Tak samo jak poprzednim razem poszli na tyły domu. Biorąc pod uwagę, że nigdy nie wiadomo, za którym krzakiem ukrywa się żądny sensacji fotograf lub kamerzysta, wydawało się to rozsądne. Tym razem Tawnya prawie natychmiast pojawiła się w oknie drzwi. Jak zwykle tryskała humorem. Obrzuciła Fitza mściwym spojrzeniem i splunęła.
Griffin pogroził jej palcem. Może jego czar zaczynał wracać, bo panna Clemente otworzyła drzwi.
– Jeśli przychodzicie w sprawie pozwu sądowego – oznajmiła – to spieprzajcie mi stąd. Idźcie ruchać kozy na pastwisku! Mój adwokat mówi, że nie powinnam z wami rozmawiać.
– Cóż za barwna wiązanka – zauważył Griffin.
– Znam takich więcej. Jak nie zostawicie mnie w spokoju, usłyszycie je wszystkie.
– Dzień dobry, pani Como. – Fitz przemknął za Griffinem do kuchni, cały czas chowając się za nim na wypadek, gdyby Tawnya zrobiła się bojowa.
Pani Como znowu stała przy kuchni. Wyglądało na to, że daniem dnia miała być ostro przyprawiona fasola. W powietrzu unosił się zapach czosnku, nadający kuchni niepowtarzalną domową atmosferę. Oczywiście woni gotowanych pieluch również nie mogło zabraknąć.
Tym razem Eddie junior nie spał, lecz siedział w dziecięcym foteliku na kuchennym stole i patrzył na Griffina wielkimi brązowymi oczyma. Po chwili wpakował do buzi kolorową plastikową zabawkę i zaczął się ślinić. Griffin wcisnął ręce do kieszeni, żeby nie zrobić czegoś głupiego, na przykład nie połaskotać pucołowatych dziecięcych policzków. Przyszedł tu odegrać rolę złego detektywa. A czas wciąż uciekał. Kurczę, dzieci są jednak bardzo słodkie.
– Może powinniśmy porozmawiać w salonie – zaproponował Fitz, zerkając na małego Eddiego.
– Nie mam wam nic do powiedzenia – oświadczyła Tawnya.
– Chodźmy do salonu – powtórzył Fitz bardziej stanowczo.
Tawnya zmarszczyła groźnie brwi, ale wyszła z kuchni.
Gdy tylko znaleźli się w salonie, Fitz otworzył ogień.
– Wiemy, co zrobiłaś, Tawnyu. Przyznaj się, póki nie zginie następna dziewczyna, a może uda nam się coś załatwić. Eddie junior stracił już jedno z rodziców. Chyba nie chcesz, żeby wychował się jak sierota?
– O czym wy, kurwa, mówicie?
– O pięćdziesięciu milionach dolarów. Dla takiej forsy ludzie sprzedają własne matki, nie mówiąc już o chłopaku, który zrobił ci dziecko, a mimo to nie chciał się z tobą ożenić.
– Mówicie o moim pozwie? Nie mam wam na ten temat nic do powiedzenia. Mój adwokat twierdzi, że nie muszę wam nic mówić. Zabiliście mojego Eddiego! Teraz pora za to zapłacić!
– Nie będzie żadnego odszkodowania, Tawnyu – powiedział Griffin.
– Nie dostaniesz ani centa – dodał Fitz – kiedy ludzie dowiedzą się, co zrobiłaś Eddiemu.
Tawnya była dobra. Naprawdę dobra. Najpierw zrobiła zdziwioną minę, a potem przygotowała się do bitwy. Wyszczerzyła zęby. Błysnęła ostrymi paznokciami.
– Wypierdalać z mojego domu!
– Posłuchaj, Tawnyu. Jeśli będziesz teraz współpracować, może mały Eddie nie skończy jako sierota na ulicy.
– Wy gównoryje, chuje złamane, gnidy jebane! Wypierdalać z mojego domu!
Fitz i Griffin ani drgnęli. Fitz łypnął na Griffina.
– Masz rację, bardzo barwny język.
– Pasuje do paznokci.
– Myślisz, że zaraz zaatakuje?
– Byłoby miło. Moglibyśmy ją aresztować i już nigdy nie zobaczyłaby bożego świata.
