Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Rozdzia120

Jules St. Owen siedział przy stoliku w rogu ka¬wiarni De Valais i popijał mocną kawę. Pochylając się nieco do przodu, był w stanie obserwować drzwi wejściowe. W pewnym momencie zesztyw¬niał, a potem szybko wstał na widok szczupłej po¬staci w pelerynie, która właśnie weszła do środka.

Zdecydowanym krokiem podszedł do niej, ujął pod rękę i zaprowadził do stolika.

– Zaczynałem się martwić. – Zdjął z niej okrycie i położył na oparciu krzesła.

– Przyjechałam okrężną drogą. – Pozwoliła, że¬by pomógł jej zająć miejsce, odgarnęła kilka ko¬smyków kasztanowych włosów pod czepek. Chcia¬łam mieć pewność, że nikt"mnie nie śledzi.

– Tres bien. Dziękuję za tę przezorność. – Zamó¬wił jej filiżankę mocnej ~awy, którą wraz z gorą¬cym mlekiem po chwili przyniósł kelner.

– Czy wszystko przygotowane? – Była ubra¬na w jasnoniebieską dzienną suknię z muślinu, prostą i skromną, na której odznaczały się jej ku¬szące piersi. Spoglądała na niego badawczo. Wy¬glądała jak zwykle pięknie, lecz nie mógł nie za¬uważyć bladości jej skóry.

Wszystko przygotowane do wyjazdu, a także do kradzieży dokumentów. Tym ostatnim zajmę się osobiście… gdy tylko powiesz mi, gdzie one są

Mówiłam ci już wcześniej, Jules, że wyjawię to dopiero wieczorem. Zresztą zamierzam jechać z tobą, bo tylko wtedy będę miała pewność, że mnie zabierzesz.

Zaklął pod nosem.

Wybacz, chćrie, ale to jest zbyt niebezpieczne. Miałem nadzieję, że wrócił ci rozsądek.

Sam pobyt tutaj jest niębezpieczny. Muszę to doprowadzić do końca, Jules. Innego wyjścia nie ma. A jakim sposobem wydostaniemy cię z domu? Zostawiam tę kwestię tobie. Wiem, że coś wy¬myślisz. – Była piękna, zdeterminowana. Zrozu¬miał, że jej nie zatrzyma.

Dobrze. Wygląda na to, że nie zostawiłaś mi wyboru.

Uśmiechnęła się na to małe zwycięstwo, zaś Jules poczuł ukłucie w sercu. Westchnął.

Dopilnuję, żeby twój mąż został wezwany, a wtedy będziesz mogła wymknąć się niezauważe¬nie. Spotkamy się kilka domów dalej.

– Kiedy?

W czwartek w nocy. Musimy wyruszyć przed piątkiem, jeśli chcemy dotrzeć do Hawru i zdążyć na łódź.

Przygryzła dolną wargę, on zaś z trudem pano¬wał nad coraz silniejszym pożądaniem. Nigdy nie narzekał na brak powodzenia u kobiet. Większość tych, które wpadły mu w oko, chętnie szła z nim do łóżka. Ale nie ta. Aleksa czuła do niego tylko przyjaźń. Ciekawe tylko, czy jej mąż doceniał jej si¬łę i determinację tak jak on.

– Co do łodzi… – powiedziała cicho, spuszczając wzrok. – Nie zmieniłam zdania, Jules. Nie pojadę z tobą.

– Ale myślałem…

– Wiem, co myślałeś. Przez jakiś czas sama nie byłam pewna. Ale prawda jest taka, że muszę zo¬stać.

– Nie możesz. Nie po kradzieży planów. Oni na pewno będą podejrzliwi. Mon Dieu, przecież widziałaś te papiery w gabinecie generała.

– Muszę zostać z moim mężem. – Spojrzała mu w oczy, a wtedy zobaczył łzy. – Ja go kocham, Ju¬les. Kocham go i nie mogę go zostawić. – Mrugnꬳa kilka razy, żeby powiekami rozgonić zbierające się łzy. – Poza tym, jeśli będziemy ostrożni, nawet przez kilka tygodni nikt nie dowie się o kradzieży dokumentów. A wtedy Damien i ja znajdziemy się już bezpiecznie w domu.

