Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Rozdział 3

Aleksa ubrana w ozdobioną złotem suknię w ko¬lorze głębokiej sjeny naciągnęła na głowę kaptur peleryny w tym samym odcieniu i wsiadła do małe¬go prywatnego powozu Jane. Daszek był postawio¬ny. Stangret, szczupły młodzieniec o słomianych, niemalże białych włosach, był według Jane chłop¬cem godnym zaufania. Miał na nią czekać przed tawerną Cockleshell, małym, dobrze wypo¬sażonym, a przy tym dyskretnym zajazdem tuż pod Londynem, który został wybrany przez hrabie¬go na miejsce spotkania.

Aleksa właśnie tak myślała o tym zdarzeniu: spotkanie, a nie upojna noc, jak to sobie zaplano¬wał hrabia. Nie miała najmniejszego zamiaru, aby do tego dopuścić. Była pewna, źe; będzie w stanie wymusić na nim zachowanie godne dżentelmena, a przy okazji zgłębi jego tajemniczą naturę, odkry¬je to, co tak bardzo ją w nim zaintrygowało.

Aleksa usiadła wygodniej na czerwonej aksamit¬nej kanapie w powozie. Tylko Jane wiedziała o tej wyprawie. Tylko ona i hrabia. Brat pozwolił jej na jeszcze jedną krótką wizytę w okazałej miejskiej rezydencji księcia. Było oczywiste, że i ona, i Jane świetnie się czują wśród elit bywających na impre¬zach sezonu towarzyskiego, a poza tym uwielbiały spędzać ze sobą czas. Tak więc książę oraz brat Aleksy byli zgodni: pobyt w Londynie korzystnie wpływał na ich podopieczne.

Jak korzystnie – Aleksa miała się przekonać już niebawem.

Tawerna znajdowała się obok małej wioski, tuż przy drodze do Hampstead Heath, tej samej, któ¬ra prowadziła do Stoneleigh. Lord Falon – jak przypuszczała – spodziewał się, że przybędzie z tej właśnie strony, ale oszukać Rayne'a było o wiele trudniej niż księcia i całą jego' służbę.

Gdy z chrzęstem żelaznych obręczy po kocich łbach powóz opuszczał Londyn, Aleksa przysłuchi¬wała się dźwiękom miasta: sprzedawcy jabłek i szmaciarze zachwalali swoje towary, żebracy błaga¬li o datki, pijani żołnierze bełkotali sprośne piosen¬ki. Ktoś z okna na drugim piętrze przeklinał awan¬turników stojących na ulicy i wyrzucił im na głowy kubeł śmieci, by uciszyć ich obleśny rechot.

W końcu dźwięki zaczęły cichnąć, a w ich miej¬sce zaległa wiejska cisza. Tutaj powietrze pachnia¬ło świeżo skoszoną trawą i słodką wieczorną rosą. Gdzieś z oddali dochodziło ryczenie mlecznej kro¬wy. Potem minęli czerwono-czarny dyliżans pocz¬towy, który pospiesznie zmierzał do miasta.

W pewnym momencie stangret skręcił w wąską aleję i po kilku minutach przywitała ich łukowata brama na podwórzu tawerny.

Aleksa poczuła ucisk w żołądku, jej dłonie zwil¬gotniały. Staranniej owinęła się peleryną, gdy woź¬nica otworzył przed nią drzwiczki powozu. Aby do¬dać sobie odwagi, nabrała głęboko powietrza i wy¬siadła, rozglądając się nerwowo dokoła. Z tyłu znajdowała się kryta słomą stajnia, kilka kundli szukało ochłapów między pustymi powozami, lecz nigdzie nie było widać lorda Falona. Ucisk w żo¬łądku stał się jeszcze bardziej dokuczliwy, a odwa¬ga zaczęła ją powoli opuszczać.

W końcu dostrzegła go. Smukły i męski, szedł pewnym siebie krokiem w jej kierunku. Ubrany był na czarno, z wyjątkiem kamizelki ze srebrnym bro¬katem, białej koszuli i fularu. Miał najbardziej nie¬bieskie oczy, jakie kiedykolwiek widziała, jego czarne włosy lśniły w świetle księżyca. Kiedy się zbliżył, stanął i spojrzał na jej zar,umienione po¬liczki, słuchał przyspieszonego oddechu, obrzucił wzrokiem śmiało wyciętą suknię w barwach złota I sjeny.

