Литмир - Электронная Библиотека

Wąskie wargi Czarownicy rozchyliły się w słabym uśmiechu. Westchnęła z ulgą, jednak długa zmarszczka przecinająca jej czoło nie wyprostowała się. Czarownica rozmyślała nad ocaleniem swej wychowanki. Dla siebie nie widziała już żadnej szansy – poza Wielką Tajemnicą Czarownic, ale ta spełniała się jedynie w ogniu stosu.

– Nie mogę uwierzyć w twoje opowieści o zakazach i świętych Prawach Magii – podjęła nagle Panienka. – Przecież raz, będąc jeszcze z twoją poprzednią Siostrą, zamieniłam się w kotkę i bez żadnych trudności powróciłam do swojej postaci?

– Widać nie groziło ci wówczas naprawdę wielkie niebezpieczeństwo – odparła Czarownica. – Lecz nie radzę ci dokonywać tego po raz drugi, zwłaszcza gdy żadnej z nas przy tobie nie będzie. Nawet gdybyś biegła nie wiem jak szybko, w postaci szczura, nie osiągnęłabyś i tak Wysokich Gór przed zachodem słońca. Sama wiesz, że po tym terminie pozostałabyś na zawsze szczurem. Ciągle myślę nad tym, co mogłabym zrobić dla ciebie, tak aby to było rozsądne i bezpieczne.

– Więc myśl. Ja też się nad tym głowię. Chciałabym jednak wyprowadzić nas obie z tego więzienia. I to nim będzie za późno.

– Czyżbyś mnie lubiła? – uśmiechnęła się Czarownica.

– Chyba tak, nie zastanawiałam się nad tym – odparła wychowanka, nie dostrzegając skurczu, który przebiegł przez twarz jej Opiekunki. – Czuję jednak, że będziesz mi jeszcze potrzebna. Nie mogę cię utracić.

– Odpocznijmy chwilę, mamy jeszcze trochę czasu – odparła oschle jej Opiekunka i usiadła w kącie mrocznej celi. Zapadło długie milczenie. Po godzinie dało się słyszeć delikatne drapanie pazurków i przed czarownicą stanęły dwa szczury.

– To jest moja siostra Uymks – powiedział większy ze szczurów. – Ona opowie ci, co zdołała usłyszeć.

– O pani – podjęła ochoczo szczurzyca. – Słyszałam od mego brata, że znasz nasz język, więc jak przypuszczam, jesteś naprawdę Czarownicą. Tradycja wielu tysięcy lat głosi, że Czarownice nigdy nie uczyniły krzywdy żadnemu ze zwierząt, przeciwnie, pomagały im w potrzebie. Stąd wnoszę, że to drugie ludzkie stworzenie nie jest Czarownicą…

– Nie jest – przytaknęła zapytana.

– Gdyby nią była, nigdy nie rzuciłaby naszego brata na ziemię w taki sposób, że potłukł sobie tylne łapki – mówiła dalej Uymks. – A skoro nie jest czarownicą, lecz jedynie ludzką, pełną słabości wad istotą, więc wybaczamy jej razem z bratem nieopanowane odruchy.

Pomimo mroku panującego w celi Czarownica dojrzała kątem oka rumieniec rozlewający się na twarzy jej wychowanki. “Szczurza nauczka była na pewno lepsza niż moja” pomyślała z satysfakcją. Panienka poruszyła się gwałtownie, zaś szczurzyca spytała:

– Czy ta ludzka, biedna istota chce przeprosić mojego brata?

– Chcę go przeprosić – szepnęła Panienka. – 1 powiem ci, Czarownico, że teraz… że dopiero teraz zaczynam rozumieć ludzi z Miasteczka… I wiem… to znaczy chciałam powiedzieć, że wiem już, iż jestem bardziej do nich podobna niż sądziłam. Czułam się od nich lepsza, a nie jestem… nie mam prawa czuć się lepsza.

– Nie jesteś za to głupia – powiedziała szczurzyca. – Umiesz przyznać się do błędu. A teraz posłuchajcie: wasi wrogowie bardzo długo kłócili się co mają z wami zrobić. Jedni, a była to niestety większość, żądali, żeby was od razu spalić na stosie, nie czekając aż uknujecie jakąś magiczną sztukę, która was ocali. I już, już wydawałoby się, że to zdanie przeważy, kiedy cały spór przeciął ich przywódca, mówiąc: “Wiecie, że nasz pan i władca, sam Urgh XIII żąda, żeby każdą schwytaną Czarownicę prowadzić przed jego oblicze, zanim zostanie spalona.” Na to inni zawołali: “Cóż z tego?! Zawsze potem okazuje się, że Urgh zamiast nas nagrodzić, karze surowo, gdy czarownice są fałszywe! Spalmy tych dwoje od razu i będzie spokój!” Na to rzekł dowódca: “Urgh obiecał worek złota za prawdziwą Czarownicę”. Wtedy oni ryknęli: “A za fałszywą topór lub baty!” Wówczas rzekł znowu dowódca: “Niczym nie ryzykujecie, worek złota jest pewny, na własne oczy widziałem, czego ta kobieta, być może na spółkę z tym chłopcem, dokonała: wstrzymała na kilka sekund spadającą z wysokiej góry kamienną lawinę potężnych głazów!” Po jego słowach podniósł się wrzask, ale już wtedy wszyscy byli za tym, że jednak jest prawdziwą Czarownicą i worek złota jest już w ich kieszeniach. Jeśli jednak dobrze pojęłam ich słowa, postawienie was przed Urghiem nie ocali wam życia, a co najwyżej nieco przedłuży. Władca będzie z wami rozmawiać, ale potem i tak będziecie spalone. Nie pojmuję tylko, czemu ci wrzaskliwi ludzie biorą tę dziewczynę za chłopca. Czyżby z powodu tych krótkich włosów?