– Masz jednak wątpliwości, bo w przeciwnym ra¬zie by cię tu nie było. Co się stanie, jeśli się mylisz?

– Dopóki nie otrzymamy wiadomości od Field¬hursta, nie będzie żadnej pewności. Nie będę ryzykowała życia moich rodaków dlatego, że go ko¬cham, ale wierzę, że on kocha mnie i będzie mnie chronił. Dopilnuje, żebym bezpiecznie wróciła do Anglii… nawet jeśli sam będzie musiał tu zostać.

Jules chciał zaprotestować, lecz nieugiętość w jej spojrzeniu kazała mu zamilknąć. Mon Dieu, ależ ta kobieta jest odważna! I na swój sposób lojalna wo¬bec mężczyzny, którego kocha. Jednak nie mógł jej tu zostawić. Odczeka, zdobędzie dokumenty, o ile w ogóle tam są, a potem postara się przekonać ją do wyjazdu.

Sięgnął po jej dłoń, poczuł delikatną, ciepłą skó¬rę, po czym uścisnął ją uspokajająco.

– Dobrze, zrobimy tak, jak zechcesz. W hotelu Marboeuf zostawię wiadomość z instrukcjami. W czwartkową noc zdobędziemy plany.

– Dziękuję ci, Jules.

Pocałował jej smukłe palce.

– A vec plaisir, cherie. A teraz módlmy się, żeby wszystko poszło dobrze.

* * *

Damien stał w pomieszczeniu na tyłach powo¬zowni, które było jedynym miejscem wolnym od podsłuchu. Towarzyszył mu Claude-Louis. Wielki biały ptak Jeana-Paula zatrzepotał skrzy¬dłami i zaskrzeczał, przyjmując karmę, którą Da¬mien wsypał mu przez pręty klatki.

– A więc wszystko już gotowe – powiedział, spo¬glądając na przyjaciela.

– Wszystko jest tak, jak chciałeś. W poniedzia¬łek wieczorem ubierzecie się do wyjścia i opuścicie dom, jakbyście wybierali się do opery. Będę czekał na rogu z karetą i podróżnym ubraniem. Twoja żo¬na pojedzie ze mną, a ty wyruszysz po plany.

Damien skinął głową

– Przed pracownią konstrukcyjną Salliera będzie czekał mężczyzna. Nazywa się Charles Trepagnier. To dobry, godny zaufania człowiek, on ci pomoże. – Oby żadna pomoc nie była potrzebna, ale dobrze, że w razie czego mam pomocnika.

– Gdy zdobędziesz plany, spotkasz się z nami na północ od miasta i wyruszymy w dalszą drogę. – A łódź?

– Będzie czekała za cztery dni na południe od Boulogne. Jeśli do tego momentu nic złego się nie wydarzy, wrócicie bezpiecznie do domu.

Damien chwycił Claude' a-Louisa za ramię.

– Dziękuję ci, mon amio Zawsze byłeś mi wiernym przyjacielem..

– Nie powiedziałeś jeszcze, co zrobisz, jeśli pla¬nów tam nie będzie.

– W takim wypadku wyjedziemy bez nich. Przy¬najmniej wiemy, co planuje Napoleon, a ja nie mo¬gę dłużej ryzykować, trzymając Aleksę we Francji. Sprawy i tak wymknęły się spod kontroli.

– Miło mi to słyszeć. Zacząłem się już niepoko¬ić o wasze bezpieczeństwo.

– A ty uważaj na siebie, żonę i chłopca.

– Możesz być spokojny. I… Damien… tak jak ja byłem i jestem twoim przyjacielem, ty także jesteś mmm.

– Nigdy was nie zapomnę, zwłaszcza Jeana-Pau¬la. Powtórz mu to ode mnie, dobrze? Powiedz, że gdyby kiedykolwiek chciał przyjechać do Anglii…

– Powiem mu.

Damien ponownie skinął głową. Powiedzieli so¬bie już wszystko. Dziś wieczorem zamierzał wta¬jemniczyć Aleksę. Po kolacji wybiorą się na spacer nad Sekwanę, gdzie będą mogli dyskretnie poroz¬mawiać. Będzie spokojniejsza, mając świadomość, że wszystko jest na dobrej drodze i niebawem wyjadą do domu.

On sam też będzie spokojniejszy.