– Szkoda małego Eddiego. Griffin wzruszył ramionami.
– Wiesz, jak to jest. Rodziców się nie wybiera. Tawnya się zapieniła. Griffin natychmiast ruszył do ataku.
– Masz trzydzieści sekund, żeby zacząć gadać – powiedział poważnym głosem. – Wiemy, że wrobiłaś Eddiego. Wiemy, że jesteś wspólniczką w czterech gwałtach i dwóch morderstwach. Jeśli teraz się przyznasz, mały Eddie będzie miał szansę dorastać pod opieką matki. Ale jeśli znowu zaczniesz kręcić, aresztujemy cię. Zakujemy cię w kajdanki na oczach dziecka. Wyprowadzimy cię z domu i już nigdy w życiu nie zobaczysz syna. Trzydzieści sekund, Tawnyu. Dwadzieścia dziewięć, dwadzieścia osiem, dwadzieścia siedem…
Tawnya nie była w nastroju do współpracy. Warknęła, a potem rzuciła się na Griffina, który chwycił ją za ręce, podstawił jej nogę i zgrabnym ruchem przycisnął twarzą do podłogi. Fitz wyciągnął kajdanki. Nie mieli czasu na zabawę. Postawili ją z powrotem na nogi i właśnie zamierzali wyprowadzić z salonu, gdy w drzwiach stanęła pani Como i, wytarłszy dłonie w kuchenny ręcznik, wypowiedziała jedno słowo:
– Stać.
Detektywi zatrzymali się instynktownie. Griffin ochłonął pierwszy.
– Pani Como – oznajmił stanowczym głosem – mamy powody, by podejrzewać Tawnyę o pomoc we wrobieniu pani syna w gwałt…
– Nieprawda! – wrzasnęła Tawnya, próbując kopnąć Fitza, który w porę uskoczył na bok.
– Tawnya jest dobra dziewczyna – oświadczyła pani Como.
– Gówno prawda – mruknął Fitz.
– Dobre dziewczyny robiły znacznie gorsze rzeczy dla pięćdziesięciu milionów dolarów – zauważył rzeczowo Griffin, odciągając Tawnyę od Fitza.
– Nie Tawnya złożyć skarga o odszkodowanie – oznajmiła pani Como. – Ja się procesować. Potrzeba pieniędzy dla moja wnuczek.
– To był pani pomysł?
– Si.
– Ale to Tawnya wystąpiła w telewizji – odezwał się Fitz.
– Ja nie lubię rozgłos i telewizja.
Fitz i Griffin spojrzeli na siebie z zakłopotaniem. Odsunęli się trochę od Tawnyi. A ta oczywiście wykorzystała okazję, by splunąć im w twarz.
– Nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła! Kochałam Eddiego, wy tępi, żałośni…
– Tak, tak, tak – przerwał jej Fitz, unosząc rękę i spoglądając na zegarek. – Rozumiemy.
– Mój syn został wrobiony? – zapytała pani Como. – Mój Eddie nie narobił żadna zła rzecz?
Griffin zerknął na zegarek Fitza. Dochodziła dwunasta trzydzieści. Kurwa mać.
– Pani Como, czy wie pani, że wczoraj w nocy została zaatakowana następna dziewczyna?
Kobieta skinęła głową.
– Dzisiaj rano dostaliśmy wyniki badań DNA znalezionego na ciele ofiary. Okazało się, że pochodziło od Eddiego.
– Ale to niemożliwe! – oburzyła się Tawnya. – Eddie nie żyje. Co jest? Tak wam zależy na schwytaniu zabójcy, że ścigacie nawet zmarłych? Nawet martwy Latynos nie może się przed wami ustrzec. Wy żałosne, pierdolone…
Tym razem to Griffin uniósł dłoń. Spojrzał na pąsową ze zdenerwowania twarz Tawnyi. Popatrzył na kamienne oblicze pani Como. Coś tu nie pasowało, czuł to w kościach.
A cholerny czas wciąż mijał i mijał.
– Tawnyu – zapytał – czy wiesz, że kiedy w zeszłym roku detektywi przeszukali wasze mieszkanie, znaleźli mnóstwo książek na temat medycyny sądowej i metod śledczych? I artykuły, zgadza się, detektywie? Opisujące proces innego gwałciciela z Rhode Island.