Gdy się uśmiechnął, serce w niej zamarło. – Dobry wieczór, piękna damo.

Zanim zdążyła wydusić z siebie stosowną odpo¬wiedź, objął ją stanowczym ramieniem. Długimi palcami dłoni dotknął policzka Aleksy, uniósł lek¬ko jej podbródek i pocałował w usta. Zajęczała gardłowo, czując, jak oblewa ją fala gorąca, jak serce zaczyna gwałtownie łomotać, a w uszach pojawia się szum.

Przerwał pocałunek, zanim tak naprawdę rozpo¬czął, lecz nadal władczo obejmował ją w talii.

– Wejdźmy do środka. Tam będzie nam wygodniej. Lecz ona wcale nie czuła się komfortowo. Czuła się, jakby w pewnym stopniu nie była sobą, a jed¬nak dobrnęła do tego miejsca. Skinęła lekko głową i pozwoliła, by poprowadził ją w kierunku szero¬kich dębowych drzwi tawerny.

Zajazd był urządzony w stylu rustykalnym, miał nisko sklepione sufity, rzeźbione drewniane belki i ogromne kamienne palenisko przy końcu baru.

Projekt był prosty, lecz wyposażenie znakomite: piękne stoły od Sheridana, miękkie, pokryte per¬kalem sofy i fotele. Małe mosiężne lampy na wie¬lorybi olej przygasały, a ich nikły blask łączył się ze światłem żaru paleniska, nadając wnętrzu ciepły, przytulny charakter. Z kuchni dochodził wspania¬ły zapach pieczonego mięsiwa.

W milczeniu weszli po schodach. Czuła, jak ma¬teriał wykwintnego fraka ociera się o jej ramię, czuła zapach jego męskiej wody kolońskiej. Gdy znaleźli się na podeście, ruszyli w głąb korytarza. Serce Aleksy biło jak oszalałe, nie umiała opano¬wać drżenia rąk, z każdą chwilą jej 'zdenerwowanie rosło, lecz zarazem coraz bardzi~j trawiła ją cieka¬wość. Zrozumiała, że chce tu być. Ze chce być właśnie z nim.

* * *

Włożył do zamka ciężki mosiężny klucz i otwo¬rzył drzwi do niewielkiego apartamentu. Obok ko¬minka w rogu pokoju stał nakryty lnianym obrusem mały okrągły stolik zastawiony porcelaną i kryszta¬łowymi kieliszkami dla dwóch osób. Z przykrytych półmisków unosiła się para, w palenisku płonął ogień, w pomieszczeniu czuć było delikatną woń piżma. N a poręczy sofy leżał starannie złożony eg¬zemplarz "Kroniki Porannej", zaś przez otwarte drzwi do sąsiedniego pokoju zobaczyła duże łóżko z baldachimem. Na ten widok Aleksa oblała się ru¬mieńcem. Nierówno bijące serce jeszcze przyspie¬szyło, lecz jakaś siła powstrzymała ją od ucieczki.

Kiedy lord Falon zamknął drzwi, odgłos zatrza¬skującego się zamka w tym przytulnym wnętrzu za¬brzmiał dla niej jak wystrzał armatni.

– Cieszę się, że przyjechałaś – powiedział cicho, zdejmując jej pelerynę, zanim zdążyła go po¬wstrzymać. Rzucił okrycie na fotel i zaczekał, aż zdjęła rękawiczki, by złożyć na jej dłoni pocałunek. – Obawiałem się, że zmienisz zdanie.

Dotyk jego ust sprawił, że jej serce zabiło jeszcze żywiej.

– Zmieniałam zdanie chyba z tysiąc razy. I nadal nie jestem pewna, jakie szaleństwo pchnęło mnie do tego kroku. – Wpatrywał się w nią tak intensyw¬nie, że poczuła alarmujący ucisk w brzuchu. Bała się, a jednak, o dziwo, wcale nie chciała stąd odejść.

Uśmiechnął się powoli, zmysłowo, aż poczuła, że jej nogi stają się miękkie, a I?owietrze w pokoju wydało się nagle wręcz gorące. Swiadomość powagi sy¬tuacji, w której się znalazła, uderzyła w nią niespo¬dziewanie z siłą kowalskiego młota. Z trudem prze¬łknęła ślinę i podniosła wzrok na hrabiego, lecz on, nie przestając się uśmiechać, puścił jej dłon.