Z każdym dniem rosła możliwość dekonspiracji, do czego przyczyniała się obecność Aleksy. Pogłę¬biały się też jego uczucia do żony, chociaż za wszel¬ką cenę starał się to ukryć. Wyprawa po dokumen¬ty znacznie zwiększała ryzyko, ale musiał je pod¬jąć, gdyż stawka w tej rozgrywce była przeogrom¬na. Gdyby coś się z nim stało, gdyby nie przybył na miejsce spotkania, Claude-Louis wsadziłby Aleksę na pokład łodzi i dopilnował, by bezpiecz¬nie wróciła do Anglii.

Mogła na nim polegać.

Modlił się tylko, żeby wszystko poszło zgodnie z planem i żeby mogli razem wyruszyć do domu.

* * *

W czwartek pod koniec dnia Aleksa kazała przy¬gotować specjalny posiłek, który miał wprowadzić nastrój spokojnego rodzinnego wieczoru przy do¬mowym ognisku. Zresztą, sz~zerze mówiąc, chcia¬ła spędzić tych kilka godzin z mężem.

Zapaliła świecę. Chciała, aby wszystko ułożyło się idealnie, chciała rozbić dzielący ich mur, choć¬by tylko na krótko, na ten jeden wieczór. Bo nie mieli dużo czasu. Wierzyła, że plan St. Owena ąię powiedzie, jak to obiecywał w swoim liście. Ze o dziewiątej zjawi się posłaniec z pilnym wezwa¬niem dla jej męża.

Oficerowie zbierali się na odprawę dotyczącą ru¬chów wojsk. Jules stwierdził, że dodanie nazwiska majora do listy osób objętych rozkazem uczestni¬czenia w naradzie będzie dobrym pomysłem.

Poza tym gdyby kradzież dokumentów zakoń¬czyła się fiaskiem lub gdyby została odkryta, zanim Damien wyjedzie z miasta, miałby doskonałe alibi.

Poczuła się lepiej, bo cokolwiek wydarzy się tej nocy, on nie będzie narażony na niebezpieczeństwo.

Wygładziła świeżo wyprasowaną białą serwetkę, którą położyła obok jego nakrycia. Stół był zasta¬wiony delikatną porcelaną, kryształowymi kielisz¬kami, w wazonach pięknie prezentowały się świeże kwiaty. Kucharz przygotował cote de veau belle des bois, czyli eskalopki cielęce z kremem grzybowy.

Z pewnością będą smakowały wybornie, ale Alek¬sa była zbyt zdenerwowana, żeby jeść.

Słysząc kroki Damiena, odwróciła się. Poczuła przyspieszone bicie serca na widok niesamowicie przystojnej, wysokiej postaci.

– Mon Dieu… – powiedział cicho, spoglądając na nią z pożądaniem. Lekko ochrypły, jakby łamią¬cy się głos męża wywołał kolejne bolesne ukłucie. – Jak mogłem tak szybko zapomnieć, jaka jesteś piękna…

Zaczerwieniła się.

– Miałam nadzieję, że ci się spodoba. – Wybrała szafirową jedwabną suknię z siateczką. Miała głę¬boki dekolt, który pięknie eksponował zaokrąglo¬ny biust, a także wycięcie w spódnicy uwodziciel¬sko odsłaniające spory fragment nogi.

– C'est extraordinaire. Ale jeszcze bardziej podo¬ba mi się to, co jest pod spodem.

Spłoniła się jeszcze bardziej. Celowo włożyła tę suknię. Chciała, żeby patrzył na nią tak jak kiedyś, z pragnieniem w oczach, z pożądaniem emanują¬cym ze śniadej twarzy. Bez względu na to, co się później wydarzy, chciała jeszcze raz zobaczyć ten głód w jego spojrzeniu.

Widziała to już teraz. Ow ogień, który rozgrze¬wał jej krew, poganiał sefce do galopu. Z płonący¬mi oczami, ze zmysłowymi, kształtnymi ustami, zbliżał się teraz – męskU silny. Objął Aleksę w ta¬lii, przytulił ją mocno do siebie i przywarł ustami do jej ust.

Był to pełen żaru pocałunek mocnych warg na miękkich i delikatnych ustach. Dziki, niepoha¬mowany, wladczy.

63
{"b":"92091","o":1}