– Powiedziałam policji, że te rzeczy nie należały do Eddiego.
– A do kogo?
– Nie mam pojęcia! Przyszły w paczce pocztowej razem z listem, że to od przyjaciela. Eddie nie wiedział, co to i od kogo, więc schował pudło w szafie. Uznał, że ktoś może się po to później zgłosić. Mówiłam o tym policji. Mówiłam!
– Kiedy ta paczka przyszła?
– Nie wiem. Dawno. W zeszłym roku. Zanim… – Zmarszczyła brwi. – Zanim się to wszystko zaczęło. Nie rozumiem. Jak możecie podejrzewać, że Eddie zabił wczoraj tamtą dziewczynę? Eddie nie żyje.
– Czy na paczce był adres zwrotny?
– Nie wiem. Nie przyglądałam się. Przyszła do Eddiego.
Griffin zerknął na Fitza.
– Nie – odparł detektyw. – To było stare kartonowe pudło tylko ze znaczkiem pocztowym. Uznaliśmy, że Eddie trzymał w nim te materiały. Znaleźliśmy je w szafie z ubraniami.
– Bo nie było jego! – wykrzyknęła Tawnya. – Eddie nie miał pojęcia, dlaczego do niego przyszło!
– Słyszałaś, żeby Eddie kiedykolwiek wspominał człowieka nazwiskiem David Price?
– Kto to, kurwa, jest David Price?
– Słyszałaś o Cukiereczku?
– To ten zboczeniec, który zabijał dzieci – odparła bez wahania. – O, to jest facet, któremu powinno się odrąbać fiuta!
Griffin przyglądał się jej uważnie. Wyglądała na szczerą. Jeżeli kłamała, to musiała mieć w tym wielką wprawę.
– Tawnyu, czy Eddie miał inną dziewczynę?
– Eddie mnie kochał! Dlaczego tak trudno to zrozumieć? Eddie kochał mnie, a ja kochałam jego. Mieliśmy spędzić wspólnie życie. On miał dobrą pracę, a jak urodził się mały Eddie, miałam pójść na kurs dla kosmetyczek. A potem, potem… A pierdolcie się wszyscy!
Jej ramiona opadły, a po policzkach popłynęły łzy. Odwróciła głowę. Krokodyle łzy czy rzeczywisty żal? – zastanowił się Griffin. Ostatnio tak wiele razy go okłamywano, że nie mógł być do końca pewien. Podejrzewał jednak, że w tym przypadku kłamały ofiary i ich rodziny – oczywiście w najlepszej intencji – podczas gdy główny podejrzany i jego rodzina od początku mówili prawdę.
– Tawnyu – odezwał się cichym głosem – mamy mało czasu. Musisz mi powiedzieć prawdę. I to teraz.
– Już powiedziałam prawdę!
– Tawnyu, czy dałaś komuś… próbkę nasienia Eddiego? Może wydawało ci się, że powinnaś to zrobić, że to przysługa dla przyjaciela?
Dziewczyna popatrzyła na niego ze zdumieniem.
– Zwariowaliście? Kto robi coś takiego?
– Tawnyu, sperma Eddiego została znaleziona na ciele ofiary zamordowanej dzień po jego śmierci. Powiedz mi, jak mogło do tego dojść?
Nagle otworzyła szeroko oczy.
– O nie – powiedziała. – O nie…
– Co, Tawnyu? Co takiego z Eddiem zrobiliście?
Jej twarz wykrzywiła się w bezradnym grymasie.
– Potrzebowaliśmy pieniędzy – powiedziała głucho. – Byłam w ciąży, a Eddie chciał mi dać jakiś prezent. Poza tym musieliśmy zacząć oszczędzać…
Griffin zerknął na Fitza. Fitz spojrzał na niego ponuro. Nagle zrozumieli, co się stało. Od razu powinni byli na to wpaść, ale kto pomyślałby o zadaniu takiego pytania? Kto zadaje takie pytania?
– Eddie był zdrowy – mówiła Tawnya. – Co dwa miesiące oddawał krew, więc na pewno nie miał żadnych chorób. A poza tym był przystojny. Oni zwracają na to uwagę, wie pan?