Литмир - Электронная Библиотека

W tłumie przebiegł cichy, a potem coraz to narastający jęk zdumienia i ulgi. Za to pełen wyłącznie zdumienia wrzask wydali z siebie czarni nadzorcy na wielkich koniach.

– Brać ją! – wykrzyknął donośnie jeden z nich i w ciągu paru sekund Czarownicę, z wtuloną w nią Panienką otoczyło sześciu jeźdźców na koniach z długimi batami w rękach.

– Czarownica! Czarownica…! – zachichotał radośnie przywódca. – Mamy wreszcie prawdziwą, najprawdziwszą Czarownicę!

– O panie, ten chłopak, Kisbe, nie ma nic z tym wspólnego – wyszeptała szybko Czarownica, zginając kornie plecy. Jednak, o dziwo, nie spadł na nie bat. W oczach Najeźdźców zadowolenie ze schwytania Czarownicy przemieszane było z nabożnym lękiem. Bowiem – jak sami ujrzeli – była to prawdziwa Czarownica. Obawiali się jej magicznej sztuki i choć przez nich osaczona, wydawała się im groźna. W końcu dopiero co, dwie, trzy minuty wcześniej dowiodła swej ogromnej mocy.

– Panie, puść tego chłopca – prosiła tymczasem Czarownica. – Nie znam go. Przybiegł do mnie w strachu, pozwól mu wrócić do jego rodziny.

Przywódca przez chwilę zdawał się wahać i gdy już ruchem ręki nakazał, by oderwać chłopca od Czarownicy i puścić wolno – mały, chudy i zabiedzony człowieczek z tłumu, kłaniając się uniżenie, powiedział:

– O panie, nie wierz tej wiedźmie. Ten chłopak nie jest stąd i przybył tu wraz z nią. Pamiętam to doskonale. Na pewno jest jej pomocnikiem. I zapamiętaj, panie, że byłem ci wierny!

Obserwujący to wydarzenie tłum bezgłośnie zakołysał się i wzburzył. Mały człowieczek potoczył rozpaczliwie oczami po swoich rodakach i dodał błagalnym głosem:

– … moja żona i dzieci umierają z głodu…

Tłum wydał z siebie ciężkie westchnienie litości – i pogardy. Czarownica spojrzała na niego i spojrzeniem szarych oczu połączonym z dyskretnym uśmiechem wąskich warg przekazała mu znak przebaczenia. Jedynie Panienka patrzyła na donosiciela z pogardą i nienawiścią. Przywódca Najeźdźców zaśmiał się donośnie i rzucając małemu człowieczkowi niewielki pieniążek, zawołał:

– Do więzienia! Oboje do więzienia! A obchodźcie się z nimi w miarę łagodnie, gdyż mogą się jeszcze przydać!

Jeźdźcy zawrócili swe wielkie konie i otaczając ze wszystkich stron Czarownicę z Panienką pognali je w stronę Miasteczka. Biegły obie, ledwo łapiąc oddech i kalecząc stopy, a ich związane dłonie przytrzymywał długi sznur, przywiązany do siodeł jednego z koni. Przewracały się, wstawały i znowu biegły. Tak znalazły się na Rynku, a po chwili zostały wepchnięte do podziemi Ratusza, gdzie zatrzasnęły się za nimi grube, żelazne drzwi.

Panienka rozejrzała się: znajdowały się w ciasnej, mrocznej klitce, wilgotnej i brudnej, zbudowanej z dużych, spojonych gliną kamieni. Jedynym źródłem światła było małe, okratowane gęsto okienko, umieszczone niemal pod sufitem. Klitka, choć z pozoru pusta, była jednak pełna cichych odgłosów, stąpań, drapania, pisków.

– Szczury – mruknęła Czarownica. – Mam nadzieję, że się ich nie boisz.

– Nie – odparła obojętnie Panienka, rozglądając się cały czas wokół.

– Dlaczego podbiegłaś do mnie, zamiast uciekać? – spytała Opiekunka. – Czy uczyniłaś to, bo… bo chciałaś być ze mną?

– Chyba zrobiłam to odruchowo, bo zawsze byłam z tobą lub z którąś z twoich Sióstr – powiedziała Panienka i nadal rozglądała się po ich więzieniu. Z jednej z niewielkich szpar wyszedł spory szczur i wspiął się na jej nogę. Panienka schwyciła go i patrząc mu w oczy spytała w mowie zwierząt:

– Czy jest tu możliwość innego wyjścia niż przez te żelazne drzwi?

– Znasz naszą mowę – stwierdził szczur z szacunkiem. Nie ma tu żadnego wyjścia. Przez nasze korytarze nie przeciśniesz się, a zresztą one nie wiodą na zewnątrz. Jak zresztą taki duży człowiek może zmniejszyć się do rozmiarów największego nawet szczura?

– Znasz takie zaklęcie? – spytała Panienka Czarownicy.

– Och, oczywiście, ale nie użyję go. Sama słyszałaś, że ich korytarze nie wyprowadzą nas na dwór.

