Damien wysiadł z powozu przed pałacem gene¬rała Moreau w St. Germain-en-Laye.
Zaprojektowany dla księcia de Torcy i zbudowa¬ny na północny zachód od Paryża pałac miał trzy piętra, całe rzędy wysokich, zakończonych łukowa¬to okien, każde z małym balkonikiem z kutego że¬laza, obok pałacu stały dwa pawilony z kolumna¬mi, po jednym z każdej strony. Ze stromego dachu sterczało kilkadziesiąt ceglanych kominów, zaś szerokie trawniki zapraszały gości do wysokich, rzeźbionych drzwi głównego wejścia.
– Jest piękny – powiedziała Aleksa, gdy Damien chwycił ją w talii, pomagając wysiąść. – Ciekawe, który arystokrata stracił głowę, żeby pałac mógł się stać własnością generała.
Alekso… – rzucił ostrzegawczo, patrząc na jej zaciśnięte w ironicznym uśmiechu usta.
– Przepraszam. Przecież jesteśmy tu gośćmi, prawda? Już prawie zapomniałam. – Wciąż się uśmiechała, podobnie jak przez ostatnie trzy dni. Aleksa zachowywała się chłodno i z rezerwą od tam¬tego wieczoru, kiedy wybrali się do teatru z Lafo¬nem, a było to wynikiem gwałtownej kłótni z Ga
briellą. Tak więc Aleksa wciąż wymawiała się bólem głowy, ignorując jego awanse, i ogólnie trzymała się od niego na odległość wyciągniętego ramienia.
Z początku ustępował jej, gdyż uznał, że miała powody. Gabriella zachowała się okropnie, otwar¬cie podeszła do niego w holu teatru Francaise i po¬całowała go prosto w usta w obecności stojącego obok Lafona.
Niestety, Aleksa również to zauważyła. Była wściekła, za co nie mógł jej winić. Próbował wyja¬śnić, lecz nie chciała słuchać, ignorując go przez resztę wieczoru. W domu znowu się pokłócili. Aleksa zażądała, żeby powiedział tamtej kobiecie, gdzie jest jej miejsce, po czym zostawiła go w sy¬pialni i od tamtej pory spała sama w przyległym pokoju.
Nienawiść Aleksy do Gabrielli wcale go nie dzi¬wiła, lecz zaczął podejrzewać, że przyczyna takiego zachowania żony tkwi głębiej. Wyczuł napięcie, którego wcześniej między nimi nie było, jakąś ten¬dencję do unikania go. Zaczął przypuszczać, że nie chodzi tylko o Gabriellę, że w uczuciach Aleksy do niego nastąpiła jakaś zmiana.
A może stało się to za sprawą Sto Owena, byłego kapitana, a obecnie zamożnego kupca, którego Aleksa poznała na balu w hotelu de Ville? Damien widział, jak z nim tańczyła, lecz wtedy nie zwrócił na to większej uwagi. Potem znowu spotkała się z nim w teatrze Fran‹;aise i wtedy zajął miejsce tuż obok niej.
Bezwiednie objął mocniej Aleksę, prowadząc ją szerokimi schodami do pałacu. Tamten jasnowło¬sy mężczyzna był wystarczająco przystojny, żeby zawrócić w głowie każdej kobiecie, a było jasne, że Jules Sto Owen wyraźnie interesował się Aleksą.
Teraz patrzył, jak kołysząc biodrami, mijała lo¬kajów w złocisto-szkarłatnych liberiach. Popołu¬dniowe słońce tańczyło niczym ogień na jej ciem¬nokasztanowych włosach. Była piękna, niezwykle pociągająca. Zanim wzięli ślub, połowa mężczyzn w Londynie rzucała się do jej stóp, a wśród nich je¬go brat, Peter.
Może tęskniła za tymi zalotami? Może on do¬piero miał poznać kobietę, która zainteresuje się nim na dłużej. Może już się nim zmęczyła albo – podobnie jak jego matka i Aleksa, którą kiedyś scharakteryzowała mu Melissa, a on uwierzył, że właśnie taka jest – karmiła się atencją ze strony in¬nych mężczyzn. Może potrzebowała uwielbienia, żeby utwierdzać się w przekonaniu, że jest pięk¬na i czarująca?
