Литмир - Электронная Библиотека

CAROL

Jillian przyjechała pierwsza. Brutalnie przepchnęła się przez tłum reporterów oblegających szpitalny parking i wbiegła do budynku. – Cholerne hieny! – krzyknęła, gdy zasunęły się za nią elektronicznie zamykane drzwi. Wcześniej jednak jeden z dziennikarzy zdążył zawołać: „Pani Hayes, czy sama nie myślała pani nigdy o samobójstwie?” Meg z rodziną przyjechali wkrótce po Jillian. Mundurowy policjant zauważył ich samochód przed domem Vinniego Pesaturo i przekazał im wiadomość. Wjechawszy na parking, Vinnie wrzasnął: „Z drogi, pierdolone szczury!” i reporterzy usunęli się grzecznie, przepuszczając całą familię.

Meg natychmiast podbiegła do Jillian.

– Gdzie ona jest? Nic jej nie będzie?

– Nie wiem. Musimy porozmawiać z jakimś lekarzem. Hej, ty, w białym kitlu. Jaki jest stan Carol Rosen?

– Jillian! Tutaj. Jillian!

Jillian i Meg odwróciły się i ujrzały Toppi machającą do nich z drugiego końca poczekalni. Obok niej siedziała matka Jillian, a przy niej sierżant Griffin.

– Dlaczego twoja mama tutaj jest? – zdziwiła się Meg.

– Czy to naprawdę Olivia Hayes? – zapytał z przejęciem jej ojciec.

– Zabiję tego Griffina – powiedziała Jillian.

Podbiegli do Toppi, która wstała, żeby ich powitać.

– Jak ona się czuje? Wyjdzie z tego? – Jillian trzęsły się ręce. Nie zdawała sobie z tego sprawy, dopóki Toppi nie ujęła jej dłoni.

– Jeszcze nie wiemy.

– O, Boże…

– Jej mąż właśnie rozmawia z lekarzem, więc wkrótce powinniśmy się czegoś dowiedzieć.

– Co się stało?

– Wygląda na to, że przedawkowała środki nasenne. Być może piła także alkohol.

– O, nie – jęknęła Meg. – Nie wiedziałam… Widziałam, że była zdenerwowana, ale nie przypuszczałam…

– Nikt nie mógł tego przewidzieć – powiedziała Jillian, ale bez przekonania. Przyjaźniły się z Carol, widziały ją dziś rano. Może powinny były zauważyć. Matka Meg objęła córkę ramieniem.

– A gdzie był wtedy jej mąż? – oburzył się wujek Vinnie. Toppi wzruszyła ramionami i spojrzała na Griffina.

– Poza domem – odparł po prostu.

– Najwyraźniej – burknął wujek Vinnie.

– Nie zniosę tego dłużej – oznajmiła Jillian. – Poszukam lekarza. Poszła w stronę dyżurki, a Griffin za nią.

– Jak pan mógł? – natarła na niego, gdy tylko znaleźli się na tyle daleko, że nikt ich nie mógł usłyszeć. Wciąż trzęsły jej się ręce. Odchodziła od zmysłów w obawie o życie Carol.

– Chyba nie rozumiem.

– Jak mógł pan wplątać w to moją matkę?!

– Przestań, Jillian! – skarciła ją Toppi, która właśnie do nich podbiegła. – Spójrz na nią! Obejrzyj się przez ramię i popatrz!

Jillian zagryzła buntowniczo wargi, ale zrobiła, co nakazała jej Toppi. Libby miała dosłownie u stóp ojca i wujka Meg. Obaj mężczyźni mówili coś z ożywieniem, a ona uśmiechała się radośnie.

– Wygląda całkiem nieźle – zauważył Griffin.

Jillian wytknęła palcem jego muskularny tors.

– Nie ma pan prawa się odzywać! – syknęła, po czym zwróciła się do Toppi: – Ona jest taka delikatna…

– Nic jej nie jest.

– Nie dalej jak wczoraj trzeba jej było podać tlen!

– Przeżyła szok.

– A jak mogła zareagować, widząc Carol leżącą na podłodze?

– Nie najlepiej, ale Carol na pewno czuła się gorzej.

