Литмир - Электронная Библиотека

– A jednak, gdybyś uległa ciekawości i spytała twej Siostry Piątej, nim przemieniła się w ptaka, to… – zaczęła Luelle, ale Czarownica jej przerwała:

– … mogłoby się okazać, i to z całą pewnością, że nie mam daru, który miała nasza Siostra. W przeciwnym wypadku nie musiałybyśmy dzielić się naszymi zadaniami i okresami wychowywania ciebie.

– Ale kto wyznaczył właśnie tę, a nie inną kolejność waszego opiekuństwa? – nie ustępowała Luelle.

– Los – odparła Czarownica. – Rzuciłyśmy magiczne kości i one ułożyły kolejność. Magiczne kości nigdy się nie mylą.

Jej głos brzmiał oschle i widać było, że życzy sobie zakończenia rozmowy.

A za rok…? – zamierzała spytać Luelle, ale głos uwiązł jej w gardle. Nie chciała wiedzieć, co będzie za rok. Kto wie, zapewne mógłby powiedzieć jej to Ajok, znający na pamięć całą Pieśń, każde jej słowo i chwytający w lot wszystkie jej szyfry i niedopowiedzenia, ale przecież sama prosiła go, by tego nie czynił. Czarownica zaś nie była skora do odpowiedzi. A w samej Luelle mieszały się dwa uczucia: ciekawości, co ma nastąpić dalej, ku czemu wiedzie ją Pieśń Jedyna – i strachu przed tą wiedzą.

– Jeśli tak – pomyślała z żalem, gniewem i zarazem lękiem – należy zatem spędzić ten rok jak najprzyjemniej. Kto wie, co przyniesie pierwszy dzień roku następnego?

… może ciężar, którego jej osiemnastoletnie wówczas barki nie zdołają unieść?

ROZDZIAŁ XXV

Gdyby Luelle chciała sięgnąć pamięcią wstecz, nie umiałaby określić, jak minął tamten pamiętny rok. Być może powiedziałaby:

– Trwał za krótko…

Był to bowiem jedyny rok w całym dotychczasowym, a i późniejszym jej życiu, w którym zdawało się, że na jej barkach nie spoczywają żadne uciążliwe obowiązki. Mimo ukończonych siedemnastu lat czuła się niemal dzieckiem, skorym do zabawy i radości, tym bardziej że teraz miała towarzysza – rówieśnika, co było dla niej fascynującą nowością. Wszak pierwsze szesnaście lat spędziła sam na sam z kolejnymi Czarownicami, nie wiedząc czym może być towarzystwo innych osób, a już zwłaszcza rówieśników. Nie znała zatem nie tylko smaku miłości – którą wykluczał chłód i wszechpotężny umysł Czarownic, skupiony zawsze na sprawach najważniejszych. Nie znała też smaku przyjaźni. Teraz dopiero uczyła się, jak ona smakuje i jakie są jej reguły.

Gdyby spytać Ajoka o tamten rok, kto wie czyby nie odparł:

– Był wspaniały, ale za długi…

Wspaniały – bowiem Ajok dopiero teraz, w osiemnastym roku życia poznał urok zabaw z równą sobie wiekiem osobą i niemal cofnął się w erę dzieciństwa, którego po śmierci matki prawie że nie miał. Zarazem wydawał mu się tamten rok zbyt długi, gdyż cały czas wiedział, ile miesięcy dzieli ich od spełnienia się Pieśni Jedynej, i nie mógł się tego dnia doczekać. Przecież od chwili gdy ją poznał, kochał tę Pieśń i żył nią.

To, na co on wyczekiwał – Luelle mimo woli odsuwała od siebie, gdyż drążył ją wewnętrzny niepokój. Ilekroć jednak w jej szaroniebieskich oczach pojawiał się cień troski, ciężar tej nowej i uciążliwej samowiedzy o Przeznaczeniu, które ją czeka – odrzucała go całą swoją wolą, niemal całym swym istnieniem, ponieważ myśl o przyszłości coraz bardziej ją przerażała.

Dla Czarownicy ten rok był jednym z najgorszych w jej życiu. Utraciła bowiem jedną ze swych czterech ukochanych Sióstr. Na domiar złego, nie umiała się nawet domyślić, co straciła razem z nią, czym właściwie owa Siostra miała obdarzyć Dziewczynę, aby wypełnił się Czar.

Przez cały ten rok Czarownica niezwykle bacznie obserwowała swą wychowankę, ale wynik tych obserwacji mógł jak sądziła – przynieść głównie satysfakcję. Luelle była piękna, a w jej ruchach dostrzegało się nie tylko wdzięk, ale i naturalną godność, której nabrała w ruinach Ardżany. Jej inteligencja przewyższała zawsze inteligencję jej rówieśników. W chwilach zagrożenia umiała działać i stawić czoło niebezpieczeństwu. Posiadała niewielki, choć znaczący dar magii, akurat tyle, by jako królewna nie zatraciła jednak cech człowieka i nie przeobraziła się w Czarownicę. Nie Czarownica miała bowiem zasiąść na prastarym tronie Luilów, ale ludzka istota.

