Литмир - Электронная Библиотека

Syd wrzasnęła i Minor na moment poczuł się winny, po chwili jednak uznał jej krzyk bardziej za objaw radości niż strachu. Poluźnił maskę na twarzy i powiedział:

– Będziesz musiała nas z tego wyratować.

– Ale jak?!

– Pchnij drążek do przodu.

– Do przodu? – jęknęła Sydney przez maskę. – Nie do tyłu?

– Na pewno nie – odparł Dar. – Pchnij do przodu. Najpierw delikatnie.

Kobieta odepchnęła od siebie drążek i skrzydła weszły w odpowiednie noszenie. Powoli, dzięki wskazówkom Darwina Syd udało się ustawić szybowiec w pozycji poziomej. Minor spojrzał na wariometr i wiedział, że już nie tracą wysokości.

– Ten głupi wyczyn nazywa się przewrotem – wyjaśnił. Przejął stery, kazał Sydney trzymać się, po czym poderwał dziób twin astira do pionu. Prędkość szybowca natychmiast spadła, a gdy osiągnęła punkt krytyczny, Minor wykonał skręt i maszyna obróciła się o sto osiemdziesiąt stopni, znów celując dziobem prawie pionowo w dół. A gdy szybowiec nabrał prędkości, Darwin pozwolił mu się poruszać normalnym, spokojnym, typowo szybowcowym ślizgiem.

– Jeszcze raz! – poprosiła Sydney.

– Nie, nie sądzę – odparł Dar. Zdjął maskę i wyłączył regulator. – Przez te wszystkie wygłupy opadliśmy do dwóch i pół tysiąca metrów. Możesz zdjąć maskę i wyłączyć dopływ tlenu.

Zrobiła, jak powiedział.

– Zróbmy pętlę.

– Nie spodoba ci się – rzekł Darwin, wiedząc doskonale, że przyjaciółce pętla ogromnie się spodoba.

– Proszę.

Zanim zdołał odpowiedzieć, dostrzegł biały helikopter Bell Ranger, który pojawił się w odległości piętnastu metrów na prawo od nich i wyrównał na tej samej wysokości.

– Co za idiota! – mruknął Dar, zamilkł jednak, gdy zobaczył, jak tylne drzwiczki helikoptera się otwierają i pojawia się w nich kucający mężczyzna w ciemnym ubraniu. Potem błysnęła lufa w rękach zabójcy i w szybowiec tuż za kabiną uderzyły kule.

***

Minor przesłuchał w swoim życiu nieskończoną niemal ilość kaset z głosami nagranymi w kokpitach – czyli piętnastominutowych taśm z pomarańczowych tak zwanych „czarnych skrzynek” – i zauważył, że w ogromnej większości poważnych katastrof lotniczych pilot, pierwszy lub drugi, wykrzykiwał na końcu: „Cholera!” lub inne przekleństwo. Darwin po tonie głosu wiedział, że przekleństwa te nie wiązały się z bliską śmiercią lecz stanowiły ostatni krzyk obrażonego lub sfrustrowanego własną niemocą profesjonalisty, który w jakiś sposób popadł w kłopoty i nie potrafił się z nich wydobyć, stając się tym samym odpowiedzialnym za śmierć swoich pasażerów.

– Cholera! – krzyknął Darwin, ustawiając maszynę dziobem w dół i jednocześnie odskakując ostro na lewo, tracąc podczas tego manewru wysokość. Gdy twin astir znalazł się sto kilkadziesiąt metrów pod beli rangerem, Minor wyrównał. Helikopter przez chwilę leciał przed siebie, po czym wykonał zwrot o sto osiemdziesiąt stopni. Zabójca wciąż strzelał. Dar wdusił hamulce aerodynamiczne i szybowiec stanął w miejscu, a następnie zaczął po prostu opadać. Pociski śmigały tuż nad kabiną. Syd zdołała wyjąć swój półautomat: sig sauera kaliber dziewięć milimetrów, wyplątawszy go spomiędzy pasów, i teraz próbowała wsunąć lufę w maleńki otwór wentylacyjny przy drzwiczkach.