– Ale zawsze jest to jakaś szansa!

– Nie uczynię tego. Każda z nas, Czarownic, ma prawo do użycia trzech magicznych sztuk w ciągu całego swojego życia w celu ratowania samej siebie. Ja już zdążyłam wykorzystać wszystkie trzy. Więc siebie ratować nie mogę, a nad tobą właśnie się zastanawiam.

– Więc dlaczego odmówiłaś swojej Siostrze, Czarownicy Drugiej, wzięcia jednej z jej sztuk! Pamiętam to doskonale! – obruszyła się Panienka.

– Gdyż ona powinna mieć takie same szansę jak ja odparła chłodno Opiekunka.

– A nie sądzisz, że ja sama mogłabym przemienić się w szczura i wyjść szczurzym korytarzem gdzie bądź w Ratuszu, a potem wysmyknąć się jakoś w szczurzej postaci na zewnątrz?

– Mogłabyś – odparła Czarownica. – Ale nie ma pewności, czy potem byłabyś władna odczarować się z powrotem. Widzisz, wtedy gdy grozi naprawdę duże niebezpieczeństwo, zdarza się, że pewne zaklęcia jakby na złość nie działają. Zwłaszcza gdy służyć mają tobie samej, a nie innym ludziom. I gdy wypowiada je uczennica Czarownic, a nie ona sama.

– Ależ dlaczego?!

– Nasza czarodziejska magia przed tysiącami lat zaistniała po to, by czynić przy jej pomocy dobro innym. Taka też była tradycja Akademii, w tym duchu kształciła ona wszystkie uczennice. Uczono tam też, zgodnie z doświadczeniami tysięcy lat, że magia używana wyłącznie dla własnej korzyści często zawodzi. Istnieje zatem ryzyko, że pozostaniesz w postaci szczura do końca życia, albowiem nie miałaś do tej pory okazji, by spłacić Wielkiej Magii swój dług, czyniąc coś dobrego innym, nie sobie. Mnie zaś z tobą nie będzie, gdyż tylko ja mogłabym cię odczarować, bo czyniłabym to nie na własną, ale na twoją korzyść. Pojmujesz to?

– Taka magia nie przydaje się na nic! Jest głupia i bez sensu! – syknęła Panienka, a szczurek, trzymany cały czas przez nią w rękach, nagle ugryzł ją w palec.

– Co robisz?! – krzyknęła z gniewem ł rzuciła małe zwierzątko na ziemię.

– Wyczułem w tobie wiele złości i bałem się, że mi coś zrobisz – odparł szczurek. – Rzucając mnie o ziemię, chyba wywichnęłaś mi palce u tylnej łapki. To boli…

– Idź sobie wreszcie – rzekła niecierpliwie Panienka. Czarownica zmarszczyła brwi patrząc na swą uczennicę i w milczeniu rzuciła na ziemię połowę swojej wieczornej kromki chleba, którą do tej pory trzymała w kieszeni. Szczurek porwał ją łapczywie i pobiegł podziemnym korytarzem do swej nory.

– Zbyt łatwo i pochopnie wpadasz w gniew – ostrzegła ją Czarownica. – A gniew twój nie spada na prawdziwych winnych, ale na przypadkowe istoty. Będziesz musiała to zmienić – dodała surowo.

– Jeśli zdążę przed śmiercią – mruknęła Panienka w odpowiedzi.

– Poślę szczurka, żeby wywiedział się jakie plany mają Najeźdźcy wobec nas – szepnęła Czarownica i przywołała szare zwierzątko magicznym zaklęciem.

Szczurek przybiegł i stanął w oczekiwaniu na dwóch tylnych łapkach, wpijając w nią swe czarne, malutkie, przypominające koraliki oczy.

– Czy któreś z twoich sióstr i braci zna język ludzi? spytała.

– Tak, siostra Uymks. Dużo czasu spędza w tutejszej kuchni, więc nauczyła się ich języka.

– Czy mógłbyś poprosić ją, by podsłuchała, co Najeźdźcy mówią o naszym przyszłym losie?

– Dla ciebie, pani, zrobię to z przyjemnością. Widać, że lubisz i szanujesz wszystkie żyjące istoty, nie tylko swój ludzki gatunek – odparł szczurek rzucając równocześnie kosę spojrzenie na Panienkę.

Gdy zniknął, Czarownica spytała swą wychowankę:

– Czy opłaciła się poprzednia złość, którą wyładowałaś na niewinnym zwierzęciu? Ten szczur nigdy nie spełniłby twojej prośby, a moją spełnia chętnie.

– Gdyby nie spełnił mojej, za karę zamieniłabym go… zamieniłabym go w pluskwę!

– I cóż osiągnęłabyś tą przemianą? Nadal żadne z jego sióstr ani braci nie przyniosłoby ci potrzebnych wieści!

Panienka zamilkła na chwilę, a potem szepnęła niechętnie:

– Masz rację. Mnie samej nie podoba się to co zrobiłam.

31
{"b":"100385","o":1}