W przekonaniu o doskonałości Dziewczyny utwierdzał jej Opiekunkę Ajok: Luelle jawiła mu się jako najprawdziwsza księżniczka, z krwi i ciała, księżniczka z ducha, Istota z Pieśni. Czarownica nie wątpiła o tym, że gdyby jej wychowanka znalazła się w jakiejś większej grupie osób, w sposób naturalny objęłaby w niej przewodnictwo. Mimo to pełna wątpliwości, w tajemnicy przed Luelle, a nawet Ajokiem, Czarownica poszła w Wysokie Góry, a tam przywołała niedźwiedzia:

– Jakie cechy winien mieć władca – aby był dobrym, rozumnym władcą dla swego narodu?

– Siłę – odparł Niedźwiedź, przestępując z nogi na nogę. Przywołany orzeł zjawił się niechętnie, ale bez chwili namysłu odparł na to pytanie:

– Duma, oto najważniejsza cecha władcy… Z kolei Opiekunka zawołała lisa:

– Chytrość i spryt, o pani, bez nich władcę można okpić…

Duży jeleń ze wspaniałymi rogami, kopiąc niecierpliwie ziemię kopytem, odrzekł:

– Musi być wolny. Uzależniając się od kogokolwiek, władca przestaje być władcą…

Czarownica nie pominęła nawet wróbla:

– Władca musi być pogodny! – zaćwierkał i poszybował na najbliższe drzewo.

– Wszystkie te cechy moja wychowanka posiada – westchnęła z ulgą Czarownica. – Jeśli zatem moja Siostra Piąta miała ocenić efekt naszej pracy i doszukać siew niej skazy, którą należy usunąć, zapewne by jej nie znalazła. Przecież ta odrobina uporu lub łatwość, z jaką Luelle popada w gniew, to także są cechy rządzących, niekiedy nawet i przydatne… Nie, upór nie jest wadą, byle pojawiał się w słusznych sprawach, a rozum, który Dziewczyna posiada, ochroni ją przed błędnymi wyborami…

Więc ten rok był rokiem bardzo złożonym i niejednolitym, zależnie od tego, kto go oceniał. W dawnym Wielkim Królestwie także przeżywano ten rok niezwykle intensywnie i wydawał się inny niż wszystkie. Wyczuwało się, że wszędzie narasta atmosfera wyczekiwania i napięcia. Wyczekiwanie na Coś, co ma nastąpić, przybrało w Najeźdźcach postać zabobonnego lęku, który paraliżował ich, lub wręcz przeciwnie – czynił jeszcze bardziej okrutnymi niż zazwyczaj. Za to ich zniewoleni poddani coraz bardziej, z dnia na dzień, z miesiąca na miesiąc, prostowali swe zgarbione, schylone w lęku przed uderzeniem bata plecy; ich oczy rozjaśniała nadzieja, ba, niekiedy nawet słychać było ich śmiech, a w serca wstępowała odwaga. Po wsiach i miastach, szczególnie wieczorem i nocą, coraz częściej było słychać zmienną melodię Pieśni Jedynej – a Najeźdźcy, zamiast ścinać jak zazwyczaj głowy śpiewakom, woleli udawać, że niczego nie słyszą, jakby melodia ta odbierała im resztki odwagi. Bywały noce, iż zdawało się, że śpiewa cała wieś lub całe miasto, zaś Najeźdźcy, niewidoczni w swych kryjówkach, udawali, że ich nie ma. Bywało też wręcz przeciwnie: pijani z lęku ciemiężyciele bili, zabijali lub zamykali z więzieniach nawet tych, których usta były nieme.

Niekiedy wydawało się, że Pieśń Jedyną śpiewa także wiatr, że spływa ona strumieniem rzeki i niosą ją obłoki na niebie. Że trel każdego ptaka zawiera w sobie jej melodię; że słychać ją w pluśnięciach deszczu o szyby. Oszaleli ze strachu Najeźdźcy zatykali wówczas uszy, zamykali oczy, próbowali pogrążyć się we śnie lub pijaństwie, byle o tym zapomnieć.

Na Zamku Urgha panował nastrój ponurego wyczekiwania i sprzecznych pomysłów, które podrzucali jego doradcy.

– Należy się uzbroić i stać w pogotowiu we wszystkich miastach i wsiach, niech na wszystkich drogach zrobi się czarno od naszych żołnierzy… – radzili jedni, wierzący jedynie w siłę miecza.

– Zabić już teraz wszystkich mieszkańców dawnego Wielkiego Królestwa, nie oszczędzając kobiet i dzieci – podpowiadali ci, którym strach odebrał rozum.

– Opuścić tę krainę, z której i tak wzięliśmy wszystko co cenne, i ruszyć z powrotem na Wielkie Stepy, gdzie będziemy bezpieczni – sugerowali inni, najbardziej ostrożni.

62
{"b":"100385","o":1}