– Niech to szlag! – zawołała, kiedy helikopter wyrósł obok nich i obracał się, aby dać lepszy widok strzelcowi. – Ten facet w drzwiach ma AK-47! – dodała. Zdołała uchylić prawy otwór wentylacyjny. – Przez te pasy nie mogę dosięgnąć do tych głupich, małych otworów!

– Nie odpinaj pasów! – krzyknął Darwin, rozpaczliwie usiłując wymyślić jakieś wyjście z sytuacji. „Na czym może polegać przewaga wyczynowego szybowca nad lecącym ponad trzysta kilometrów na godzinę helikopterem?” – zadał sobie w myślach pytanie. „Szybowiec potrafi wykonać pętlę, a helikopter nie…” – sam sobie odpowiedział, ale zaraz pomyślał ze złością: „Wielka mi sprawa! Może i twin astir mógłby zrobić ładną, powolną pętlę, ale beli ranger obleciałby go i do woli ostrzelał. Co jeszcze potrafi szybowiec?” – dumał rozpaczliwie. „No cóż – odpowiedział sobie – potrafimy lecieć znacznie wolniej niż oni. Ale oni mogą krążyć, cholerne gnojki”.

Helikopter ponownie pojawił się po lewej stronie. Darwin widział, że leci nim tylko dwóch ludzi: pilot, po prawej stronie z przodu, i mężczyzna w garniturze z… tak, tak… z karabinem szturmowym Kałasznikow, na tyłach. Zarówno prawe, jak i lewe drzwiczki helikoptera pozostawały otwarte. Zabójca był przypięty długimi pasami, dzięki czemu łatwo się przesuwał po ławce od jednych drzwi do drugich.

Minor poczekał do ostatniej chwili, skierował maszynę w dół dla nabrania szybkości, po czym wykonał pętlę – dokładnie w momencie, gdy twin astir wszedł w turbulencję szczeliny fenowej i pionowego ruchu powietrza.

„Za późno” – pomyślał Dar, słysząc za sobą przynajmniej dwa strzały.

Gdy się wznosili, zerknął na Sydney, która siedziała z półautomatem w obu rękach i zastanawiał się, jak poważnie zostali trafieni. Żaden z pocisków nie przeniknął na szczęście osłony kokpitu. Szybowiec nie miał silnika, który można by zniszczyć, zbiornika z paliwem, który mógłby się zapalić, ani przewodów hydraulicznych, które można by przeciąć, ta prostota maszyny oznaczała jednak, że każde trafienie w linkę sterową pozbawi ich możliwości dalszego lotu. Pocisk w lotce odebrałby Darwinowi możliwość panowania nad szybowcem. Nawet kule, które wydawały się nieszkodliwie muskać kadłub, już zmieniały przepływ powietrza i zakłócały kontrolę nad lotem.

Minor, obracając się podczas pętli, widział krążącego w odległości stu metrów na zachód beli rangera, który czekał, aż szybowiec znów znajdzie się w pozycji poziomej. Zamiast więc wyjść z pętli, Dar trzymał dziób opuszczony, pikując ku ziemi. „Błąd” – pomyślał szybko, obserwując przesuwającą się wskazówkę wysokościomierza. Instynkt kazał mu skierować szybowiec nad kaniony, wąwozy i parowy, wykorzystać tam prądy pasma i starać się schować przed snajperem za jakieś drzewa lub wzniesienie: górę czy wzgórze. Gdy zobaczył, że wysokość spada poniżej trzystu metrów, wiedział już jednak, iż popełnił błąd – prawdopodobnie zgubny w skutkach.

W dodatku nie ścigała go jakaś zwyczajna maszyna, lecz świetny helikopter, który lecąc przed siebie, mógł się obracać wokół własnej osi, przechylać się podczas skrętu równie ostro jak twin astir i krążyć, kiedy szybowiec osiągał prędkość minimalną.

Dar wszakże nie zamierzał dać za wygraną. Spojrzał przez ramię. Bell ranger unosił się nad nim, nieco z tyłu; kojarzył się z drapieżnym ptakiem, odwlekającym atak do czasu, aż ofiara skończy się kręcić.