Zacisnął zęby. Da jej trochę czasu, spróbuje do¬trzeć do prawdy, lecz bez względu na przyczynę jej dystansu, była jego żoną i taką pozostanie. Po raz pierwszy rozumiał obsesję, jaką ojciec miał na punkcie matki. Chciał ją zatrzymać bez wzglę¬du na cenę. Była to niepokojąca myśl, od której poczuł się jeszcze bardziej niepewnie.
Lecz najgorsze, wywołujące straszliwą furię, nie¬dające spokoju, skręcające żołądek w supeł było podejrzenie, że jego żona może sobie szukać towa¬rzystwa innego mężczyzny.
* * *
Jej plan przynosił efekty, choć nie było to łatwe.
Damien spochmurniał, obserwował ją niespokoj¬nym wzrokiem, zły, że się pokłócili, i niepewny po¬wodu nieporozumienia. Oczywiście zachowywał się grzecznie, a w obecności gospodarzy przyjęcia był wręcz czarujący. Jednak gdy znaleźli się w swo¬ich eleganckich pokojach, urządzonych z rozma¬chem w barwach kości słoniowej i złota, z baroko¬wymi malowidłami na sufitach, rozeźlony Damien zaczął chodzić tam i z powrotem, żądając od żony wyjaśnień, o co jej chodzi.
– Już ci mówiłam, o co mi chodzi. O ciebie i tę… tę kobietę! Coraz bardziej dochodzę do przekona¬nia, że nadal jesteście kochankami. I wcale bym się nie zdziwiła, gdybyś zaprosił ją tutaj!
Odegranie tej komedii nie było zbyt trudne, gdyż wystarczyło, żeby sobie przypomniała, jak się czuła, gdy ona go całowała. W połączeniu z ostat¬nim stekiem kłamstw, jakimi ją uraczył, stanowiło to wystarczającą pożywkę, by ją rozjuszyć i dobrze ukryć prowadzoną grę.
Przeczesał palcami włosy.
– Mówiłem ci, że Gabriella nie jest już moją kochanką Dlaczego tak trudno ci w to uwierzyć?
– Jeszcze się pytasz po tym, co zrobiła w teatrze?
– Myślałem, że to rozumiesz…
– No więc nie rozumiem i nie mam ochoty więcej o tym rozmawiać.
– Dobrze! – powiedział, lecz wydawał się jeszcze bardziej zdezorientowany i gwałtownie wyszedł z pokoju, trzaskając za sobą'drzwiami.
Aleksa usiadła ciężko na łóżku. Był tak wzbu¬rzony, jakby jej uczucia rzeczywiście miały jakieś znaczenie. Jakby… a niech to! Nie ma mowy! Już nie będzie udawała dla niego głupiej. Miała nakre¬ślony plan i zamierzała go zrealizować.
Kilka godzin później usłyszała go w sąsiednim po¬koju. Wiedziała, że ubierał się na wieczór. Ona sa¬ma była gotowa już od kilku godzin. Wybrała szafi¬rową suknię z podniesioną talią, zaś splecione w gruby warkocz włosy były upięte na czubku głowy. Do pomocy wezwała jedną ze służących pani domu, zaś teraz czekała, aż mąż zapuka do jej drzwi.
Zapukał po chwili, chociaż nie bawił się w dobre maniery, i nie czekając na zaproszenie, bezceremo¬nialnie wszedł do środka. Ubrany był formalnie w czarny frak z aksamitnym kołnierzem, srebrną ka¬mizelkę i obcisłe spodnie z czarnej satyny. Biały ko¬ronkowy fular pod szyją podkreślał jego śniadą cerę, oczy nigdy jeszcze nie wydawały się tak bardzo nie¬bieskie ani też tak bardzo wygłodniałe, co stwierdzi¬ła, gdy obrzucił ją przeciągłym.spojrzeniem.
– Pięknie wyglądasz. – Jego czarne włosy miały niemalże granatowy połysk, twarz zaś była tak zmysłowa, że Aleksa oblała się gorącym rumień¬cem.
Nie poddała się jednak wrażeniu, jakie na niej wywołał.
