Литмир - Электронная Библиотека

– Nie musisz się mnie bać – powiedziała w taki sposób, że lęk nieodwracalnie ustąpił z jego serca.

Las osiągnęli dość szybko – i wówczas przyszła pora na kolejne zadziwienie chłopca. Nigdy, w całym swoim życiu nie był dalej od ojcowskiego Zamku niż w sąsiednich wsiach i miasteczkach. Wszędzie tam zieleń zdawała się umierać i było jej niezwykle mało. Więc Las – mimo zimowej pory oszołomił chłopca swym bogactwem.

– Nie wiedziałem, że Lasy są tak piękne. Sądziłem, że są straszne – rzekł nieśmiało.

– Straszne są dla ludzi z rodu Urgha i jego żołnierzy. Ale w tobie płynie krew twojej matki, pięknej i dobrej Arlin, naszej współrodaczki, więc Las będzie ci życzliwy – odparła Czarownica.

Las był życzliwy. Szybko znaleźli suchą i ciepłą pieczarę, w której zaraz rozgościli się na dłużej.

– Przetrwamy tu do końca zimowej pory i doczekamy wiosny – wyjaśniła Czarownica. – A na dwa dni przed twymi siedemnastymi urodzinami, Luelle, podążymy w Wysokie Góry, na spotkanie mojej Siostry Piątej.

Luelle w Lesie odżyła, witając go jak dobrego przyjaciela. A i on zdawał się przyjmować jej obecność z przyjemnością. Choć wyrosła już z lat dziecięcych i wchodziła w wiek młodej kobiety, bawili się z Ajokiem jak para dzieciaków. Tu wreszcie żądna pochwał Dziewczyna pokazała chłopcu parę magicznych sztuk, których nauczyły ją Czarownice. Przemieniała szyszki w lisy i na odwrót, rozmawiała z ptakami, przywołała nawet niedźwiedzia, który był jednak oburzony nonszalancją, z jaką wyrwała go z zimowego snu. Na dodatek oberwała też burę od Czarownicy, która znowu musiała jej przypomnieć, że magia nie służy zabawie, ale znacznie ważniejszym celom. Dziewczyna chciała nauczyć Ajoka choćby jednej z tych drobnych sztuk, jakie umiała, ale okazało się to niemożliwe. Ajok wpatrywał się usilnie w małego żuka, wędrującego leśną ścieżką, i rozpaczliwie, ze wszystkich swych sił myślał, aby żuczek przemienił się w żołądź. Wykonywał wszystkie wskazane przez Luelle gesty i wypowiadał właściwe słowa zaklęć – ale żuczek nadal pozostawał żuczkiem i szedł spokojnie swoją własną drogą, aby załatwić sobie tylko znane sprawy.

– Nie pojmuję – mówił zmartwiony. – Nie pojmuję, jak to się robi…

– Tego nie trzeba pojmować – wyjaśniała cierpliwie Czarownica. – To się ma w sobie i wystarczy ten dar rozbudzić. To przychodzi samo. Ale tobie nie przyjdzie. Moc czarodziejską posiadają jedynie osoby płci żeńskiej, a ty jesteś chłopcem. Nie jest ci to do niczego potrzebne, Ajoku. Masz przecież inny cel w życiu i osiągniesz go.

– Będę poetą i napiszę najwspanialszą z ksiąg, którą czytać będą wszyscy, a każde z jej słów odmieniać będzie ludzi na lepsze? – spytał niemal bez tchu Ajok.

– Już jesteś poetą – odparła Czarownica – i napiszesz swoją księgę, zapewniam cię.

Teraz Ajok już nie zazdrościł Luelle jej darów. Czasem tylko, gdy obserwował, jak przeobrażała małą rudą wiewiórkę w dużą kolorową piłkę, żeby nią podrzucać wysoko, pytał:

– Luelle, czy jej to nie boli?

Ale Luelle śmiała się wtedy ł przywracała wiewiórce jej pierwotny kształt.

– Głuptasie – mówiła – zastanawiasz się nad tym, co mnie by nigdy nie przyszło do głowy! Przecież widzisz, że ta wiewiórka dalej skacze sobie z gałęzi na gałąź!

Wiosna nadchodziła powoli, lecz niestrudzenie i ogarniała w swe posiadanie coraz więcej i więcej przestrzeni. Śnieg leżał jeszcze głęboko pod drzewami, a już drobne, jasnozielone i świeże igiełki wychylały się ku słońcu ze świerkowych gałęzi. Napęczniały pąki na drzewach, oczekując tylko na mocniejsze słońce, aby pewnego dnia nabrzmieć i pęknąć, rozchylając zalążki młodych listków. Rozbudzone z zimowej melancholii ptaki od samego świtu wyśpiewywały swoje melodie.

– Nie wiedziałem, że może istnieć coś tak wspaniałego wzdychał po swojemu Ajok.

– Co za radość żyć! – krzyczała tymczasem Luelle i tańczyła w jasnej plamie słońca, która rozbiła swój namiot na szarej do tej pory polanie.

