Zaczęło się od rozmowy: – To eksperci są problemem, a nie gliniarze. Gliny to tylko gliny. Jednych obchodzą tylko kawa i pączki, innych własna emerytura. Ale ci goście z laboratoriów… Kurwa, czytałem o takiej sprawie, gdzie przyskrzynili faceta, porównując szwy jego dżinsów z krwawym odciskiem, który zostawił na miejscu zbrodni. Nie zalewam. Jakiś jajogłowy zeznał w sądzie, że dżinsowe portki mają taki niepowtarzalny ścieg i układ nici, że jest tylko jedna szansa na miliard, żeby inna para zostawiła taki sam ślad. W mordę jeża, aż się wierzyć nie chce!
– Nie chodź w dżinsach – powiedział drugi mężczyzna. Pierwszy, właściwie dzieciak, przewrócił oczami.
– Genialne, kurwa.
Drugi wzruszył ramionami.
– Zanim zaczniesz pieprzyć, jak to lewisy posłały kogoś za kratki, może powinniśmy zacząć od najważniejszego. Od odcisków palców.
– Rękawiczki – podrzucił bez namysłu dzieciak.
– Rękawiczki? – Drugi mężczyzna zmarszczył brwi. – A ja myślałem, że powiesz mi coś odkrywczego.
– Zgoda, rękawiczki są upierdliwe. Ale odsiadka też do przyjemności nie należy. Co niby można jeszcze na to poradzić?
– Bo ja wiem? Ale nie chcę nosić rękawiczek, jeżeli nie muszę. Zastanówmy się.
Mógłbyś wszystko wytrzeć – zaproponował chłopak. – Amoniak rozpuszcza tłuszcz z łapsk. Przygotowujesz buteleczkę roztworu amoniaku z wodą. Potem psikasz tym zajzajerem wszędzie tam, gdzie dotykałeś paluchami, i pucujesz. Tylko nie możesz zapomnieć o… – Dzieciak umilkł. Zdawało się, że nie jest w stanie wypowiedzieć słowa, które ma na myśli. Mężczyzna uznał, że to zabawne, biorąc pod uwagę wszystko, czego ten „dzieciak” dokonał. Pokiwał głową.
– Tak. I to wszystko amoniakiem, rzecz jasna. Inaczej mogliby podświetlić jej skórę jakimiś promieniami czy zadymić jakimiś tam oparami i całe pucowanie na gówno by się zdało. Zamiast psikać babę od stóp do głów, można ją od razu wrzucić do wanny. Tak, wiesz, dla pewności.
– No. – Dzieciak pokiwał w zamyśleniu głową. – Ale i tak mógłbyś coś opuścić. Poza tym miałbyś od groma roboty. Pamiętaj, co piszą w podręczniku: „Im więcej kontaktów z ofiarą, tym więcej śladów”.
– Słusznie. Jakieś inne pomysły?
– Mógłbyś zostawić fałszywe odciski. Poznałem takiego gościa z Nowego Jorku. Jego gang odcinał dłonie swoich wrogów, a potem zostawiał ich odciski na miejscu własnych zbrodni.
– I co? Działało?
– Hm, połowa gangu siedzi za kratami…
– Czyli nie działało.
– Raczej nie.
Mężczyzna wydął wargi.
– Ale to ciekawe posunięcie. Twórcze. Policja nienawidzi ludzi z inwencją. Warto by się dowiedzieć, gdzie ci gangsterzy popełnili błąd.
– Popytam o to.
– Odciski palców to nic innego jak tylko ślad pozostawiony przez linie papilarne, czyli wzór złożony z małych rowków i górek – myślał na głos mężczyzna. – Wystarczy zapełnić czymś te rowki, i odciski z głowy. Coś mi się zdaje, że musi istnieć sposób, żeby to zrobić. Może pomazać paluchy klejem do wszystkiego? Obiło mi się coś takiego o uszy, ale nie wiem, czy zdaje egzamin.
– Ale w ten sposób straciłbyś czucie w rękach, nie? Jak tak, to lepiej od razu zostać przy rękawiczkach, które są już przecież sprawdzone.
– Są jeszcze blizny. Jak sobie będziesz nacinał opuszki, zabliźnione rany zmienią linie papilarne.
– Nie, dziękuję!
– Nic bez bólu – zauważył sentencjonalnie mężczyzna.
Taa… ale jak nie ma radochy, to po co się w to wszystko w ogóle pakować. Jak myślisz, co blizny zrobią z zakończeniami nerwowymi pod naskórkiem? Równie dobrze możesz sobie od razu odrąbać wszystkie paluchy i mieć problem z głowy. Trzeba się trzymać prostych rozwiązań, pamiętasz? To kolejna sprawa, na którą zwraca uwagę podręcznik: „Proste znaczy dobre”.
Mężczyzna wzruszył ramionami.
– Dobra, niech będą rękawiczki. Najcieńszy możliwy lateks. To rozwiązuje problem odcisków. Następny punkt: DNA.
– Ożesz kurwa – zasępił się dzieciak.
– DNA to niezła zagwozdka – zgodził się mężczyzna. – Jak chodzi o odciski palców, wystarczy pilnować, czego się dotyka. Ale z DNA… Musisz wziąć pod uwagę włosy, krew, spermę, ślinę. O, i jeszcze odciski zębów. Nie zapominajmy o analizach uzębienia.
– Kurde, naprawdę masz niezłego zajoba. – Dzieciak znowu przewrócił oczami. – Słuchaj, nie gryź niczego ani nikogo. To zbyt ryzykowne. Przyskrzynili już kilku złodziei, porównując ich uzębienie z odciskiem zostawionym na kawałku żółtego sera w lodówce. Cholera wie co mogą zrobić z kobiecą piersią. No dobra, wróćmy do DNA.