Minor dopiero rozpoczął serię skrętów i uników. Przeleciał nisko nad rozległą doliną, szukając miejsca, na którym mógłby osadzić szybowiec, był bowiem pewien, że na ziemi on i Sydney będą mieli większe szanse niż w powietrzu. Nigdzie nie dostrzegł jednak ani łąki, ani otwartych, odpowiednich do lądowania zboczy górskich. Wszędzie pod sobą miał drzewa, głazy i linię wzgórz. Helikopter przeleciał kilkanaście metrów, po czym opadł za szybowcem; jego wirniki iskrzyły się.

– Możemy otworzyć kabinę? – krzyknęła Syd. – Chciałabym strzelić.

– Nie – odparł Dar. Skierował maszynę bezpośrednio w ścianę skalną, znalazł ciepły prąd termiczny niecałe piętnaście metrów od niej, tu wykonał ostry przechył w lewo i wzniósł się, korzystając z prądu.

Bell ranger bez trudu zrobił zwrot, dopasował tempo wznoszenia i natychmiast ruszył za nimi. Minor wyraźnie widział, że mężczyzna na tyłach uśmiecha się, podnosząc kałasznikowa.

– Tony Constanza! – powiedziała Syd. Poluźniła pasy na tyle, że mogła pochylić się do przodu i wsunąć lufę sig sauera w otwór wentylacyjny.

Zabójca strzelał seriami, mimo iż Darwin wycelował dziobem twin astira w linię wzgórz.

Pierwsza kula musnęła dziób szybowca, druga rozbiła osłonę kabiny, przeleciała między głowami Dara i Sydney, po czym przebiła pleksiglas po prawej stronie.

– Nic ci nie jest? – krzyknął Minor.

Zanim kobieta zdążyła mu odpowiedzieć, skierował dziób maszyny tuż nad daglezjami, strząsając igły z wierzchołków drzew, potem zaś mocno przechylił szybowiec i skierował go w wąską dolinę.

Helikopter zyskał wysokość, przemieszczając się znacznie szybciej nad linią wzgórz, po czym wzniósł się jeszcze wyżej i skierował na południe. Constanza wciąż strzelał z AK-47.

Darwin leciał między drzewami, nad wąską rzeką płynącą środkiem wąskiego parowu. Bell ranger obrócił się, gwałtownie skręcił i zatrzymał niemal przed nimi; krążył, a w otwartych drzwiczkach ciągle błyskała lufa karabinu szturmowego.

Minor przechylił szybowiec mocno w lewo i w tym samym momencie odczuł dwa trafienia w prawe skrzydło. Przeleciał szczelinę we wschodnim paśmie, które wcześniej zauważył i wybrał z powietrza. Maszynę niosło tutaj, ale Dar nie mógł w pełni korzystać z siły noszenia, gdy trzymał maszynę z dziobem w dole. Wleciał w jeszcze węższy parów, skrzydła twin astira dzieliła teraz od skalnych ścian odległość poniżej dwóch metrów.

Helikopter leciał za nimi.

– Muszę oddać strzał – jęknęła znów Syd, wiercąc się dziko na siedzeniu. Jej pasy wisiały luźno, więc ciałem kobiety mocno rzucało podczas ostrych przechyłów i zaskakujących wyrównań.

– Nie – powtórzył Dar. – Coraz trudniej mi kierować maszyną. Jeśli otworzymy kabinę, naszą aerodynamikę trafi szlag.

Bell ranger ryczał im nad głowami. Leciał cztery razy szybciej. Constanza wychylał się i strzelał w ich kierunku, na szczęście z niedogodnego kąta.

Szybowiec wleciał w rozleglejszą dolinę i zaczął się nieco wznosić. Kiedy niemal dotarł do chmur, Darwin przechylił szybowiec w lewo. Maszyna wyleciała z prądów termicznych i znów się wzniosła. Teraz szybowali nad pasmem wzgórz, trzysta metrów ponad rozległą, lecz zwężającą się doliną.

– Nie damy rady, jeśli zostaniemy tutaj – poinformował Syd. – Potrzebujemy wysokości.

– Mieliśmy już wysokość – zauważyła kobieta, nadal trzymając w obu rękach swój półautomat. – Potem ściągnąłeś maszynę niżej.

82
{"b":"96997","o":1}