Okrążywszy dom i znalazłszy się na podjeździe, Griffin stanął oko w oko ze starą dobrą Maureen, która właśnie włączała mikrofon. Błysk w jej błękitnych, spoglądających to na niego, to na Jillian oczach stanowczo oznaczał kłopoty.
– Jimmy, chodź no tutaj – zawołała. – Muszę mieć to na taśmie! Griffin zrobił kolejny krok do przodu, ustawiając się między Jillian a gramolącym się z wozu kamerzystą. Nie, żeby Jillian potrzebowała osłony. Zdążyła już otrzeć łzy, poprawić makijaż i podnieść hardo głowę. Od mini-załamania nerwowego do pełnej gotowości bojowej w dziesięć sekund. Gdyby przed chwilą sam nie widział, że płakała, nigdy by w to nie uwierzył. I szczerze mówiąc, trochę go to niepokoiło.
– Co tu porabiasz, Griff? – zagadnęła Maureen.
– Sprawy służbowe.
– Nie wiedziałam, że składasz wizyty domowe.
– A ja nie wiedziałem, że chcesz trafić do aresztu za wtargnięcie na teren prywatny.
– Ona nie może mnie oskarżyć. Dom nie należy do niej, tylko do jej matki.
– Mam prawo do rozporządzania jej własnością, więc mogę – odezwała się Jiilian.
– O! – Maureen była pod wrażeniem. Po chwili jednak uniosła podbródek i posłała im kolejny czarujący uśmiech. – W takim razie zajmę wam tylko sekundę.
– Bez komentarza – oznajmiła Jiilian.
– Jeszcze nie zadałam pytania.
– To bez znaczenia. Odpowiedź i tak brzmi „bez komentarza”.
– No cóż, państwo Blaire bardzo się zasmucą, gdy to usłyszą.
– Państwo Blaire?
– Tak. Rodzice biednej Sylvii. Przylecieli rano z Wisconsin, żeby odebrać ciało. Bardzo mili ludzie. Pan Blaire jest farmerem. Z mleka jego krów wyrabia się ten wspaniały wisconsiński ser. Sylvia była ich jedyną córką. „Oczkiem w głowie”, że zacytuję. Byli tacy dumni, kiedy dostała stypendium do jednej z uczelni Ivy League* [* Ivy League – grupa college’ów i uniwersytetów w północno-zachodnich Stanach Zjednoczonych cieszących się największą renomą, jeśli chodzi o poziom nauczania. Oprócz Uniwersytetu Browna do Ivy League należą m.in. Yale, Harvard i Princeton (przyp. tłum.)]. Jako pierwsza w rodzinie poszła na studia.
Maureen znowu się uśmiechnęła. Griffin ledwo zdusił w sobie chęć skręcenia jej karku.
– Nie rozumiem, co to ma wspólnego ze mną – powiedziała Jillian.
– No cóż, bardzo chcą się z panią spotkać.
– Chcą mnie poznać?
– Przewodniczącą Klubu Ocalonych? Jasne!
– Nie jestem żadną przewodniczącą. Klub Ocalonych nie ma przewodniczącej.
Maureen machnęła niedbale ręką.
– Rozumie pani, co mam na myśli. To pani twarz pojawia się najczęściej w telewizji. Państwo Blaire chcieliby z panią porozmawiać.
– Po co?
– Żeby zapytać, dlaczego nie uratowała pani ich córki, oczywiście. – Maureen uśmiechnęła się słodko.
Jillian zesztywniała.
– Maureen – warknął Griffin.
– Proszę opuścić mój teren – zażądała Jillian.
Dziennikarka zlekceważyła ich oboje.
– Nadal uważa pani, że Eddie Como był Gwałcicielem z Miasteczka Uniwersyteckiego? Co pani powie na doniesienia, że Sylvia Blaire także została skrępowana lateksowymi opaskami? Co ten nowy atak oznacza dla oskarżenia przeciwko panu Como? I co ważniejsze, co oznacza dla bezpieczeństwa kobiet w tym mieście? – zapytała, podsuwając Jillian mikrofon, podczas gdy Jimmy nakierował na nią kamerę.
