– … nie, nie – odparła odruchowo myślom Dziewczynki. Ja to mam przed oczami.
– Czytałaś w moich myślach? – zaciekawiła się Dziewczynka.
– Tak – odparła mimochodem jej Opiekunka. – Ale pamiętaj o tym, że Najeźdźcy do dziś włącznie palą na stosie każdą osobę podejrzaną przez siebie o czary. Bardzo, ale, rzeczywiście bardzo rzadko, raz na sto lub więcej lat są to prawdziwe, gdyż zostało ich raptem kilka i na ogół dobrze się ukrywają. Najczęściej są to całkiem niewinne i nie mające nic wspólnego z magią biedne kobiety i dziewczęta. Tylko kilku naszym Siostrom udało się wtedy, w Dzień Napaści, uciec wraz z częścią magicznych Ksiąg w Wysokie Góry. Przechodziły one potem z rąk do rąk i udało się ocalić tylko dwie: Księgę Wielką i Księgę Mniejszą. Ja jestem w posiadaniu Księgi Mniejszej.
– Czy i ją będziemy musiały spalić, gdy już poznam jej treść?
– Tak, moja Mała – rzekła smętnie Czarownica. – Mnie też jej żal. Powstawała tak długo i ma bezcenną wartość. Już tyle lat udawało mi sieją ukrywać… Ale lepiej, byś ty przechowywała ją w swojej pamięci, niźli miałaby wpaść w ręce wrogów, którzy kto wie jaki użytek mogliby z niej zrobić.
– Pokaż szybko tę Księgę! – poprosiła zaciekawiona Dziewczynka. Pamiętała wciąż długie i wspaniałe wieczory z Księgą Wielką i miała nadzieję, że Księga Mniejsza będzie równie interesująca, jeśli nawet nie bardziej.
Czarownica uśmiechnęła się i zniknęła na moment w pieczarze. Po chwili wróciła ze zniszczoną Księgą, oprawną w miękką czarną skórę. Dziewczynka z szacunkiem wzięła ją z rąk swej Opiekunki i jęła przerzucać pożółkłe i kruche stronice. Księga była znacznie cieńsza od poprzedniej i zawierała tylko trzy rozdziały. Pierwszy nosił tytuł “Jak czytać w myślach”, drugi – “Jak czytać w Gwiazdach”, zaś trzeci i ostatni stanowił po prostu “Ciąg dalszy dziejów Wielkiego Królestwa”.
– Od czego zaczniemy? – spytała spokojnie Czarownica.
– Och, zacznijmy od Gwiazd! – zawołała Dziewczynka z radosną ciekawością. – Zawsze, od kiedy żyję, ich lśnienie przejmowało mnie dziwnym niepokojem. Jakbym przeczuwała, że kiedyś będę mogła pojąć ich mowę! Więc zaczniemy od nich, bo sądzę, że nauka czytania w myślach jest sztuką raczej łatwą i szybko się z nią uwiniemy…
Czarownica roześmiała się z dobroduszną kpiną. “Doprawdy – pomyślała – byłoby to dziecko bardzo zabawne, gdyby nie to, że jest właśnie tym dzieckiem”.
– Zgoda – powiedziała głośno, a jej wąskie wargi jeszcze drżały od śmiechu. – Ale zapewniam cię, że ani jedno, ani drugie nie jest łatwe. I nie spodziewaj się od Gwiazd zbyt wiele. Nasza sztuka nie polega na tym, że rozmawiamy swobodnie z Gwiazdami, tak jak ja teraz z tobą. Bardzo mozolnie, po nabyciu trudnej i rozległej wiedzy, jesteśmy w stanie z układu Gwiazd względem siebie rozpoznawać ich bardzo zmienne wróżby dla naszej przyszłości bliższej i dalszej.
– … i tylko tyle? – szepnęła Dziewczynka z rozczarowaniem. – Ależ to bardzo mało! Malutko! Chciałabym rozmawiać z Gwiazdami!
– Nie bądź uparta i zarozumiała – skarciła ją Czarownica Druga. – Gwiazdy nie są do rozmowy, co najwyżej do podziwiania ich blasku i oceniania tego co wyniknie dla nas z ich wzajemnych układów.
– Jeśli mogę rozmawiać z dębem, z ptakiem, z myszką, to dlaczego nie mogłabym rozmawiać z Gwiazdami? – tupnęła nogą Dziewczynka.
Czarownica pokiwała z wyrzutem głową:
– Twoja pierwsza Opiekunka, a moja Siostra, mówiła, że jesteś zdolna, i to dwakroć bardziej, niż można było oczekiwać, ale niestety nie wspomniała o tym, że jesteś krnąbrna i zuchwała. To nie są dobre cechy charakteru. No, ale twój charakter to na szczęście nie moja dziedzina. Dobrze, skoro chcesz zacząć od Gwiazd, to otwórz Księgę na drugim rozdziale.