– Nie chcę jej w to mieszać! – wycedziła przez zęby Jillian.

– Za późno. To twoja matka. Od dawna jest we wszystko zaangażowana.

– Ale przez to będzie się tylko bardziej martwić.

– Już się martwi. A teraz przynajmniej mogła coś zrobić.

– Toppi!

– Jillian! – odkrzyknęła Toppi. – Posłuchaj. Kiedy sierżant Griffin zadzwonił, zapytałam ją, co chce zrobić. Nie wahała się ani chwili. Carol jest twoją przyjaciółką. Libby z radością zgodziła się jej pomóc. I bardzo dobrze. – Zniżyła głos. – Wiem, że nie było jej przy tobie, kiedy byłaś dzieckiem, Jillian. Ale nie jesteś już dzieckiem. Dorosłaś. Czy nie przyszło ci nigdy do głowy, że ona też?

Toppi dołączyła z powrotem do Meg wtulającej głowę w pierś mamy i do Libby, która ku wyraźnej radości Toma i wujka Vinniego z zapałem wertowała kartki książki z obrazkami.

W dyżurce nikt nie potrafił Jillian pomóc. Nie była członkiem rodziny, a w świetle obowiązujących przepisów więź łącząca ofiary gwałtu nie liczyła się. Personel wiedział oczywiście, kim jest. Dyżurna pielęgniarka okazała nawet zrozumienie. Dopiero wtedy Jillian zdała sobie sprawę, gdzie się znalazła. Women amp; Infants. Jeden z najlepszych szpitali w Providence. Każda z nich była w nim co najmniej raz, tamtej nocy…

Jillian odeszła od okienka, ledwo trzymając się na nogach. Nagle uświadomiła sobie, że nie może stracić Carol. Po prostu nie może. Carol musi przeżyć. Wtedy będą znowu razem, we trzy. Znowu będą przesiadywać w restauracjach, kłócić się albo żartować, zwierzać się albo rozmawiać o niczym. Znowu będą sobie pomagać.

Założyła Klub Ocalonych właśnie po to, ale teraz zdała sobie sprawę, że stał się dla niej czymś więcej, niż mogła przypuszczać. Nie potrafiła sobie wyobrazić, że może już nigdy nie zobaczyć Carol. Nie potrafiła sobie wyobrazić nawet tygodnia bez spotkania z nią i Meg.

– Usiądź – powiedział łagodnie Griffin. – Zaczekaj.

– Nie mogę siedzieć. Nie potrafię czekać. To właśnie mój problem. – Jej palce zacisnęły się na rękawie jego koszuli. Sama nie wiedziała, kiedy to się stało. – O, Boże, chcę się tylko dowiedzieć, co z Carol.

Nagle drzwi po lewej stronie otworzyły się i stanął w nich Dan Rosen. Miał poszarzałą twarz i rozczochrane włosy. Ubrany był w brązową marynarkę, a pod szyją miał zawiązany złocisty krawat. Wyglądał, jakby nie wiedział, gdzie się znalazł.

Jillian spojrzała na niego i nagle poczuła, jak ziemia usuwa się jej spod stóp.

– O, nie… – wyszeptała.

– Panie Rosen – odezwał się Griffin.

– Co? Słucham?

– Dan? – szepnęła Jillian. Wreszcie dostrzegł ich obecność.

– Witaj, Jillian.

– Czy ona? Proszę, Dan…

– Robią jej płukanie żołądka. Podają… aktywny węgiel czy coś takiego. Połknęła cały słoik ambienu i popiła alkoholem. To niedobrze, bardzo niedobrze. Lekarz powiedział, że ambien plus alkohol równa się śpiączka. – Spojrzał na Griffina, roztrzęsiony. – Powiedział… powiedział, że gdyby pomoc nie nadeszła tak szybko, umarłaby.

– Od dawna piła?

– Chyba tak. A jej gardło… jej przełyk jest podrażniony. Chyba tak wyraził się lekarz. Na tylnych ściankach zębów widać ubytki szkliwa. Od kwasów żołądkowych. Zmuszała się do wymiotów.

– Bulimia? – zapytała z niedowierzaniem Jillian.