Griffin zrobił trzy kroki do przodu, zasłaniając obiektyw swoją szeroką klatą.
– Właścicielka domu prosiła o opuszczenie jej terenu – powiedział stanowczo.
– Ma pan na myśli podejrzaną o morderstwo?
– Maureen…
– Co mi zrobisz, Griffin? Zarekwirujesz kasetę? – Maureen opuściła mikrofon i podeszła do niego z bojową miną. – Chroni mnie pierwsza poprawka do konstytucji, sierżancie – oznajmiła. – Nie obchodzi mnie, czy uważasz wolność słowa za przyczynę wszelkiego zła. Moim zdaniem działanie czwartej władzy jest właśnie tym, czego nam teraz potrzeba. Wczoraj rano na terenie sądu został zastrzelony człowiek. Teraz zamordowano dziewczynę z college’u. A co na to policja? Co na to pani Hayes? W tej sprawie coś śmierdzi i mam nie tylko konstytucyjne prawo, ale wręcz obowiązek coś z tym zrobić.
– Maureen Haverill, obrończyni wolnego świata – parsknął Griffin.
– A jakże!
– Znowu naczytałaś się własnych artykułów, prawda?
– Ty sukinsynu…
– Przykro mi z powodu śmierci Sylvii Blaire – odezwała się nagle Jillian i wszyscy obrócili ku niej głowy.
– Słucham? – zapytała Maureen.
– Przykro mi z powodu śmierci Sylvii Blaire – powtórzyła Jillian. – Głęboko współczuję jej rodzinie.
Maureen odstąpiła od Griffina i posławszy Jimmy’emu nerwowe spojrzenie, przybrała swoją najpoważniejszą reporterską minę. Szczwana sztuka, potrafiła nawet płakać na zawołanie. Griffin widział kiedyś, jak dokonała tego, wyrywając sobie włosek z nosa.
– Czy uważa pani, że Eddie Como rzeczywiście był Gwałcicielem z Miasteczka Uniwersyteckiego?
– Uważam, że policja przeprowadziła sumienne i kompetentne śledztwo.
– Panno Hayes, kolejna młoda kobieta nie żyje.
– To tragedia, o której nie powinniśmy nigdy zapomnieć.
Maureen zmarszczyła brwi.
– Na pewno rozumie pani, że istnieje związek między śmiercią Sylvii Blaire a atakami Gwałciciela z Miasteczka Uniwersyteckiego.
– Nie wiedziałam, że policja ustaliła coś takiego.
– Bo nie chce pani przyjąć do wiadomości, że mogłaby to zrobić, prawda, panno Hayes? Ponieważ gdyby tak się stało, znaczyłoby to, że zarówno prokuratura, jak i organy ścigania fałszywie posądziły Eddiego Como. Oznaczałoby to, że także pani się pomyliła, a Klub Ocalonych jest odpowiedzialny za trwającą rok nagonkę na niewinnego człowieka.
– Ostatni rok spędziłam, nie szczędząc wysiłków, by pomóc policji i prokuraturze w śledztwie przeciwko mężczyźnie, który brutalnie zgwałcił i zamordował moją dziewiętnastoletnią siostrę Trishę Hayes. Chcę tylko, by sprawiedliwości stało się zadość. Sądzę, że każdy, kto stracił ukochaną osobę, potrafi to zrozumieć.
– Chce pani sprawiedliwości nawet kosztem niewinnego człowieka?
– Nie. Chodzi mi o człowieka, który zamordował moją siostrę, o nikogo innego.
– A co powie pani na oskarżenia, że założony przez panią Klub Ocalonych przyczynił się do poważnego naruszenia zasad sprawiedliwości, wzbudzając atmosferę paniki i nienawiści, którą można porównać tylko ze zbiorowym szaleństwem polowania na czarownice?
– Myślę, że obywateli Providence słusznie oburzy porównanie ich z rozwścieczonym tłumem.
Maureen skrzywiła się gniewnie, a Jimmy akurat w tym momencie robił na nią zbliżenie. Z furią odsunęła od siebie kamerę.
– Sylvia Blaire nie żyje – powtórzyła, opanowawszy się. Jillian milczała.