– W porząsiu. DNA.
– Odstaw OJ. Simpsona – odrzekł z wyraźną irytacją dzieciak. – Niech prawnicy się tym zajmą.
– Naprawdę myślisz, że prawnicy są tacy dobrzy? – zapytał mężczyzna z kpiną w głosie.
Chłopak zrobił się drażliwy.
– To co, do kurwy nędzy, można jeszcze poradzić? Założyć pieprzonego kondoma? Równie dobrze możesz rżnąć ogrodowy szlauch.
– W takim razie potrzebujemy czegoś lepszego. Zwalanie winy na niekompetencję gliniarzy to gówniana linia obrony. Zresztą to nie oni zajmują się DNA. Szpital wysyła próbki do Departamentu Zdrowia przez specjalnego kuriera. Co jest, gazet nie czytasz?
– Czytam…
– Wrzucenie do wanny też na nic się nie zda – ciągnął nieustępliwie mężczyzna. – Pamiętaj o Motyce. Facet wstawił tę kobitkę do wanny i wszystko poszło tak gładko, że teraz bałwan będzie do zasranej śmierci gnił w więzieniu. Nasienie dostaje się w głąb ciała. Potrzeba czegoś więcej niż kąpieli, jakiegoś rodzaju płukania. Bo ja wiem? Poza tym są jeszcze włosy. Z włosa też można wydobyć DNA, jeżeli znajdą cebulkę. No i mogą porównać włos znaleziony na miejscu zbrodni z włosem na łepetynie. Wanna stanowczo nie załatwi sprawy. Jeszcze jakiś nadgorliwy gliniarz wyciągnie moje włosy z rury odpływowej. W ten sam sposób mogą wydobyć próbki krwi. Nie, do tego trzeba się poważnie przygotować.
– Ogól się.
– Na całym ciele?
– Tak. – Głos dzieciaka zdradzał irytację. – No, wszędzie. Zawsze możesz się wytłumaczyć, że kręci cię pływanie albo kulturystyka. A co, kurwa?
– Golenie to dobry pomysł – zgodził się mężczyzna. – Załatwia sprawę włosów. Co jeszcze? Sprawdzą jej usta. Pamiętasz?
– Tak, tak, korzystałem z tej samej książki co ty.
– Żadnego dotykania gołymi rękami. Nawet gałek ocznych.
– Tak, też czytałem o tym śledztwie.
– No i chyba nie zakładać dżinsów.
– Noś pokrowce na butach, żeby zmniejszyć ryzyko pozostawienia ziemi i włókien – dodał dzieciak. – I zawsze, kiedy to możliwe, uciekaj się do podstępu i kłamstwa. Włamywanie się na chama znaczy, że musisz użyć narzędzi, których ślady mogą się przydać w śledztwie.
Mężczyzna pokiwał głową.
– W takim razie załatwiliśmy problem wszystkich materialnych śladów oprócz DNA. Musimy wykombinować, jak się go pozbyć. Wystarczy, że znajdą jedną próbkę spermy, sprawdzą ją w bazie danych i…
– Wiem, wiem. – Dzieciak zamknął oczy. Zdawało się, że mocno się zastanawia. Bardzo mocno. W końcu powiedział: – Mógłbyś im zamydlić oczy. Był taki facet, którego przyskrzynili za serię gwałtów na podstawie DNA, ale kiedy siedział w kiciu, zgłoszono kolejny gwałt, a na majtkach dziewczyny znaleziono to samo DNA.
– I co się stało?
Dzieciak westchnął.
– Facet dostał za to wyższy wyrok. Oszustwo w celu utrudnienia śledztwa czy coś takiego.
– Zgwałcił następną dziewuchę, kiedy siedział w pierdlu?
– Nie, człowieku. Spuścił się do butelki po keczupie i wysłał ją kumplowi, który zapłacił dziewczynie pięćdziesiąt dolców, żeby rozmazała toto na gaciach, a potem krzyczała, że gwałt. No wiesz, żeby się wydawało, że na wolności szaleje prawdziwy gwałciciel, który ma takie samo DNA.
– Nie ma czegoś takiego jak dwaj faceci z takim samym kodem genetycznym. Nawet bliźniaki mają inne DNA.
– No właśnie. Na tym polegał błąd. Biegli to wiedzieli, prokurator to wiedział i policja wiedziała. Więc naciskali dziewczynę tak długo, aż wyśpiewała, co się naprawdę stało.
– Jest w tym jakiś morał?
– Tak. Zapłać dziewczynie więcej niż gówniane pięć dych! Mężczyzna westchnął.
– To kiepski plan.
– Chciałeś, żebym ci podrzucił jakiś pomysł, to podrzucam.
– Ale miałem na myśli coś dobrego.
– E tam, pierdol się.
Mężczyzna nie odpowiedział. Dzieciak także milczał.
– Trzeba znaleźć sposób na DNA – mruknął po jakimś czasie chłopak.
– No – zgodził się mężczyzna.
– Gumka na małego – prychnął dzieciak. – Po co ci coś takiego?
– Zresztą może się okazać nieskuteczna. Prezerwatywy przeciekają, pękają. Poza tym policja robi się coraz lepsza w identyfikacji substancji nawilżających i plemnikobójczych. Dzięki temu są w stanie stwierdzić, jaka to marka. Zaczynają rozpytywać w aptekach i sklepach. I nagle ni z tego, ni z owego pojawia się jakaś pani magister, która dziwnym trafem zapamiętała faceta kupującego pudełko…
– I masz przechlapane.
– No. Ci goście z laboratoriów. Każda pierdółka, jaką zostawisz na miejscu zbrodni…
Dzieciak nagle się ożywił.
– Czekaj – powiedział. – Mam pomysł.