Tylko Czarownica pochmurniała z każdym dniem. Luelle, cała pochłonięta zwyciężającą z każdym dniem wiosną, nie dostrzegała tego. Jedynie Ajok spoglądał na nią z niepokojem.

– Jesteś smutna – powiedział wreszcie pewnego dnia. – A gdy jesteś smutna, czuję, że i we mnie narasta smutek…

– Od jakiegoś czasu prześladują mnie nieokreślone, lecz złe przeczucia. Ale nie myśl o tym. Czarownice mają takie niedobre dni – odparła krótko i skryła przed nim twarz. Od tej pory pilnowała się, aby uśmiech także czasem gościł na jej wąskich wargach i nie okazywała już jawnie niepokoju.

– Jutro wyruszamy w drogę – rzekła wreszcie w dniu, w którym pierwsze białe i żółte kwiaty wychyliły swe małe główki tuż koło topniejących gwałtownie śnieżnych zasp.

Luelle i Ajok zasnęli w pieczarze niemal natychmiast, kamiennym snem młodych ludzi, którzy cały dzień spędzili na uganianiu się po lesie. Nie widzieli, jak Czarownica długo i niespokojnie obraca się z boku na bok na swym posłaniu z liści. Nie spostrzegli, kiedy wreszcie usnęła, ani tym bardziej kiedy nagle, rozbudzona w środku nocy usiadła i przyłożyła rękę do gwałtownie bijącego serca.

– Ktoś mnie wołał – szepnęła. – Ktoś…? Kto…? Nie rozumiałam słów, ale to były niedobre słowa. A teraz nic nie słyszę…

Nie spała już do rana. O brzasku wyruszyli w daleką drogę, do Wysokich Gór.

Luelle cieszyła ta droga. Mogła teraz pokazywać oszołomionemu Ajokowi wszystko co było jej tak dobrze znane i bliskie – a dla niego całkiem nowe. To była najpiękniejsza część dawnego Wielkiego Królestwa. Pozbawiona ludzkich siedzib, a tym samym wszechobecności Najeźdźców, sprawiała wrażenie wolnego kraju – kraju sprzed wieków.

Im bliżej było Gór, tym bardziej zachwyt chłopca rósł. Ich poszarpany majestatyczny łańcuch groźnie rysował się na horyzoncie, lecz chłopiec już się nie bał, widząc, że Czarownica z Dziewczyną czują się tu swobodniej niż gdzie indziej. To była ich prawdziwa ojczyzna, pełna bogatej roślinności, ptaków i zwierząt. A do tych ostatnich nikt nie strzelał z łuków, nie pozbawiał ich życia, nie zagrażał ich istnieniu i wolności. Więc podchodziły w miarę blisko, przyglądając się wędrowcom. Zachwycony chłopiec oglądał całe stada jeleni, górskich kozic, setki zajęcy i dzikich królików, wilki, a nawet pojedyncze niedźwiedzie. Ptaki śpiewały coraz radośniej, gdyż wiosna już bezpowrotnie zwyciężyła zimę – i łączyły się w pary, szukając miejsca na gniazda.

Zajęci tak sobą i otaczającym ich krajobrazem, zdawało się że nie dostrzegali rosnącego stale niepokoju Czarownicy. A jednak Ajok go widział. Wrażliwy niezwykle na nastroje innych osób, odbierał cały czas od Czarownicy impulsy jej smutku. I nie czuł się już tak bezpieczny jak wówczas, gdy na jej wąskich wargach gościł dyskretny, ironiczny uśmiech.

– Czy coś się stało? – spytał cicho, gdy Luelle odbiegła w radosnej pogoni za małą sarenką.

– Nie wiem. Wyczuwam jednak, że coś nie jest tak, jak być powinno. W nocy ktoś mnie wołał. Nie zdążyłam jednak ani odpowiedzieć na ten Głos, ani go rozpoznać – odparła równie cicho Czarownica.

Szli dalej, odpoczywając co jakiś czas, a noce spędzali w półśnie, okryci płaszczem Czarownicy. Mimo to nie odczuwali zmęczenia. Rześkie powietrze Gór dodawało sił, a zimna woda ze źródeł i strumieni przywracała im o świcie przytomność umysłu, gdy obmywali się nią, czując, jak spływa z nich cały brud czasu niewoli. Tak, również Ajokowi nagle cały okres jego życia spędzony w Zamku wydał się także niewolą, gdy ujrzał, jak można żyć tu, u podnóża Wysokich Gór lub w Wielkich Lasach.

Do serca Wysokich Gór dotarli w trzecim dniu wędrówki.

– Nikt na nas nie czeka – zdziwiła się Dziewczyna. – A zawsze przecież była tu któraś z twoich Sióstr…

– Może przyszliśmy za wcześnie – odparła Czarownica, zaciskając niespokojnie wargi. Dopiero teraz Luelle dostrzegła jej lęk, ale nie od razu. Słowa Opiekunki uspokoiły ją i musiało minąć trochę czasu, by pojęła, że twarz Czarownicy jest cały czas pełna napięcia i rosnącego smutku; że uśmiecha się tylko wtedy, gdy ona i Ajok na nią patrzą.

60
{"b":"100385","o":1}