– Eddie Como nie żyje. Jillian wciąż się nie odzywała.
– Na parkingu Szkoły Wzornictwa policja znalazła jeszcze jedno, niezidentyfikowane ciało. To trzy ofiary śmiertelne w ciągu dwudziestu czterech godzin.
Jillian nadal nie odpowiadała. Maureen postanowiła zmienić taktykę.
– W dniu aresztowania Eddiego Como powiedziała pani, że cieszy się, że policja schwytała podejrzanego. Stała pani wraz z Meg Pesaturo i Carol Rosen na stopniach ratusza i wszystkie publicznie obarczyłyście Eddiego Como winą za ataki dokonane przez Gwałciciela z Miasteczka Uniwersyteckiego.
– Policja miała przekonujące dowody…
– Kolejna dziewczyna nie żyje! Została zgwałcona i zamordowana jak pani siostra!
– I bardzo mi przykro!
– Przykro pani?! – natarła Maureen. – To nie wróci Sylvii Blaire życia. Wyrazami współczucia nie odda pani państwu Blaire ich pięknej, kochanej córki.
– To nie moja wina… – Jillian urwała wpół zdania. Jej opanowanie zaczęło topnieć, w głosie zabrzmiało zdenerwowanie.
Griffin rzucił jej ostrzegawcze spojrzenie, ale ona już na niego nie patrzyła.
– Domagałyście się sprawiedliwości – nie odpuszczała Maureen.
– Zostałyśmy zgwałcone! To oczywiste, że domagałyśmy się sprawiedliwości!
– Wmówiłyście opinii publicznej, że nikt nie będzie mógł spać spokojnie, dopóki gwałciciel nie znajdzie się za kratkami.
– Bo taka była prawda!
– Organizowałyście konferencje prasowe, wywierając ogromny nacisk na policję.
– Cztery kobiety zostały napadnięte. Policja i tak była pod ogromnym naciskiem!
– Powiedziałyście, że cieszycie się z aresztowania pana Como.
– Bo tak było!
– Tak? Więc w takim razie co pani czuje po jego śmierci? Potrzebuje pani więcej szampana, panno Hayes? W końcu niecodziennie ktoś publicznie wznosi toast, by uczcić śmierć niewinnego człowieka.
Jillian drgnęła nerwowo. Za późno spostrzegła pułapkę. Za późno spojrzała w obiektyw kamery szeroko otwartymi, zdziwionymi oczami.
– Śmierć to nie sprawiedliwość – powiedziała słabym głosem, chociaż nie miało to już żadnego znaczenia.
Maureen miała swój reportaż i wszyscy zdawali sobie z tego sprawę. Dziennikarka uśmiechnęła się i ruchem ręki nakazała Jimmy’emu wyłączyć kamerę.
– Dziękuję – rzekła, opuszczając mikrofon.
– Naprawdę uważa pani, że w ten sposób komukolwiek pani pomaga? – spytała Jillian.
Maureen wzruszyła ramionami.
– Nie mogę spieprzyć sprawy bardziej od pani, prawda?
– Sugeruje pani, że to moja wina?
– Oglądała pani nagrania z waszych konferencji prasowych? Widziała pani, jak wygląda w telewizji? Ma pani taką siłę perswazji, że niejeden polityk by się schował. Zawsze opanowana, chłodna, przekonująca. Uświadomiła pani telewidzom, że ich córki mogą być następne. Pani nie tylko włączyła się do tej historii, pani się nią po prostu stała. Nawet ja z wami sympatyzowałam. Kurczę, wszyscy dziennikarze pili wasze zdrowie, kiedy aresztowano Eddiego Como. Ale to było, zanim zginęła Sylvia Blaire. Jasne, że jest pani odpowiedzialna za to, co się wczoraj stało. Gdybyście tak nie podgrzewały atmosfery, może policja przeprowadziłaby dokładniejsze śledztwo. Gdyby policja nie traciła tyle czasu na tłumaczenie się z tego, co mówiła pani do kamer, detektywi mieliby więcej czasu na prowadzenie śledztwa. Policjanci są bardzo wrażliwi na naciski publiczne. Proszę zapytać sierżanta Griffina.