Литмир - Электронная Библиотека

Nim doszły do rysującego się już na horyzoncie Miasteczka, zrobiły krótki odpoczynek w cieniu dużego drzewa.

– Czy doprawdy nie możemy go ominąć? – spytała z niepokojem Dziewczynka, patrząc na niewiele odległe pierwsze domy Miasteczka.

– Tylko tam, z jego drugiej strony znajduje się jedyny w okolicy most, który przeprawi nas przez rzekę. Jest ona zbyt głęboka i rwąca, byśmy mogły przeprawić się przez nią inaczej. Zastanawiam się nad czymś innym: czy nie powinnyśmy się jednak rozdzielić. Samotna, mała żebraczka, taka jak ty, nie powinna wzbudzić niczyich podejrzeń. Za to my dwie razem, oooo… to jest właśnie to, czym oni się interesują i czego szukają.

– Dlaczego?

– Kiedyś się tego dowiesz, a teraz posłuchaj: za chwilę ruszysz sama i postarasz się tak szybko jak tylko potrafisz przejść nie zauważona przez Miasteczko. Nie biegnij jednak, bo to zwraca uwagę. Idź w miarę szybkim krokiem, a na widok przechodniów zatrzymuj siei żebrząc wyciągaj do nich rękę. Nie czekaj jednak, gdyż i tak nic ci nie dadzą, są na to zbyt biedni, biedniejsi niż Wieś. Od razu idź dalej, a gdy miniesz Rynek, kieruj się w dół, w stronę mostu na rzece. Przekrocz go i dopiero gdy zostawisz Miasteczko daleko za sobą, znajdź skryte wśród krzewów miejsce i czekaj na mnie. Gdy nie będzie mnie dłużej, nim słońce zacznie zachodzić, nie czekaj i wędruj w stronę tamtej góry widocznej daleko na horyzoncie. Za nią ujrzysz potem kolejną, a z jej szczytu łatwo dostrzeżesz znaną ci już, nie zamieszkałą i dziką krainę. U stóp najwyższej z Wysokich Gór, wśród bardzo starych ruin, czekać będzie nasza Siostra Trzecia.

– A gdybyś potrzebowała pomocy? – spytała Dziewczynka. – Gdyby się okazało, że tylko moja pomoc może cię uratować?

Czarownica zaśmiała się sucho:

– Jeśli ja sama, prawdziwa Czarownica nie uratuję się, to co ty mi możesz pomóc. Porozmawiasz z Gwiazdami…?!

– Kpij sobie, skoro to lubisz – mruknęła gniewnie jej wychowanka i wstała gwałtownie. – Idę, jeśli takie jest twoje życzenie…

Ruszyła szybko naprzód i po chwili zniknęła Czarownicy z oczu, za pierwszym zakrętem wijącej się wśród drzew drogi. Czarownica wstała i wolno zaczęła iść w ślad za nią, powłócząc nogami, zgarbiona, pozornie bezradna, zagubiona wśród dróg Imperium stara, samotna żebraczka. A jednak co jakiś czas przyspieszała kroku, by nie stracić z oczu oddalającej się coraz szybciej niedużej, smukłej sylwetki w zniszczonym, burym płaszczu, w zarzuconym na głowie kapturze. Wkrótce Dziewczynka weszła w rogatki Miasteczka.

I szły tak obie, jedna za drugą, w bezpiecznej odległości od siebie, zerkając skrycie w swoją stronę. Ulice Miasteczka były na poły opustoszałe. Widać porażeni grozą wczorajszej egzekucji jego mieszkańcy woleli skryć się w swych domach.

– Tym gorzej dla nas – pomyślała Czarownica. – Tym szybciej wpadniemy w oczy.

Najeźdźcy snuli się po uliczkach jakby bez celu, znudzeni i senni. Ale nawet tacy wydawali się uosabiać samą grozę. Ich wielkie czarne konie niespokojnie przebierały kopytami, uwiązane koło Ratusza, a lśniące zbroje rzucały ostre błyski.

Było ich wielu, tak wielu, że nie sposób było przejść nie zauważonym. Dziewczynka szła szybko, ze spuszczoną głową, przekradając się jak najbliżej murów kamienic – jakby chciała wtopić się w ich szare ściany.

– Ej, mała czarownico! – wrzasnął nagle z urągliwym śmiechem jeden ze zbrojnych i czubkiem długiego, żelaznego miecza zaczepił o skraj płaszcza uciekinierki. – Dokąd tak gnasz? Kogo chcesz zaczarować?

Jego kamraci zbliżyli się i zarechotali głośno.

– Wszystkie Czarownice w tej okolicy umarły ze samego strachu na myśl o losie swej siostry – zaśmiał się rubasznie inny żołnierz. – Ta mała żebraczka jest nieszkodliwa.

– Ale niech mi pokaże twarz. Chcę widzieć strach na tej twarzy… – uparł się pierwszy i kolejnym ruchem miecza zrzucił z głowy Dziewczynki kaptur. Jej długie, złote włosy rozsypały się na ramiona i zalśniły w promieniach słońca, które właśnie wyjrzało zza chmury.