– Patrz… – szepnęła podniecona Dziewczynka. – Tam, na krańcu granatowiejącego nieba właśnie wschodzi pierwsza Gwiazda. Zaczynajmy…
Od tej pory niemal każdą chwilę, nie przeznaczoną na jedzenie, sen i spacery po Lesie, Dziewczynka poświęcała czytaniu Drugiego Rozdziału Księgi Mniejszej. Pełno w nim było zawiłych rysunków, wzorów matematyczno – magicznych i skomplikowanych nazw. Spoglądająca z rozmarzeniem w usiane gwiazdami niebo, Dziewczynka z irytacją powracała do mozolnego przedzierania się przez trudną i niewdzięczną wiedzę matematyczno – magiczną. Mimo zniecierpliwienia wszelkie wzory, nawet te najtrudniejsze, łatwo wchodziły jej w głowę, zaś nazwy zapamiętywała z dziecinną wręcz łatwością. Po kilkunastu dniach intensywnej nauki, jeszcze z pewnym trudem, ale już zdolna była wskazać i nazwać na granatowym niebie gwiezdne konstelacje i pojedyncze wielkie Gwiazdy. Zwłaszcza te ostatnie, ogromne, samotne, pulsujące potężnym światłem ciekawiły ją nadzwyczaj i często bardzo długo w nocy wpatrywała się w nie, niemal bez odrywania wzroku.
* * *
Minęły prawie trzy miesiące, gdy po raz pierwszy, śledząc wzajemne układy Gwiazd między sobą, odległości dzielące je, intensywność ich światła i częstotliwość mrugania, Dziewczynka odczytała pierwszy gwiezdny przekaz:
– …jak długo będzie trwać ten właśnie układ, będziemy w naszej pieczarze całkowicie bezpieczne. Ale jeśli ta duża samotna Gwiazda przesunie się w pobliże zbioru tamtych pięciu mniejszych, prawdopodobnie zagrozi nam jakieś niebezpieczeństwo. Nie będzie jednak ono zbyt wielkie. Powinnyśmy dać z nim sobie radę bez większego trudu.
– Dobrze – pochwaliła ją Czarownica. – Teraz co noc, dla wprawy, będziesz odczytywała gwiezdne przekazy. Jeszcze zwróć uwagę na tę konstelację z lewej strony nieboskłonu, a złożoną z ośmiu Gwiazd. Ich układ gwarantuje, że niebezpieczeństwo, o którym mowa, nie nadejdzie zbyt szybko.
Dziewczynka kiwnęła głową niecierpliwie.
– A teraz chodź spać. Ostatnio za długo wysiadujesz nocami przed Pieczarą. Wprawdzie lato już blisko, ale noce są jeszcze chłodne – upomniała ją Czarownica, lecz wychowanka odparła z uporem:
– Jeszcze chwilę zostanę. I nie przeszkadzaj mi.
Od tego czasu w każdą bezchmurną noc, mimo napomnień Opiekunki, Dziewczynka siedziała na dużym głazie przed Pieczarą, otulona w swój gruby, bury płaszcz – jaki wypadało nosić małej żebraczce – i wpatrywała się w Gwiazdy. Gdyby Czarownica widziała ją teraz – lecz spała spokojnie w głębi Pieczary – zastanowiłby ją wyraz twarzy jej wychowanki. Dziewczynka wydawała się nie widzieć dokoła siebie niczego – poza Gwiazdami. A szczególnie jedną z nich. Był to samotny olbrzym. I wydawało się, że między Dziewczynką a Nim wytworzyła się niewidoczna, srebrzysta nić porozumienia. Na granatowym nieboskłonie wyglądał On jak Wielki Samotnik, podróżujący po swej orbicie przez niezmierzony Kosmos – zaś w szeroko otwartych szaroniebieskich oczach Dziewczynki odbijał się już jako dwa srebrzyste punkty. I wszystkie trzy – ten na niebie i te dwa odbite w oczach pulsowały w tym samym rytmie. Po dalszych kilkunastu dniach i nocach wielka samotna Gwiazda przysunęła się w stronę małego zbioru pięciu gwiazdek. Dziewczynka wywołała śpiącą w pieczarze Czarownicę:
– Onykrs powiedział, że niebezpieczeństwo przyjdzie jutro, ale nie musimy przed nim uciekać. Wystarczy gdy skryjemy się w naszej jaskini i ty użyjesz trochę magii – szepnęła Opiekunce, wskazując Srebrnego Samotnika.
– Jaki Onykrs? – spytała nieufnie Czarownica. – Jeśli masz na myśli tę dużą Gwiazdę, to dobrze wiesz, z Księgi Mniejszej, że nosi ona miano Archedyp…
– Archedyp to miano, które nadali jej ludzie, astronomowie i wy, Czarownice – szepnęła niecierpliwie Dziewczynka. – To tak jakbyś cudzego psa nazwała Azor, choć pies naprawdę nazywa się Burek, i dobrze o tym wie. Tylko ty tego nie wiesz, bo i skąd, więc wymyśliłaś mu inną nazwę. Naprawdę On nazywa się Onykrs i wszyscy w Kosmosie dobrze o tym wiedzą.
Czarownica z uwagą spojrzała na swą podopieczną. Ta siedziała nieruchomo i nie odrywała oczu od granatowego nieba. Zdawało się wręcz, że cała była Słuchem, Wzrokiem, Skupieniem i Uwagą.