– Sherry, prawda?

– Tak, poproszę. – Nawet cała beczka sherry nie byłaby w stanie ukoić jej nerwów, lecz każda odro¬bina może okazać się pomocna. Z gracją, długimi krokami podszedł do bocznego stołu i nalał jej kie¬liszek, który przyjęła niepewną dłonią. Dla siebie wybrał brandy..

– Za nasze zdrowie – powiedział, unosząc kieli¬szek w jej kierunku. – Obyśmy oboje wyszli z tego zwycięsko przed upływem nocy.

Aleksa nie mogła zmusić się do picia.

– Twoje zdrowie, milordzie. Za to, że taki wspa¬niały z ciebie przeciwnik. – Tym razem to on nie spełnił toastu. W jego -oczach pojawił się jakiś nie¬zrozumiały mrok. Pociągnęła łyk trunku, a ciepły, gęsty płyn rozgrzał jej wnętrze. Podobnie jak roz¬grzewał ją dotyk jego długich palców.

– Pięknie dziś wyglądasz, Alekso. Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo pragnąłem mieć cię ca¬łą tylko dla siebie.

Ponownie zerknęła w stronę łóżka widocznego przez uchylone drzwi. Było przykryte morelową narzutą, zaś pościel w narożniku była już zaprasza¬jąco odwinięta.

– Przepraszam, milordzie. Zaczynam zdawać so¬bie sprawę, jak głupio postąpiłam, przyjeżdżając tutaj. Byłam w pełni świadoma niebezpieczeństwa, a jednak… – Odwróciła się nieznacznie, lecz on wciąż pozostawał w zasięgu jej wzroku. – W każ¬dym razie… to było szaleństwo i prawdę mówiąc, nie przyjechałam tu z powodu, o którym myślisz.

– Nie? A jakiż to niby powód?

– Wiem, czego oczekujesz. Wiem, że gdy zgodziłam się na to spotkanie, myślałeś, że chciałam… wykupić mój dług za cenę mojej cnoty. Prawda jest jednak taka, że przyjechałam tu z nadzieją, że przekonam cię… do rozsądku.

Uśmiechnął się kącikiem ust.

– Jeśli chodzi o ciebie, moja droga, trudno o roz¬sądek. – Podszedł do niej, lecz ponownie cofnęła się.

– Próbuję ci tylko powiedzieć, lordzie Falon, że nie jestem tak łatwa, jak sobie zapewne wyobraża¬łeś. Nie jestem rozpustnicą, która jest gotowa przehandlować swoją niewinność bez względu na cenę. Doszłam do przekonania, że jeśli się tu zjawię, będziemy mogli porozmawiać o moim we¬kslu, że przekonam cię, abyś zachował się jak dżentelmen. Miałam nadzieję, że przynajmniej po¬zwolisz mi spłacić dług, kiedy osiągnę wiek dający mi możliwość samodzielnego dysponowania majątkiem. – Uśmiechnęła się słabo. – Szczerze mó¬wiąc, to jestem oszustką, milordzie. Nie jestem przygotowana na tego rodzaju… hm…

Odstawił kieliszek i nagle spoważniał. Ponownie ruszył w jej stronę, a zanim do niej podszedł, całe jej ciało ogarnęło nieopanowane drżenie.

– Nie – szepnęła. Serce Aleksy biło jak oszalałe.

Bała się jego kolejnego kroku.

– Wszystko będzie dobrze, Alekso. Nie musisz się obawiać. Nie zaprosiłem cię tutaj, aby zaciągnąć cię do łóżka. – Dotknął dłonią jej policzka, przez moment bawił się kosmykiem spiralnie skręconych włosów tuż koło jej ucha. – Nigdy nie uważałem cię za rozpustnicę. Myślałem, że być może… czu¬jesz takie samo zauroczenie jak ja. Myślałem, że karciany dług mógłby dać nam obojgu pretekst, abyśmy zrobili to, czego przez cały czas pragnę¬liśmy oboje.

Zarumieniła się, bo wiedziała, że przynajmniej po części jest to prawda. Była tu z własnej woli. Chciała go zobaczyć, porozmawiać z nim, znaleźć się blisko niego.

8
{"b":"92091","o":1}