Doprawdy, nie mają żadnego instynktu, bo naszym zdaniem to stworzenie ludzkie jest n i ą. Każde zwierzę od razu to poczuje.

– Dziękujemy ci Uymks i tobie także, bracie szczurze rzekła Czarownica. – Kto wie, może wymyślimy jakiś sposób ratunku, mamy jeszcze bowiem trochę czasu…

– … nawet całkiem sporo – dorzuciła szczurzyca. – Z tego, co usłyszałam, teraz wyrusza do Urgha konny posłaniec, aby zawiadomić go o was i spytać, co z wami uczynić. Zanim posłaniec wróci z odpowiedzią, zapewne minie ta noc, a może i kawałek poranka. Wówczas jednak już nie będzie dla was ratunku…

– Dziękuję wam jeszcze raz – odparła spokojnie Czarownica. – Zostawcie nas teraz same, żebyśmy się mogły zastanowić nad swoim losem i szansami ucieczki…

– Niczego nie wymyślicie – pokręciła łebkiem szczurzyca. – Ten loch jest mocny i dobrze pilnowany. My nie umiemy wam pomóc. Mimo to życzymy szczęścia. Zajrzymy tu jeszcze o świcie, żeby pożegnać się z wami. Głowę daję, że jeszcze tu będziecie…

Czarownica z powrotem usiadła w swym kącie i zamyśliła się głęboko. Panienka przez jakiś czas obserwowała ją z nadzieją, ale gdy Opiekunka nie zwracała na nią uwagi, pogrążyła się we własnych, niewesołych myślach. Jeszcze nigdy w jej niemal szesnastoletnim życiu niebezpieczeństwo nie było tak realne i bliskie.

ROZDZIA XV

Konny posłaniec mknął chyżo po drogach i bezdrożach dawnego Wielkiego Królestwa, aby jak najszybciej dotrzeć w pobliże Ardżany. Była już druga godzina w nocy, gdy na zmęczonym koniu dotarł do skraju Dżungli, porastającej ruiny dawnej stolicy. Tu skręcił w stronę warownego Zamku na zboczu skalistej góry. Nim opadł zwodzony most, posłaniec wykrzyczał na drugą stronę głębokiej, wypełnionej wodą fosy: “Siła Urgha!” – i z tętentem końskich kopyt przebył ostatnią przeszkodę. Hasło, zmieniane prawie co wieczór, obowiązywało dopiero od roku, gdy lęk i podejrzliwość władcy Imperium, Urgha XIII rosły wraz ze zbliżaniem się, wieszczonego przez Pieśń Jedyną, Dnia Wyzwolenia. Urgh, nie wiedząc którędy i jak nadejdzie Groźba Pieśni, podwoił straże u bramy, zamkowej gwardii nakazał nie odstępować swojej osoby, gdy opuszczał komnatę i wprowadził owe co noc zmieniane hasła, obowiązujące przy wejściu i wyjściu z Zamku.

Gdy przybył konny posłaniec, Urgh XIII nie spał. W przeciwieństwie do swych poprzedników na tronie Imperium, którzy zasypiali ledwo złożyli głowę na łożu – ostatni z Urghów cierpiał na bolesną bezsenność. Chodząc wielkimi krokami po komnacie noc w noc przeklinał swoich przodków, wielkich Urghów z kolejnych dwunastu pokoleń za to, że właśnie on, trzynasty z rzędu, urodził się w tak fatalnym czasie. On, Urgh, urodził się w Czas Przepowiedni głoszonej przez Pieśń Jedyną. Wszyscy jego poprzednicy na tronie słuchając jej słów zżymali się, karali śmiercią śpiewaków, palili na stosach Czarownice, prawdziwe i fałszywe – ale spali spokojnie. Nie za ich życia miała się bowiem spełnić prorocza Pieśń. A najistotniejszą, uderzającą cechą plemienia Najeźdźców było życie z dnia na dzień – i niezawracanie sobie głowy przyszłością.

Urgh XIII doskonale pamiętał dzień śmierci swojego ojca. Znowu widział przed oczami siebie, kilkunastoletniego chłopca – i zakutego w zbroję potężnego Urgha XII. Do ostatka, do samej śmierci nie pozwolił zdjąć z siebie zbroi i umierał stojąc, wsparty na swym mieczu.

32
{"b":"100385","o":1}