercu. Twój naród już zawsze będzie w niewoli, a my wraz z nim.

Luelle położyła dłoń na głowie klęczącej u jej stóp dziewczyny, ale nie rzekła ni słowa, gdyż do komnaty energicznym krokiem wszedł Urgh XIII. Luelle ujrzała go po raz pierwszy. Przez całe pięć dni niewoli władca Imperium ani razu nie pokazał się jej na oczy, obawiając się czarów. Był też wręcz zdumiony odwagą swego syna, który z sali tej nieomal nie wychodził.

– 1 cóż, moja przyszła synowo? Cieszysz się nadchodzącym ślubem?

– Chyba tak, o panie. W każdym razie wolę ten ślub niż stos, gdyż taki właśnie wybór mi dałeś. I czuję, że polubię twego syna.

Urgh zarechotał rubasznie:

– Tylko tobie może udać się to, co mnie przychodzi z najwyższym trudem. Choć dzięki ślubowi z tobą wartość mego syna wzrośnie. I nikt już nie ośmieli się podważać jego prawa do tronu.

Stał w pewnej oddali i choć zachowanie jego było jak zwykle hałaśliwe, czuł się dziwnie skrępowany, w sposób dla siebie całkiem nowy. Ta złotowłosa Dziewczyna, wysoka i smukła, kojarzyła mu się z lękiem, prześladującym go przez całe panowanie, ze złowrogim Czarem Pieśni Jedynej, z nocnymi koszmarami. On, Urgh XIII, podobnie jak cały, długi rząd jego przodków, był ogromnie zabobonny i przesądny. Czarownice napawały go lękiem, a myśl, że – w zgodzie z przekazem Pieśni – tej dziewczynie matkowały właśnie Czarownice, przyprawiała go o nieznaną słabość. Równocześnie było w niej coś z jego dawno zmarłej żony – ta smukłość nie znana kobietom jego rodu, złocistość włosów, śpiewny głos. Zaś miłość do żony, uwieńczona wydaniem przez nią na świat syna – cherlaka tkwiła w nim jak zadra.

– A zatem do jutra, przyszła synowo – przerwał wreszcie przedłużające się milczenie. – Jutro o tej porze dopełni się święty obrządek zaślubin.

Luelle wyniośle i godnie skłoniła głowę.

W tym samym czasie Ajok przebywał w zamkowej kuchni. Ciągle pamiętano tu go jako smutnego, samotnego półsierotę, dziwnie odbiegającego zachowaniem od całego urghowego dworu. Jednak choć w kuchni, gdy tylko wchodził, zawsze panowała serdeczna i swobodna atmosfera – tym razem kucharki i ich pomocnice pracowały w milczeniu, a nastrój był pełen przygnębienia.

56
{"b":"100385","o":1}