– Tak mówi lekarz. Wygląda na to, że moja żona całym i dniami objadała się i upijała. A potem zmuszała się do wymiotów. I tak w kółko. – Spojrzał na Jillian. – Wiedziałaś o tym?

– Nie.

– Ty powinieneś. – Meg podeszła do nich, kiedy rozmawiali. Teraz z rękami w kieszeniach dżinsów wpatrywała się w Dana z oburzeniem. – Jesteśmy jej przyjaciółkami, ale widywałyśmy ją tylko parę razy w tygodniu. Ty z nią mieszkałeś. Jak mogłeś nie zauważyć, co robiła?

– Pracowałem…

– Meg…- próbowała ją jeszcze powstrzymać Jillian. Ale było za późno.

– Pracowałeś? Czy zabawiałeś się z kochanką?

– Co? – Dan podniósł głowę. – Słucham?

– Nie udawaj niewiniątka. – Meg zdążyła się rozkręcić i wszyscy włącznie z sierżantem Griffinem patrzyli na nią z zainteresowaniem. – Carol mówiła nam o twoich żałosnych wykrętach, o „wieczornych spotkaniach z klientami”, o „nawale pracy”. Dzwoniła do twojej kancelarii, wiesz? Tamtego wieczoru, kiedy została zgwałcona, wiedziała, co naprawdę robiłeś!

– Carol myśli, że sypiam z inną? – spytał Dan zdławionym głosem.

– Och, daj spokój…

– To nieprawda. Przysięgam. Nie zrobiłbym jej tego. Kocham ją!

– Nigdy cię nie ma! – wykrzyknęła Meg.

– Wiem.

– Ani w domu, ani w pracy!

– Wiem.

– To gdzie się, do cholery, podziewasz?

Dan nie odpowiedział. Po prostu stał osłupiały. I wtedy z drugiego końca sali odezwał się inny głos:

– W Foxwoods – oświadczył wujek Vinnie. – Danny nie zdradza żony. Jest hazardzistą. I to cholernie złym hazardzistą.

Dan pokiwał ze skruchą głową.

– Kocham Carol – powtórzył. Potem odwrócił się i uderzył pięścią w ścianę.

– Będzie mi pan musiał wszystko opowiedzieć – oświadczył Danowi Griffin, który żeby zachować prywatność rozmowy, poprosił o pusty gabinet. Oczywiście Jillian, Meg i cały entourage natychmiast podążyli za nimi. Teraz wszyscy przyglądali się Griffinowi i Danowi, jakby mieli do tego pełne prawo. Griffin zastanawiał się, czy nie wyrzucić ich za drzwi, ale w końcu pozwolił im zostać. Vinnie Pesaturo mógł się okazać pomocny przy ustalaniu faktów, a Jillian i Meg zdawały się mieć na Dana taki wpływ jak kastet na przesłuchiwanego. Wystarczało, że na niego spojrzały, a już zaczynał się rozklejać.

– Nigdy nie chciałem jej skrzywdzić – zaczął słabym głosem pan Rosen.

– Ale mimo wszystko strzeliła do ciebie.

– To był wypadek! Powinienem był zawołać, że to ja, kiedy tylko wszedłem do domu. Było późno… Carol robi się wtedy nerwowa. – Jego usta wykrzywiły się w bolesnym grymasie. – Po tym, co jej się stało tamtej nocy, trudno się dziwić.

– Właśnie. Porozmawiajmy o tamtej nocy. – Griffin włączył dyktafon. – Zeznał pan, że był pan w pracy.

Dan zwiesił głowę.

– Zgaduję, że to samo powiedział pan żonie.

– Tak.

– Ale tak naprawdę nie był pan w pracy?

Dan nie podniósł wzroku. Vinnie dał mu kuksańca w bok.

– Na litość boską, człowieku! – zgromił go. – Przestań się rozklejać i zrób w końcu coś, jak należy!

Dan spojrzał na niego spode łba.

– Byłem w kasynie w Foxwoods – powiedział.

– Okłamał pan policję?

– Tak.

– Często pan to robi?

– Wstydziłem się! Nie dość, że nie było mnie, kiedy Carol mnie potrzebowała, to jeszcze grałem wtedy w blackjacka… Boże, jaki mąż tak postępuje?

57
{"b":"94206","o":1}