– Cieszę się, że aprobujesz mój wygląd – odpar¬ła nieco zgryźliwie. Boże, dlaczego on musi gapić się na nią w taki sposób, dlaczego pożera ją wzro¬kiem, patrzy z taką tęsknotą, pożądaniem i czymś jeszcze, czego nie umiała nazwać?
– Miałem nadzieję, że do tej pory wróci ci rozsą¬dek – rzekł z wyraźnym rozczarowaniem w głosie. – Ale widzę, że tak nie jest.
Milczała, bo trudno jej było wymyślić stosowną odpowiedź, gdy jej serce biło tak szybko.
Przeciągnął po jej policzku długim, śniadym pal¬cem.
– Gdybym naprawdę uwierzył, że byłaś zazdro¬sna, zapewne bardzo by mi to pochlebiało. Mógł¬bym to nawet uznać za oznakę, że budzą się w to¬bie jakieś uczucia wobec mnie. Niestety, nie wie¬rzę, że chodzi tu o zazdrość… prawda, Alekso? – Spoglądał na nią badawczo, starając się odszukać prawdę Lecz ona równie starannie ją ukrywała.
– Nie mam pojęcia, o czym mówisz, ale wiem, że jesteśmy już nieprzyzwoicie spóźnieni. To chyba w najgorszym tonie kazać gospodarzom tak długo czekać.
Na jego obliczu pojawiła się złość. Rysy twarzy stwardniały, oczy wyrażały jakiś ogień płonący gdzieś bardzo głęboko. Przez chwilę nic nie mówił, potem sztywno podał jej ramię, które przyjęła. Razem ze¬szli po szerokich marmurowych schodach. Starała się nie zwracać uwagi na zżerającą go wściekłość, na napięcie, które wyczuwała w każdym jego ruchu. J ak długo jeszcze będzie w stanie go unikać i spokoj¬nie realizować swój plan? Może dzień albo dwa. Da¬mien nie należał do mężczyzn, któremu łatwo moż¬na było na dłuższą metę pokrzyżować szyki.
Aleksa pomyślała, że jeśli wkrótce nie opuści Francji, on zażąda, by wróciła do jego łoża. Na tę myśl poczuła skurcz w żołądku, jednak był to od¬ruch znamionujący pożądanie, nie zaś odrazę. Sa¬mo wspomnienie miłosnego aktu wywoływało u niej mimowolne podniecenie. W zakamarkach jej umysłu tańczyły obrazy jego gładkiej, śniadej skóry i męskich, smukłych mięśni.
Kiedy szedł, z każdym krokiem czuła ruch mu¬skułów jego przedramienia. Wyobrażała sobie, że dotyka jego podłużnego, twardego torsu, który po¬chyla się nad nią. Oczami duszy widziała, jak roz¬chyla jej nogi i zanurza się w jej wnętrzu.
Z gardła Aleksy wyrwał się zduszony jęk. Dami en spojrzał na nią dziwnie. Jej nogi zrobiły się jak z waty, nie mogła opanować drżenia.
– Co się dzieje, cherie? Chyba nie obawiasz się generała?
– Oczywiście, że nie. – Nie generała się boję, lecz ciebie. I siebie też.
– A więc czas rozpocząć wieczór.
Kiwnęła głową, a Damien poprowadził ją do głównego salonu. Był ogromny, wysoko skle¬piony, miał złocone, wyłożone lustrami ściany, wszędzie stały złote świeczniki. Parkiet był ułożo¬ny w mozaikę. Z salonu usunięto wszystkie niepo¬trzebne meble z wyjątkiem obitych złotym broka¬tem sof i krzeseł z wysokimi oparciami, które stały w rzędzie wzdłuż ściany. Po obu stronach salonu znajdowały się wielkie, mąrmurowe kominki.
– A więc, majorze, w końcu pan i pańska pięk¬na żona zdecydowaliście się do nas dołączyć.
– Przyszlibyśmy wcześniej – odparł Damien z zu¬chwałym uśmiechem – lecz, niestety, przebywając sam na sam z taką kobietą, człowiek zawsze traci poczucie czasu.
Moreau zaśmiał się gardłowo. Aleksa natych¬miast rozpoznała w nim człowieka, którego wi¬działa wtedy w gabinecie męża.