– Wezmę sobie trochę tego złota! – krzyknął żołnierz i końcem miecza ściął jedno długie, mieniące się pasmo włosów.

– Ona ma włosy jak… jak zboże tego kraju – wymamrotał nagle drugi. – Rozumiesz, chłopie, co mówię? Jak zboże tego kraju, a oczy… oczy powinna mieć jak niebo przed burzą…

– Bajdurzysz! Ogłupiły cię te brednie – zaśmiał się pierwszy. – Gdyby to miała być o n a, to wątpię, by Czarownice pozwoliły, żeby wałęsała się sama ot tak, po tym miasteczku. A zresztą skąd ona, a nie o n? Moim zdaniem to na pewno ma być chłopiec!

– Dziewczyna by też być mogła – uparł się drugi. Dziewczynka nieruchomo stała pod ścianą jednego z domów, a ostry miecz cały czas dotykał jej głowy.

– No, powiedzże coś, niemowo, bo cię tkniemy głębiej tym mieczem! – wrzasnął drugi żołnierz.

Dziewczynka pokręciła w milczeniu głową i wskazała palcem na usta.

– Prawdziwa niemowa… – zdziwił się pierwszy. – Niech se idzie gdzie chce, co ci po niej…

Ale już szybkimi krokami zbliżał się inny Najeźdźca. Jego zbroja odróżniała się od innych dużymi, srebrzystymi guzami.

– Podejrzana? O co? – warknął. Dwaj żołnierze wyprostowali się służbiście. Oczy nowo przybyłego wpiły się w stojącą nieruchomo Dziewczynkę.

– Włosy jak zboże tego kraju, a oczy… – zaczął nowo przybyły z powolnym namysłem. – Czy nie sądzicie, że…

I wtedy, gdy Dziewczynka jedynie siłą woli powstrzymywała się, by nie przemienić któregoś z prześladowców w małą myszkę lub pochrząkującą świnię – co, jak dobrze wiedziała, i tak by jej nie uratowało, gdyż pozostali Najeźdźcy pochwyciliby ją z łatwością – wówczas rozległ się w pobliżu straszliwy, oszalały, nieludzki krzyk. I oto już trzej Najeźdźcy pędzili z wyciągniętymi mieczami w stronę szamoczącej się w jakimś opętańczym tańcu staruchy, która posuwała się w ich kierunku, wywijając nad głową swym burym płaszczem.

– Przemienię was w osty i szakale! – krzyczała starucha, wznosząc w górę ręce, a jej płaszcz trzepotał jak skrzydła ogromnego nietoperza. – Wasze konie staną się gąsienicami! A wówczas ja, wielka Czarownica, przeobrażę się w wielkiego ptaka i je zjem! Abra! Abri! Abre! Abronabra!

… i już ze wszystkich stron biegli Najeźdźcy; wielu nadjeżdżało konno, a niecierpliwe kopyta ich koni wystukiwały na bruku groźny rytm śmierci.

– ona mi daje czas na ucieczkę – pomyślała Dziewczynka. – Ale co zrobi sama? Nie uratuje się. Nie zaczaruje więcej niż dwóch, trzech Najeźdźców, a pozostali ją schwycą i… i spalą. Ale jeżeli ja nie ucieknę, to całe jej poświęcenie pójdzie na marne…

… i myśląc te słowa – już biegła jak strzała w dół Miasteczka, w stronę mostu. Nikt za nią nie biegł, ani nawet nie oglądał się. Wszyscy Najeźdźcy podążali w stronę oszalałego głosu, ale im bliżej znajdowali się staruchy, tym bardziej zwalniali kroku, patrząc niepewnie i z lękiem po sobie.

– Nuże! Brać ją! – wrzeszczał złowrogo ich przywódca, lecz nikt z żołnierzy nie kwapił się, by zbliżyć się do Czarownicy.

– Zetnę wam łby, głupcy! – wrzasnął przywódca. – Jako osły będziecie przynajmniej żyć, ale bez głowy, zapewniam, że życia nie ma! Naprzód!

I wówczas gromada Najeźdźców ruszyła. Dziewczynka wbiegając na most odwróciła na ułamek sekundy głowę. Ze zbitego tłumu potężnych postaci w błyszczących zbrojach, który zakrył już sobą miotającą się Staruchę – nagle wyfrunął w górę potężny orzeł i nim zdołały dosięgnąć go strzały szybkostrzelnych łuczników, już wzbił się wysoko, niemal pod chmury i zniknął zebranym z oczu.

– Przemieniła siew ptaka – szepnęła Dziewczynka. – Mimo wszystko przemieniła się w ptaka, choć tego właśnie nie wolno jej było zrobić. Kto odrywa się od ziemi, może na nią nie powrócić, głoszą święte prawa magii. I sama mnie ich uczyła…

Myśląc tak Dziewczynka ani na chwilę nie zmniejszała szybkości biegu i teraz znajdowała się już spory kawałek za mostem.

Najeźdźcy chwilę stali oszołomieni niespodziewanym wydarzeniem, a oczy ich niespokojnie błądziły po niebie. Ale oto już ich przywódca wrzasnął:

18
{"b":"100385","o":1}